Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna. Możesz nas wesprzeć przekazując 1,5% podatku na numer KRS: 0000128315.

Informujemy, że korzystamy z cookies. Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony.

O czym będzie pierwsza encyklika Leona XIV? Potrzebujemy cyfrowego „Rerum novarum”

O czym będzie pierwsza encyklika Leona XIV? Potrzebujemy cyfrowego „Rerum novarum” autor ilustracji: Marek i Maria Grąbczewscy

Nadeszły rzeczy nowe. Tak jak przed 134 laty Leon XII odpowiadał na wyzwania związane z rewolucją przemysłową, tak dziś papież Leon XIV musi odpowiedzieć na rewolucję cyfrową, rozwój AI i napięcia polityczne będące skutkiem ubocznym globalizacji. Jako „przedpole” powstania nowego, cyfrowego Rerum novarum proponujemy trzy idee: spółdzielczość, współpracę tronu z ołtarzem oraz… seks małżeński.

„Raz zbudzona żądza nowości…”

Kościół ma to do siebie, że jest dość powściągliwy w reakcjach na bieżące wydarzenia społeczne. Ma to swoje plusy, ale w gwałtownie zmieniającej się rzeczywistości, a taką niewątpliwie był okres rewolucji przemysłowej, oczekiwanie na głos następcy Piotra musiał się niemiłosiernie dłużyć. W końcu 15 maja 1891 r. Stolica Apostolska opublikowała Rerum novarum.

To pierwsza papieska encyklika społeczna. Początek katolickiej nauki społecznej. Otwarcie papieskiej tradycji, która była kontynuowana przez następców św. Piotra i Leona XIII i trwa aż po dziś.

Nazwa Rerum novarum (Rzeczy nowe) pochodzi od pierwszych słów tego przełomowego dokumentu. „Raz zbudzona żądza nowości, która już od dawna wstrząsa społeczeństwami, musiała w końcu swą chęć zmian przenieść z dziedziny polityki na sąsiednie pole gospodarstwa społecznego” – tak swój wykład rozpoczął papież.

Dlaczego ojciec święty postanowił się wypowiedzieć? Wyjaśnia już we wstępie: „Jasno widzimy i wszyscy się na to godzą, że należy szybko i skutecznie przyjść z pomocą ludziom z warstw najniższych, ponieważ olbrzymia ich część znajduje się w stanie niezasłużonej, a okropnej niedoli.

W ostatnim wieku zniszczono stare stowarzyszenia rękodzielników, nie dając im w zamian żadnej ochrony; urządzenia i prawa państwowe pozbawiono tradycyjnego wpływu religii; i tak robotnicy osamotnieni i bezbronni ujrzeli się z czasem wydanymi na łup nieludzkości panów i nieokiełzanej chciwości współzawodników”.

I dalej: „Trudno jest bowiem wymierzyć prawa i obowiązki, którymi powinni być związani bogaci i proletariusze, ci, którzy mienie, i ci, którzy pracę przynoszą. Z drugiej strony rzecz jest niebezpieczna, ponieważ chytrzy wichrzyciele wypaczają jej sens i wyzyskują do wzniecania rozruchów masowych”.

Z jednej strony mamy więc wyzyskiwanie robotników przez posiadaczy fabryk i tragiczną sytuację materialną. Z drugiej zaś działalność socjalistów rewolucyjnych, którą papież widzi jako „pułapkę” zastawioną na robotników przez socjalistów.

Jak czytamy w dokumencie Leona XIII, „socjaliści, wznieciwszy zazdrość (ubogich do bogatych) mniemają, że dla usunięcia przepaści między nimi znieść trzeba prywatną własność, a zastąpić ją wspólnym wszystkim posiadaniem dóbr materialnych, i to w ten sposób, żeby nimi zarządzali bądź naczelnicy gmin, bądź kierownicy państw. Przez tę przemianę posiadania prywatnego na wspólne zapewniającą, jak sądzą, równy podział rzeczy i korzyści, spodziewają się socjaliści uleczyć obecne zło. To jednak nie rozwiąże trudności, a samej klasie robotników przyniesie w rezultacie szkodę”.

