Na tropie (nie)doskonałej zbrodni Kim Dzong Una
W skrócie
Korea Północna jest ewenementem. Państwo, którego PKB porównywalne jest do krajów subsaharyjskich, za pomocą nuklearnego arsenału zmusza do rozmów największych tego świata. W otoczeniu zmodernizowanych, dalekowschodnich potęg jej polityka przypominająca standardy z początku XX wieku szokuje.
Ewenementem jest również jej lider Kim Dzong Un, który choć przez pierwszych siedem lat swoich rządów siedział zamknięty w kraju, w ostatnim czasie podróżuje i pojawia się uśmiechnięty w towarzystwie największych polityków tego świata – Trumpa, Xi Jinpinga lub Putina. Kim regularnie spotyka się też z prezydentem Korei Południowej Moonem Jae-inem. Od kwietnia 2018 roku trwa między nimi nowy okres zbliżeń przywracający nadzieję na zjednoczenie. Wszystko za sprawą obietnic związanych z rozbrojeniem nuklearnym Półwyspu i ostatecznym zakończeniem wojny koreańskiej. Jednak za zasłoną uśmiechów toczy się twarda gra, w której wszystkie sankcje dalej są w mocy, a Kim bynajmniej nie zamierza rozstawać się z atomową technologią.
O dyktatorze KRLD napisano bardzo wiele, lecz wciąż zaskakująco mało o nim wiemy. Próbę rozwiania unoszącej się nad liderem Korei Północnej tajemniczej, pachnącej orientem mgły podjęła norweska dziennikarka Sun Heidi Sæbø w reportażu Kim Dzong Un. Szkic portretu dyktatora.
Morderstwo Grubego Misia
Sam tytuł reportażu został dobrany trochę niefortunnie i może wprowadzać w błąd. Książka Sæbø bardziej niż biografię przypomina reportaż śledczy. Osią pracy jest zabójstwo przyrodniego brata dyktatora, Kim Dzong Nama, który został śmiertelnie zatruty gazem VX na lotnisku w stolicy Malezji, Kuala Lumpur, w lutym 2017 roku. Nam, syn Kim Dzong Ila i słynnej północnokoreańskiej aktorki Song Hye-rim, z powodu braku akceptacji dla związku jego rodziców przez będącego u władzy Kim Ir Sena wychowywał się w izolacji i za granicą. Ostatecznie popadł w niełaskę w 2001 roku, gdy zatrzymano go w Japonii za podróżowanie z fałszywym paszportem podczas próby odwiedzenia Disneylandu. Nie ma jasnych powodów, dla których został zamordowany. Czy ktoś żyjący od lat po za granicami własnego kraju i z problemami alkoholowymi naprawdę mógłby zagrażać władzy Kim Dzong Una? W dodatku bracia mieli się spotkać tylko raz. Może Nam sprowokował wyrok z powodu swojej aktywności medialnej? Japoński dziennikarz Yoji Gomi w 2012 roku na podstawie rozmów ze spotkanym na lotnisku Kim Dzong Namem opublikował jego biografię My Father, Kim Jong-il, and I, w której brat dyktatora przedstawia krytykę obecnego systemu Korei Północnej i potrzebę reform. Powodem zabójstwa mogły być też długi, w które rzekomo popadł, roztrwaniając majątek w kasynach Makau.
Fabułę reportażu można przyrównać do sytuacji z gry Go, po koreańsku zwanej baduk, w której jedna ze stron zamknęła kamień przeciwnika. Ten w potrzasku to Kim Dzong Nam. Otaczające go kamienie to nieprzychylne mu osoby i powody, dla których znalazł się na marginesie życia politycznego KRLD. Autorka książki stara się szczegółowo przedstawić wszystkie wątki tej historii, począwszy od toksycznych konfliktów rodzinnych po socjodarwinistyczne realia rządzące życiem w Korei Północnej.
Największą zaletą reportażu jest to, że Sun Heidi Sæbø ma świadomość wagi tematu, z którym się mierzy. Nie idzie drogą Johna Sweeneya, który po ośmiu dniach spędzonych w KRLD ogłosił się ekspertem regionu. Nie próbuje również, jak wspomniany dziennikarz BBC, za pomocą Korei Północnej udowodnić wyższość własnego świata.
