Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna. Możesz nas wesprzeć przekazując 1,5% podatku na numer KRS: 0000128315.

Informujemy, że korzystamy z cookies. Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony.

Leon XIV kontra Schwarzenegger. Ekologia potrzebuje nowego Laborem Exercens

Leon XIV kontra Schwarzenegger. Ekologia potrzebuje nowego Laborem Exercens Autor ilustracji: Bruno Dziadkiewicz

Leon XIV, podczas obchodów dziesiątej rocznicy publikacji encykliki Laudato si, powiedział rzeczy, które wskazują na istotne przesunięcia akcentów dotyczących ekologii względem swojego poprzednika. Czy amerykański papież neguje to, co powiedział Franciszek? Nic z tych rzeczy. Troska o przyrodę i klimat dalej jest dla niego integralną częścią powołania chrześcijanina. Jednocześnie Leon rozumie, że żyjemy dziś w innym świecie, niż gdy Franciszek pisał Laudato si.

Ideologia kalifornijska

Dziesiątą rocznicę ukazania się „zielonej i społecznej” encykliki Franciszka Laudato siWatykan uczcił trzydniowymi warsztatami w letniej rezydencji papieży w Castel Gandolfo. Najmocniejszym momentem wydarzenia było rzecz jasna wystąpienie Leona XIV. Nowy papież zabrał głos tuż po Arnoldzie Schwarzeneggerze, byłym gubernatorze Kalifornii. W tym wypadku to Leon okazał się prawdziwym zawodowcem.

Schwarzenegger powiedział wiele słusznych rzeczy. Choćby to, że po wprowadzeniu mocniejszych regulacji środowiskowych pod jego rządami Kalifornia nie stała się uboższa, tylko zamożniejsza – wbrew temu, czym straszyli przeciwnicy regulacji.

Jednocześnie przemówienie Schwarzeneggera było głosem tzw. „ideologii kalifornijskiej” –  głosem z progresywno-liberalnego świata, który już się kończy. W tym starym świecie wybór Donalda Trumpa na prezydenta, może jawić się jedynie jako, cytując Schwarzeneggera, „absurd”.

Leon słyszy rzeczy nowe

Leon XIV mówił jak ktoś, kto rozumie wyłaniający się świat rzeczy nowych. Umie się w nim poruszać i działać. Czy to znaczy, że papież odrzuca, lub krytykuje dziedzictwo Franciszka i Laudato si? Nic z tych rzeczy.

Amerykański papież podkreślał żywą ciągłość z myślą Franciszka. Mówił o ochronie przyrody, jako obronie warunków możliwości dobrego życia na Ziemi. Mówił, że troska o środowisko i stabilny klimat powinny być czymś podstawowym dla wszystkich, którzy biorą wiarę w Chrystusa poważnie.

Dla Leona ekologia to nie dodatek. To nie jest coś, co możemy zostawić świeckim organizacjom pozarządowym. Dlatego następca Franciszka, w najczęściej cytowanym przez media fragmencie swojego niedawnego wystąpienia, powiedział o ekologicznym nawróceniu:

„Dla wierzących to nawrócenie nie różni się od nawrócenia, które kieruje nas ku żywemu Bogu. Nie możemy kochać Boga, którego nie widzimy, jeśli gardzimy Jego stworzeniami. Nie możemy też nazywać siebie uczniami Jezusa Chrystusa, jeśli nie patrzymy na stworzenie tak, jak On.”

Amerykański papież jednoznacznie potępił korporacje, które finansują dezinformację, podważając w ten sposób wpływ człowieka na kryzys klimatyczny, aby chronić swoje interesy. Jednak Leon dokonał na scenie w Castel Gandolfo subtelnych – ale kluczowych – przesunięć akcentów.

Zmiany akcentów nie tyle wobec Franciszka i Laudato si, co w stosunku do głównego nurtu ruchu ekologicznego, który często w niewystarczającym stopniu rozumie, jakie powody, oprócz niekorzystnej koniunktury geopolitycznej, sprawiły, że ruch na rzecz ochrony klimatu znalazł się tam, gdzie jest dziś.

