Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna. Możesz nas wesprzeć przekazując 1,5% podatku na numer KRS: 0000128315.

Informujemy, że korzystamy z cookies. Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony.

Nie tylko dla elit. W Konkursie Chopinowskim drzemie ogromny potencjał

Nie tylko dla elit. W Konkursie Chopinowskim drzemie ogromny potencjał Jacky Zhang podczas 19. Międzynarodowy Konkurs Chopinowski; screen: https://www.youtube.com/watch?v=Ys9jsV_aPxo

Nie potrafimy wykorzystać potencjału tkwiącego w Konkursie Chopinowskim. Uznaliśmy, że jest to wydarzenie wyłącznie dla znawców muzyki klasycznej. Tymczasem fascynacją Chopinem można zarazić zarówno kilkuletnie dzieci, jak i całą Europę.

Lata temu w mojej szkole muzycznej zorganizowano lokalny „Konkurs Chopinowski”. Wymagał od uczestników – dzieci z okolicznych szkół – zapoznania się z życiem i twórczością kompozytora. Pamiętam, jak spędzałem popołudnia na dywanie w salonie, wsłuchując się w nokturny i preludia Chopina dochodzące z magnetofonu.

Po raz pierwszy w życiu wówczas zetknąłem się z muzyką kompozytora z Żelazowej Woli – na poważnie i na tyle świadomie, że towarzyszy mi ona do dziś.

Dlaczego przywołuję tę historię? Bo takie doświadczenie nie powinno być czymś wyjątkowym ani zależnym od szczęśliwego zrządzenia losu lub nadprogramowych starań lokalnej szkoły muzycznej.

Pierwsze zetknięcie z Chopinem mogłoby stać się udziałem każdego dziecka w Polsce – nie tylko ucznia szkoły muzycznej czy uczestnika lokalnej inicjatywy. Sam Chopin zaś na stałe wpisałby się w poczet kulturowych ikon współczesnej Europy – zagraniczne przykłady udowadniają, że muzyka klasyczna ma ku temu potencjał.

Kiedyś to było

Dzięki decyzjom Sejmu i Senatu, a także – przede wszystkim – ogromnemu zaangażowaniu instytucji i pasjonatów, rok 2010 rozbrzmiał muzyką Fryderyka Chopina. Otwarto wówczas ponownie muzeum poświęcone wielkiemu kompozytorowi, jego muzyka brzmiała podczas dziesiątek koncertów i festiwali pianistycznych, powstawały instalacje, murale i wystawy, organizowano także konkursy (wśród nich także ten wspomniany wyżej).

Perłą Roku Chopinowskiego 2010, obchodzonego z okazji jubileuszu 200-lecia urodzin kompozytora, był oczywiście XVI Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny im. Fryderyka Chopina. Wówczas Polacy z rosnącym zapałem śledzili zmagania pianistów z całego świata.

Publika, która postawiła na austriackiego pianistę Ingolfa Wundera (miałem później okazję wysłuchać go w filharmonii i dostać plakat autografem – w pełni podzielam opinię publiczności), dyskutowała o słuszności wskazania przez jury Rosjanki Julianny Awdiejewej.

Popularność muzyki klasycznej szybowała w górę: sklepy internetowe księgarni Empik i Merlin odnotowały dwukrotny wzrost sprzedaży płyt. W 2010 roku w Empiku muzyka poważna zajmowała trzecie miejsce pod względem sprzedaży, a pośród TOP10 płyt z tego gatunku aż osiem stanowiły krążki z utworami naszego poety fortepianu (dane za „Rzeczpospolitą”). Wśród Bestsellerów Empiku 2010 znalazł się wtedy album z utworami Chopina w wykonaniu Rafała Blechacza, laureata Konkursu z 2005 roku.

Lata, w których odbywały się kolejne edycje Konkursu, nie przyniosły muzyce Chopina nominacji do nagrody Empiku. Niemniej, w 2015 roku wśród 50 najlepiej sprzedających się w Polsce albumów przewijała się krótko płyta Seong-Jin Cho, zaś w 2021 roku – płyta Bruce’a Liu.

Koreańczyk i Kanadyjczyk z chińskimi korzeniami, zwycięzcy kolejnych edycji Konkursu Chopinowskiego, zdołali zapewnić muzyce Chopina krótkotrwałą, wzmożoną popularność, nim na następne pięć lat wycofała się ona na stale zajmowane pozycje w domach melomanów.

Oczywiście, naiwne byłoby oczekiwanie, aby utwory Chopina regularnie utrzymywały się na poziomie krajowych bestsellerów, a także by kolejne edycje Konkursu dorównywały hucznością jubileuszowi z 2010 roku.

Zaniedbaliśmy promocję Konkursu Chopinowskiego

Faktem jest jednak to, że jakkolwiek transmisji Konkursu w tym roku słucha w porywach niecałe 20 tys. osób, tak większość komentarzy na żywo pisana jest po japońsku lub angielsku przez użytkowników o zagranicznie brzmiących nickach.

Wobec pojawiających się oskarżeń o „zawłaszczenie” Chopina przez Azjatów, stanowiących także około połowę uczestników Konkursu, wystosowałbym kontrargument – większym problemem zdaje się być momentami nasze rodzime „zaniedbanie” względem wielkiego kompozytora.

Wielu Polaków prędzej skojarzy, kogo (bez skutku w postaci zwycięstwa) posłaliśmy ostatnio na Eurowizję; często wyrażają oni także własne opinie na temat najlepszych kandydatów na reprezentanta Polski w konkursie europejskiej piosenki.

