Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna. Możesz nas wesprzeć przekazując 1,5% podatku na numer KRS: 0000128315.

Informujemy, że korzystamy z cookies. Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony.

Pogódźmy się z tym: państwo narodowe umiera. Co w zamian? UE? Big techy? USA?

Pogódźmy się z tym: państwo narodowe umiera. Co w zamian? UE? Big techy? USA? Dietrich Monte, Finis Poloniae (1832), źródło: Stara Galeria Narodowa w Berlinie; Public domain

Na naszych oczach epoka państwa narodowego, która rozpoczęła się wraz z nowoczesnością, kończy się. Pozostaje pytanie: co w zamian? Transnarodowe organizacje typu Unia Europejska? Podział świata przez imperia amerykańskie i chińskie wraz z przynależącymi do nich „lennami”? A może to giganci technologiczni zastąpią państwa narodowe?

Państwo narodowe nie jest odwieczne

Koncept „państwa” miał w historii niejedną odsłonę: imperium rzymskie, średniowieczne państwa feudalne. Istnieje etatystyczne i republikańskie rozumienie państwa. Jednak dziś, gdy mówimy „państwo”, najczęściej myślimy o wykrystalizowanym w nowoczesności „państwie narodowym”. Wielu z nas nie ma świadomości, że ten koncept nie jest ani odwieczny, ani nie stanowi ostatecznego punktu rozwoju polityki.

Państwo narodowe wywodzi się z zachodnioeuropejskich monarchii absolutnych. Te z kolei powstały po to, by zjednoczyć i poddać suwerennej kontroli ziemie objęte feudalnym rozdrobnieniem. Przed ich nastaniem królestwo stanowiło sieć horyzontalnie i wertykalnie podzielonych terytoriów i grup ludzkich, w których różne dziedziny życia podlegały lokalnym prawom, sądom i władzom.

Na siatkę terytoriów podlegających czy to władcy, czy to jego świeckim lub kościelnym wasalom, nakładały się prawa stanowe, miejskie, rozporządzenia kościelne oraz system cechowy, a w poprzek tego wszystkiego indywidualne i grupowe przywileje.

Odnowienie w pełnym średniowieczu gospodarki towarowo-pieniężnej, która upadła wraz ze starożytnym Rzymem, umożliwiło królom z tego okresu i początków renesansu wykorzystanie dwóch istotnych osiągnięć imperium rzymskiego – administracji oraz prawa publicznego.

Legiści studiujący prawo rzymskie tworzyli szkielet prawno-ideowy dający władcom prawne „know-how” oraz legitymację do rządzenia za pomocą administracji centralnej. Bowiem państwo w swej istocie jest niczym innym jak mechanizmem kontroli społeczności ludzkich zamieszkujących określone terytorium.

Wszelkie powstałe organicznie w procesie historycznym lokalne prawa oraz formy organizacji społeczności były znoszone, a następnie poddawane suwerennej kontroli króla. W ten sposób monarchia, ze swoją ideą suwerenności oraz administracją zarządzającą ludnością na danym terytorium, stawała się bytem samoistnym, posiadającym własny interes – równoległy do interesów wspólnot istniejących uprzednio do państwa – czyli rację stanu.

Od państwa króla do państwa ludu

W trakcie procesu łączenia i poddawania suwerennej kontroli poszczególnych ziem, odwoływano się niejednokrotnie do sentymentów etnicznych, jak to miało miejsce w przypadku wojny stuletniej (1337-1453) pomiędzy Anglią i Francją. Zaczęto wówczas kodyfikować i wykorzystywać w administracji języki narodowe. Jednak aż do końca XVIII wieku były to jedynie zabiegi wspomagające główny cel centralizacji, jakim było utwierdzenie władzy króla.

W świecie kosmopolitycznej arystokracji i nie mniej kosmopolitycznych miast, dynastii królewskich wchodzących w międzykrajowe mariaże oraz żyjących swoich własnym życiem prowincji, wspólny etnos władcy, urzędników i poddanych był rzeczą drugorzędną. Kluczowa była wierność monarchii oraz suwerenne panowanie nad ziemiami, do której monarchia posiadała prawa.

Przełom nastąpił w epoce Oświecenia. Dokonało się wówczas ostateczne rozmontowanie rozpadającego się przez wieki Christianitas. Aksjologiczną pustkę wypełniła romantyczna wizja narodu, oparta na pochodzeniu etnicznym i wspólnocie języka. „Ludowość” oparta na tych dwóch fundamentach miała zapewnić państwu nową quasi-metafizyczną podbudowę.

Idealnie współgrało to ze zmianami społecznymi, w ramach których rozpadowi ulegał dotychczasowy skostniały system stanowy. Służba państwu stawała się  trampoliną  do awansu nie tylko dla mieszczaństwa i ubogiej szlachty – jak było to w nowożytności – ale również dla plebejuszy.

