To tu wykuwała się tożsamość architektoniczna III RP. O Śląskiej Szkole Architektury
Centrum Nauki Kopernik w Warszawie, autor projektu architektonicznego: Jan Kubec; autor grafiki: Marek Grąbczewski
Choć niewiele osób o tym wie, to właśnie wśród upadających fabryk i kopalń Śląska wykuwała się tożsamość architektoniczna III RP. Region ten był kolebką twórczości modernistycznych herosów, historyzujących postmodernistów, aż po wykrystalizowanie się odrębnej tożsamości śląskiej szkoły architektonicznej w drugiej połowie lat 90. Pomimo wzlotów i upadków, jej przedstawiciele kształtowali oblicze zarówno regionu jak i całego kraju, kierując się czystą ideą i szacunkiem dla porządku. Ostatnie lata stawiają jednak otwarte pytanie o to, czy śląskiemu środowisku uda się zachować swe ideały w zetknięciu z palącymi wyzwaniami współczesności.
Świt i zmierzch peerelowskiego modernizmu
Jest 1982 rok. Kazimierz Wejchert i Hanna Adamczewska-Wejchert otrzymują Honorową Nagrodę Stowarzyszenia Architektów Polskich (SARP). Dziełem ich życia nie jest pojedynczy budynek, ale całe miasto – Nowe Tychy, którego powstawanie planowali od wygranego w 1952 r. konkursu. Wejchertowie przeprowadzili Tychy przez kolejne style peerelowskiej urbanizacji, od obowiązkowego w latach 50. socrealizmu, przez międzynarodowy modernizm lat 60., aż po wielką płytę lat 70.
Wejchertowie byli przedstawicielami pokolenia architektów związanych i kojarzonych ze Śląskiem, które po 1945 r. zdefiniowało przestrzeń największego ośrodka przemysłowego Polski. Z ich środowiska wywodzili się twórcy tacy jak Zygmunt Majerski, Julian Duchowicz, Henryk Buszko, Aleksander Franta, Tadeusz Teodorowicz-Todorowski, Jerzy Gottfried czy Mieczysław Król. Urodzeni w innych regionach Polski i często doświadczeni przez wojnę (Wejchert był członkiem AK, Adamczewska-Wejchert więźniarką Ravensbruck), przybywali oni na Śląsk, by tworzyć nową architekturę.
Destynacja ta nie była przypadkowa. Forsowna urbanizacja, nacisk kładziony na ciężki przemysł oraz niezachwiany paradygmat postępu – wszystkie te cechy PRL-u wydawały się idealnie rymować ze stereotypowym wyobrażeniem o Śląsku. Przemiany zachodzące w tym regionie dawały nadzieję na to, że ideowi architekci znajdą w nim szczególnie dogodne pole do prezentacji swoich postępowych pomysłów.
Dla wszystkich twórców z tego pokolenia punktem odniesienia były idee modernizmu, z którymi starsi z nich zetknęli się w swojej praktyce zawodowej jeszcze przed wojną, młodsi zaś już na studiach. Po krótkim interludium w postaci socrealizmu (w który większość z nich zaangażowała się bez wielkich dylematów), twórcy z różnych pokoleń z tym większym zapałem powrócili do modernistycznych wzorców.
Zapotrzebowanie na ich architekturę było praktycznie niewyczerpane. Rozwój przemysłu był jednym z głównych celów państwa, lecz nie mniej ważna była urbanizacja. Śląscy architekci tworzyli więc hektary osiedli, wielkie hale przemysłowe, biurowce i budynki użyteczności publicznej, od gmachów administracyjnych, przez obiekty rozrywkowe, aż po kościoły.
Ten heroiczny rozmach, połączony z dominacją doktryny nad detalem, stworzył obraz modernistycznego architekta-demiurga, nie dającego się przygnieść przyziemnymi uwarunkowaniami. Jedynym ograniczeniem była dla nich jakość wykonawstwa i materiałów, na których systematyczne obniżanie godzili się ze świadomością, że jest to cena za implementację ich wizji na masową skalę.
