Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Maciej Dulak  21 kwietnia 2016

Start-upy na sprzedaż

Maciej Dulak  21 kwietnia 2016
przeczytanie zajmie 15 min

Wiele osób ze środowisk politycznych oraz biznesowych traktuje start-upy jako dziedzinę, która będzie w stanie rozpędzić naszą gospodarkę i uczyni z naszego kraju europejską stolicę innowacyjności na wzór Izraela. Wobec powyższych planów na wszystkich frontach trwają pracę nad stworzeniem optymalnych warunków do rozwoju rynku start-upów , począwszy od zmian w systemie podatkowym oraz prawnym przez położenie szczególnego nacisku na innowacyjność w „Planie Morawieckiego”, do znalezienia optymalnych źródeł finansowania. Warto jednak zadać sobie pytanie, czy tego typu młode przedsiębiorstwa z góry obarczone wysokim ryzykiem mogą stać się motorem napędowym gospodarki, osiągając sukces i wnosząc wartość dodatnią, którą odczuje przeciętny Kowalski ? 

Oczywiście w Polsce brakuje przedsiębiorczego ekosystemu, który pozwalałby właścicielom firm zajmować się planowaniem oraz rozwojem swojego przedsięwzięcia, i jest to problem, dotyczący wszystkich branż. Średnio przedsiębiorca w ciągu tygodnia przeznacza jeden dzień na formalności związane z prowadzeniem działalności gospodarczej. Stworzenie odpowiedniego systemu prawno-podatkowego, który mógłby być bardziej „przyjazny”, a na pewno nie przeszkadzałby, jest traktowane priorytetowo i bardzo słusznie.

Dotyczy to również start-upów. Problem pojawia się w sytuacji, kiedy państwo za pomocą własnych środków (dokładniej: środków obywateli) rozpoczyna dotowanie, czy też zapewnia preferencyjne wsparcie finansowe dla poszczególnych gałęzi gospodarki. W kontekście start-upów przykładem może być tworzony przez spółki Skarbu Państwa fundusz o wartości 100 milionów złotych. Środki będą przeznaczone na start-upy oraz działania Narodowego Centrum Badań i Rozwoju oraz Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości, które są w trakcie tworzenia funduszy VC przeznaczonych do inwestycji w polskie, młode innowacyjne firmy. Start-upy, osiągające sukces na arenie międzynarodowej, w większości wypadków są natychmiast wchłanianie przez wielkie amerykańskie koncerny, czego przykładem może być Ivona Software (polskie przedsiębiorstwo informatyczne a zarazem jeden z największych start-upów), które zostało w 2013 roku przejęte przez Amazona oraz działania południowoafrykańskiego koncernu Naspers, które już w 2008 posiadało 100% akcji GG Network (komunikator Gadu-gadu).

Jest to poważne zagrożenie, na które należy zwrócić szczególną uwagę, ponieważ może się okazać, że na zainwestowanych przez państwo środkach mogą zarobić jedynie przedsiębiorcy oraz fundusze, a sama firma, w którą zainwestowali wszyscy podatnicy, znajdzie się w rękach obcego koncernu.

Mimo to nie należy zapominać, że dochody ze sprzedaży dobrego start-upu sięgają kilku milionów dolarów, które mogą zostać zainwestowane przez sprzedających w inne obszary gospodarki naszego kraju. Natomiast wsparcie poszczególnych obszarów ze strony państwa powinno istnieć i jak najbardziej się z nim zgadzam. Jednak należy mieć na uwadze, aby robić to w odpowiedzialny sposób, co bywa problematyczne w przypadku państwowych środków.

Start-up a firma, firma a start-up

W Izraelu każdy taksówkarz jest w stanie zdefiniować, czym jest start-up i nie dziwi to nikogo, skoro kraj ten jest nazywany Narodem start-upów. Aby więc zrozumieć oraz obalić kilka mitów dotyczących definiowania start-upów należy rozpocząć od precyzyjnego określenia, które przedsięwzięcia mogą być zaliczane do tego grona.

Definicji start-upów jest kilka, przykładowo w swojej książce Podręcznik budowy Startupu Stave Blank określa start-up jako tymczasową organizację, która poszukuje rentownego, skalowalnego i powtarzalnego modelu biznesowego. Z kolei Eric Ries, w swojej książce Lean Startup, twierdzi że start-up to organizacja, która tworzy produkty i usługi w warunkach skrajnej niepewności.

