Migranci? Tak, ale tylko za społeczną zgodą [KLUB JAGIELLOŃSKI]
W skrócie
Można się nie zgadzać z tezą o imigracji jako sposobie na wzbogacenie kulturowe, ale nie sposób zaprzeczyć tezie o katastrofie demograficznej, w której ratunkiem może być tylko migracja. Fundamentalnym założeniem polskiej polityki migracyjnej musi być brak akceptacji dla szerokiego otwierania drzwi dla migrantów pochodzących z Bliskiego Wschodu czy Afryki Północnej. Jeśli chcemy uzyskać w Polsce zgodę na jakąkolwiek migrację, to należy brać pod uwagę te kierunki, które są społecznie mniej kontrowersyjne. Jeśli zaś chcemy powstrzymać antyimigrancką radykalizację, to musimy wykazać empatię nie tylko wobec uchodźców, lecz także wobec tych, którzy z różnych powodów się z nami nie zgadzają. Zaproszenie do partnerskiej rozmowy, a nie tylko terapii, to pierwszy krok, który muszą wykonać proimigracyjne środowiska, jeśli chcą przekonać Polaków do przyjęcia obcokrajowców.
Integracja nie taka łatwa
Narracja, w której brak poparcia Polaków dla otwarcia granic przed migracją jest efektem zarządzania strachem przez Prawo i Sprawiedliwość, a brak integracji przybyszów wynika jedynie z niechęci po naszej stronie, jest opowieścią nie tylko płytką, ale mocno naciąganą. Artykuł Hanny Frejlak i Pawła Cywińskiego dobrze wpisuje się w strategię wielu środowisk proimigracyjnych, które przestawiają biało-czarną historię o dobrych migrantach i złych Polakach, którzy nie chcą przyjąć migrantów ze względu na własne lęki i prawicowe uprzedzenia. Niestety, zamiast rozmowy, autorzy „Kontaktu” proponują terapię, która ma pomóc w wyzwoleniu się z bezzasadnych fobii, które zatruwają umysły i serca. Strategia ta jest nie tylko nieuprawniona, ale co ważniejsze – nieskuteczna.
W wielu krajach Europy występują realne problemy z integracją migrantów. Autorzy tekstu wskazali na statystyki wzrostu agresji wobec migrantów, ale w ich tekście niestety nie znajdziemy statystyk wskazujących miejsca, gdzie to właśnie migracja przyczyniła się do wzrostu liczby przestępstw.
Zjawisko to potwierdza choćby raport zrealizowany na zlecenie niemieckiego Ministerstwa ds. Rodziny, Seniorów, Kobiet i Młodzieży ze stycznia 2018 r. pt. O rozwoju przemocy w Niemczech (Zur Entwicklung der Gewalt in Deutschland), w którym zauważono znaczący wzrost przestępstw w Dolnej Saksonii po 2015 roku.
Po drugie, istnieje problem niskiego wskaźnika pracujących wśród migrantów. Choć nie wynika to z lenistwa, a najczęściej z braku odpowiednich kwalifikacji i znajomości języka, to efekt jest podobny. W Niemczech jedynie co czwarty uchodźca, który przybył po 2015 r. ma pracę.
Po trzecie, udokumentowane są powiązania z terrorystami niektórych środowisk migracyjnych i udział osób etnicznie pochodzących z państw Bliskiego Wschodu, ale już urodzonych i mających obywatelstwo państw Europy Zachodniej, w wojnie syryjskiej po stronie Państwa Islamskiego. Z samych Niemiec wyjechało na wojnę prawie 1000 osób.
Problem migracji to często nie tylko problem przestępczości, terroryzmu i obciążenia systemu społecznego, lecz także, a może przede wszystkim, słabej integracji. Ludzie przyjeżdżający do krajów o często zupełnie obcej kulturze mają problem w odnalezieniu się w nowym kontekście społecznym. Poczucie obcości często prowadzi do alienacji i frustracji, a te – jako forma buntu wobec obowiązujących reguł gry – skłaniają wielu do odrzucenia integracji. Gdyby integracja przebiegała bezproblemowo, to nie byłoby lęku po stronie obywateli państw, które są głównymi celami migracji. Patrząc na wzrost popularności partii antyimigranckich na Zachodzie można oczywiście sądzić, że miliony Europejczyków zostały obezwładnione przez politycznych hochsztaplerów, którzy żerują na ludzkim strachu. Wobec faktu, że mówimy o osobach mających styczność z migrantami na co dzień, warto się jednak zastanowić, czy nie mają one choć trochę racji.
Czy przyjmować? Nie mamy wyjścia
Powyższe argumenty nie są w żaden sposób dowodem na to, żeby zatrzymać jakąkolwiek migrację. Przywołanie ich było rozszerzeniem perspektywy, którą należy brać pod uwagę, a której zabrakło autorom tekstu wyjściowego tej edycji „Spięcia”.
Można się nie zgadzać z tezą o migracji jako sposobie na wzbogacenie kulturowe, ale nie można zaprzeczyć tezie o katastrofie demograficznej, przed którą ratunkiem może być tylko migracja. Polska notuje bardzo niski poziom dzietności i tego procesu nie zmienił ani program 500+, ani nie zmieni jakikolwiek inny. Zasadnicze bariery dzietności nie tkwią bowiem w ekonomii, ale w kulturze. W związku z tym dzisiejsza polityka powinna się skoncentrować na tym, jak radzić sobie z sytuacją brakujących rąk do pracy. Przez większość Polaków ten problem jest jeszcze nie dostrzegany, ponieważ do niskich wskaźników bezrobocia nie zdążyliśmy się jeszcze przyzwyczaić. Społeczna świadomość wciąż jest na etapie największej traumy III RP, czyli problemu bezrobocia.