Nagroda honorowa dla Wejchertów, będąca trzecim takim wyróżnieniem dla związanych ze Śląskiem architektów po nagrodach dla duetów Duchowicz-Majerski i Buszko-Franta, wybrzmiała jako łabędzi śpiew tego ,,heroicznego modernizmu” na Śląsku. W ostatniej dekadzie komunizmu coraz mniej było zrozumienia dla wielkich ideałów architektów pierwszych dekad PRL, a ich dzieła znacznie bardziej kojarzyły się z peerelowską beznadzieją, nieludzką powtarzalnością i ignorowaniem podstawowych ludzkich potrzeb.
Do rangi symbolu urastały takie szczegóły, jak windy na Osiedlu Tysiąclecia w Katowicach, które dla zaoszczędzenia czasu stawały tylko na półpiętrach, poważnie utrudniając poruszanie się osobom z niepełnosprawnościami.
Od początku lat 80. do głosu dochodzi młodsze pokolenie – postmoderniści, którzy bezlitośnie krytykują doktrynerstwo i irracjonalność socjalistycznych budynków. Architekci ci mają za sobą mocne argumenty – ich budynki budzą entuzjazm u zwykłych ludzi, ale też uznanie u profesjonalistów, który skutkuje zdobywaniem wielu nagród.
To właśnie w Tychach, mieście Wejchertów, swoją działalność zaczyna Stanisław Niemczyk. Wychował się on w Czechowicach-Dziedzicach pod Bielskiem, studiował w Krakowie i od najmłodszych lat towarzyszył mu zachwyt nad historyczną architekturą. Już w pierwszych projektach zdradzał on wrażliwość na kontekst, nieobecną w projektach swoich wielkich poprzedników.
Z biegiem lat Niemczyk stopniowo odchodzi od kolejnych założeń modernistycznego projektowania, szukając możliwości powrotu do stosowania odwiecznych praw architektury. Kościół św. Ducha w Tychach jego autorstwa jest na pewno budynkiem nowoczesnym, lecz przy tym zupełnie różnym od śląskiej myśli architektonicznej pierwszych dekad PRL. Już w 1983 r. to właśnie Niemczyk otrzymuje Nagrodę Roku SARP dla najlepszego budynku w Polsce.
Wiatr zmian czuć też w śląskim oddziale SARP’u, gdzie od 1980 r. prezesem jest inny młody, obiecujący architekt, Ryszard Jurkowski. W 1984 r., w ramach katowickiego Miastoprojektu, rozpoczyna on planowanie panewnickiego osiedla Sadyba, którego wysokie, spadziste dachy, uliczki przywodzące na myśl historyczne miasta oraz różnorodność przestrzeni i detali tworzą przestrzeń skrajnie inną od typowego peerelowskiego blokowiska.
Rozpoczynał się powolny, lecz nieuchronny upadek systemu komunistycznego, a wraz z nim nadchodził zmierzch herosów modernizmu. To właśnie do architektów takich jak Ryszard Jurkowski czy Stanisław Niemczyk należała przyszłość.

Osiedle F w Tychach, autorzy: Kazimierz Wejchert i Hanna Adamczewska-Wejchert
Iskra płynąca z Amsterdamu
Jest rok 1995. Otwiera się biurowiec Górnośląskiego Okręgowego Zakładu Gazownictwa (GOZG) w Zabrzu. Jego autorzy, młodzi wykładowcy Politechniki Śląskiej, Andrzej Duda i Henryk Zubel, niedawno wrócili z podyplomowych studiów w Holandii.
Przedtem obaj kształcili się pod kierunkiem śląskich modernistów, jednak nie przejęli w pełni ich poglądów. Wkrótce po zakończeniu pierwszego etapu swojej nauki duet Duda-Zubel zaprojektował budynek ZUS-u w Tarnowskich Górach, zbudowany w latach 1987-1990. Jako współczesna reinterpretacja historycznej kamienicy był on bardzo udany, otrzymał nawet Nagrodę Roku SARP’u i mieścił się w szerokim nurcie postmodernistycznym.