Dlaczego? Po pierwsze, zniesienie wszelkich nierówności i trudu pracy to utopia. Praca mniej lub bardziej ze względu na skutki grzechu pierworodnego będzie wiązać się ze znojem i trudem. Stworzenie idealnego systemu pracy z nie mniej idealnym jej podziałem nigdy nie dojdzie do skutku.

Co więcej, rozwiązania proponowane przez socjalistów są niesprawiedliwe. Zniesienie własności prywatnej nie byłoby dobre. Naraziłoby na szwank instytucję rodziny, dla której własność stanowi bytową bazę zaspokajającą potrzeby materialnie i godnościowe. Ponadto z perspektywy antropologii biblijnej człowiek w dziełach pracy niejako odciska swojego ducha i istotę, stąd słuszne jest, by owoce jego pracy należały do niego.

Leon XIII jasno przeciwstawił się również idei walki klas. Jak czytamy, „jest zasadniczym błędem w sprawie, o której mówimy, ulegać poglądowi, że dwie klasy są sobie z natury swojej przeciwne, jak gdyby już sama natura uzbroiła bogatych i proletariat do walki ostatecznej z sobą.

Sprzeciwia się to tak dalece rozumowi i rzeczywistości, że prawdą jest wprost przeciwne twierdzenie; jak bowiem poszczególne członki w ciele ludzkim zestrajają się mimo swej różnorodności między sobą, tworząc w ten sposób harmonijny zespół, tak również w społeczeństwie ludzkim dwie te klasy przez naturę skazane są na to, by się z sobą łączyły w zgodzie i by sobie odpowiadały w równowadze.

Jedna drugiej bezwzględnie potrzebuje i ani kapitał bez pracy, ani bez kapitału praca istnieć nie może. Zgoda nadaje rzeczom piękno i rodzi ład, a przeciwnie, z walki nieprzerwanej powstaje zawsze zamieszanie dzikich konfliktów. Otóż przedziwne i różnorodne w chrześcijaństwie tkwią siły, zdolne do zniszczenia walki społecznej u samego jej korzenia”.

Jeżeli ktoś chciałby widzieć papieża jako obrońcę nienaruszalnego i „świętego prawa własności”, to się srogo zawiedzie. Papież wyraża podstawową prawdę, że wszelkie dobra zostały przeznaczone do powszechnego użytku.

Prawo własności – jak później przypomniał Jan Paweł II w encyklice Laborem exercens – nie jest celem, lecz środkiem realizacji powszechnego przeznaczenia dóbr. Człowiek ma prawo czerpać z owoców swej pracy i uważać je za swoje własne. Ma również prawo z samego faktu bycia człowiekiem posiadać tyle, by móc zaspokajać swoje podstawowe materialne potrzeby, a także rozwijać się duchowo.

„A oto znów obowiązki bogatych i pracodawców: nie uważać robotnika za niewolnika, kierować się zasadą, że należy w nim uszanować godność osobistą podniesioną jeszcze przez charakter chrześcijanina, praca zarobkowa, według świadectwa rozumu i filozofii chrześcijańskiej nie tylko nie poniża człowieka, ale mu zaszczyt przynosi, ponieważ daje mu szlachetną możność utrzymania życia – bezwstydem zaś i nieludzkością jest uważać człowieka za narzędzie zysku i szacować go według tego; ile mogą jego mięśnie i jego siły.

Należy także brać pod uwagę religijne i duchowe potrzeby pracowników. Obowiązkiem więc pracodawców jest uważać, by się tym potrzebom stało zadość, by robotnik nie był wystawiony na okazje zepsucia i na pokusy do grzechów, by był wolny od wpływów odciągających go od życia rodzinnego i od praktyki oszczędności. Nie nakładać pracy przewyższającej siły robotnika ani takiej, która nie odpowiada jego wiekowi i płci” – pisał Leon XIII.

