Prawica narodowa czy globalna? Polskie dylematy w cieniu Trumpa i MAGA
Jeśli nasza prawica, wzorem rodzimych liberałów, nadal będzie brnąć w budowanie swojej tożsamości na małpowaniu, to być może niedługo zatęsknimy za czasami, w których dzielił nas stosunek do postkomunizmu, lustracji i świadczeń socjalnych. Ruch MAGA nie pasuje ideowo do naszej rzeczywistości.
Na tle różnych sporów toczących polską politykę, jeden do niedawna wydawał się klarowny. Lewica i liberałowie zamierzali iść drogą, wyznaczaną przez światowe trendy i globalizację, a prawica, choć również szukała inspiracji w różnych częściach świata, chciała sobą reprezentować siły lokalizmu.
Żadna ze stron nie wydawała się wstydzić swojej identyfikacji. Liberałowie przedstawiali się jako ci nowocześni, walczący z polską zaściankowością. Konserwatyści udowadniali swoje przywiązanie do suwerenności myślenia i niezależności od zepsutego, zachodniego świata.
Podział na liberalnych globalistów i konserwatywnych lokalistów zdaje się wyczerpywać. Ruch MAGA promieniuje na społeczeństwa zachodnie, nie omijając także Polski. Globalizacja się przeobraża. Czy powstanie nowa, konserwatywna międzynarodówka?
Nowa konserwatystokracja?
Rafał Ziemkiewicz ukuł swego czasu nośne określenie „liberalistokracja”. Według popularnego publicysty, współczesne liberalne elity wykształciły strukturę na wzór dawnej arystokracji. Liberalistokraci nie wpuszczają w swoje szeregi nikogo, kto nie złoży hołdu ich wartościom i stylowi życia – a te są ponadnarodowe. W takim ujęciu członka nowej klasy panującej łączy więcej ze swoim odpowiednikiem z innego kraju, niż z jego przeciętym rodakiem.
Modelowym przykładem liberalistokraty był Jerzy Stuhr, który będąc za granicą obawiał się zbyt głośnego mówienia po polsku. Albo jego koleżanka po fachu, Krystyna Janda, deklarująca brak potrzeby wymiany myśli z „tym narodem”. Nie wydaje się być to szczególną przypadłością artystów. Liberalni arystokraci różnych maści ewidentnie najlepiej czują się pośród swoich odpowiedników z innych krajów.
Choć prawica również poszukiwała form współpracy z podobnymi ideowo ruchami politycznymi z innych krajów, to trudno było mówić o jakiejś zdefiniowanej warstwie konserwatywnych, ponadnarodowych elit. Tymczasem ambicją Donalda Trumpa i jego ruchu wydaje się być nie tylko przemiana własnego państwa, ale również stworzenie przychylnej sobie międzynarodówki w całym świecie zachodnim.
Tę ambicję chętnie realizuje część polskiej prawicy, pisząc donosy na polski rząd do administracji amerykańskiej, paradując w czerwonych czapeczkach i skandując nazwisko Trumpa w sejmie. W wyborach prezydenckich prawica jednoczy się pod sztandarem Deklaracji Toruńskiej, a wszystkie siły polityczne prześcigają się w postulatach deregulacyjnych i chcą obniżać podatki.
Podobieństwa do prawicy amerykańskiej widać gołym okiem. W tym kontekście nietrudno wyobrazić sobie powstanie alternatywnej dla liberalistokracji nowej klasy wyższej: konserwatystokracji. Na gruncie estetycznym wystarczy zamienić wroga z tępego prowincjusza na wielkomiejskiego leminga, a wzorzec kulturowy z młodego, wykształconego z wielkiego ośrodka na małomiasteczkową lub wiejską idyllę. Niezależnie od swojej ideologii, elity muszą przecież rozbudzać wyobraźnię i budować aspiracje. Czy nie to właśnie mówi Sławomir Mentzen, opowiadając o domu, grillu i dwóch samochodach jako materialnej alternatywie dla ponurego życia snobów z Warszawy?
Oprócz toczącej się spontanicznie przemiany kulturowej, wyłania się nowy system zależności międzynarodowych, który może konstytuować nową warstwę. Stany Zjednoczone przestają rozdawać pieniądze na szerzenie demokracji. Giganci cyfrowi dystansują się od cenzurowania mediów społecznościowych i wyciszają swoje progresywne kampanie. Na konserwatywną konferencję CPAC pielgrzymują politycy z całej Europy. Charakter kulturowo-politycznego wpływu USA na świat zaczyna się zmieniać.
Polskiej prawicy warto wytykać hipokryzję. Gdy do władzy doszedł „nasz”, płaszczenie się przez obcymi przestało być niegodne. Pomimo tego, do wytworzenia nowej międzynarodówki jest jeszcze bardzo daleko.
Konserwatywna międzynarodówka a rzeczywistość
Zwróćmy uwagę na to, że mówimy o zjawisku bardzo świeżym i ulotnym. Nie wiemy, jak potoczy się przyszłość ruchu MAGA i czy aby nie zakończy się on wraz z odejściem z polityki Donalda Trumpa. Choć można przewidywać, że trumpizm ma szansę przeżyć swojego lidera, to nieostrożnym byłoby zakładać, że jest to zjawisko trwałe.