Poglądy dwóch młodych architektów uległy jednak znaczącej przemianie po pobycie w Berlage Institute of Architecture w Amsterdamie, który – jak sami mówili – „nie był tradycyjną szkołą. To raczej laboratorium architektury – miejsce, do którego przyjeżdżają najwybitniejsi architekci z całego świata: Koolhaas, Siza, Ando, Frampton”.
Najważniejsze z perspektywy Dudy i Zubela okazało się zetknięcie z reprezentowanym przez holenderskie biura sprzeciwem wobec postmodernizmu, który jako styl w budownictwie pojawił się tam dziesięć lat wcześniej niż w Polsce.
Architekci z Berlage nie chcieli bowiem uczestniczyć w zwrocie ku historycznym detalom, klasycznym proporcjom piękna i badaniu optymalnych proporcji. Podobnie jak artyści konceptualni woleli oni, aby ich dzieła wyrażały tok myślenia architekta, estetykę zostawiając na drugim planie. W ich założeniach miała ona wypływać ze struktury budynku, którą z kolei kreowała idea.
Pod względem upodobań formalnych było im dużo bliżej do dawnych modernistów, jednak dzięki nowemu, ideowemu podejściu, nie byli skrępowani doktrynerstwem. Taką architekturę tworzył m.in. wspomniany Koolhaas, bodaj najważniejszy myśliciel architektury II poł. XX wieku. W podobny sposób myślał również Herman Hertzberger, który opiekował się studiami pary młodych śląskich architektów.
Poglądy, z którymi Duda i Zubel zetknęli się w Berlage Institute pozwoliły im twórczo wrócić do dziedzictwa modernizmu, ale już bez jego ,,błędów i wypaczeń”. Powiew świeżości był w tamtym okresie szczególnie ważny, jako że na Śląsku lat 90. mało się buduje – głównie się burzy. Znikają zarówno fabryki i kopalnie, jak i niektóre budynki modernistów. Mimo że teoretycznie były one projektowane jako uniwersalne (wolny plan, uwolnione fasady), często okazują się nie do utrzymania i wykorzystania w warunkach wczesnego kapitalizmu.
Nowa ekonomiczna i społeczna rzeczywistość obnaża ograniczenia tamtego stylu. To, co powstaje, to kolejne postmodernistyczne realizacje. Najlepsze z nich są wrażliwe, nawiązują do architektury regionalnej, są wykonane z dobrych materiałów i przywracają ludzką skalę.
Te właśnie cechy spełniają budynki autorstwa Stanisława Niemczyka (Honorowa Nagroda SARP 1996) i Ryszarda Jurkowskiego (Honorowa Nagroda SARP 1999). Osiedla i kościoły projektowane przez nich humanizują poprzemysłowy krajobraz i dają nadzieję na odbicie regionu z gospodarczego i społecznego dołka.
Charakterystyczne jednak, że zarówno Jurkowski jak i Niemczyk dystansują się od określania swojej architektury jako postmodernistycznej. Są oni bowiem świadomi, że równolegle istnieje też gorsza twarz postmodernizmu – pokryte lustrzanym szkłem w kolorową kratkę biurowce, aquaparki, pomalowane na tandetne tęczowe kolory budynki , ostentacyjnie komercyjne i wydumane. Był to styl zabudowy przyjmowany chętnie przez wygłodniałych ,,Zachodu” mieszkańców, ale budzący coraz większy niesmak wśród architektów.
To właśnie w tym krajobrazie Duda i Zubel stawiają budynek GOZG w Zabrzu, czyniąc go symbolem nowego podejścia do architektury. Biurowiec ten nie ma łatwego sąsiedztwa – znajduje się on w wynikowym wnętrzu urbanistycznego kwartału, otoczony przez dzikie parkingi, oficyny, garaże, stację transformatorową, a w niektórych miejscach pokazuje się nieurządzona zieleń.