Żeby usłyszeć tę zmianę akcentów potrzeba nieco uwagi, przyzwyczajenia ucha do stylu Leona, który jest inny niż styl Franciszka. Gdzie więc słychać te subtelne, ale kluczowe przesunięcia?

„Obywatele muszą aktywnie uczestniczyć w podejmowaniu decyzji politycznych — na szczeblu krajowym, regionalnym i lokalnym. Tylko w ten sposób można ograniczyć szkody wyrządzone środowisku.

Prawo miejscowe będzie też skuteczniejsze, jeśli ludzie mieszkający w tej okolicy sami będą popierać te działania na rzecz ochrony przyrody.” – mówił nowy papież. Przekaz ten czytać można w sposób następujący: mniej ekologicznego technokratyzmu elit – większa decyzyjność „zwykłych ludzi”.

„Co powinniśmy zrobić teraz, żeby troska o nasz wspólny dom i wsłuchiwanie się w głos ziemi oraz ubogich nie wyglądały na chwilową modę ani – co gorsza – nie były odbierane jako coś, co ludzi dzieli?” – pytał papież. Leon ma w tym punkcie na myśli jedno: depolaryzację.

Troska o przyrodę i stabilny klimat nie może być więźniem progresywnej kultury. Nie może być ofertą tylko dla postępowców, w Kościele lub poza nim. Muszą poczuć się w niej dobrze także ludzie o bardziej konserwatywnej wrażliwości.

Raz jeszcze. To nie są przesunięcia w stosunku do Laudato Si, które jest tekstem pełnym, głęboko duchowym, zanurzonym w tradycji teologicznej Ojców Kościoła i kolejnych pokoleń wierzących. Tekstem krytykującym „paradygmat technokratyczny”, a także taką ekologię, która twierdzi, że szanuje wartość każdej żywej istoty, ale nie widzi niekonsekwencji w nierozciąganiu tej zasady na istoty ludzkie przed urodzeniem. Jest w końcu tekstem podkreślającym godność pracy.

Jednocześnie Franciszek napisał swoją encyklikę w innym świecie. W świecie, w którym działały globalne instytucje. oraz globalny wolny handel. Tym czasem ten świat już przemija.

Przemija postać tego świata

Do niedawna globalne instytucje tworzyły przestrzeń do realnych międzynarodowych negocjacji i koordynacji między państwami, także między światowymi potęgami, takimi jak Chiny i USA. W tym świecie wydarzenia pokroju kolejnych Szczytów Klimatycznych oraz mechanizmy takie, jak Porozumienie Paryskie były realnymi instrumentami niełatwej, ale możliwej koordynacji polityki klimatycznej.

Jednocześnie był to świat wolnego handlu i finansjalizacji. Bogactwo i siłę widziano przede wszystkim w uwolnionych przepływach kapitałowych i usługach finansowych – nie w przemyśle i produkcji. Pozycja przetargowa państwa i zorganizowanego świata pracy wobec kapitału była słaba. Kapitał mógł zawsze zaszantażować państwo czy pracowników mówiąc: „Jeśli Wam się nie podoba, jeśli nie zgodzicie się na nasze warunki – przeniesiemy się do Chin”.

Ten świat już się kończy. Jak zmieniła się pozycja negocjacyjna rządów wobec kapitału pokazuje zapowiedź przejęcia przez państwo udziałów w prywatnych firmach działających w 30 kluczowych dla bezpieczeństwa USA sektorach. To zapowiedź nie socjalisty Berniego Sandersa, lecz administracji Donalda Trumpa. Celem tej częściowej nacjonalizacji jest reindustrializacja Stanów Zjednoczonych i zmniejszenie ich zależności od Chin.

Sekretarz Handlu USA, Howard Lutnick zaszokował niedawno prezenterów liberalno-lewicowej stacji MSNBC, którzy pytali jak to możliwe, że USA przestają być wzorem wolnego rynku i modelem wolnego handlu?

Lutnick, niezrażony, odpowiedział im, że nikt rozsądny w wolny handel dziś nie wierzy, zaś Biden dał wsparcie firmie Intel na budowanie przemysłu w USA za darmo. Z kolei nowa administracja ma zamiar zażądać za to udzielone przez poprzedników wsparcie 10% udziałów państwa w firmie.