Obie definicje nie są wyczerpujące, dlatego warto zacząć od początku. Start-up nie musi być wcale przedsiębiorstwem, co oznacza, że jest uporządkowanym systemem, tworzonym przez ludzi skupionych w formalnej strukturze dla osiągnięcia poszczególnych celów poprzez wykonywanie konkretnych zadań. Natomiast samo przedsiębiorstw może być start-upem lub nie musi. Kolejną rzeczą, która charakteryzuje wszystkie start-upy, jest poszukiwanie modelu biznesowego, czyli prosto mówiąc utworzenie planu, który pozwoli zmaksymalizować potencjalne zyski. Plan ten musi przede wszystkim pozwolić na wykonanie systemu czy produktu, który może być wykorzystywany w skali globalnej w możliwie najkrótszym czasie, gwarantując wydajność przy zwiększaniu obciążenia poprzez wzrost liczby użytkowników – klientów. Ostatnią, nieodłączną częścią wszystkich start-upów, jest ponadprzeciętne ryzyko inwestycyjne w porównaniu do innych działających przedsiębiorstw, związane z elementem testowania i wprowadzeniem na rynek innowacyjnego produktu.

Ogólnie przyjęto, że start-upy są to głównie przedsiębiorstwa związane z nowoczesnym technologiami. Faktycznie największe „jednorożce”(start-upy wyceniane powyżej miliarda dolarów” takie jak Uber czy Snapchat) związane są z branżą IT, lecz jak już wcześniej wspomnieliśmy, tworzenie modelu biznesowego, umożliwiającego nam skalowalność oraz poszerzanie grona swoich odbiorców daje możliwość nazwania start-upem przedsiębiorstw z wielu branż.

Przykładowo możemy nazwać start-upem przedsiębiorstwo produkujące klocki samochodowe i szukające przy tym planu, pozwalającego wprowadzić nowoczesne rozwiązania, które zrewolucjonizuje przemysł samochodowy, a zarazem zostanie wykorzystane w skali globalnej. Natomiast fabryka produkująca klocki bez wyżej wskazanej strategii będzie po prostu firmą.

Stosunkowo niski kapitał początkowy oraz potencjalna wysoka stopa zwrotu sprawia, że aktualnie na całym świecie powstaje wiele start-upów. Według ostatniego raportu w samej Polsce aktualnie działa 2400 tego typu przedsiębiorstw. Idea ta jest szczególnie popularna wśród osób młodych i studentów, którzy łączą swoje umiejętności oraz specjalistyczną wiedzę z kreatywnością, a także  chęcią upraszczania spotykanych na co dzień procesów.

Pokolenie Y oraz Z są zdecydowanie bardziej przyzwyczajone do ciągłych zmian, nowatorskich rozwiązań oraz stałego kontaktu ze światem zewnętrznym poprzez urządzenia mobilne. Często posiadają bardzo mało czasu co zmusza ich do wykonywania kilku czynności jednocześnie oraz szukania alternatyw pozwalających maksymalnie uprościć codziennie czynności. Dokładnie w ten sposób narodziła się kultura start-upów, wynikała z innych potrzeb społeczeństwa i być może dlatego w erze cyfryzacji i Internetu, największe potrzeby związane są z nowoczesnymi technologiami zapewniły intensywny rozwój start-upów w ostatnich latach szczególnie w branży IT. Nie wklucza to oczywiście, że osoby starsze nie potrafią tworzyć innowacyjnych rozwiązań czego przykładem jest Mark Pincus  oraz faktu, że start-upy powstawały od zawsze. Zwracam jednak uwagę na przyczyny, które wywołały zmianę ich postrzegania oraz rozpopularyzowały je na całym świecie.

Stolica start-upów

Start-upy, odnoszące największy sukces takie jak Snapchat (wyceniany na 16 mld dol.) oraz Uber (wyceniany na 67 mld dol.) powstawały w Stanach Zjednoczonych. Nie dziwi to chyba nikogo, ponieważ największa gospodarka świata słynie z przedsiębiorstw, które rewolucjonizowały świat. Przykładem tego może być Microsoft czy Intel, które już w drugiej połowie XX wieku zajmowały się obszarami związanymi z IT.