Mimo to biurowiec przykuwa uwagę. Powtarzalny, matematyczny, wszystko podlega jednemu, z góry obmyślonemu porządkowi. Jednocześnie budynek wykonany jest solidnie, po inżyniersku – nie ma tu mowy o paździerzu z wielkiej płyty, czy komercyjnej tandecie. Zewnętrznym wyrazem tej zasady jest kratkowana ceglana elewacja z wypełnieniami ze szklanych pustaków. Całość przywodzi na myśl przedwojenne obiekty przemysłowe, tak charakterystyczne dla Górnego Śląska.
Architekci nie zatrzymują się i szykują kolejne projekty. Przestrzenią jednego z nich jest działka naprzeciwko GOZG-u – siedziba ZUS-u w Zabrzu.

Budynek GOZG w Zabrzu, autorzy: Andrzej Duda i Henryk Zubel
„Wśród waszych uczniów cieszycie się statusem guru”
Jest rok 2000. Czasopismo Magazyn Budowlany wydaje numer w całości poświęcony młodej śląskiej architekturze. Otwiera go wywiad z Andrzejem Dudą i Henrykiem Zublem – wschodzącymi gwiazdami polskiej architektury.
Przybliżają oni czytelnikom swoją metodę projektowania: ,,Najważniejsze jest sformułowanie – werbalizacja problemu projektowego, a następnie rozwiązanie go z pomocą przyjętej metody”, przekonywał Zubel.
Uważają, że metoda, rozumiana jako działanie intelektualne, musi mieć przewodnią rolę w projektowaniu budynków: ,,Intuicja powinna jedynie uzupełnić pewne «dziury», których nie da się wypełnić działaniem metodologicznym”, precyzuje Duda.
Ich wypowiedź dla Magazynu Budowlanego warto uzupełnić o sformułowany parę lat wcześniej, na potrzeby swoich studentów, dziesięciopunktowy manifest śląskiej szkoły architektury:
- Trzeba wiedzieć, że architektura redukuje entropię.
- Architekt jest przede wszystkim inżynierem, a nie estetyzującym designerem.
- W projektowaniu ważniejsze jest tworzenie mechanizmów budujących przestrzeń obiektów niż ich forma, nie zaczynaj projektowania od wyobrażenia formy.
- Prawdziwa twórczość zaczyna się wtedy, gdy porzucamy udawanie i naśladownictwo, a wymyślamy rzeczy nowatorskie i niosące wartości.
- Niezbędna jest znajomość historii. Każdy musi znać swoich klasyków. Szczególnie ważny jest okres modernizmu, kiedy tworzyła się doktryna architektury nowoczesnej.
- Każde twórcze projektowanie jest ze swojej istoty procesem badawczym. Znajomość teorii oraz umiejętność jej budowania i stosowania, to warunek konieczny kreatywnego działania.
- Nie możemy przeciwstawiać sobie teorii i praktyki, bo nie ma nic bardziej praktycznego niż dobra teoria.
- Należy zauważać rzeczy i zjawiska z pozoru małe, nieznaczące, szare, które dzieją się wokół nas. Szare jest piękne.
- Dobry architekt jest jak malarz – całe życie maluje ten sam obraz.
- Śląsk jest piękny. Trzeba umieć to widzieć i cenić.
Wspomniana w ostatnim punkcie kwestia śląskości pojawia się również w wywiadzie dla Magazynu Budowlanego. ,,Architektura śląska jest architekturą modernistyczną – racjonalną, zaprojektowaną tak, aby była tania, funkcjonalna, logiczna. Budynek ma być ekonomiczny, ciepły, trwały, poprawny technicznie, wykonany z dostępnych lokalnych materiałów. Jeśli sklecimy to razem, automatycznie wychodzi śląska architektura”, z lekkim przekąsem tłumaczy Duda.
Od oddania do użytku GOZG-u mnożą się kolejne realizacje i nagrody. Rok wcześniej, w 1999 r., ich budynek ZUS’u w Zabrzu otrzymał I nagrodę ministra infrastruktury. ,,Wśród waszych uczniów cieszycie się statusem guru…”, mówi prowadzący wywiad Oskar Grąbczewski. ,,Bardzo nam miło…”, odpowiada Duda.
