Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna. Możesz nas wesprzeć przekazując 1,5% podatku na numer KRS: 0000128315.

Informujemy, że korzystamy z cookies. Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony.

Wstrzymajmy konie. Dlaczego nie wierzę w sierpniowy zamach stanu?

Wstrzymajmy konie. Dlaczego nie wierzę w sierpniowy zamach stanu? źródło: https://x.com/prof_Mittelmerz/status/1937978552265412950

Jeżeli w efekcie antypaństwowej szarży Romana Giertycha koalicja rządząca zablokuje Zgromadzenie Narodowe i objęcie urzędu Prezydenta RP przez Karola Nawrockiego, to właściwym określeniem dla tego wydarzenia będzie zamach stanu. Wszystkie logiczne argumenty, poza jednym, sugerują jednak, że ten scenariusz się nie ziści. Wyjątkiem jest ewentualne marzenie Donalda Tuska, by odbudować polaryzację z PiS po tym, jak wybory prezydenckie ją nadwątliły. Mogłoby to sprawić, że od zimnej dotąd wojny polsko-polskiej przejdziemy do jej ulicznej, a więc być może i krwawej fazy.

Przez długie miesiące wskazywaliśmy na tych łamach, że ryzyko ostatecznej eskalacji chaosu ustrojowego w postaci kryzysu powyborczego jest realne. Najsilniejsze argumenty dla tego scenariusza niosłaby jednak porażka kandydata Prawa i Sprawiedliwości.

Wówczas Sąd Najwyższy miałby w ręku mocne karty na rzecz ewentualnego stwierdzenia nieważności wyborów: odebranie finansowania opozycji (niezgodne z uchwałą Sądu Najwyższego, decyzją Państwowej Komisji Wyborczej, Kodeksem Wyborczym i ustawą o partiach politycznych), ingerencję w wybory przeciwko Nawrockiemu określoną przez NASK jako zagraniczną czy nawet bezprecedensowe zaangażowanie TVP w kampanię jednego z kandydatów w postaci debaty w Końskich.

Wybory – pomimo tych nierównowag – zakończyły się jednak zwycięstwem prezesa IPN-u. Choć gdzieś w tle kampanijnego zgiełku obecny był temat nieprawidłowego mechanizmu weryfikacji wyborców przez mObywatela, to w dniu głosowania nie doszło do większych kryzysów i ingerencji, które mogłyby być źródłem poważnych protestów po stronie przegranego Rafała Trzaskowskiego i jego zwolenników. Wydawać się mogło, że tematu nie będzie.

A jednak. Antypaństwowa szarża Romana Giertycha zyskuje kolejnych sojuszników wśród części elit rządowych (z Adamem Bodnarem na czele), partyjnych i prawniczych. Choć długo wzbraniałem się przed traktowaniem tej sprawy nadto poważnie, to niepokoje związane ze scenariuszem podważenia wyniku wyborów stają się na tyle powszechne, że wypada się do nich odnieść.

Oczywiście, wszystkie formalnie poprawne protesty powinny zostać rozpatrzone. Gdy, jak to ma miejsce dotąd, pojawiają się w nich poważne wątpliwości dotyczące wyników w określonych komisjach, to Sąd Najwyższy powinien zarządzać ponowne przeliczenie kart.

Jeżeli jednak Sąd Najwyższy zgodnie z Konstytucją RP, poprzez ustawowo właściwą Izbę Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, potwierdzi ważność wyboru Karola Nawrockiego, to sprawę trzeba będzie uznać za rozstrzygniętą.

Gdyby zaś rozdmuchiwane przez Giertycha, Bodnara, część mediów i niestety również część dawnych elit prawniczych kontrowersje doprowadziły do zablokowania Zgromadzenia Narodowego 6 sierpnia i objęcia w terminie urzędu przez prezydenta-elekta, to właściwe do opisu tej sytuacji będzie tylko jedno sformułowanie: zamach stanu.

Oceniam jednak ten scenariusz jako skrajnie mało prawdopodobny. Wszystkie logiczne argumenty, poza jednym,  każą sądzić, że do tego nie dojdzie. Wyjątkiem jest marzenie Donalda Tuska, by odbudować polaryzację z PiS po jej nadwątleniu w wyborach prezydenckich.

