Martwe liście, mgły i nadzieja. Parę słów o jesieni
Michał Gorstkin-Wywiórsk "Jesienny park", wikimedia commons; domena publiczna
Jesień to nie tylko chłód i opadające liście. To czas, w którym natura przypomina o tym, co przemija – i o tym, co może się odrodzić. W mgłach, ciszy i złocistości liści kryje się melancholia i oczyszczenie.
Niedawno przyjaciółka zdradziła mi, jak poznać, że zbliża się jesień. Przez wielu nielubiana, przez innych – wyczekiwana. Najlepiej obserwować wychodzące koty. Gdy wracają wcześniej do domu, a ich futro staje się bardziej puchate, to znak, że jesień jest blisko.
Człowiek przestaje być dla nich irytującym natrętem, a staje się źródłem ciepła. Wieczory, noce i poranki robią się chłodniejsze już w sierpniu, we wrześniu zimno postępuje szybciej. Nasi mali futrzaści przyjaciele poszukują ciepła.
Jesień jest okresem szczególnym, koniecznym dla nas, ludzi i wszystkiego co żyje. Sam mam słabość do jesieni. Lubię zwłaszcza jej wczesną odsłonę – od końca września do połowy października. Czuję się wtedy najlepiej: nie jest ani za gorąco, ani za zimno. Słońce świeci dostatecznie długo, dzień trwa tyle, ile powinien. Nie rozciąga się do późnej pory ani nie jest za krótki.
Każdego roku we wrześniu powraca do mnie wiersz ukraińskiego poety Wasyla Stusa pt. Sennym świergotem sad sposępniał, jeden z jego najlepszych utworów. Nie wiemy, w którym miesiącu dzieje się jego akcja. Opowiada on o wieczorze w sadzie. Stus zaczyna go od słów:
„Sennym świergotem sad sposępniał,/ zmęczony słowików śpiewami,/ od smutnych oczu gwiazd pociemniał, / od świecy palonej nocami./ Księżyc odwraca się na górze,/ budząc ze snu pierwszego róże./ Ściszonym światłem świecą wiśnie” (tł. Agnieszka Korniejenko).
Poeta opisuje wieczór pośród drzew oraz ich piękno, grę świateł, która zrodziła się z wieczornego spotkania światła sztucznego oraz naturalnego. Z wiersza bije ogromna melancholia, nastrój refleksyjny. Stusowi udało się uchwycić piękno przyrody w tym jednym ułamku chwili.
Jesienne liście, jesienne mgły
Melancholia nie jest przypadkowa. Pojawia się, gdy jakieś zjawisko lub doświadczenie domaga się przemyślenia lub opowiedzenia. Najczęściej chodzi o doświadczenie przemijania, o którym przecież krzyczy cały świat jesienią.
Najwyraźniej sygnalizują to liście. Ich żółknięcie zaczyna się w lecie. Spacerujemy po parku czy po lesie, śpieszymy się, idąc ulicą. Spoglądamy w górę lub w bok – widzimy liście, które wiatr na razie oszczędził.
Jedne są wciąż zielone, inne brązowieją, żółkną, czerwienieją, przybierają złotą barwę. To, co odchodzi, pozostawia po sobie piękno. To też lekcja natury dla człowieka – coś musi umrzeć, by zrodziło się coś innego, pełniejszego oraz piękniejszego.
„Jesienne liście” – brzmi jak pleonazm, masło maślane. Tak mocno liść utożsamiony jest z tą porą roku. Sam staje się jednym z jej symboli obok jabłek, grzybów i mgły. Czy liść można opisać dźwiękami? Oddać jego naturę?
Owszem. Jeden z najbardziej znanych jazzowych standardów nosi nazwę Autumn leaves. Wykonywano go wokalnie, jak i instrumentalnie. Moja ulubiona wersja pochodzi z płyty Somethin’ Else Cannonballa Adderleya, gdzie na trąbce gra Miles Davis.
Utwór zaczyna się spokojnie. Słyszymy pianino, powoli dołączają inne instrumenty – perkusja, kontrabas, saksofon,. Następnie rozbrzmiewa trąbka. Jej dźwięki przypominają łagodne podmuchy wiatru, raz delikatne, raz silniejsze. Później rozpoczyna się część saksofonowa Adderleya. On gra już mocniej, jak wiatr, który zrywa liście z gałęzi.
Oryginalną muzykę do utworu tekst napisał Joseph Kosma, słowa zaś Jacques Prévert. W jego wersji utwór nosi tytuł mocniejszy, bardziej ponury – Les Feuilles mortes czyli Martwe liście. Oddaje to lepiej prawdę o jesieni, bo jesienne liście najczęściej są już martwe. To, co było zielone, nabiera nowych, pięknych barw, symbolizując odejście i śmierć. Droga dobiegła końca.
Tekst Préverta na polski przetłumaczył Jeremi Przybora. Piosenka opowiada o miłości dwojga kochanków. W wersji polskiej jej początek brzmi tak: „Wiesz, byłam tam i widziałam ten dom/ Naszą uliczkę i drzewa we mgle/ Kształty wydarte marzeniom i snom/ Z marzeń odarte, zastygłe w złym śnie”.