Rzeczywiście, ich metoda znalazła liczne grono naśladowców wśród studentów. Obok wywiadu z Dudą i Zublem, a także przedstawienia ich wielkich realizacji, w magazynie zaprezentowano także sylwetki ich uczniów. Świeży absolwenci Politechniki Śląskiej na swoim koncie mają udane projekty dyplomowe, wyróżnienia w międzynarodowych konkursach, a nawet pierwsze realizacje – wnętrza i domy, często członków ich rodzin.
Robert Konieczny i Marlena Wolnik – KWK Promes, Przemo Łukasik i Łukasz Zagała – medusa group, Tomasz Studniarek i Małgorzata Pilinkiewicz – Archistudio, Barbara i Oskar Grąbczewscy – OVO Grąbczewscy Architekci, Beata i Witold Goczołowie, Maciej Laskowski, Sylwia i Arkadiusz Płomeccy, czy pozostający w bliskich związkach ze śląskimi architektami absolwent Politechniki Krakowskiej, jak Tomasz Konior – każdy z nich stara się aktywnie czynić pierwsze kroki w zawodzie.
Ryszard Jurkowski, świeżo wybrany prezes ogólnopolskiego SARP’u, pytany w wywiadzie kilka stron dalej o najmłodsze pokolenie śląskich architektów mówi o nich z sympatią. Sam uważa się bardziej za przedstawiciela szkoły krakowskiej, ale docenia swoich młodych, śląskich kolegów: ,,Obcowanie z nimi sprawia mi prawdziwą przyjemność […] fascynujący jest ich zapał i chęć pogłębiania wiedzy, nieskrywana ambicja, by być dobrym, by odnieść sukces, by zaistnieć” – zauważa.

Budynek ZUS w Zabrzu, autorzy: Andrzej Duda i Henryk Zubel
„Tłumaczyć można kompozycję tej architektury przy pomocy symboliki masońskiej”
Jest rok 2010. Otwiera się Centrum Nauki Kopernik. Aby doprowadzić do realizacji projektu jego autor, Jan Kubec – świeżo upieczony wykładowca na Politechnice Śląskiej i uczeń Dudy i Zubla, musiał zmierzyć się nie tylko z architektami z całego świata w konkursie, ale również z magistratem Hanny Gronkiewicz-Waltz oraz brakiem zrozumienia w środowisku architektonicznym.
Grzegorz Stiasny, warszawski architekt, wpływowy krytyk architektoniczny, a wkrótce również laureat Honorowej Nagrody SARP, w drwiącym artykule przyrównuje budynek do centrum handlowego, nie dostrzegając w nim jakiejkolwiek logicznej zasady kompozycji.
Ironizuje, że widocznie ta nowa świątynia wiedzy musi się opierać o wzorce masońskie: ,,Fasada wejściowa otwiera się na zachód – kierunek, z którego przybywają do loży profani. Poczekalnię stanowi niewytłumaczalna kompozycyjnie brunatna, betonowa bryła dostawiona z boku głównego korpusu. Kamień Nieociosany – symbol nowo przyjmowanego do loży wolnomularza”.
Śląska szkoła nie ma łatwej drogi. Wiele projektów odpada w konkursach, a nawet te zwycięskie często nie doczekują się realizacji. Taki los spotyka wiele prac Damiana Radwańskiego oraz medusa group, którzy sami mówią o sobie ,,mistrzowie 2. miejsca”; niewiele lepiej wiedzie się wtedy twórcom samej szkoły – Dudzie i Zublowi.
Równolegle nawet na rodzimym Śląsku konkurować muszą z przedstawicielami innych szkół. Wrażliwe projektowanie zakorzenione w tradycji, połączone z krytyką modernistycznego planowania, przejmuje kolejny wybitny twórca – pochodzący z gór i wykształcony na Politechnice Krakowskiej Tomasz Konior.