Zatem ani walka klas, ani prawo fabrykanta do traktowania robotnika jako elementu środków produkcji. Ani święte prawo własności, ani jej „uspołecznienie”. Kościół katolicki w pierwszej encyklice społecznej jawi się jako ten – jak celnie zauważył w Powrocie fatum Tomasz Stawiszyński – który harmonizuje pozorne sprzeczności.

Robotników łączy z fabrykantami, prawo własności z powszechnym przeznaczeniem dóbr, przekonanie o źródłowej nieusuwalności zła i niesprawiedliwości tego świata z dążeniem do przemiany go według ewangelicznego wzoru. Rerum novarum jest świetnym przykładem katolickiej metody godzenia przeciwieństw.

Postczłowiek w rękach technofeudałów i algorytmów AI

Tak było 134 lata temu. Jesteśmy w 2025 r. Świat od tego czasu zmienił się prawdopodobnie jeszcze szybciej niż w XVIII i XIX w. Społeczeństwo industrialne przeszło w społeczeństwo usług. Tempo zmian wykładniczo przyspiesza wraz z coraz nowszymi technologiami.

Nie będę streszczał historii XX w. Sądzę, że jest nam wystarczająco dobrze znana. Przypatrzmy się jednak tym elementom socjoekonomicznego krajobrazu, które z perspektywy niniejszej teki są najistotniejsze.

Po pierwsze, świat ludzkich relacji został wstrząśnięty przez rewolucję cyfrową. Powstanie najpierw komputerów, a jakiś czas potem smartfonów i mediów społecznościowych zrewolucjonizowało świat ludzkich relacji.

Coroczne raporty NASK-u wskazują, że polskie nastolatki spędzają średnio około 4-5g odzin dziennie na korzystaniu ze smartfona. Niemały procent spośród nich zbliża się do granicy 10 godzin! Ludzkie relacje są coraz bardziej zapośredniczone przez świat wirtualny.

Pojawiło się zjawisko zwane smartwicą – przeczytacie o nim w niniejszej tece w tekstach Bartłomieja Bigi, Piotra Trudnowskiego i Magdaleny Orleckiej. Jest silnie skorelowane ze wzrostem zachorowań na depresję czy zaburzenia lękowe.

„Badania pokazują, że od 2012 r. czas spędzany z rówieśnikami spadł niemal o połowę, co wpłynęło na zdolności społeczne młodzieży. Brak bezpośredniego kontaktu osłabia umiejętności komunikacyjne i pogłębia poczucie samotności, co szczególnie dotyka pokolenie Z, a więc osoby urodzone po 1998 r., które dorastały z urządzeniami elektronicznymi od najmłodszych lat” – piszą Biga i Trudnowski.

Smartfony nie tylko przekształcają nasze funkcjonowanie w społeczeństwie, ale zmieniają nas fizjologicznie, wchodzą w nasze ciała. Magdalena Orlecka pisze: „Kora czołowa to rejon, który dojrzewa najpóźniej – proces mielinizacji może trwać nawet ćwierćwiecze. Przypomnijmy, że to właśnie płat czołowy odpowiada za nasze cechy osobowości, koncentrację, przewidywanie, planowanie, rozumowanie przyczynowo-skutkowe, samokontrolę.

Nadmierna stymulacja przez niebieski ekran również może zniszczyć mielinę. Dzieje się tak, ponieważ jest to substancja bardzo podatna na zakłócenia, łatwo ulega zniszczeniu. Niebezpieczne dla jej rozwoju mogą być takie czynniki, jak urazy głowy, stres, toksyny, narkotyki oraz – jak pokazują najnowsze badania – nadmierna stymulacja, która ma negatywny wpływ na naszą umiejętność koncentracji, skupienia uwagi, odczuwania empatii i spostrzegania rzeczywistości”.