1. Hołownia zwoła Zgromadzenie Narodowe. Po Końskich mu wierzę

Argument najbardziej oczywisty wynika z kluczowej roli marszałka Sejmu w procesie zwoływania i przeprowadzania Zgromadzenia Narodowego. Funkcję tę pełni Szymon Hołownia, a jego dotychczasowe wypowiedzi wskazują jednoznacznie, że bynajmniej nie jest zainteresowany scenariuszem blokowania ślubowania Nawrockiego ani tymczasowym pełnieniem funkcji głowy państwa.

Trudno mi wyobrazić sobie okoliczności, w których miałby zmienić zdanie. Gdyby jednak te się pojawiły – Donald Tusk nie ma żadnej gwarancji, że Hołownia nie wykorzysta takiej sytuacji we własnym interesie i… przeciwko Tuskowi.

Po debacie w Końskich, na którą lider Polski 2050 wjechał niejako z buta, należy zakładać, że dla odbudowy swojej politycznej pozycji jest gotów na ostrą konfrontację z głównym koalicjantem. Można więc przypuszczać, że tak samo wykorzystałby ewentualne tymczasowe, na przykład miesięczne, pełnienie obowiązków prezydenta.

Mógłby działać zupełnie inaczej, niż oczekiwaliby tego Giertych, Bodnar i Tusk – ot, choćby podpisywać ustawy wyłącznie po konsultacji z prezydentem-elektem, licząc, że odzyska tym samym zdolność do samodzielnego przeżycia na scenie politycznej.

Wszystkie scenariusze alternatywne względem zwołania Zgromadzenia Narodowego wydają się zatem skrajnie nieprawdopodobne. Woli Hołowni nie widać, a dla pozostałych graczy taka gra niosłaby za sobą zbyt duże ryzyko.

2. Koalicjanci są sceptyczni

Przeciwko próbom podważania wyniku wyboru Karola Nawrockiego wypowiedzieli się w ostatnich dniach politycy Polski 2050, Polskiego Stronnictwa Ludowego i Lewicy. Abstrahując od instynktu patriotycznego albo jego braku, to robią to także z powodów czysto koniunkturalnych.

Wszyscy mniejsi koalicjanci doskonale wiedzą ( jeszcze do tego wrócimy), że eskalowanie awantury o prawomocność wyboru Nawrockiego służy wyłącznie odbudowie polaryzacji Tuska z PiS, a więc jest dla nich politycznie zabójcze.

To, w mojej opinii, wyklucza scenariusze w rodzaju suflowanego przez niektórych zarządzenia przerwy w Zgromadzeniu Narodowym. Koalicja Obywatelska, nawet z Lewicą, nie ma większości pozwalającej na takich ruch.

3. Po co prowokować PSL?

Na osobne potraktowanie w tej kalkulacji zasługuje Polskie Stronnictwo Ludowe. W interesie ludowców, choćby z uwagi na fakt pełnienia przez Władysława Kosiniaka-Kamysza funkcji ministra obrony, jest utrzymywanie wyższej niż inni koalicjanci zdolności do współpracy z nową głową państwa.

Jak dotąd i Karol Nawrocki, i lider ludowców zapowiadali zgodną kontynuację współpracy, jaka miała miejsce za czasów Andrzeja Dudy. Poparcie jakiejkolwiek inicjatywy „zamachowej” oznaczałoby całkowite przekreślenie tej perspektywy.

Ale co jeszcze istotniejsze – jeżeli wśród ludowców dojrzewa myśl, że wcześniej czy później dla własnego interesu wyborczego i przetrwania w 2027 roku warto się będzie od Tuska wyraźniej zdystansować, to ewentualna awantura okołowyborcza może ten proces tylko przyspieszyć i stać się pierwszą poważną okazją, by pokazać swoją realną odrębność.

Gdy na scenie politycznej chce się odwrócić sojusze lub chociaż zbudować wrażenie, że taki scenariusz jest możliwy – trzeba mieć ku temu mocne, powszechnie zrozumiałe i łatwe do uzasadnienia okoliczności. Dokładnie tak jak – ostatecznie bezskutecznie – robił to Jarosław Gowin przy okazji wyborów kopertowych – czy tzw. lex TVN. Tworzenie takiej okazji ludowcom to w mojej opinii zbyt duże ryzyko dla Tuska.