Jego rozbudowa Akademii Muzycznej w Katowicach, oddana w 2007 r., staje się wielkim architektonicznym wydarzeniem i zostaje obsypana krajowymi i zagranicznymi nagrodami. To zaledwie początek jego szerokiej rozpoznawalności – w 2008 r. Konior wygrywa konkurs na nową siedzibę NOSPR-u.
Mimo to architektura śląskiej szkoły przebija się coraz szerzej. W 2006 r. powstaje Pawilon Paleontologiczny w Krasiejowie autorstwa konsorcjum Goczołowie Architekci i OVO Grąbczewscy Architekci. Coraz większe zainteresowanie budzą też kolejne, coraz bardziej oryginalne, domy autorstwa Roberta Koniecznego i Marleny Wolnik: Dom Trójkątny, Dom z Ziemi Śląskiej, Dom Aatrialny. Najliczniej powstają jednak realizacje bytomskiego medusa group – ich biurowce i domy spotkały się z szerokim zainteresowaniem wśród inwestorów.
W 2009 roku zostaje też oddany do użytku Sąd Okręgowy w Katowicach Tomasza Studniarka i Małgorzaty Pilinkiewicz. Poważna, monumentalna bryła, to największa i najbardziej prestiżowa realizacja śląskiej szkoły architektury, aż do powstania Centrum Nauki Kopernik.
Czy wszystkie te budynki coś łączy? Jeśli tak, to tym spoiwem jest bardziej sposób myślenia aniżeli jakieś konkretne rozwiązania. Prymat idei, rozumianej w sposób architektoniczny, umiar, prostota, redukowanie zbędnych elementów. Pojawiają się też pierwsze próby autoidentyfikacji. Jedną z nich jest wystawa ,,Śląska szkoła architektury?” zorganizowana przez SARP Katowice w kwietniu 2010 r.
,,Środowiska w kilku wiodących ośrodkach różnią się od siebie. […] Warszawa jest kosmopolityczna, szeroko otwarta na świat, szybko reagująca na wszelkie nowości. Kraków stara się kontynuować tradycję szeroko pojętego modernizmu. Wrocław jest miękko ,,postmodernistyczny” […] Górny Śląsk natomiast rozwija ideę racjonalizmu i funkcjonalizmu, czerpiąc ze swojej własnej tradycji architektury przemysłowej i wielkomiejskiej”, pisze Andrzej Duda w tekście otwierającym katalog wystawy.
Coraz liczniej pojawiają się nagrody – już w 2002 r. Dom z Ziemi Śląskiej Koniecznego otrzymuje nominację do europejskiej nagrody im. Miesa Van Der Rohe, a kolejne budynki powtarzają te sukcesy. Głośno jest też o domu Przema Łukasika – Bolko Lofcie, który również przykuł uwagę architektonicznej publiczności.
W 2006 r. Pawilon Paleontologiczny w Krasiejowie Goczołów i Grąbczewskich jako pierwszy obiekt Śląskiej Szkoły Architektury otrzymuje Grand Prix Architektury Roku SARP. Konkurs, w którym do tej pory dominowały skomplikowane, ekskluzywne obiekty, wygrywa prosta, betonowa ,,leista” (od niemieckiego Leiste – długi i wąski budynek w żargonie gliwickich architektów), w której wszystkie architektoniczne elementy zostały ograniczone do absolutnego minimum.
Samo Centrum Nauki Kopernik szybko staje się natomiast najpopularniejszym muzeum w Polsce. Co roku odwiedza go ponad milion osób. Rok później Architektura Murator, macierzysta redakcja Stiasnego, który z tak wielkim zapałem krytykował bryłę Centrum, z wielką pompą organizuje w nim prezentację swojej nowej, przebudowanej szaty graficznej.