Aby wyjaśnić ten stan rzeczy, należy na gospodarkę USA spojrzeć całościowo, uwzględniając warunki panujące dla wszystkich przedsiębiorców. Otóż w Stanach Zjednoczonych obowiązuje dualny system prawny: federalny i stanowy. Oznacza to, że przy zakładaniu działalności gospodarczej w zależności od wybranego miasta lub stanu, obowiązywać nas będą zróżnicowane stawki podatkowe oraz obowiązki formalne. Tym sposobem początkujący przedsiębiorca może zarejestrować swoją działalność w stanie Delaware lub Nevada, gdzie spotkamy się z bardzo liberalną polityką podatkową (brak podatku od sprzedaży) lub wybrać Kalifornie czy Nowy Jork, gdzie znajdzie wiele programów pomocowych i dotacji dla małych przedsiębiorstw.

Możliwość takiego wyboru na starcie pozwala nam dostosować własną strategię działania do warunków, jakie gwarantuje nam poszczególny stan czy też miasto.

Oczywiście istnieją pewne ograniczenia dotyczące miejsca rejestracji spółki, lecz co do zasady nakaz rejestracji spółki w innych miejscach nie obowiązuje, jeżeli klienci z tego innego stanu  korzystają ze świadczonej przez spółkę usługi online.

Oprócz dobrych warunków prawno-podatkowych w USA istnieje dużo bardziej rozwinięty system finansowania przez tzw. „Aniołów Biznesu” czy fundusze VC. Różnica, jaka występuje między obydwoma formami, jest zasadniczo prosta, anioły biznesu dysponują własnymi środkami (są to osoby prywatne) natomiast fundusze Venture Capital gromadzą środki poszczególnych inwestorów i zarządzają nimi jako całością.

Opracowanie Iwona Piekunko-Mantiuk, „Aniołowie biznesu i ich rola w funkcjonowaniu start-pów”

Miejsce aniołów biznesu w finansowaniu przedsiębiorstw

W początkowym okresie wiele przedsiębiorstw swoją działalność opiera na środkach własnych oraz wsparciu pochodzącym od znajomych lub rodziny. W momencie, w którym start-up osiąga pewnego rodzaju dojrzałość, może pojawić się tzw. luka kapitałowa, która definiowana jest jako trwała nieciągłość po stronie podażowej rynku, wyrażająca się brakiem możliwości sfinansowania projektów inwestycyjnych z określonego przedziału wielkości pochodzących zwykle od małych i średnich przedsiębiorstw.

W USA według danych z 2012 roku funkcjonowało około 1 miliona potencjalnych nieformalnych inwestorów, w tym około 265 tysięcy aktywnych aniołów biznesu. Niestety ciężko zestawić to z danymi w Polsce, które nie są oficjalnie publikowane. Największa ilość przedsiębiorstw związanych z nowymi technologiami oraz posiadającymi cechy start-upów znajduje się w specjalnych obszarach takich jak Dolina Krzemowa. Niska cena nieruchomości, bliska odległość od środowisk akademickich oraz uniwersyteckich a także zaplecze funduszy VC czy stała obecność Aniołów Biznesu sprawiają, że w tym obszarze funkcjonują prawdziwi giganci jak Google, Facebook czy też początkujący przedsiębiorcy. Mimo to nawet w tym wypadku pojawiają się głosy, że sytuacja tej strefy jest coraz gorsza.

W Polsce również pojawiają się specjalne parki technologiczne lub inwestycje dużych graczy rynkowych np. Google Campus Warszawa. Ma to oczywiście swoje pozytywne aspekty – zaspokaja podstawowe potrzeby przedsiębiorców m.in. dotyczących lokalu.

Opisując rynek start-upów w USA warto jednak wrócić do tezy, którą postawiłem na początku artykułu. Otóż fakt, że mniejsze „seedy”, które są perspektywiczne i dają szansę osiągnięcia zysków, są dosyć szybko kupowane przez technologicznych potentatów. Kilka przykładów, które to potwierdzają: Google Venture finansował działalność Ubera oraz jest właścicielem Youtuba czy Writely, natomiast eBay jest właścicielem PayPal-a, za którego zapłacił 1,5 mld dol. Kolejnym przykładem jest Microsoft, który od 2011 roku jest właścicielem Skype’a.