Gdy jednak przychodzi do wymieniania Polaków, którzy zwyciężyli w jednym z najbardziej elitarnych konkursów pianistycznych, noszącym imię największego polskiego kompozytora – często zapada cisza. Tymczasem widzowie z Azji, jak stwierdził jeden z komentujących wieczorną sesję podczas czatu na żywo, zasłuchują się w Konkurs mimo mijającej w Hongkongu godziny 3:00 w nocy.

Bynajmniej nie chodzi mi jednak o to, by krytykować Eurowizję i jej widzów z poziomu snobistycznie wysokiej katedry muzyki klasycznej. Kluczową kwestią nie jest bowiem gust muzyczny, a stojący za oboma festiwalami marketing.

Konkurs europejskiej piosenki, silnie reprezentowany w polskich i zagranicznych mediach, cieszy się corocznym, ogromnym zainteresowaniem w całej Europie – czego niestety nie można w pełni powiedzieć o Konkursie Chopinowskim.

Nasz rodzimy Konkurs, jak na drzwi do sławy i setek kontraktów dla jego laureatów, może pochwalić się nieproporcjonalnie słabą oprawą medialnym. Oczywiście, wiele mediów co pięć lat wykonuje bardzo dobrą robotę, śledząc zmagania pianistów z całego świata i ekspercko komentując ich profesjonalne wykony.

Konkursowi brakuje jednak gruntownego, systemowego wsparcia – także ze strony władz państwowych – dążącego do uczynienia ze święta chopinowskiej muzyki wydarzenia kultowego, swoistej elitarno-powszechnej tradycji europejskiej, sięgającej przecież czasów przedwojennych i wpisanej w kulturową tkankę naszej wspólnoty.

Organizatorzy wydarzeń takich jak koncert noworoczny Filharmoników Wiedeńskich (młodszy od Konkursu Chopinowskiego, a niewątpliwie stanowiący jeden z filarów kulturowego DNA współczesnej Europy) czy BBC Proms (brytyjski festiwal muzyki poważnej, równolatek naszego Konkursu) udowadniają, że muzyka klasyczna ma ku temu ogromny potencjał.

Pokazują także, że może stać się ona narzędziem promowania kultury narodu, który poświęca jej uwagę – austriackich kompozytorów z rodziny Straussów czy też wyspiarskiego stylu życia i kulturowego patriotyzmu Anglików.

Tymczasem, w tegorocznej edycji Konkursu zabrakło – nie licząc, oczywiście, przesłania idącego za kompozycjami Chopina – akcentów wyraźnie podkreślających polskość wydarzenia i samego kompozytora, chociażby poprzez ekspozycję barw narodowych. Gości, zjeżdżających do Warszawy z całego świata, przywitała zaś zakryta płachtą i słabo widoczna zza remontu bryła, sugerująca, że gdzieś tam kryje się łazienkowski pomnik Chopina, którego nie będzie im dane zobaczyć w tym roku.

Egalitarny Chopin

Faktem jest także, że w organizowanych co pięć lat zmaganiach pianistycznych drzemie ogromny potencjał edukacyjny, który objawił się już w 2010 roku, nie tylko w formie wspomnianego lokalnego konkursu. Dysponentem tego potencjału, który ma szansę skanalizować go na ogólnopolską skalę, są między innymi szkoły muzyczne.

Nauczyciele Państwowych Szkół Muzycznych I stopnia doświadczeni są w odwiedzaniu szkół podstawowych, by prezentując instrumenty i grających na nich swoich uczniów zachęcać dzieci do zapisywania się na zajęcia – sam brałem udział w takich pokazach, zarówno jako publika, jak i w roli ucznia klasy klarnetu.

Tymczasem, takie prezentacje – ale oscylujące wokół twórczości Fryderyka Chopina – mogłyby być doskonałym wstępem do dalszych działań edukacyjnych.

Koncerty w szkołach podstawowych, podczas których grano by najbardziej znane (i żwawe – dzieci nie znoszą „nudy”) kompozycje Chopina – okraszone perełkami takimi jak odcinek bajki „Lamput”, w którym wykorzystano Nokturn Es-dur op. 9 nr 2 – można by łączyć z zaproszeniami do brania udziału w organizowanych co pięć lat „Konkursach Chopinowskich”.

We współpracy z lokalnymi ośrodkami kultury realizowane byłyby małe koncerty chopinowskie, z udziałem zarówno młodych, jak i doświadczonych pianistów z lokalnych społeczności.

Szkoły muzyczne wyższego stopnia i uczelnie muzyczne mogłyby zaś dać pole do rywalizacji w ramach wojewódzkich konkursów, czy to pianistycznych, czy to wiedzy. Wszystko to, naturalnie, ze wsparciem finansowym i organizacyjnym ze strony samorządów i przede wszystkim władz państwowych, które najlepiej powinny rozumieć wagę twórczości Fryderyka Chopina i edukowania w jej narodowym oraz niepodległościowym duchu, choćby raz na pół dekady.

Wypadkową podejmowanych w edukacyjnym duchu działań byłoby unaocznienie, że jakkolwiek stołeczny Konkurs Chopinowski jest wydarzeniem, w którym na scenie występuje młoda śmietanka światowych pianistów, tak sam Chopin i jego partytury pomimo ogromu tkwiącego w nich geniuszu są jak najbardziej egalitarne, że mieszczą się w zasięgu oczu i uszu każdego z nas.

Najlepszą okazją na wdrożenie wszystkich powyższych idei może zaś być następna, jubileuszowa, XX edycja Konkursu. Mamy więc pięć lat, by się przygotować – by zadbać o należyty marketing oraz by nasz narodowy ideał sięgnął szkół i młodych głów – i by nie ocknąć się ze świadomością zmarnowanej okazji „w dni te przedostatnie”.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.