To, że liberalizm stał się powietrzem, którym oddychają zachodnie społeczeństwa, było wynikiem toczącego się przez pokolenia procesu. Trudno mówić o czymś podobnym dziś, gdy zwrot populistyczny w polityce obserwujemy dopiero od kilku czy kilkunastu lat.
Jednak samo powstanie nowej „konserwatystokracji” wydaje się możliwe. Żeby jednak mówić o międzynarodówce, nie może ona ograniczyć się do elit politycznych. Zaczarowany świat demokracji liberalnej był niepodważalny, dopóki spełniał aspiracje. Zaczął być poważnie dekonspirowany w momencie, gdy elity doszczętnie zatraciły rozumienie swoich współobywateli.
Krystyna Janda prawdopodobnie rzeczywiście ma więcej wspólnego z aktorami z Hollywood niż ze sprzątaczką ze swojego teatru. Tymczasem „lud liberalny” nadal ma dużo wspólnego z „ludem konserwatywnym”. Pomimo trendów globalizacyjnych polskiemu rolnikowi z Podlasia bliżej do swojego kuzyna z Warszawy, niż do farmera z Oklahomy.
W spolaryzowanym społeczeństwie wciąż spotykamy się przy świątecznych stołach, chodzimy na wspólne wesela i różnimy się obyczajami dużo mniej, niż wskazywałaby na to logika sporu politycznego. Możemy mówić o liberalnej międzynarodówce z powodu kulturowej unifikacji dziejącej się na świecie. Jak prosto i trafnie śpiewał Rammstein „We’re all living in Amerika. Coca-cola, sometimes war”. Ta unifikacja jest w kryzysie, a na jej konserwatywną aktualizację chyba się nie zanosi.
Nie tworzą się nowe, alternatywne do narodowych, tożsamości. Nie widać poważnego wzorca konserwatywnej popkultury. Celebryci i gwiazdy jeszcze długo nie zaczną masowo opowiadać się po stronie prawicy. Zwykli ludzie nie podzielają fascynacji polityków ruchem MAGA i zdają się oczekiwać od swoich przedstawicieli rozwiązywania ich problemów, a nie angażowania się w awantury zza oceanu.
Według badania CBOS z kwietnia 2025, prezydentura Trumpa budziła nadzieje u 39% wyborców PIS, a obawę u 36%. Ten podział nie pasuje do entuzjazmu partyjnego aktywu. Wśród zwolenników Konfederacji sprawa przedstawia się jeszcze mocniej: tylko 27% ankietowanych deklarowało nadzieje, a 41% obawy. Niektórzy politycy PiSu czy Konfederacji mają ochotę upodobnić się do J.D. Vance’a czy Pete’a Hegsetha, ale to jeszcze nie oznacza, że górnik ze Śląska chce upodobnić się do mieszkańca Pasa Rdzy.
Trudno też mówić o tym, żeby hipotetyczna „konserwatystokracja” była w stanie być czymś analogicznym do liberalistokracji. Tak jak w naturze poglądów demoliberalnych tkwi kosmopolityzm, tak konserwatyści patrzą na świat w większym stopniu z punktu widzenia interesów narodowych.
Ewentualna konserwatywno-populistyczna elita raczej nie będzie zdolna do ponadnarodowej współpracy w sposób analogiczny do swoich antagonistów. Przesunięcie retoryki w kierunku egoizmów narodowych doprowadzi do zaostrzenia rywalizacji międzynarodowej, a nie obudowania jej nowym systemem wartości.
Prawica przyszłości to prawica narodowa
Choć nie zanosi się na formowanie nowych ponadnarodowych tożsamości, to polityczna walka czegoś na kształt międzynarodówek staje się faktem na naszych oczach. Elon Musk postuluje utworzenie ruchu MEGA („Make Europe Great Again”) i otwarcie wspiera takie siły populistyczne jak AfD, Reform UK czy Bracia Włosi.
Dla polskiej prawicy będzie to źródłem licznych dylematów tożsamościowych. Uwielbienie dla Trumpa czy strach przed Rosją? Akceptacja amerykańskiej agendy obyczajowej czy pozostanie na stanowisku tradycyjnie katolickim? Wysoce szkodliwa dla Polski byłaby sytuacja, w której podział polityczny jest prostym odbiciem sporu cywilizacyjnego, toczącego się w świecie zachodnim. Choć nie uciekniemy od przynależności do pewnego kręgu kulturowego, to powinniśmy liczyć na jak największe życie polskiej polityki realnymi dylematami.
Jeśli nasza prawica, wzorem rodzimych liberałów, nadal będzie brnąć w budowanie swojej tożsamości na małpowaniu, to być może niedługo zatęsknimy za czasami, w których dzielił nas stosunek do postkomunizmu, lustracji i świadczeń socjalnych, bo zaczniemy być drukarką sporów oderwanych od naszej rzeczywistości.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.