4. Co na to Amerykanie?

Plotki głoszą, że główni liderzy partyjni jeszcze przed wyborami prezydenckimi dostali jasny sygnał od Amerykanów, że podważanie wyników głosowania, jakie by one ostatecznie nie były, zostaną przyjęte przez kluczowego sojusznika bardzo chłodno. Ostatnim, czego potrzebuje ten rząd, jest wchodzenie na jeszcze ostrzejszy niż dotąd kurs kolizyjny z administracją Donalda Trumpa, ale i szerzej amerykańskimi elitami.

Również demokratycznymi, które względem Donalda Tuska nigdy nie pałały przesadną sympatią. Trudno nie zakładać, że również ten czynnik będzie grał w tej sprawie rolę.

Moim zdaniem to może dobrze tłumaczyć pewien dwugłos, który widać u szefa rządu. Z jednej strony w groteskowych, ale jednak zaledwie dwuznacznych wpisach na portalu X sugerował, że dobrze byłoby poznać prawdziwe wyniki głosowania. Z drugiej – kilkukrotnie powtarzał też na konferencjach prasowych, że podważanie wyniku wyborów nie jest w interesie Polski.

Nawet, jeżeli premier zmienia zdanie w tej sprawie, to czynnik amerykański będą brali pod uwagę inni politycy.

Dla Hołowni i Kosiniaka-Kamysza może to być dodatkowym argumentem, by zachować się tak jak prognozowałem w poprzednich punktach. Ale czy przypadkiem nie będzie też miał znaczenia dla niektórych polityków z partii Tuska, choćby Radosława Sikorskiego czy Rafała Trzaskowskiego?

Pozostawiam to ocenie uważnych obserwatorów, dodając tylko, że delfinem po Tusku łatwiej zostać, gdy ma się na przykład medialne wsparcie TVN-u, nie mówiąc o potencjale do realizowania projektów w rodzaju Campus Polska Przyszłości.

5. To już schyłek, a nie świt Tuska. Nikt nie chce iść siedzieć

Wiele osób na prawicy zadaje sobie pytanie: dlaczego Tusk miałby się opamiętać, a Lewica, Polska 2050 i Polskie Stronnictwo Ludowe zachować przyzwoicie i praworządnie, skoro dotąd tego robili? Powtórzmy kampanijny banał: bo czasy się zmieniły.

Rok czy półtora temu można było zakładać, że obserwujemy świt władzy Donalda Tuska. Dziś wszyscy spodziewają się raczej jego schyłku.

Kiedy wygaszano mandaty Macieja Wąsika i Mariusza Kamińskiego, nielegalnie przejmowano media publiczne czy odbierano opozycji środki finansowe można było zakładać, że Koalicja 15 Października będzie na tyle silna, by systemowo osłabić PiS, a nowa epoka Tuska potrwa lata. Teraz scenariuszem bazowym jest ten, w którym za dwa lata wybory wygra prawica, nakręcona – bardzo szkodliwą, w mojej opinii – perspektywą personalnej zemsty. A przecież nikt nie chce iść siedzieć.

Tyczy się to nie tylko polityków partii koalicyjnych, ale w coraz większym stopniu także podwładnych Tuska i szeregowych urzędników, ludzi służb, wymiaru sprawiedliwości czy aparatu państwowej przemocy. Zbyt wielu ludzi musiałoby brać udział w próbie zablokowania ślubowania Karola Nawrockiego, by ryzykować aż tyle.

Trzy wnioski

Powyższą analizę uzupełnić należy jeszcze o trzy końcowe wnioski.

Po pierwsze, jedyny racjonalny argument, by Donald Tusk zdecydował się choćby próbować dosiąść konia osiodłanego przez Romana Giertycha, to próba nadania nowego życia polaryzacji z PiS. Tyle tylko, że wszelkie pozostały argumenty świadczą o tym, że nawet przy determinacji lidera Platformy ten scenariusz może się nie udać.

Dodatkowo bipolarna polaryzacja w wyborach prezydenckich osłabła na tyle, że z samego faktu głębokości jej kryzysu próba wskrzeszenia emocji wokół dotychczasowego podziału może przynieść efekty odwrotne od zamierzonych.