Centrum Nauki Kopernik w Warszawie, autor: Jan Kubec
„Najbardziej ostry kąt prosty jest na wydziale w Gliwicach”
Jest rok 2019. Robert Konieczny, niekwestionowana gwiazda architektury, na łamach Architektury&Biznesu krytycznie analizuje dziedzictwo śląskiej szkoły architektury. Autor Centrum Dialogu Przełomy i Arki w Brennej, obsypany nagrodami na międzynarodowych festiwalach architektury twierdzi:
,,Śląska uczelnia przygotowuje tylko dobrych rzemieślników. Tyle i aż tyle. Ale pod pewnymi względami potrafi podciąć skrzydła. Nie wiem, czy słyszałeś kiedyś hasło, że najbardziej ostry kąt prosty jest na wydziale w Gliwicach?”.
Jego zdaniem w tym ścisłym, metodycznym myśleniu brakuje miejsca na pomysły out of the box. „Jak chcesz fruwać, to musisz myśleć inaczej. Szerzej”, konkluduje. Inni twórcy śląskiej szkoły również starają się wyłamać – nie tyle z samej ideowej metody, co z ortogonalnego schematu.
Archistudio eksperymentuje z obłymi formami, Marlena Wolnik w wielokrotnie nagradzanym budynku Centrum Aktywności Lokalnej w Rybniku stawia na dynamiczną, abstrakcyjną formę, podobnie jak Robert Skitek pracując nad zagospodarowaniem brzegów Jeziora Paprocańskiego.
Bodaj najmocniejsze zerwanie z idiomem prostopadłościanu widać jednak w dekonstruktywistycznym Muzeum Ognia autorstwa OVO Grąbczewscy Architekci. Joanna i Wojciech Małeccy nawiązują współpracę projektowe z biurami spoza Śląska, czego owocem jest nagradzany budynek Wydziału Radia i Telewizji UŚ.
Jednocześnie w całej Polsce następuje moda na pudełka i porządek. Po części wynika to z międzynarodowej mody. Trzeba też przyznać, że prosta, minimalistyczna architektura miała zawsze swoich orędowników również poza Śląskiem.
Najbardziej utytułowane polskie biuro, warszawscy JEMS-i, od początku stawiali na elegancję i umiar. Twórcy tacy, jak Dariusz Herman i Piotr Śmierzewski z Koszalina czy Zbigniew Maćków z Wrocławia są bardziej konsekwentni w zdyscyplinowaniu i prostocie niż niejeden śląski architekt.
Wydaje się, że głównym powodem jest jednak boom budowlany, który rozpoczyna się po 2015 r. Po tej dacie architektura deweloperska, wcześniej udziwniona i asekuracyjna, zoptymalizowała zbędne ganki, kolumienki i daszki. Czas w przewrotny sposób przyznał rację ojcom śląskiej szkoły architektury; okazało się, że minimalizm jest nie tylko stylowy, ale też znacznie bardziej opłacalny.
Ten fenomen najlepiej obrazuje nowa warszawska architektura, a zwłaszcza symboliczny pojedynek pomiędzy ,,postępowym” jasnym pudełkiem Muzeum Sztuki współczesnej a ,,konserwatywnym” ciemnym pudełkiem Muzeum Historii Polski, które tak naprawdę można by bez większego problemu zamienić ze sobą miejscami…
Równolegle pojawiają się też twórcy młodszego pokolenia, którzy ortodoksyjnie trzymają się śląskiej doktryny. SLAS, Jojko+Nawrocki, MOC Architekci – wierni uczniowie Dudy i Zubla, czy Maciej Franta – potomek znanego architektonicznego rodu – coraz częściej dystansują w konkursach swoich starszych kolegów. Sala muzyczna w Rybniku autorstwa SLAS w 2022 r., otrzymuje drugą w historii Śląskiej Szkoły Nagrodę Roku SARP.

Arka Koniecznego w Brennej, autor: Robert Konieczny
„Chcesz coś od Araba?”
Jest rok 2024. Przemo Łukasik i Łukasz Zagała, liderzy medusa group, odbierają nagrodę honorową SARP. To najwyższe wyróżnienie w polskiej architekturze ostatni raz zawędrowało na Śląsk w 1999 r., kiedy to otrzymał je Ryszard Jurkowski.