Mimo sprzyjającemu start-upom ekosystemu jego działalność zostaje zakłócona poprzez ostatnią politykę rządu, zwaną ObamaCare, charakteryzującą się dużą ilością regulacji oraz dodatkowych przepisów. Sytuację tę dobrze opisuję Jeff Carter, który zwraca uwagę na fakt, że przerośnięta biurokracja sprzyja rozwojowi wielkich koncernów, które stać na zapewnienie odpowiedniego zaplecza zajmującego się spełnianiem wszelkich norm, natomiast przysparza kłopotów seed-om. Po kryzysie w roku 2008 banki stały się coraz bardziej ostrożne w udzielaniu finansowania, natomiast same wymogi związane z programami rządowymi są dużo cięższe do spełnienia. Studenci natomiast wobec dużego zadłużenia, jakie na nich ciąży, muszą dosyć szybko rozpocząć pracę w wielkich korporacjach, nie mogąc pozwolić sobie na własne przedsięwzięcia. Wszystko to sprzyja wielkim firmom, dla których start-upy są często konkurencją.

Estonia – cyfrowe społeczeństwo

Od momentu, w którym Estonia przestała być pod wpływem Związku Radzieckiego musiała całkowicie zmienić system administracyjny oraz zliberalizować swoją gospodarkę. Uczyniono to w sposób tani a zarazem szybki czyli informatyzację. Stosy dokumentów niemal zupełnie zniknęły a dzięki stałemu dostępowi łatwiej było kontrolować wydatki poszczególnych jednostek państwa. Za pośrednictwem Internetu obywatele mogą założyć własną działalność gospodarczą (trwa to około 20 minut), płacić podatki, a także głosują, co znacząco obniża koszty związane z organizacją wyborów. Dodatkowo cyfryzacji uległa sama służba zdrowia oraz utworzono e-szkoły czy e-obywatelstwo.

Informatyzacja jaka nastąpiła w Estonii określiła kierunek, w którym państwo zamierzało podążać i który utrzymuje do dziś. Sukces, jakim niewątpliwie była cyfryzacja pozwalająca utworzyć „e-państwo”, sprawił, że nowoczesne technologie miały napędzić gospodarkę tego małego bałtyckiego kraju. Nic więc dziwnego, że tamtejsze władze niezwykle dużą uwagę przywiązują do branży start-upów. Przykładem tego jest powołany w 2014 roku Startup Estonia czy utworzenie własnego przedstawicielstwa w Dolinie Krzemowej. Momentem, który jednak był przełomowy i rozpowszechnił to zjawisko upatrywałbym w powstaniu Skype‘a, którego twórcami byli Duńczyk Janus Friis i Szwed Niklas Zennstrom.

Przyjeżdżając do Tallina w celu rozwijania swojego pomysłu, stworzyli jeden z największych pod względem osiągniętej wartości start-upów, który w 2011 roku Microsoft wykupił aż za 8,5 mld dolarów. Ten sukces natchnął wielu Estończyków i zmobilizował ich do działania.

Wynikiem tego jest wskazanie Estonii przez Forbes jako jednego z  najlepszych miejsce w Europie dla rozwoju start-upów. Potwierdzeniem tego jest fakt, że w Estonii jest więcej start-upów na jednego obywatela niż w jakimkolwiek innym kraju Europy.

Oprócz prestiżowych miejsc w rankingach w ostatnich sześciu miesiącach do budżetu wpłynęło 11,7 miliona euro, a zatrudnienie w przedsiębiorstwach start-upowych znalazło prawie 2200 specjalistów. Proces cyfryzacji państwa oraz tworzenie odpowiedniego ekosystemu dla start-upów był ułatwiony dzięki małemu terytorium oraz niewielkiej ilości mieszkańców (1,3 miliona).  Usytuowanie geograficzne niedaleko centrów biznesowych takich jak Berlin czy Londyn oraz stosunkowo niskie koszty pracy były dodatkowym katalizatorem rozwoju tej branży w Estonii. Sytuacja wygląda gorzej, jeśli przyjrzymy się jednak dwóm kwestiom. Po pierwsze, mimo inwestycji związanych z rozwojem technologii PKB per capita jest najniższe w całej UE, a łączne PKB od 1991 roku urosło pięciokrotnie (w Polsce ośmiokrotnie). Po drugie, tak jak w przypadku USA mniejsze start-upy są wchłanianie przez duże koncerny czego przykładem oprócz Skypa są Taxify (inwestorem jest londyński TMT Investments) czy Pipedrive (fundusz Satori Capital).