Niepokojące są również rosnące statystyki dotyczące „konsumpcji” stron pornograficznych. To narkotyk (tak pornografię określają m.in. specjalista ds. uzależnień – Robert Rutkowski – czy Tomasz Rożek), który można bez cienia przesady porównać do heroiny. Pornografia pustoszy świat relacji damsko-męskich.

Według badań wykonanych na zlecenie Wirtualnych Mediów w maju 2023 r. 7,49 mln mężczyzn w Polsce (52,29% wszystkich panów korzystających z internetu) odwiedziło strony pornograficzne. Każdy spędził tam średnio 2 godziny 32 minuty i 39 sekund.

To wszystko stawia pytania o kształt człowieczeństwa uformowanego przez cyfrową rewolucję. „Ludzie przyszłości […] stracą wyraźne poczucie własnego «ja», bo zamiast niego utożsamiać się będą ze wciąż napływającymi nowymi przeżyciami przychodzącymi z zewnątrz i dzielonymi z innymi ludźmi. Dukaj stwierdza wręcz, że to te bezosobowe przeżycia, a nie konkretnych ludzi trzeba będzie uważać za podmioty, zaś człowiek zostanie tylko «biologiczną maszyną» do «przeżywania przeżyć»” – pisał Tomasz Gałosz, gdy omawiał słynny esej Po piśmie autorstwa Jacka Dukaja.

Samotność, depresje, nerwice, uzależnienie od pornografii, nieumiejętność skupienia i zawiązywania trwałych relacji – oto skutki uboczne cyfrowej rewolucji. Ma ona jednak jeszcze jeden aspekt. Polityczno-ekonomiczny.

Big techy zamiast wielkich fabryk

Zdaniem popularnego ekonomisty, Janisa Warufakisa, żyjemy w świecie technofeudalnym. Wąska grupa właścicieli i głównych udziałowców big techu, których Warufakis nazywa chmuralistami, zarabia w sposób pasywny – niczym dawni arystokratyczni rentierzy – dzięki temu, że cała reszta populacji – jako nowi chłopi pańszczyźniani – w zamian za możliwość korzystania z aplikacji, mediów społecznościowych czy wyszukiwarek wykonuje nieodpłatną pracę polegającą na… dzieleniu się swoimi danymi i uwagą.

Za każdym razem, gdy wpisujemy hasło w wyszukiwarce Google, wrzucamy zdjęcia na Instagrama bądź zatrzymujemy swoją uwagę na konkretnej rolce lub reklamie, oddajemy do dyspozycji chmuralistom dane, które mogą dzięki algorytmom sztucznej inteligencji zostać wykorzystane do tego, by spersonalizować reklamy i na końcu tego procesu zwiększać konsumpcję po naszej stronie. Mogą nawet – znów za pomocą algorytmów sztucznej inteligencji – modelować nasze pragnienia na wzór i podobieństwo produktów, które proponują.

Najbardziej radykalne skutki rewolucji cyfrowej ciągle są przed nami. Chodzi oczywiście o rewolucję sztucznej inteligencji. Ten przedziwny „twór” na bazie wszelkich dostępnych danych jest w stanie, choć ciągle jeszcze w sposób niedoskonały, wnioskować i podawać rozwiązania zadanych problemów.

Sam od jakiegoś czasu korzystam z Groka, asystenta AI dostępnego za pośrednictwem portalu X. Gdy zapytywałem Groka np. o kwestie dietetyczne czy fizjoterapeutyczne, byłem zaskoczony, jak bardzo jego odpowiedzi robiły wrażenie profesjonalnych. Były szczegółowe, co więcej, gdy sprawdzałem je z samodzielnie znalezionymi źródłami, okazywało się, że nie odbiegały od prawdy.