Trudno o bardziej jesienny obraz – melancholijne wspomnienie kobiety, która nie potrafi zapomnieć ukochanego. Przeszłość miała przeminąć, ale powróciła. Bohaterka ujrzała budynek ze swojej przeszłości. Tęsknota i ból do niej wróciły, tak jakby czekały tylko na odpowiedni moment, by znów się pojawić.
Mgła – oto drugie zjawisko, które napotykamy od września. Zwłaszcza poranna i wieczorna potrafi być piękna. Przez mgłę dostrzegamy jedynie kontury – kształty pozbawione treści.
Jeśli liście są symbolem melancholii, to mgła sięga głębiej, ku podstawie. Jest metaforą czegoś trudniejszego – tego, co zalega na dnie, jest bolesne i zostało wyparte. Teoretycznie mgła ukrywa, ale to, co w niej ukryte ciągle do nas powraca. Widzimy kontury, jak zarysy oświetlonego auta, latarni czy budynku jesiennym wieczorem.
Możemy podejść bliżej, sprawdzić, co się w niej kryje albo uciec – nie dowiedziawszy się, co uchwyciły nasze zmysły. Zjawiska, które miały zostać zakryte, wynurzają się wtedy z mgły niepamięci – tak jak wspomnienia bohaterki Martwych liści. Mimo, że wspomnienia o jej ukochanym miały zniknąć, wracają. Wystarczył jeden obraz.
Umrzeć, by odnaleźć życie
T.S. Eliot pisał w Ziemi jałowej, że kwiecień jest najokrutniejszym z miesięcy. Nie czuję tego, nigdy nie czułem. Nigdy nie cierpi się tak dotkliwie jak jesienią. Gorycz wspomnień i melancholii boli wtedy podwójnie, bo świat nie daje pocieszenia.
Za oknem zamiast słońca – deszcz lub mgłę, zamiast ciepła – chłód. W miejsce energii – melancholia i zmęczenie. Wieczory zmuszają do refleksji, a cisza przyciąga u osoby cierpiącej najciemniejsze myśli i najtrudniejsze wspomnienia. Najłatwiej wtedy uciec – znaleźć pocieszenie w prostych radościach, spotkaniach z innymi ludźmi.
Dziś eskapizm jest szczególnie łatwy, mamy go dosłownie na wyciągniecie ręki dzięki rozwojowi technologicznemu. Przykładowo smartfony odwracają uwagę, gdy się nudzimy, ale kuszą najbardziej, gdy jest nam szczególnie trudno.
Ale ucieczka w świat cyfrowy, to tymczasowe rozwiązanie. Kwestie bolesne i tak do nas wrócą, wyłonią się z mgły niepamięci i uderzą z podwójną mocą. Szczególnie mocno powracają myśli o utracie – nieszczęśliwa miłość, śmierć bliskich czy lęk o zdrowie najbliższych i własne.
Nic więc dziwnego, że w połowie jesieni przypadają dni takie jak 1. i 2. listopada, gdy tradycyjnie w Polsce wspominamy i modlimy się za tych, którzy odeszli. Od Dnia Zadusznego do zimy zostaje 51 dni. Od początku jesieni minęło 39. Można więc powiedzieć, że wspomnienie śmierci leży dokładnie pośrodku jesieni.
I nie jest to przypadek. Platon w Fedonie nauczał, że filozofia jest ćwiczeniem się w umieraniu, bo odrywa człowieka od materii. I rzeczywiście: między wrześniem a grudniem warto zatrzymać się nad tematem śmierci i przemijania. Natura, pierwsza nauczycielka człowieka, uczy nas o tym bez słów. Cała rzeczywistość, od melancholijnych mgieł po umierające liście, niemo krzyczy o odchodzeniu.
Wspomnienia wracają przez cały rok, ale najdotkliwiej jesienią, choćby nad grobem bliskiego. Każda łza, każdy moment ciszy i zadumy to znak, że coś domaga się wysłuchania lub opowiedzenia. Potrzebujemy tego prawidłowego, dogłębnego przeżywania śmierci, namysłu i żałoby, by prawidłowo funkcjonować. Na własną śmierć chyba nie da się przygotować, ale jeszcze trudniej jest się przygotować na odejście innych.
Mówi się często, że ktoś jest w „jesieni swojego życia”. Oznacza to dojrzałość, ale i świadomość końca. Jeśli jesień jest zakończeniem pewnego etapu, to zarazem jest przestrzenią na refleksję. Czasem całościowego spojrzenia w przeszłość, podsumowania i zrozumienia tego, co minęło.
Jednak jesień to nie tylko przemijanie. To także pora oczyszczenia. Potrzebujemy go, żeby samemu stać się lepszymi i silniejszymi, bo mimo całego rozwoju technologicznego, nie oderwaliśmy się od natury.
Rośliny umierają jesienią, by zakwitnąć wiosną. Prawidłowo przeżyte przemijanie staje się katharsis – oczyszczeniem, które pozwala się odrodzić. Dlatego jesień potrzebna jest każdemu człowiekowi, zwiastuje ona koniec, który zarazem jest początkiem. Człowiek musi zrzucić metaforyczne liście – zastanowić się nad przemijaniem, by ponownie odnaleźć w sobie życie.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.