Izrael – naród start-upów

Izrael to państwo, które piastuje pozycję lidera pod kątem liczby start-upów przypadającej na jednego obywatela (3850 start-upów, jeden na 1844 Izraelczyków). Jednak sama ich ilość to nie wszystko, ponieważ na uwagę zasługuje fakt, że w amerykańskim indeksie NASDAQ notowanych jest więcej firm z Izraela niż w sumie wszystkich firm z Europy. W 2008 roku w Izraelu inwestycje kapitału wysokiego ryzyka na głowę były 2,5 razy wyższe niż w Stanach Zjednoczonych, ponad 30 razy wyższe niż̇ w Europie, 80 razy wyższe niż w Chinach i 350 razy wyższe niż w Indiach. Porównując dane w liczbach bezwzględnych, Izrael – kraj, w którym mieszka zaledwie 7,1 miliona ludzi – przyciągnął 2 miliardy dolarów funduszy wysokiego ryzyka. Tyle samo napłynęło do 61 milionów mieszkańców Zjednoczonego Królestwa czy do 145 milionów obywateli Niemiec i Francji razem wziętych. Poza tym od 1995 roku gospodarka Izraela rozwijała się szybciej, niż wynosi średnia dla rozwiniętych gospodarek świata.

PKB Izraela na przestrzeni lat

Dane te wyglądają bardzo spektakularnie, lecz skąd się wziął sukces Izraela?

W porównaniu z Ameryką Izrael dwukrotnie poprawił swoją sytuację gospodarczą, równocześnie zwiększając populację pięciokrotnie i walcząc w trzech wojnach. W gospodarczej historii świata nikt im nie dorównuje. Różnica między obydwoma krajami jest ogromna. Izraelczycy nie mają zdyscyplinowanej kultury, często zadają pytania, podważają sprawy oczywiste, zastanawiają się nad wszystkim, co w ostateczności prowadzi do powstawania innowacji.

Na uwagę zasługuje również fakt, że w Izraelu panuje obowiązek służby wojskowej. Każdy młodzieniec musi spędzić w wojsku odpowiedni okres czasu, w zależności od dobranej dla niego formacji zbrojnej. Służba wojskowa wiele różni się jednak od tej, którą odbywają nasi obywatele. Rekruci są poddawani kilkudniowym testom, na podstawie których zostają określone zdolności psycho-fizyczne kandydata. Dzięki temu tworzone są całe jednostki rezerwy nawet z oficerami, którzy na co dzień są prawnikami lub przedsiębiorcami, a raz w roku odbywają kilkumiesięczne szkolenie. Model działania izraelskiej armii jest zupełnie inny od europejskiego. Sztywna hierarchia praktycznie nie istnieje, a każdy żołnierz ma wiele swobody oraz często musi podejmować decyzję, często mając zaledwie 20 kilka lat.

Sprawia to, że wszystkie osoby w społeczeństwie zdecydowanie wcześniej dorastają, a w pracy dużo bardziej respektują opinie swoich podwładnych np. w relacji profesora ze studentem.

Dodatkowo podczas obowiązkowego szkolenie wielu żołnierzy trafia do specjalnych jednostek, w których oprócz praktyki wojennej, uczeni są również przedmiotów ścisłych z naciskiem na nowoczesne technologie. Dopiero po ukończeniu studiów, rezerwiści często kontynuują naukę na studiach, będąc już na zupełnie innym poziomie intelektualnym.

Mentalność Izraelczyków oraz ich dojrzałość sprawiła, że Shvat Shaked mógł robić prezesowi PayPala wykład na temat różnicy pomiędzy „dobrymi i złymi ludźmi” w sieci, czy jak inżynierowie z Intel Israel postanowili wywołać rewolucję, by zmienić nie tylko podstawową architekturę głównego produktu firmy, ale też sposób, w jaki branża oceniała jego wartość.

Kolejnym atutem, który pozwolił stworzyć w Izraelu dobry ekosystem są twarde negocjacje, dzięki którym w tym małym państwie swoje siedziby związane z działem B+R otwierają największe koncerny świata jak Google czy Intel. Nawet najbogatszy człowiek świata Bill Gates sam odwiedzał Izrael, natomiast Warren Buffet osobiście odwiedził swoją nowo zakupioną firmę Iscara, która zajmowała się produkcją narzędzi – kosztowało go to 4,5 miliarda dolarów.