Kogo przyjmować?
Mając na uwadze realnie istniejące obawy, polityka migracyjna, a następnie integracyjna, musi iść na kompromisy ze społecznymi nastrojami. Fundamentalnym założeniem polskiej polityki migracyjnej musi być brak akceptacji dla szerokiego otwierania drzwi dla migrantów pochodzących z Bliskiego Wschodu czy Afryki Północnej. Badania wskazują na bardzo silną niechęć do sprowadzania do Polski osób pochodzących z innego kręgu cywilizacyjnego, a szczególnie muzułmanów. Jeśli chcemy uzyskać w Polsce zgodę na migrację, to należy brać pod uwagę te kierunki, które są społecznie akceptowalne.
Dlatego priorytetowym kierunkiem otwarcia Polski na migrantów jest Ukraina – ze względu na bliskość kulturową, pozytywne doświadczenie oraz rozbudowane sieci migracyjne. Już dziś Polska jest domem dla prawie miliona ukraińskich migrantów, co powoduje, że w ubiegłym roku byliśmy światowym liderem pracy krótkoterminowej!
Czas łatwego sukcesu jednak się kończy, ponieważ na Ukrainie wyczerpuje się zasób migracyjny, który można było łatwo uruchomić. Z tego powodu będziemy musieli włożyć więcej wysiłku, aby sprowadzić kolejnych chętnych. W tej sytuacji priorytetem powinno być stworzenie warunków do pobytu długoterminowego, które wiązałoby się z przeniesieniem do Polski centrum życia migrujących dziś co kilka miesięcy Ukraińców. To, jak słusznie podkreślili autorzy „Kontaktu”, wymaga m.in. przepisów ułatwiających sprowadzenie rodzin, wysłanie dzieci do szkół czy naukę języka.
Równolegle powinniśmy zintensyfikować działania na rzecz zaproszenia migrantów także z innych krajów Partnerstwa Wschodniego (Białoruś, Gruzja, Armenia, Azerbejdżan, Mołdawia). Dobrym, ale niewystarczającym, krokiem jest możliwość pracy obywateli tych państw w Polsce na podstawie łatwych do uzyskania pozwoleń na pracę krótkoterminową.
W dalszej kolejności można się otworzyć na pracowników z państw Azji Południowo-Wschodniej – a więc państw, które mimo znaczącej odległości geograficznej cieszą się wysoką kulturą pracy połączoną ze zdolnościami do asymilacji.
Co z uchodźcami?
Niezależnie od tego, że zobowiązanie moralne wobec uchodźców powinno być silniejsze niż wobec migrantów, to Polacy w większości nie wyrażają zgody na przyjęcie uchodźców, którzy dziś znajdują się w przepełnionych obozach głównie we Włoszech i Grecji. Dobrze wiedzą o tym politycy i dlatego żadna partia w polskim parlamencie nie głosowała za przyjęciem stałego mechanizmu relokacji uchodźców, który proponowała UE. Czy zatem sytuacja jest bez wyjścia? Niekoniecznie.
Zachęcam do przeprowadzenia projektu pilotażowego, który polegałby na wysłaniu do obozów dla uchodźców grupy polskich nauczycieli, którzy uczyliby na miejscu języka polskiego oraz polskiej kultury osoby czekające na weryfikację. Gdy uchodźcy nauczą się języka w stopniu wystarczającym do podjęcia pracy powinni być relokowani do Polski i kontaktowani z polskimi przedsiębiorcami.
Mechanizm ten powinien zakładać monitoring ściągniętych uchodźców pod kątem nie tylko podjęcia pracy, ale także stopnia integracji, aby przedstawić opinii publicznej rzetelną analizę efektów programu.
Uchodźcy w ramach takiego projektu powinni być kierowani przede wszystkim do różnych miast w różnych regionach Polski, aby nie tworzyć etnicznych gett. Warto także przy ich relokacji wziąć pod uwagę miasta, które borykają się z największymi problemami wyludnienia, zagrażającymi ich dalszemu funkcjonowaniu. W ten sposób ściągnięcie uchodźców zyska dodatkowy argument.
Tak skonstruowany mechanizm powinien mieć szansę zyskać akceptację społeczną, ponieważ będzie minimalizował ryzyko problemów, które są źródłem obaw – czyli głównie strachu przed ściąganiem osób, które nie będą pracować i integrować się. Stopniowe rozszerzenie projektu powinno dać czas na przygotowanie naszych instytucji do obsługi pojawiających się osób.
Empatia nie tylko wobec uchodźców
Zdobycie poparcia społecznego dla takich pomysłów jak powyższy będzie uzależnione nie tylko od detali i tego, jak zostaną opakowane. Być może jeszcze ważniejsze będzie to, w jaki sposób odbywać się będzie debata. Jeśli proimigranckie środowiska, nawet kierując się szlachetnymi pobudkami, będą konsekwentnie uznawać realny społeczny lęk za nieuprawniony – bo wynikający z niewiedzy, braku wykształcenia, ksenofobii – to będzie to prosta droga do utrzymania status quo, a więc ostrej polaryzacji debaty publicznej.
Artykuł powstał w ramach projektu „Spięcie” realizowanego przez: redakcję Klubu Jagiellońskiego – klubjagiellonski.pl, Magazyn Kontakt, Kulturę Liberalną, Krytykę Polityczną i Nową Konfederację. Wszystkie teksty powstałe w ramach projektu znaleźć można tutaj. Inicjatywa wspierana jest przez Fundusz Obywatelski zarządzany przez Fundację dla Polski.