W swojej mowie Łukasik przypomina, jak w początkach swojej pracy obydwaj mieszkali w Paryżu na skromnych 8m2. Jedzenie pozyskiwali z pobliskiej budki z kebabem; dziś Zagała mieszka w Dubaju gdzie prowadzi filię ich ogromnej pracowni. ,,«Chcesz coś od Araba?» nabrało zupełnie nowego znaczenia”, śmieje się Łukasik.
Medusa group w swojej architekturze łączy komercyjność i ideowość. Sekretem ich ogromnego sukcesu wydaje się być połączenie prostoty i racjonalności z talentem i wyobraźnią, które nawet z bardzo ekonomicznych projektów potrafią wycisnąć wartość dodaną.
Sami laureaci zapraszają na wręczenie swoich kolegów – śląskich architektów. Ich nagroda to w pewnym sensie także uhonorowanie śląskiej szkoły, której zasady wcielili w życie chyba w największym stopniu.
W którą stronę pójdzie śląska szkoła w kolejnych latach? Trudno w tym miejscu abstrahować od krytyki, którą tuż przed ogłoszeniem nazwisk laureatów wygłosił pod ich adresem Filip Springer: ,,Architekci, którzy przyciągają na widownię mnóstwo ludzi – a Przemo Łukasik jest taką osobą, i Ewa Kuryłowicz też – którzy mają zasięgi, budżety, autorytet, mają wszystko, żeby zacząć wyznaczać nowe kierunki w architekturze, eksperymentować, badać, a przy tym się twórczo bawić. Ale tego nie robią”.
Przez nowe kierunki ma on na myśli przede wszystkim refleksję nad kosztami dla środowiska, które powoduje architektura. Opinie Springera są oczywiście subiektywne, świadomie prowokacyjne i same spotkały się z ostrą krytyką. Celnie zwrócono uwagę chociażby na fakt, że wiele, zwłaszcza wczesnych, realizacji medusa group to właśnie przebudowy i adaptacje starych, podupadających budynków poprzemysłowych, od których roiło się w ich rodzinnym Bytomiu.
Springer, a za nim wielu aktywistów, coraz częściej postrzega architekturę jako zagadnienie społeczne albo środowiskowe. Budynek musi być dostępny cenowo, inkluzyjny i ekologiczny.
W pewnym sensie jest to lustrzane odbicie tego jak postrzegają budynki deweloperzy, dla których zysk z inwestycji ma kapitalne znaczenie, znacząco przewyższając rozważania ekologiczne i społeczne. Niestety, krystalizacja sporu na tej osi sprawia, że mało kto oczekuje jakości stricte architektonicznej.
To powszechne oczekiwanie jest prawdziwą zagwozdką dla twórców architektury ,,taniej, funkcjonalnej i logicznej”. Dawniej takie podejście wyróżniało szkołę śląską spośród formalistycznych eksperymentów i luksusowych popisów.
Gdzie jednak szukać dziś wyróżniającej prostoty w otoczeniu architektury wulgarnie prostej? Jak budować wokół idei i zasady w realiach zasady bezlitosnej optymalizacji? Jak wreszcie tworzyć dla środowiska i ludzi, skoro być może najlepiej w ogóle nie budować?
Śląskiej szkole udało się przeżyć postmodernizm. Teraz zobaczymy, czy da sobie ona radę z deweloperskim modernizmem, będącym częściowo jej apoteozą, a częściowo karykaturą jej idei. Czas pokaże, czy przepracuje ona pojawiającą się zewnętrzną i wewnętrzną krytykę i dokona twórczej autokorekty, czy raczej będzie musiała ustąpić nowym nurtom, lepiej radzącym sobie z wyzwaniami współczesności.

Biurowce KTW I i KTW II, autorzy: Przemo Łukasik i Łukasz Zagała
Tekst jest częścią projektu pt. „imPressje Górnośląskie + Śląsk sztuką pisany vol. 2” jest dofinansowany ze środków Muzeum Historii Polski w Warszawie w ramach programu „Patriotyzm Jutra”.