Kogo „triggerują” nazwiska, powinien przypomnieć sobie, że politykę powrotu przemysłu i uniezależniania od Chin prowadził (częściowo innymi środkami) już Joe Biden. I że między tymi dwoma prezydentami jest często więcej ciągłości niż zazwyczaj przyznają to rozgrzani politycznie komentatorzy po obu stronach.

Trump dokonuje strukturalnych przesunięć, za których krótkoterminowe koszty będzie być może musiał zapłacić polityczną cenę, a za których pozytywne długoterminowe efekty prawdopodobnie nie on sam zbierze żniwo, ale które cofnąć będzie niełatwo. Odwrót od wolnohandlowej globalizacji i ruch w stronę merkantylistycznych bloków, to nie kwestia nazwisk u włądzy, lecz procesów.

Nowa siła starych klas

Protekcjonistyczne, czy też merkantylistyczne, geoekonomiczne bloki handlowe być może tworzą gorszą przestrzeń do międzynarodowych negocjacji i globalnej koordynacji polityk klimatycznych niż przestrzeń globalnego rynku ery wolnego handlu. Jednocześnie powrót przemysłu i ciaśniejszy rynek pracy zmieniają układ sił społecznego świata.

Utrudnienia w przenoszeniu produkcji na drugi koniec świata ograniczają swobodę przepływu kapitału. Potencjalne ograniczenie masowej migracji może zmniejszyć „rezerwową armię pracowników”, która pozwalała pracodawcom wywierać presję na obniżanie płac.

W końcu waga jaką kluczowe sektory przemysłu mają dla bezpieczeństwa narodowego wzmacnia pozycję przetargową ich pracowników (wyobraźmy sobie strajk w sektorze kluczowym dla narodowego bezpieczeństwa w czasie geopolitycznie niepewnym).

Wszystko to sprawia, że na tych, na których w świecie wolnego rynku i wolnego handlu patrzono przede wszystkim jako na „biednych”, „potrzebujących” czy „zostawionych w tyle: przedmiot troski organizacji pozarządowych i klasy średniej, będzie trzeba patrzeć bardziej podmiotowo. Bo odzyskają całkiem sporo siły i sprawczości.

Nie oznacza to oczywiście, że kraje z silniejszym głosem grup dotychczas słabych, będą podejmować z zasady mądrzejsze decyzje. W wielu krajach, chociażby w Czechach czy Słowacji, mieszkanie poza największymi miastami i praca fizyczna korelują np. ze znacznie przyjaźniejszym podejściem do Federacji Rosyjskiej (przyczyny tego stanu rzeczy to temat na inny tekst).

Katolicka nauka społeczna rozsądnie nie zakłada zresztą, że głos większości (czy „ludu”), to z zasady głos Boga. Wychodzi raczej z założenia, że proces demokratycznego samowychowania polega na trudnym i zawsze po ludzku ułomnym szukaniu Królestwa i jego sprawiedliwości oraz sprawiedliwej równowagi między interesami różnych grup, z których żadna nie jest po prostu personifikacją dobra wspólnego.

Nie zmienia to faktu, że osoby, które chcą ograniczyć skutki kryzysu klimatycznego muszą rozpoznać warunki i możliwości działania w nowym układzie. Układzie, w którym siła przesuwa się od swobodnych, niezwiązanych granicami przepływów kapitału — w stronę przemysłu, mocniej przywiązanego do konkretnej ziemi, w konkretnych państwach i do interesu i bezpieczeństwa konkretnej populacji.

Wymaga to od rządów wyjścia z realną ofertą polityki przemysłowej czy bezpieczeństwa żywnościowego opartych przecież na krótszych i bezpieczniejszych, silniej zlokalizowanych łańcuchach dostaw. To nie kwestia empatii i „niepozostawiania nikogo z tyłu”, tylko rozpoznania skutecznych narzędzi działania w nowym świecie i uzyskiwania w nim przewag.

