Adam Szłapka nowym rzecznikiem rządu. Donald Tusk zaspokaja oczekiwania liberalnych mediów, a nie wyborców
Po miesiącach dywagacji i wewnętrznych tarć Donald Tusk w końcu powołał rzecznika rządu. Został nim Adam Szłapka, lider satelickiej Nowoczesnej i odchodzący minister do spraw europejskich. Waga, jaka stanowisku rzecznika została nadana przez komentariat, mogłaby sugerować, że czeka nas rychły przełom w notowaniach tego gabinetu. Wielu jednak się zawiedzie. Symboliczne, że nowy rzecznik rządu przez ostatnie miesiące był głównym odpowiedzialnym za polską prezydencję w Unii Europejskiej, którą trudno uznać tak za faktyczny, jak i komunikacyjny sukces koalicji.
Chwalić się? Ale czym?
Po pierwsze, żeby rzecznik spełnił swoją rolę, czyli efektywnie informował o dokonaniach Koalicji 15 października, rząd musi najpierw osiągać sukcesy. Brzmi to jak banał, ale nie mam pewności, że najwyższe władze Koalicji Obywatelskiej zdają sobie z tego sprawę.
„Może przesadziliśmy z wiarą, że prawda sama się obroni. Nie będę was zasypywał szczegółami. Zwróciłem się do ministrów, by przypomnieli te najważniejsze osiągnięcia (…) żebym miał podstawę do sprostowana tego przekazu ze strony opozycji, że niewiele się udało.
I dostałem kilkadziesiąt stron, mimo że prosiłem o największy możliwy skrót. (…) Gdybyśmy chociaż w połowie tak dobrze opowiadali, ile zrobiliśmy, wygrywalibyśmy kolejne wybory” – mówił Tusk, zwracając się do Sejmu o potwierdzenie wotum zaufania.
Premier chyba sądzi, że jakość rządów jego ekipy jest wystarczająca i w tej materii zmiany nie są potrzebne. To zaś, nad czym należy popracować, to osławiona komunikacja. Clou bowiem polega na tym, by oświecić lud i powiedzieć mu, za jakie posunięcia powinien być Donaldowi Tuskowi i jego ludziom wdzięczny.
Jeśli tego typu myślenie rzeczywiście stało się udziałem lidera Platformy Obywatelskiej – a więc i większości polityków tego obozu – to widzimy, jak silnie to środowisko uzależniło się od wpływu sprzyjających mu mediów.
Premier zaczął słuchać sympatyzujących mediów?
Donald Tusk uchodził do tej pory za człowieka, który w głębokim poważaniu ma to, jakich rad udzielają mu liberalni publicyści na łamach poczytnych tygodników czy na antenach dużych stacji telewizyjnych. Premier rozumiał bowiem, że chciejstwo mediów często nijak się ma do politycznej skuteczności.
Widzieliśmy to choćby na przykładzie „jednej listy” w wyborach parlamentarnych w 2023 roku, o którą apelowały niemal wszystkie znaczące liberalne redakcje. Tusk wiedział, że to nie ma sensu.
Dziś jednak szef rządu zdaje się ulegać głosom sympatyzujących z nim mediów, które od miesięcy jak mantrę powtarzają, że problem tej koalicji stanowi przede wszystkim komunikacja i chaos, jaki tworzy się przez zaniedbania w tej materii. „Nie mamy do kogo dzwonić” – suflują liberalni dziennikarze.
Nie kwestionując słuszności tej uwagi, nie da się nie spostrzec, że pomijamy sedno sprawy. Skuteczne opowiadanie o własnych rządach stanowi przecież jedynie nadbudowę nad namacalnymi dla wyborców osiągnięciami, których ten gabinet ma do tej pory niewiele. Przekonywanie, że jest inaczej, dowodzi internalizacji przekonań miłych sobie mediów.