W tej sytuacji pod znakiem zapytania staje wiele dotychczas wykonywanych przez człowieka zawodów. Dziennikarz newsowy, dietetyk, trener personalny, lekarz rodzinny – te wszystkie zawody na pewnym poziomie mogę być zastąpione przez narzędzia sztucznej inteligencji. Rodzi to szereg problemów.

W perspektywie katolickiej nauki społecznej praca – jak podkreślał Jan Paweł II we wspominanej encyklice Laborem exercens – jest szczególnymi miejscem samorealizacji osoby, wykonywania pierwotnego nakazu danego Adamowi i Ewie w raju. „Czyńcie sobie ziemię poddaną!”.

Czy ludzie zastąpieni sztuczną inteligencją znajdą inny rodzaj działalności, w którym będą w stanie zrealizować swoją godność? A może rewolucja AI doprowadzi do powstania nowego rodzaju „lumpenproletariatu”, który chociaż będzie miał dostęp do środków zapewniających godne życie na poziomie materialnym, to ich egzystencja ograniczy się do konsumpcji przygotowanych im przez technofeudałów produktów?

Inny problem, jaki się rodzi, dotyczy odpowiedzialności. Kto ma odpowiadać za decyzje podjęte przez AI? Twórcy algorytmów? Jest to tym trudniejsze, że w ostatnim czasie coraz częściej mówi się o „czarnoskrzynowości” sztucznej inteligencji.

Okazuje się, że projektanci algorytmów AI sami nie rozumieją, dlaczego zaprojektowany przez nich model językowy dany problem rozwiązuje w taki, a nie inny sposób. Wygląda to tak, jakby została wprawiona w ruch machina, która następnie zaczyna się rządzić swoimi tajemniczymi prawami.

„Czarnoskrzynkowość” samouczących się algorytmów sztucznej inteligencji może budzić dystopijne i niepozbawione podstaw lęki. Co się stanie, jeżeli AI wymknie się nam spod kontroli? Jakie skutki może to przynieść? Czy fantastyczna dystopia rodem ze słynnej trylogii Matrix ma szansę się zmaterializować?

Powiążmy przedstawiony wyżej zarys z czasami Leona XIII. Dziś miejsce właścicieli fabryk zajęli właściciele big techów i wielkie korporacje monetyzujące nasze dane i uwagę, za które płacimy  zdrowiem psychicznym, tak jak XIX-wieczni robotnicy płacili zdrowiem fizycznym. Słowem – człowieczeństwem. Człowiek znów jest narzędziem zysku, elementem wielkiej cyfrowej maszyny.

Globalizacja odbiła się czkawką

Jest jeszcze jeden element układanki, która składa się na panoramę wyzwań społecznych naszych czasów – kryzys globalizacji. Wolny handel, przenoszenie łańcuchów wartości i ośrodków produkcji z rodzimego podwórka na zewnątrz przez dziesiątki lat przynosiły korzyści odnotowywane w postaci słupków PKB i wskaźników wzrostu gospodarczego.

Powyższe zjawiska przyniosły też znaczące koszty. Ich wymownym symbolem jest amerykański pas rdzy. To dawna przemysłowa część USA, w której niegdyś mieszkali dumni pracownicy fabryk Forda, ludzie czujący się budowniczymi amerykańskiego dobrobytu. Dziś ze względu na kilkudziesięcioletni proces przenoszenia produkcji za granicę większość z nich doświadczyła statusowego regresu, pogrążyła się w poczuciu marazmu, znieczulała alkoholem i opioidami.

W ostatnich latach najbardziej tragiczną sytuację amerykańskiego lumpenproletariatu opowiedział J.D. Vance, obecny wiceprezydent USA. Jego Elegia dla bidoków, zekranizowana później przez Netflixa, została okrzyknięta przez liberalny mainstream prawdziwym objawieniem.

W końcu ktoś pokazał im coś, czego nie widzieli i nie rozumieli. Oto ktoś w końcu wyjaśnił im, dlaczego w 2016 r. wybory w USA wygrał Donald Trump.