Kościół pomiędzy geoblokami

Kościół w tak skonstruowanym świecie geopolitycznych bloków, mógłby być siłą zachowującą kanały komunikacji między przeciwnikami, umożliwiając negocjacje i chroniąc świat – jak to już nieraz, chociażby podczas kryzysu kubańskiego, bywało – przed przejściem z zimnej wojny w stan wojny gorącej. Oczywiście bez naiwności, która widzi w Rosji państwo skrzywdzone przez „ekspansję NATO”, a w Chinach państwo „najlepiej realizujące wskazania katolickiej nauki społecznej”.

Leon, jak wskazuje np. jego reakcja na niedawne wtargnięcie rosyjskich dronów w polską przestrzeń powietrzną, wiele z tego rozumie. Wybór imienia oraz wiele z tego co i jak mówi, sugeruje, że może mieć on też „ucho zdolne usłyszeć”, że duch Laudato si – żeby móc się wcielić w społeczne ciało – potrzebuje dziś swojego ekologicznego Laborem exercens i swojego ekologicznego Rerum novarum.

To znaczy – nowego podejścia, które postawi w centrum kwestii klimatycznej nie tylko ekologiczną konsumpcję, łatwiejszą często w dzisiejszych warunkach dla zamożnych, ale pracę, dającą poczucie sprawczości i odpowiedzialności za swoje otoczenie.

Matka Natura pożera własne dzieci

Praktyczny, świecki ruch ekologiczny (z ważnymi wyjątkami takimi, jak myśl szkoły Bernarda Stieglera, empiryczne badania Hilary Wainwright nad próbami oddolnej transformacji energetycznej podejmowanymi przez brytyjskich pracowników przemysłu czy też myśli rozsiane w pismach Raymonda Williamsa) opiera się często na nie do końca uświadomionych, założeniach filozoficznych, a być może nawet: teologicznych.

Jednym z tych nieprzetrawionych założeń jest sposób rozumienia relacji natury i techniki. Natura i technika (a więc i techniczna praca) w mainstreamie ruchu ekologicznego z założenia traktowane są jako przeciwieństwa. Ta opozycja natury i pracy-techniki trudna jest do przezwyciężenia nawet przez myślicieli, którzy, jak autor Mrocznej ekologii Timothy Morton, próbują ją przekroczyć.

To, co naturalne, jest w tej wizji przeciwieństwem tego, co sztuczne. Natura to coś, co rośnie samo, najlepiej bez człowieka. Technika (techne – jedno słowo, którego Grecy używali do określenia tego, co my nazywamy dwoma słowami: „sztuka” i „technika”), to ludzka interwencja w naturę. Rolą ekologii wydaje się więc być ograniczenie tej interwencji. Człowiek pracy, zwłaszcza pracy fizycznej, w tej optyce z konieczności zaburza naturę.

Być może zakłada się tu nawet – w sposób nieuświadomiony i niezgodny z prawdą –  że człowiek przekształcający naturę „bezpośrednio”, pracą swoich rąk – w przemyśle czy rolnictwie – zaburza ją silniej niż człowiek pracujący w sektorze, jak to się kiedyś mówiło, „pracy niematerialnej”. To znaczy najczęściej w przeciętnym, nieszkodzącym środowisku zawodzie klasy średniej, zwykle na komputerze.

Technika i praca znajdują się tu po stronie człowieka. Natura jest z założenia nie-ludzka. Jak pisała wprost, ciekawa zresztą myślicielka, filozofka nauki i chemiczka, Isabelle Stengers: natura to Gaia, Matka-Ziemia. A główną cechą jej charakteru jest kapryśność, nieprzewidywalność oraz zdolność pożarcia swoich nieposłusznych czy nieuważnych dzieci. Tak się stanie, jeśli człowiek nie rozpozna i nie zaakceptuje swojej własnej nie-ludzkiej strony i nie powróci w ten sposób do natury.

Ten prosty dualizm natury i techniki jest jednak ostatecznie nie do utrzymania. Natura powraca jako technokracja, obsługiwana przez ekspertów, którzy są tłumaczami jej niepojętych wyroków – decydującymi, które branże i grupy zasługują na przetrwanie.

Nieuświadomiony lęk przed tak wyobrażonym reżimem klimatycznym kieruje – być może wpółświadomie – antyklimatyczną reakcją ostatnich lat – podsycaną rzecz jasna przez rosyjską dezinformację, jak pokazuje chociażby raport NATO z 2024 roku.