Brutalne realia dyktatury autorka zderza z zakłamaniem Zachodu. Najlepszym obrazem tej obłudy są działania norweskich eksporterów drogiej łososiowej ikry na dwór północnokoreańskich elit, którzy zasłaniali się brakiem sankcji na przesyłanie żywności do KRLD.
Dziennikarka doskonale porusza się wśród oceanu trudnych do zweryfikowania informacji. Nie wiemy np. czy Kim Dzong Un spędził w Szwajcarii ponad dwa lata czy dziewięć. Nie jesteśmy nawet w stu procentach w stanie stwierdzić, w którym roku się urodził. Jednak autorka mozolnie rozkłada każdy temat na czynniki pierwsze i przedstawia stojące za nimi argumenty. Czytelnik ostatecznie sam zadecyduje, czy czuje się przekonany. Sæbø wychodzi poza uproszczone, binarne odczytywanie Korei Północnej, pokazując aspekty, o których często się zapomina. Jedna z najbardziej poruszających części książki dotyczy biznesu, jaki na swoim cierpieniu robią niektórzy uciekinierzy. Skrajnym przykładem jest Yeonmi Park, która za sprawą swoich mrożących krew w żyłach opowieści najpierw zyskała status supergwiazdy, a potem z hukiem spadła z piedestału, po tym jak udowodniono jej szereg nadużyć i kłamstw. Dziś nazywana jest północnokoreańską Paris Hilton.
Celne są również obserwacje Sæbø dotyczące fundamentalnej dla niej sprawy zabójstwa Kim Dzong Nama. Korea Północnej dzięki swej renomie działa przeciwko samej sobie. Jeśli mamy do czynienia z krajem rządzonym przez rodzinę przypominającą tą z filmów o Soprano, która odpowiedzialna jest za porwania, masową produkcję narkotyków, fałszerstwa itd., to nic dziwnego, że z góry założyliśmy, że za morderstwem człowieka, który posługiwał się fałszywym paszportem na nazwisko Pang Xiong (po mandaryńsku „gruby miś”), stoi jego brat. Tymczasem, choć nie można tego wykluczyć, istnieją również inne warianty tej opowieści. O wywołujących frustrację problemach z chaosem medialnym wokół całej tej sprawy mogłem się zresztą przekonać osobiście, gdy z Seulu pisałem artykuł na ten temat. Na szczęście przedstawianie problemów totalnej wojny informacyjnej, z którą mamy do czynienia w przypadku Korei Północnej, nie prowadzi Sæbø w stronę skrajnego relatywizmu czy (o zgrozo!) teorii spiskowych. Reportaż pozostaje wyważony do końca.
Rzetelny, ale bez fajerwerków
Brak nachalności, ideologizacji i ostrożność w stawianiu kroków jest czymś bardzo cennym, zwłaszcza w zalewie taniego dziennikarstwa. Mówiąc językiem Internetu, temat nie został wybrany jako tani clickbait. Mimo to reportażowi wiele brakuje.
Książka najciekawsza wydaje się, gdy autorka przywołuje swoje spotkania z ekspertami, uciekinierami, północnokoreańskim dyplomatą, przyjaciółmi Kim Dzong Nama itd. Niestety cytaty ich wypowiedzi często sprowadzają się do jednego lub dwóch zdań. To tak, jakby autorce zależało przede wszystkim na opisaniu chronologii, faktografii, a mniej na bohaterze. Szkoda, bo przez to reportaż traci, miejscami nawet staje się nudny. Jest rzetelny, ale brak mu pazura.
Choć bibliografia książki została zawężona do kilku podstawowych prac, to jednak autorka w przypisach wskazuje znajomość najważniejszych portali informacyjnych zajmujących się KRLD, takich jak NK News, Daily NK, Radio Free Asia czy 38 North. Zaskoczeniem, w przypadku norweskiej autorki o koreańskich korzeniach, jest całkowity brak koreańskich źródeł. Niestety przytłaczająca większość zachodnich dziennikarzy zajmujących się Koreą Północną nie zagłębia się w meandry jej cybersfery. W efekcie Sæbø, pomimo wyliczenia licznych międzynarodowych aktów terroru Kimów, dochodzi do będącego wręcz konsensusem wśród obserwatorów spoza Korei wniosku, że jedyne, czym reżimem kieruje, to chęć przetrwania.