Izrael jako państwo otoczone z każdej strony wrogami, nie posiadając zbyt wielu złóż surowców, znajdując się na pustyni musiało być innowacyjne aby uprawiać ziemię czy też uzyskać przewagę technologiczną nad przeciwnikiem, ponieważ niska liczba ludności nie gwarantowała dużej armii. Innowacyjna gospodarka była więc w pewien sposób wymuszona przez sytuację w jakiej znalazł się Izrael co w połączeniu z kulturą jej mieszkańców przełożyło się na sukces.

Na ile innowacyjna Polska  

Według wytycznych Unii Europejskiej nakłady na rozwój innowacyjnej gospodarki powinien wynosić 3% PKB do roku 2010. Oczywiście nie udało się osiągnąć tego poziomu, dlatego strategia ta zostało przedłużona do 2020 roku w programie „Europa 2020”. Generalnie stan innowacyjności danego państwa można określić za pomocą wskaźników pośrednich opartych na wielkości nakładów i efektów związanych z działalnością badawczą i rozwojową oraz wskaźnikach bezpośrednich.

Według Unijnych Tablic Innowacyjności (IUS), Polska znajduje się w grupie tzw. umiarkowanych innowatorów. Tabele te tworzone są na podstawie 25 wskaźników z zakresu badań naukowych oraz innowacji, które odzwierciedlają całokształt sytuacji innowacyjnej krajów.

Potwierdzeniem słabej sytuacji Polski na tle innych europejskich krajów są również dwa inne wskaźniki GBOARD oraz GERD, pierwszy z nich obejmuje rządowe zadeklarowane w budżecie wydatki na działalność innowacyjną oraz szeroko rozumiane wspieranie innowacji. Drugi wskaźnik obejmuje natomiast nakłady krajowe brutto na działalność badawczą i rozwojową. Jak słusznie zauważają autorzy, w książce Państwo Platformy w liczbach bezwzględnych (kwotowo) z roku na rok począwszy od 2005 a skończywszy na 2013 w przypadku funduszy GBOARD wzrósł o 3145 milionów złotych (109%) a funduszy GERD o 8849 milionów złotych (159%). Mimo stałego wzrostu wydatków w porównaniu do wartości PKB nadal pozostajemy w ogonie Europy. Według danych za 2013 rok na rozwój B+R oraz innowacje wydaliśmy 0,87% PKB, mniej niż Litwa oraz zdecydowanie mniej niż nasz południowy sąsiad Czechy (2% PKB).

To, że wydajemy mało a nakłady finansowe nie są specjalnie duże w porównaniu do krajów zachodnich nie przesądza wcale o stopniu innowacyjności gospodarki. Istotą państwa powinno być stwarzanie warunków sprzyjających prowadzeniu działalności gospodarczej a niekoniecznie ich bezpośrednie dotowanie poprzez szereg programów rządowych. Jak wskazują badania, większość środków w ramach działań związanych z innowacyjnością jest przeznaczonych na dwie kategorie: „ogólne postępy wiedzy finansowanych za pośrednictwem funduszy na utrzymanie uczelni” bądź „ogólne postępy wiedzy finansowane z pominięciem funduszy na utrzymanie uczelni”.

Oznacza to, że większość środków przeznaczamy na NCBiR oraz uniwersyteckie fundusze czy utrzymanie rozrośniętej struktury biurokratycznej uczelni wyższych.

Świadczy to w takim razie, że podawane przez m.in. Eurostat wskaźniki nie odzwierciedlają faktycznych wydatków (które i tak są niskie) związanych stricte ze innowacyjnością a nie utrzymaniem administracji.

Kolejną ważną kwestią jest udział prywatnych przedsiębiorstw w wydatkach przeznaczonych na badanie i rozwój. Tutaj również wypadamy bardzo słabo, ponieważ w strukturze funduszy GERD prywatne przedsiębiorstwa mają udział rzędu 30%. Dodatkowo środki, które przeznaczają są głównie lokowane w sprowadzanie gotowych technologii z Zachodu przy relatywnie małych nakładach na własne badania, co skutkuje ich niską wartością dodatnią dla gospodarki.