W postaci Vance’a najciekawsze jest jednak coś innego. To dobry przykład zmian, jakie dokonały się w strukturach politycznego podziału.

Tak jak kiedyś konserwatyści bronili starego porządku, a niedawno jeszcze wolnego handlu i neoliberalizmu, tak dziś nastąpiła zamiana miejsc. Współcześnie to rzekomo emancypacyjne elity bronią neoliberalnego status quo, zaś prawica zajmuje miejsce klasycznej lewicy, staje po stronie rodzimych pracowników, nacjonalizacji przemysłu i solidarności względem zubożałych dawnych robotników z symbolicznego pasa rdzy.

Przyjrzyjmy się jeszcze przez moment postaci wiceprezydenta USA. Jak zauważa na łamach niniejszej teki Konstanty Pilawa, światopogląd Vance’a w dużej mierze odpowiada zasadom nauczania społecznego Kościoła. „Vance uważa, że państwo musi wziąć odpowiedzialność za nową rzeczywistość. Nie wystarczy zrzucać winy na jednostkę. Człowiek, choć wolny, jest uwarunkowany strukturami społecznymi, w których żyje. Rolą polityka jest budowanie takich rozwiązań, które ograniczają destrukcyjny wpływ tych struktur” – pisze Pilawa.

Vance twierdził: „Dzięki wierze katolickiej zrozumiałem, że najważniejsze rzeczy nie są materialne. To nie PKB, nie indeksy giełdowe. Prawdziwą miarą zdrowia społeczeństwa jest bezpieczeństwo, stabilność i zdrowie naszych rodzin oraz obywateli”.

Jednak nie dajmy się zwieźć – proste utożsamienie prawicy trumpistowskiej z KNS-em jest zabiegiem fałszywym. Niestety – jak zauważył Jan Maciejewski – trumpizm i nowa prawica, odrzucając liberalizm, ideologię woke i progresywizm, wylewają dziecko z kąpielą. W istocie w tych wszystkich nurtach pobrzmiewają echa – wprawdzie wypaczonych – idei chrześcijańskich. Preferencyjna opcja na rzecz ubogich, solidaryzm, równość w jednej godności dziecka Bożego – to tylko przykłady tego, czego dalekie echa możemy znaleźć w powyższych nurtach.

Wiele cech współczesnej prawicy ludowej jest z perspektywy katolickiej nauki społecznej zwyczajnie pogańska. Bliźnim staje się wyłącznie członek mojego plemienia. Zamiast uniwersalnych zasad w polityce międzynarodowej rządzi prymat siły.

W czasach Leona XIII globalistyczne elity wchodziły w rolę fabrykantów, zaś nowa, ludowa prawica w rolę działaczy socjalistycznych, którym autor Rerum novarum przyznawał pośrednio rację ze względu na dobre rozpoznanie problemu, ale ganił jednocześnie za rozwiązania, które proponowali, bo te okazywały się gorsze od choroby. Mam obawy, że podobnie jest ze współczesną prawicą ludową.

Czas na cyfrowe Rerum novarum

Dlaczego o tym wszystkim piszę? 8 maja, w 80. rocznicę zakończenia II wojny światowej, 267. zastępcą Chrystusa na ziemi i 266. następcą św. Piotra został Amerykanin, kardynał Robert Franciszek Prevost. Przyjął imię Leon XIV.

Tak wybór papieskiego imienia tłumaczył ojciec święty kardynałom: „Powody są różne, ale przede wszystkim dlatego, że papież Leon XIII w historycznej encyklice Rerum novarum poruszył kwestię społeczną w kontekście pierwszej wielkiej rewolucji przemysłowej, a dziś Kościół dzieli się z wszystkimi swoim dziedzictwem nauki społecznej, aby odpowiedzieć na kolejną rewolucję przemysłową i rozwój sztucznej inteligencji, które stawiają nowe wyzwania w zakresie obrony godności ludzkiej, sprawiedliwości i pracy”.

