Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna. Możesz nas wesprzeć przekazując 1,5% podatku na numer KRS: 0000128315.

Informujemy, że korzystamy z cookies. Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony.

Koabitacja jest dobra. Donald Tusk i Karol Nawrocki są zmuszeni do rozmowy

przeczytanie zajmie 3 min
Koabitacja jest dobra. Donald Tusk i Karol Nawrocki są zmuszeni do rozmowy Zaprzysiężenie Karola Nawrockiego, źródło: Wikimedia Commons

Polska scena polityczna jest dziś tak spolaryzowana, że często tylko prawny przymus może jeszcze zmuszać Donalda Tuska i Jarosława Kaczyńskiego – a wraz z nimi całe ich obozy – do rozmowy. Tym bardziej potrzebna jest kooperacja, i to nie tylko w ramach konstytucyjnych kompetencji władzy wykonawczej.

Wraca mantra: ustrój zły

„Wraca wojna o krzesło” – tak można oddać emocje, które w ostatnich dniach rządzą debatą publiczną. Radosław Sikorski pisze na portalu X, że to Karol Nawrocki ma „uprzywilejowane stosunki” z Donaldem Trumpem (ergo: to pańska wina, panie prezydencie, że nie ma nas na szczycie w Waszyngtonie), a prezydenccy ministrowie odgryzają się, że przecież Donald Tusk był w kontakcie z „koalicją chętnych”. Krótko mówiąc, polskie piekiełko w cieniu rokowań pokojowych.

Te złośliwości między małym a dużym pałacem po raz kolejny dają komentatorom pretekst, by załamywać się nad konstrukcją polskiego ustroju. Większość z nas zapewne doskonale zna te argumenty: mandat społeczny prezydenta jest nieproporcjonalnie silny do jego rzeczywistych możliwości, a w sprawach kluczowych takich jak polityka zagraniczna czy obronność kompetencje obu części egzekutywy są rozproszone i niekiedy niedookreślone. Niezmordowanym popularyzatorem tej krytyki jest prof. Antoni Dudek.

A moim zdaniem to właśnie dobrze. Politycy i tak muszą się ze sobą dogadywać chociażby w takim celu, żeby władza legitymizowała swoje działania – szczególnie te mniej popularne – w oczach wyborców opozycji. Łatwiej to osiągnąć w sytuacji, w której to sam ustrój wymusza, by prezydent podpisywał MSZ-owskie nominacje ambasadorskie, a premier kontrasygnował wybór prezesa izb Sądu Najwyższego. Wtedy do porozumienia – dla obu stron być może zgniłego – dojść po prostu musi.

Dał nam przykład RPO

Oczywiście można założyć, że oba plemiona nie osiągną kompromisu i w imię szlachetnych intencji sparaliżujemy państwo. Ale mamy przykłady, które dowodzą, że przymus porozumienia działa. Przypomnijmy sobie wybór Rzecznika Praw Obywatelskich. Owszem, trwało to długo i nie obyło się bez kompromitujących dla państwa obrazków, ale summa summarum PiS-owska większość sejmowa i (wówczas) opozycyjna większość senacka wybrały na ten urząd człowieka, który nie był faworytem ani jednych, ani drugich. Czyli da się.

Jeśli zgodzimy się na to, by zwycięzca wyborów prezydenckich bądź parlamentarnych brał de facto całą władzę, usankcjonujemy i tak skrajnie szkodliwe przekonanie państwo to ja. Wtedy bowiem wygrani nie będą musieli się liczyć z tym, że prezydent (lub premier – w zależności od konstrukcji) zablokuje ich najbardziej daleko idące antypaństwowe zapędy.

Żyjemy w czasach tak silnej polaryzacji, że tylko prawny przymus może czasami sprawiać, że Tusk i Kaczyński, a za nimi ich obozy, zaczną ze sobą rozmawiać. Dlatego trzeba stawiać na kooperację, nie tylko zresztą na poziomie konstytucyjnych kompetencji władzy wykonawczej. Weźmy media publiczne. Zamiast powoływać jakąś radę profesorów (już zresztą oczyma wyobraźni widzę te nazwiska; z dwojga złego wolę polityków), skład Rady Mediów Narodowych mógłby być wybierany większością kwalifikowaną 2/3 w Sejmie. Nie ma siły – trzeba byłoby wybrać tam ludzi, którzy mają poparcie nie tylko rządzących.

Koabitacja zmusza do „konklawe”

Jesteśmy w tak złym położeniu, szczególnie, gdy chodzi o sytuację wymiaru sprawiedliwości, że trudno tu już apelować o jakiś okrągły stół. Ta formuła zakłada bowiem dobrowolność udziału. Zdecydowanie lepiej pasuje metafora konklawe, którą kiedyś zaproponował na tych łamach Piotr Trudnowski.

„Mówiąc obrazowo – potrzebujemy konklawe. Czyli zamknięcia elity politycznej pod kluczem tak długo, jak nie znajdzie kompromisowej – a więc akceptowalnej dla wszystkich stron, mającej poparcie większości konstytucyjnej i najlepiej zatwierdzonej w referendum – drogi przywrócenia Trybunałowi Konstytucyjnemu przymiotu pełnej legitymizacji” – pisał były prezes Klubu Jagiellońskiego.

Koabitacja do takiego konklawe w pewnych sprawach zmusza. I właśnie dlatego jej potrzebujemy. Popularne dziś głosy na prawicy, że potrzebujemy nowej konstytucji, żeby wprowadzić system prezydencki, z tej perspektywy uważam za nieuzasadnione.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.