Choć nie istnieje jedna recepta na sukces w zakresie innowacji, większość liderów innowacji w UE osiąga przewagę w obszarze aktywności przedsiębiorstw. Najlepsi wykazują silne powiązania pomiędzy sferą biznesu i światem nauki. Istotna jest także komercjalizacja nowych technologii, przejawiająca się w dochodach uzyskiwanych z zagranicy z tytułu licencji i patentów.

Podsumowując, warunki ekosystemu start-upów w naszym kraju nie ulegną poprawie, jeśli przedsiębiorstwa nie wezmą przykładu z Polhparmy, Selivity czy Adamedu i nie rozpoczną własnych prac związanych z unowocześnieniem swojej działalności oraz nie zwiększą samych kwot, które przeznaczane są na B+R. Natomiast Państwo powinno przede wszystkim skupić się na stworzeniu odpowiednich warunków prawno-podatkowych, zmniejszając nakłady na uniwersytety, których badania oraz patenty nie znajdują zastosowania w realnej gospodarce i współpraca między biznesem a nauką właściwie nie istnieje. Uniwersytety powinny tworzyć rozwiązania oraz patenty, które wykorzystywałyby polskie przedsiębiorstwa i to powinno być ich główne źródło dochodów. Jeśli myślimy o innowacyjnej gospodarce, należy wziąć pod uwagę, że w 2022 roku skończą się fundusze unijne, a cały system grantowy przestanie istnieć. Potrzeba więc uruchomić mechanizm, który zwiększy nakłady na innowacyjność bez udziału środków państwowych.

Rynek start-upów w Polsce

Najwięcej danych dotyczących struktury organizacji, działalności oraz zatrudnienia zostaje przedstawione w raporcie przygotowanym przez Startup Poland. Poniżej przedstawiliśmy dane, które uznaliśmy za podstawowe ale zobrazować strukturę start-upów w Polsce. Należy jednak pamiętać, iż raport został przygotowany na podstawie ankiet wypełnianych przez samych zainteresowanych przedsiębiorców.

Podsumowanie

Rządowe plany dotyczące działalności innowacyjnych firm w Polsce są bardzo ambitne. Na początku roku ukazał się „Plan Morawieckiego”, w którym wyraźnie zaznaczono działania ukierunkowane na wzrost innowacyjności polskich przedsiębiorstw oraz wsparcie badań i rozwoju. Dodatkowo przygotowana została „mała ustawa o innowacyjności”, która zakłada m.in. zniesienie opodatkowania aportu w postaci prawa majątkowego do programu komputerowego, możliwość odliczenia do 50% kwalifikowanych poniesionych na B+R bądź zwrot gotówki, wydłużenie do 6 lat okresu umożliwiającego odliczenia kosztów związanych z B+R.

Dodatkowo NCBiR wraz z PZU oraz PZU TFI podpisały list intencyjny w sprawie współpracy nad komercjalizacją wyników badań naukowych. To pierwszy krok do utworzenia Funduszu Funduszy, którego wartość ma sięgać 500 milionów złotych. Celem będzie inwestowanie w rozwój innowacyjnych przedsiębiorstw technologicznych.

Działania te muszą iść jednak w parze z usprawnieniem oraz uproszczeniem całego systemu prawno-podatkowego, aby stworzyć dogodny ekosystem do rozwoju. Samo finansowanie poszczególnych projektów, bez zaangażowania prywatnego kapitału może mieć jedynie krótkotrwały pozytywny wpływ na gospodarkę. Państwo musi również zwrócić uwagę na możliwość objęcia części akcji w start-upach, które zostaną zakwalifikowane do programu, aby uniknąć sytuacji, w których młoda firma zostanie sprzedana a państwo nie uzyska z tej transakcji żadnych profitów, mimo udzielonego wcześniejszego finansowania. Należy pamiętać, że środki, którymi dysponuje budżet, pochodzą z wpływów podatnika, a innowacyjność powinna wesprzeć całą gospodarkę. Pytanie tylko, czy tak słabo rozwinięta w porównaniu do krajów zachodnich współpraca biznesu z nauką, niskie zaangażowanie podmiotów prywatnych oraz stosunkowo słabe warunki do rozwoju ulegną tak ogromnej zmianie i skokowi technologicznemu, by to osiągnąć.