Nowa rewolucja przemysłowa. Godność pracy postawiona pod znakiem zapytania ze względu na globalizację, rewolucję cyfrową i AI. Nadszedł czas na nowe Rerum novarum. Na ponowne poruszenie kwestii społecznej na miarę wyzwań trzeciej dekady XXI w. W tej tece postanowiliśmy – jako środowisko, dla którego katolicka nauka społeczna stanowi podstawową matrycę interpretacji rzeczywistości politycznej – przygotować papieżowi „przedpole” dla nowej encykliki.

Większość niniejszej teki stanowią diagnozy. Przede wszystkim dokonujemy prób opisu wyzwań, jakie stawiają przed nami trzy obszary: świat cyfrowy, AI oraz rewolta ludowej prawicy. Proponujemy również zarysy rozwiązań.

Po pierwsze, w walce z alienującą nas od świata relacji i życia społecznego smartwicą proponujemy radykalne zerwanie ze światem cyfrowym i – za radą Mateusza Piotrowskiego – zwrócenie się do świata małżeńskiej seksualności. Żeby było jasne: nie chodzi nam o żaden rodzaj quasi-tantrycznej mistyki seksualnej.

Przez seksualność małżeńską rozumiemy całą rzeczywistość funkcjonowania ze sobą kobiety i mężczyzny jako równych, choć innych, sobie osób. Uważamy, że ten intymny – i co ważne, dozgonny związek – ma potencjał wyzwolenia nas z sideł wykradającej naszą uwagę i zdolność do uważności smartwicy oraz niszczącej intymność pornografii. W jaki sposób się przed tymi zagrożeniami uchronić? Poprzez radykalne obcowanie z Innym, którym jest dla nas na poziomie zarówno osobowym, jak i płciowym współmałżonek.

„Codzienna cierpliwość wobec tej zewnętrzności – męża lub żony w gospodarstwie domowym – wyprowadza z cyklu nudy-pobudzenia” – pisze Piotrowski. Do tego potrzeba będzie zarówno osobistego wysiłku i ascezy, jak i systemowych rozwiązań z ograniczeniem dostępu do smartfonów i pornografii włącznie.

Drugą kwestią jest problem alienacji pracy w dobie technofeudalizmu. Jak wspominałem, big techy drenują naszą uwagę, psychikę i dane w celu zwiększania zysków. Dzieje się to kosztem naszego zdrowia duchowego. Odpowiedzią może być idea cyfrowej spółdzielczości.

„Spółdzielczość cyfrowa to bowiem znacznie więcej niż tylko alternatywny model biznesowy. To fundamentalna rekonfiguracja relacji między technologią, pracą a społeczeństwem. Miejsce algorytmów optymalizujących zysk zajmują demokratyczne mechanizmy decyzyjne.

Zamiast koncentracji władzy w rękach venture capital obserwujemy dystrybucję własności wśród użytkowników i pracowników. Transparentność zastępuje «czarne skrzynki» algorytmów, a odpowiedzialność wobec społeczności wypiera odpowiedzialność wobec akcjonariuszy” – pisze w niniejszej tece Jan Oleszczuk-Zygmuntowski.

Zarysowana przez Zygmuntowskiego intuicja doskonale wpisuje się w refleksję, którą w encyklice Laborem exercens snuł Jan Paweł II: „O uspołecznieniu można mówić tylko wówczas, kiedy zostanie zabezpieczona podmiotowość społeczeństwa, to znaczy, gdy każdy na podstawie swej pracy będzie mógł uważać siebie równocześnie za współgospodarza wielkiego warsztatu pracy, przy którym pracuje wraz ze wszystkimi.

