Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna. Możesz nas wesprzeć przekazując 1,5% podatku na numer KRS: 0000128315.

Informujemy, że korzystamy z cookies. Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony.

Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz to „terrorystka”? Silni Razem przejęli duszę KO

przeczytanie zajmie 5 min
Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz to „terrorystka”? Silni Razem przejęli duszę KO Minister Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz; screen: https://www.youtube.com/watch?v=BC-Cm49bsH0

Platformerski komentariat atakuje minister funduszy, mimo że to jedna z niewielu merytorycznych twarzy rządu Donalda Tuska. Nie ma lepszego dowodu na silnorazemizację tego środowiska.

Wykończyć jak Hołownię

„Z terrorystami się nie negocjuje”– taki przekaz od dobrych paru dni radośnie krąży po liberalnych mediach, gdy tylko pojawi się temat stanowiska wicepremiera dla Polski 2050, osobliwie dla Katarzyny Pełczyńskiej-Nałęcz, która została przez swoje ugrupowanie wyznaczona na tę posadę.

Narrację o tym, że „nie wolno ulegać szantażystom” kolportują jednak nie tylko kibicujący rządowi dziennikarze. W podobnym duchu wypowiadają się także politycy Platformy Obywatelskiej. Marta Wcisło: „Ciężko z nią wypracować jakieś kompromisy […] Jeśli nie chcecie generować problemów, zrezygnujcie z p. Pełczyńskiej”.

„Byłem dziś przed południem w Darłowie […] byłem na rocznicy swojej szkoły podstawowej. […] Temat tego, w jaki sposób jest odbierana pewna nadreaktywność p. Pełczyńskiej-Nałęcz […] w tak niewielkim miasteczku żywo o tym rozmawiają, są zdegustowani” – to z kolei Bartosz Arłukowicz.

Jak na dłoni widzimy, że liberalny komentariat i polityczny beton KO próbują dziś dokonać tego samego manewru, jaki miał miejsce w przypadku Szymona Hołowni.

Za każdym razem, gdy lider Polski 2050 – choćby delikatnie – chciał odróżnić się od mainstreamu PO (niepójście na marsz 4 czerwca w 2023 roku, zaprzysiężenie Karola Nawrockiego), otrzymywał od liberalnych mediów bęcki, jakich pozazdrościć mogły nawet największe „szwarccharaktery” z Prawa i Sprawiedliwości.

Pisano listy otwarte, publikowano hejterskie „opinie czytelników” czy wypuszczano pełne patosu i wielkich słów felietony; słowem, wylano wiele atramentu, a wszystko można by zamknąć jednym zdaniem. Cała pretensja sprowadzała się bowiem do żalu, dlaczego ktoś śmie być po tzw. stronie demokratycznej, a jednak nie słuchać świętego Donalda Tuska.

O zgrozo, liberalny komentariat – jak wiadomo ceniący pragmatyzm i wyrachowanie – wykonywał te akty strzeliste również przed wyborami parlamentarnymi w 2023 roku, kompletnie nie rozumiejąc, że bez dobrego wyniku Trzeciej Drogi Platforma mogłaby co najwyżej pomachać w stronę rządowych ław.

Twarda gra? Z Tuskiem da się tylko tak

Dziś to Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz próbuje stawiać warunki, forsując własną agendę (sprzeciw wobec kredytu 0 proc., jawność cen mieszkań, społeczne budownictwo czy podatek dla banków). W języku polityków PO taka postawa to „granie tylko na siebie”, opcjonalnie „niezdolność do porozumienia”.

Przedstawiciele największego z rządzących ugrupowań udają, że nie rozumieją, o co w tej grze chodzi. Jeśli w takim układzie, w jakim znajduje się Polska 2050, są jakiekolwiek szanse na przetrwanie, to tylko przez odróżnienie się od największego podmiotu. Wyborcy o danych poglądach wybiorą oryginał zamiast podróbki, więc bycie drugą Platformą to kompletny nonsens.

Widać to zresztą dziś w sondażach. Mizerne notowania partii Hołowni nie są konsekwencją jego wizyt u Adama Bielana albo niemiłych słów pod adresem koalicjantów wygłoszonych wieczorem w telewizji, a tego, że te wszystkie okoliczności zaszły zbyt późno.

Hołownia stracił nimb prawdziwej trzeciej drogi, bo zbyt szybko zblatował się z jedną tylko stronę sceny politycznej. Rozumie to dziś Sławomir Mentzen, który zachowuje asertywność zarówno w stosunku do PiS jak i PO.

Oczywiście, nie ulega wątpliwości, że nawet ci niepałający miłością do Tuska wyborcy Trzeciej Drogi z 2023 roku chcieli odsunięcia PiS-u od władzy. Ale na przestrzeni dwóch lat było wiele okazji, żeby zasygnalizować swoje votum separatum wobec niektórych spraw, a marszałek Sejmu wykorzystał jedynie część z nich.