Symboliczne jest przy tym to, że rzecznikiem rządu, którego zadaniem będzie komunikowanie sukcesów gabinetu Tuska, został akurat Adam Szłapka. Jest to bowiem człowiek, który przez ostatnie miesiące był głównym odpowiedzialnym za polską prezydencję w Radzie Unii Europejskiej.
Owa prezydencja może posłużyć za modelowy przykład działania Tuska. Najpierw z niemałą emfazą ogłasza się jakieś działanie, wymyśla się do niego niekiedy całkiem zręczną PR-ową otoczkę, po czym zapomina się o jego realizacji. Tak było również z „trójskokiem w nowoczesność” czy deregulacją. Nawet jeśli w biurowych zaciszach te projekty całkowicie zakopane nie są, to opinia publiczna nic o nich nie wie.
Czy ktoś zapamięta choć jedno ważne wydarzenie, które miało miejsce podczas naszej prezydencji? Mnie się nasuwa jedno: brak szczytu USA-Unia Europejska w Warszawie, z którego zrezygnowano, bo blask fleszy padłby na Andrzeja Dudę.
Rzecznik nie może czekać w przedpokoju
Po drugie, i niemniej ważne, rzecznik rządu to nie może być polityk z łapanki. Świetnym przykładem odpowiedniego doboru człowieka do tej roli, przytaczanym także przez dziennikarzy niechętnych prawicy, był Piotr Muller. Na kanwie dyskusji o komunikacji gabinetu Tuska, były rzecznik rządu Mateusza Morawieckiego na portalu X podzielił kulisami swojej pracy.
🧵 Trwa dyskusja o nowym rzeczniku prasowym rządu. W tym czasie dostałem sporo wiadomości odnoszących się do czasów, kiedy sam pełniłem tę funkcję. Dziękuję za wszelkie dobre wiadomości. To naprawdę miłe.
Korzystając z okazji chciałbym też napisać kilka o słów o tym jak… https://t.co/m2qbmwWi3m
— Piotr Müller (@PiotrMuller) June 12, 2025
Muller opisał, jak zorganizował prace swojego zespołu w Centrum Informacyjnym Rządu, jak wyglądało przygotowanie do regularnych briefingów prasowych czy wewnętrzna wymiana informacji. Tak klucz do sukcesu, widzi były rzecznik Morawieckiego:
„Najważniejsze było to, że miałem bliski kontakt z Premierem Mateuszem Morawieckim. Zawsze mogłem do niego wejść. Gdy prosiłem o rozmowę, traktował to jako sygnał, że sprawa jest istotna – i znajdował czas. Premier ufał mi i mojemu wyczuciu komunikacyjnemu. Wiedział, że jeśli coś zgłaszam, to nie bez powodu – i często dawał mi przestrzeń do działania bez zbędnych instrukcji. Bez tego zaufania i dostępu – skuteczna komunikacja po prostu nie byłaby możliwa” – pisał Muller.
Jeśli Adam Szłapka będzie miał podobne dojście do Donalda Tuska, to może się okazać, że na pozycji rzecznika nie zostanie jedynie „zderzakiem”. Trudno jednak znaleźć poważne przesłanki świadczące o tym, że tak się stanie.
Lider Nowoczesnej przewodzi partii bez politycznego znaczenia, a pełnione przez niego funkcje raczej nie sprawiają, że w oczach Donalda Tuska zyskał szczerze uznanie. Premier co do zasady nie ceni swoich współpracowników, do grona ludzi zaufanych zalicza ledwie kilka osób, i to raczej z politycznego zaplecza niż z pierwszej linii frontu.
Jeśli Szłapka – inaczej niż Muller – nie zostanie dopuszczony do gabinetu premiera, będąc zmuszonym czekać w przedpokoju, to okaże się, że operacja „powołamy rzecznika rządu” od początku miała jedynie uspokoić mniejszych koalicjantów oraz medialnych krytykantów i znaleźć ewentualnego winowajcę przyszłych niepowodzeń.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.