Drogą do osiągnięcia takiego celu mogłaby być droga połączenia, o ile to jest możliwe, pracy z własnością kapitału i powołania do życia w szerokim zakresie organizmów pośrednich o celach gospodarczych, społecznych, kulturalnych, które cieszyłyby się rzeczywistą autonomią w stosunku do władz publicznych; dążyłyby one do sobie właściwych celów poprzez lojalną wzajemną współpracę, przy podporządkowaniu wymogom wspólnego dobra, i zachowałyby formę oraz istotę żywej wspólnoty, to znaczy takich organizmów, w których poszczególni członkowie byliby uważani i traktowani jako osoby, i pobudzani do aktywnego udziału tychże organizmów”.

W końcu trzecie wyzwanie, przed jakim staje papież, to kwestia „ochrzczenia” prawicy ludowej i zaprowadzenia miary w konflikcie pomiędzy liberalnymi globalistami i ludowo-prawicowymi lokalistami. W pewien sposób przedpole w tym względzie przygotował Leonowi XIV papież Franciszek.

Zmarły w kwietniu ojciec święty przeciwstawiał się tendencjom globalistów. Podkreślał, zwłaszcza w encyklice Fratelli tutti, prawo lokalnych społeczności do zachowania swojej tożsamości w zglobalizowanym świecie oraz wzywał organizacje międzynarodowe do realizacji „prawa do nieemigrowania”, a więc takich działań, które redukowałyby konieczność migracji zarobkowych.

Jednocześnie przeciwstawiał się antychrześcijańskim wypaczeniom prawicy ludowej, przypominał KNS-ową zasadę traktowania każdego człowieka jako „drugiego ja”. Odrzucał narracje wzbudzające niechęć do migrantów jako ludzi. Leon XIV powinien kontynuować tę drogę.

***

Czy w realizacji założeń nowego Rerum novarum możliwy jest współczesny sojusz tronu z ołtarzem? Sojusz współczesnego cesarza ze współczesnym papieżem? Mam tu na myśli oczywiście trumpistowskie USA i Watykan, a w szczególności katolickiego wiceprezydenta USA, J.D. Vance’a, i pierwszego amerykańskiego papieża – Roberta Prevosta.

Vance w przeszłości wielokrotnie wypowiadał się przeciwko wielkim tego świata, którzy drenują naszą pracę, majątki i duszę z wolności i godności. Czy jednak współpraca z Donaldem Trumpem, człowiekiem, którego niezależność od wielkich z Doliny Krzemowej jest więcej niż wątpliwa, nie sprawi, że wiceprezydent USA zrezygnuje z katolickich pryncypiów?

Pierwsze wątpliwości mamy za sobą – wystarczy wspomnieć o sporze Vance’a z papieżem Franciszkiem na temat kwestii migracji. Vance odwoływał się do konceptu ordo amoris (porządku miłości – konceptu wypracowanego przez św. Augustyna) i uzasadniał masowe deportacje migrantów z USA, zapowiedziane przez prezydenta Donalda Trumpa. Zostało to przez papieża Franciszka jednoznacznie skrytykowane.

Trudno się dziwić. Katolicka nauka społeczna nie odmawia poszczególnym krajom prawa do kształtowania polityki migracyjnej wedle lokalnej sytuacji, ale rdzeniem KNS-u jest obrona godności człowieka. Tej zaś masowe deportacje nieuwzględniające okoliczności życia każdego z migrantów są wprost przeciwne.

Jak będzie dalej? Tego nie wiemy. Jedno jest pewne: sojusz cesarza z papieżem przeciwko wielkim tego świata jest czymś, o co warto się modlić. Niezależnie od tego, jak bardzo utopijną wizją się to wydaje.

Niniejszy numer jest więc wielkim oczekiwaniem nowej encykliki społecznej. Oczekiwaniem głosu tak przenikliwego i harmonizującego sprzeczności, jak ten sprzed 134 lat. Czy to się uda? Chciałbym, aby niniejszy numer „Pressji” był małym kamyczkiem w realizacji tej idei. Idei cyfrowego Rerum novarum.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.