Nic więc dziwnego, że dziś ministra funduszy szuka swojej wyodrębnionej niszy. Tylko tak może zachować resztki szans na podmiotowość. Nie rozumie tego zresztą część jej partii, na czele z Joanną Muchą, która kilka dni temu w RMF FM powiedziała, że nawet jeśli nie będzie wicepremiera dla Polski 2050, to i tak jej ugrupowanie nie zerwie koalicji.

Z jakiego powodu Tusk miałby w ogóle słuchać, czego ta partia by sobie życzyła, skoro już na wstępnie zapewnia się, że będzie lojalna wobec lidera Platformy?

Rząd potrzebuje takich ludzi jak Pełczyńska-Nałęcz

Ale na sprawę Pełczyńskiej-Nałęcz ludzie PO mogliby spojrzeć również z bardziej partykularnego punktu widzenia. Otóż rząd, którego są największą składową, ma dramatyczne sondaże wynikające z kiepskiej sprawczości. To truizm, szkoda na rozwijanie tej oczywistej tezy.

W takiej sytuacji jak tlenu potrzeba opowieści o sukcesach. Widzieliśmy to zresztą w dniu rocznicy wyborów z 15 października, kiedy rządowi politycy łapali się każdego małego zwycięstwa, przedstawiając je jako swoje. Nierzadko przy tym podkradali narracje i splendor PiS-owi, o czym pisał na tych łamach Konstanty Pilawa.

Jeśli w kadrach Koalicji 15 października jest ktoś, kto może dostarczyć pozytywną agendę dla rządu, to w tym – wąskim, trzeba przyznać – gronie z pewnością znajduje się wiceszefowa Polski 2050. Pełczyńska-Nałęcz oczywiście miała problemy w związku z tzw. aferą KPO, ale mimo to nadal pozostaje jedną z najbardziej jakościowych twarzy gabinetu Tuska. Należy bowiem do nielicznej w tamtych kręgach grupy osób, której o coś chodzi, niezależnie, czy zgadzamy się z każdym z jej postulatów.

Na miejscu Donalda Tuska szukałbym osób, które można pokazać jako merytoryczne twarze rządu, choć jedna minister nie zmieni obrazu, który Polacy oglądają konsekwentnie od już dobrych kilkunastu miesięcy.

Ktoś powie: a co, jeśli pani minister funduszy zbyt mocno Tuskowi urośnie? Faktycznie, od 20 lat jednym z większych zmartwień zarówno obecnego premiera, jak i Jarosława Kaczyńskiego jest eliminowanie tych, którzy w jakichś sposób mogliby zagrozić ich hegemonicznej pozycji.

Zachodzę jednak w głowę, jak miałaby tego dokonać osoba, której partia jest w rozsypce, de facto nigdy nie posiadała poważnych struktur i legitymuje się jedynie eklektycznym klubem w Sejmie. Polska 2050 jest w zgliszczach i nie zmieni się to, choćby Pełczyńska-Nałęcz miała zaufanie 90 proc. Polaków i nie popełniała żadnych błędów. Od początku ugrupowaniu Hołowni brakowało silnego sekretarza generalnego, który miałby serce do żmudnej budowy terenowych struktur.

Naprawdę nie jesteśmy w 2021 roku, kiedy na fali popularności lidera ta partia wyprzedzała Platformę w sondażach, a Donald Tusk musiał wracać z tronu króla Europy, żeby ratować macierzystą formację. Dziś już – przynajmniej w takim układzie – nie ma się czego bać.

Silnorazemizacja Platformy postępuje

Pewnie jeszcze niedawno premier zrozumiałby te argumenty i konieczność budowania przekazu także dla tych wyborców, dla których liczą się konkrety (i którzy faktycznie dali mu władzę).

Mimo to, ostatnia rekonstrukcja rządu udowodniła nam, że kierunek zmian jest odwrotny. Zamiast dowartościować ludzi, którzy „dowożą”, Tusk postanowił, że ostatnią nadzieją obecnego układu władzy będzie Waldemar Żurek, który ma w końcu skuteczne rozliczyć PiS i „przywrócić praworządność”. Po dwóch latach od wyborów trudno wyobrazić sobie gorszy pomysł na poprawę notowań.

Dychotomia Żurek-Pełczyńska-Nałęcz jak w soczewce skupia konflikt pomiędzy awanturnictwem ku uciesze radykalnej mniejszości a konkretną agendą, której oczekuje większość. Fakt, że Tusk stawia na ministra sprawiedliwości, spode łba patrząc na szefową resortu funduszy, dobrze pokazuje, że silnorazemizacja kierownictwa Platformy Obywatelskiej doszła już do zaawansowanej fazy.

Z takim podejściem w 2027 roku można śmiało szykować się do grzania ław opozycji. PO taką strategią albo zadusi obecnych koalicjantów, którzy nie dostaną się do Sejmu, albo utraci – niczym PiS w 2023 roku – zdolność do wejścia w koalicję z kimkolwiek.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.