Jeżeli premier zachował resztki chłodnej oceny sytuacji – dostrzeże, że na próbie blokowania objęcia urzędu przez Nawrockiego z większym prawdopodobieństwem dużo straci, niż cokolwiek zyska.

Po drugie, teorie Romana Giertycha, próba ich instytucjonalizacji przez Adama Bodnara oraz dwuznaczności Donalda Tuska wydają się mieć zatem jedynie wewnątrzpartyjny cel. Chodzi o to, by na fundamencie „silnych razem” zbudować dostatecznie zdeterminowaną sektę, która pozwoli przetrwać nadchodzący z dużym prawdopodobieństwem czas ponownej „opozycji totalnej”. Fundamentem tego ruchu ma być kwestionowane prawomocności i legitymizacji prezydentury Karola Nawrockiego.

Po trzecie, będąc z ramienia Klubu Jagiellońskiego już kilkukrotnie – w 2014, 2018, 20202025 roku –  zaangażowany w działania związane z prawidłowością i zaufaniem do procesu wyborczego w najmniejszym stopniu nie chcę bagatelizować problemów, które ujawniły się po wyborach. Każdy prawidłowy i rzetelny protest wyborczy musi zostać rozpatrzony.

Sąd Najwyższy powinien – podobnie jak robi to dotychczas – zarządzać ponowne przeliczenie głosów, gdy są ku temu podstawy. Każdy źle policzony głos jest skandalem, z którego należy wyciągnąć systemowe wnioski de lege ferenda i jak najszybciej naprawić.

Być może jest wręcz tak, że dobrze byłoby przeliczyć głosy w znacznie większej liczbie komisji, niż dotąd – również po to, by uspokoić nastroje i osłabić potencjał mitu „ukradzionych wyborów” i „nielegalnej prezydentury”.

Są już pierwsze komisje, w których ponowne przeliczenie głosów poprawiło wynik… kandydata PiS-u. Gdyby sprawdzono głosy w kilkuset komisjach – nawet podnoszone w debacie 1500 to wciąż mniej niż 5% wszystkich! – to zapewne zobaczymy jasno, że problem ma wymiar systemowy i doszło do licznych pomyłek, a nie jakiegokolwiek fałszerstwa na korzyść określonej opcji.

Gdy atmosfera wokół wyborów jest budowana na skrajnie niereprezentatywnej próbie kilkunastu komisji nowa „podziemna rzeka, coraz bardziej niszcząca dla polskiego życia publicznego”, jak ujął to kiedyś Jan Rokita, oceniając prawicowy mit „nocnej zmiany”, wzbiera pod częścią opinii publicznej, tym razem radykalnie anty-PiS-owskiej. Im więcej komisji zostanie ponownie policzonych, tym bardziej statystyka udowadniać będzie, że o żadnym fałszerstwie nie może być mowy.

W 2014 roku dzięki Klubowi Jagiellońskiemu zmieniono prawo tak, by karty z głosowania nie zostały zniszczone. Dzięki temu po czasie zespół niezależnych naukowców pod egidą Fundacji im. Stefana Batorego mógł je przebadać.

Udowodniono, że problem był systemowy (tzw. efekty książeczki), a nie wynikał z fałszowania głosów. Również dlatego narracja skręconych wyborów, choć podnoszona przez polityków PiS w czasie kryzysu w 2014 roku, nie weszła na trwałe do prawicowej mitologii. Życzyłbym sobie tego i dziś, po drugiej stronie sporu.

***

W pierwszych dniach po drugiej turze wyborów kilka osób wypominało mi, że moje kasandryczne prognozy dotyczące kryzysu wyborczego nie ziściły się. Nie ukrywam, że cieszyłem się wówczas z domniemywanej pomyłki analitycznej.

Tym razem bardzo nie chciałbym się mylić, bo wierzę, że na scenariusz totalnej destabilizacji państwa i groteskowego, ale jednak zamachu stanu nikt się po stronie rządzących nie zdecyduje. Również dlatego, że – jak ostrzegam właściwie od czasu „wyborów kopertowych” – akurat w kontekście procesu wyborczego polska, dotychczas zimna, wojna domowa może przejść pierwszy raz w swoją uliczną, a więc być może i krwawą, fazę.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.