Mądrość Boża jest inżynierką

Leon XIV ma potencjał do tego, by dać ekologii inne, mocniejsze podstawy. Księga Przysłów Salomona opisuje kobiecą postać Mądrości „utkaną przed wiekami, od początku.” Kobieta-Mądrość jest przy Bogu „gdy nie uczynił jeszcze ziemi, ani otwartych przestrzeni, ani pierwszych grud świata.” (Ks. Przysłów 8, 26). Towarzyszy mu nie tylko tańcząc dla Niego, bawiąc się przed Nim podczas zakładania fundamentów świata: morza, niebiosa, otchłani.

Jest z Nim również jako ʾāmôn, co tłumaczenia angielskie oddają jako „wykwalifikowaną rzemieślniczkę”, tłumaczenia polskie jako „mistrzynię”, a prawosławny teolog, a jednocześnie wybitny matematyk, naukowiec, wynalazca Paweł Floreński jako „architektkę projektującą świat”, „inżynierkę”, która zbudowała nie tylko jednorazowo na początku stworzenie, ale która buduje nieustannie w procesie ciągłego stwarzania, creatio continua.

Mądrość, która „buduje sobie dom” (Ks. Przysłów 9,1) „ma za rozkosz ludzi (Ks. Przysłów 8, 31). Mądrość Boża włącza ludzkość w proces tworzenia „wspólnego domu” (oikos). Domu, który trzeba nie tylko chronić, ale własną pracą budować.

Tak jak pożerająca swoje dzieci Natura powracała jako znajdująca się poza kontrolą „zwykłych ludzi” technika/technokracja – tak tutaj SofiaMądrość przywraca człowiekowi naturę, ale już przemienioną. Natura i technika nie są przeciwieństwami. Pierwsza natura i ostatnia natura są sztuką/techniką Boga.

Jest natura taka zarówno na początku w swoim pierwotnym rajskim jak i – jeszcze bardziej – na końcu, w swoim ostatecznym, zbawionym stanie. Jest też Boską techniką realizowaną w pewnym stopniu także już teraz na ziemi, przemienianą przez zbawienie. Współuczestniczy w niej na swój sposób – swoim trudem, pracą, cierpieniem i twórczością – pracująca ludzkość, jak podkreśla to w zamykających paragrafach Laborem exercens, idąc po linii polskiej filozofii pracy, Jan Paweł II.

Natura jest sztuką/techniką Boga. A człowiek pracujący z szacunkiem dla sztuki natury, rozpoznający ciągłość między swoim wysiłkiem a zapisanymi w niej i gotowymi do aktywacji wzorami – osiąga w swojej pracy drugą, wyższą, odzyskaną naturalność.

„Szukaj. Szukaj nie z tą myślą, że natura jest to coś łatwego, coś, co przychodzi bez trudu. Nie, natura – to stan myśli, zespół celów, miar i ideałów, przy zbieżności których wszystkie zdolności nasze są zatrudnione i rozwijają się, ale sam ten zespół jest dziełem konstrukcji i woli” – pisał Stanisław Brzozowski, którego głos, obok głosów innych polskich filozofów pracy Cieszkowskiego, Mickiewicza, Norwida czy Tischnera, da się usłyszeć w Laborem Exercens.

Tę historię można opowiedzieć również bardziej świeckimi, np. wziętymi od Leibniza i ekonomistów neoplatoników-merkantylistów kategoriami, jak pisał przed laty Krzysztof Mroczkowski w krytykującym neoliberalizm, keynesizm i marksizm tekście Ekonomia optymizmu.

Czy Leon XIV stanie się inspiracją do bardziej samodzielnej pracy myślowej dla chrześcijan i niechrześcijan, którzy chcieliby zobaczyć szczęśliwsze małżeństwo godności pracy i ochrony przyrody? Zobaczymy. To czy się to uda nie pozostanie być może bez wpływu na całkiem praktyczne sprawy takich jak odporność „zwykłych ludzi” na rosyjską dezinformację klimatyczną, przyszłość zielonej polityki przemysłowej i spójność polityczna Unii Europejskiej.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.