Pomijając już banalność tej tezy (który rząd nie chce przetrwać?), to perspektywa koreańskich autorów dałaby bogatsze spektrum możliwości postrzegania polityki Kim Dzong-una. Ci z lewej strony nierzadko skrycie podziwiają Kima za nacjonalistyczną postawę i siłę. Ci z prawej – doszukują się w jego działaniach planu przejęcia władzy nad Półwyspem. Sam Kim z kolei w swoich przemówieniach woli mówić o ch’oehuŭi sŭngni, ostatecznym zwycięstwie, rozumianym w KRLD jako zjednoczenie półwyspu pod wodzą Północy.
Warto też wspomnieć o innej istniejącej na polskim rynku próbie zmierzenia się z życiorysem Kim Dzong Una autorstwa Nicolasa Levi i Edgara Czopa. Kim jest Kim Dzong Un? w intrygujący sposób koresponduje z pozycją wydaną przez Czarne. Na obu okładkach znalazł się kreskówkowy Kim na jaskrawym tle. Nie wiem, czy jest to celowy zabieg wydawnictw, ale zestawienie wydaje się ciekawe. Tak jakby ktoś chciał zadać pytanie, czy kilka lat różnicy pomiędzy obiema pracami bardzo zmienia nam wiedzę o dyktatorze Korei Północnej. Odpowiedź jest zaskakująco pesymistyczna, dalej jesteśmy skazani na zabawę w detektywów.
Dziennikarskie fatum
Koszmarem każdego badacza jest obawa, że po publikacji własnego dochodzenia pojawi się jakaś przełomowa informacja, która zmieni odbiór całości. W przypadku reportażu Sæbø warto napisać przynajmniej o dwóch sprawach, które ujrzały ostatnio światło dzienne. Po pierwsze, zakończyła się sądowa sprawa dwóch Azjatek, które wzięły udział w zabójstwie Kim Dzong Nama. Obie broniły się opowieścią o ukrytej kamerze i „pranku”.
Cała sprawa jest szczegółowo opisywana przez Sæbø, ale nie znajduje finału. Po dwóch latach rozprawy sąd doszedł do wniosku, że kobiety zostały wykorzystane przez północnokoreańskich agentów, których obecność stwierdzono na lotnisku w momencie zabójstwa. Indonezyjka Siti Aisyah została zwolniona, a Wietnamka Đoàn Thị Hương skazana na trzy lata za nieumyślne spowodowanie morderstwa. Jednak jest już na wolności.
Po drugie, ostatnie dochodzenie The Wall Street Journal przedstawiło argumenty za tym, że Kim Dzong Nam był informatorem CIA. Takie podejrzenia istniały wcześniej (Sæbø wspomina o możliwych powiązaniach Nama z rządem południowokoreańskim), ale obecnie mają silniejsze podstawy. Jeżeli Kim Dzong Nam sprzedawał informacje lub planował spisek z grupą wpływowych uciekinierów na Zachodzie, to bardziej prawdopodobne wydaje się, że za jego zabójstwem stoją północnokoreańskie służby niż np. wierzyciele. Wciąż jednak wszystko mogło odbyć się bez wiedzy samego Kim Dzong Una.
W książce norweskiej dziennikarki brakuje wyjścia poza zachodnią perspektywę i większej ilości żywych komentarzy w oderwaniu od suchych faktów. W dodatku książka wydaje się dziwnie „nieukończona”. By obronić Sæbø należy pamiętać, że czasami dziennikarz musi powiedzieć „stop”, a researchu nie można prowadzić w nieskończoność. Docenić należy też dyscyplinę autorki. Jej książka pomoże uporządkować myśli wszystkim tym, którzy czują się zagubieni w gąszczu informacji o Korei Północnej i jej liderze.