To już nie historyczne tytuły do władania nad poszczególnymi ziemiami, lecz narody stały się politycznym punktem odniesienia. Od tej pory celem państwa miało być służenie interesowi zgromadzonych w ramach państwa członków jednej nacji.

Obalenie idei „boskiego prawa królów”, a w konsekwencji tego samych monarchii oderwało państwo od organicznej konstrukcji królestwa. Państwo stało się bytem quasi-metafizycznym, posiadającym rozproszonego suwerena w postaci narodu. Tworem jeszcze bardziej wyobcowanym i samoistnym aniżeli późnośredniowieczne państwa monarchiczne.

Państwo naukowe?

Do pełnego przekształcenia się nowożytnej monarchii absolutnej w nowoczesne państwo narodowe niezbędne były zmiany, które przyniosła rewolucja naukowo-techniczna. Planowanie oparte na racjonalnych, zgodnych z rozumem praktycznym podstawach miało zastąpić organiczną i postępującą w toku procesu historycznego samoorganizację. By wcielić idee planistyczne w życie, państwo musiało zdobyć kontrolę nad informacją.

Prawdą jest, że wiedza jest niezbędna do planowania. Z drugiej strony, sprawowanie kontroli nad jej dystrybucją stanowi potężne narzędzie władzy. Dlatego to w Oświeceniu i XIX wieku państwo zaczęło wchodzić w przestrzenie dotychczas zajmowane przez Kościół i przejmować monopol na zarządzanie „prawdą”.

Ewidencja ludności, edukacja i wychowanie, kreowanie postaw oraz moralności. Spisy powszechne, zapisy narodzin, ślubów i zgonów. To wszystko stało się podstawą do powstania coraz bardziej rozwiniętych narzędzi statystycznych, umożliwiających odgórne planowanie i intencjonalne przekształcanie rzeczywistości społecznej.

Przymus szkolny i państwowa edukacja wraz z obowiązkową służbą wojskową zapewniały powszechne wychowanie obywateli na skalę dotychczas w historii niespotykaną. Szkolne lektury czy wkuwane na pamięć formułki, wiersze o określonej tematyce oraz wymowie, były furtkami, poprzez które państwo meblowało głowy swoich obywateli. Alfabetyzacja społeczeństwa dawała narzędzia wpływania na masy poprzez książki, gazety czy tzw. pisma ulotne.

Kodyfikacja i nauczanie języka literackiego zapewniały strumień przepływu informacji od społeczeństwa w górę oraz od państwa w dół. Dominacja danej mowy na określonym terytorium umożliwiała tworzenie sprawnej administracji i zunifikowanej kultury, nawet jeżeli nie w pełni kontrolowanej (choć i tutaj cenzura miała wiele do powiedzenia), to ograniczonej do wąskiego kręgu idei. Państwowa i narodowa ideologia trafiała pod przysłowiowe strzechy.

Dlatego tak istotny dla idei narodowej jest język. To on stanowi imaginarium oraz wyznacza granice poznania. To on kreuje rzeczywistość społeczną, kody kulturowe, kanon postaw oraz jedność doświadczenia i myślenia.

Tak, jak niegdyś poznanie łaciny i autorów klasycznych spajało elity Christianitas, dając im podstawy pod wspólnotę kulturową, tak w nowoczesności język spajał poszczególne kultury narodowe, jednocząc je wewnątrz i oddzielając od tego, co na zewnątrz. Dwudziestowieczny wynalazek radia i telewizji tylko ten proces pogłębił, wzmacniając ujednolicenie kulturowe i językowe społeczeństw.

To jednak nie wszystko. Przewaga, jaką dawały naukowe metody zarządzania, organizacji produkcji, uprawy roli czy rozwój techniki, powodowała żywe zainteresowanie państwa nauką oraz szkolnictwem wyższym. Powstawały Akademie Nauk, przekazywano coraz większe środki na badania, a osiągnięcia w poszczególnych dziedzinach były częścią rywalizacji pomiędzy państwami oraz źródłem narodowej dumy.

Nieprzypadkowo pojawiały się wówczas spory o język wykładowy na uczelniach. Wspomnę dla przykładu walkę o możliwość wykładania po polsku w Warszawie czasu zaboru rosyjskiego czy aktywne zabiegi o ukraińskojęzyczną uczelnię we Lwowie, należącym do austro-węgierskiej Galicji. Dlaczego było to tak ważne?

Ponieważ w pełni zasługującymi na miano języków – a nie jedynie dialektów i gwar – były te języki, w których uprawiano naukę i w których tworzono tzw. „kulturę wyższą”. Uniwersytety były kuźniami elit oraz miejscami krążenia idei. Wprowadzenie języków narodowych w ich mury było więc dla rozwoju nowoczesnego państwa narodowego kwestią kluczową.

Nacjonalizm jako ideologia emancypacji mas ludowych

Rewolucja przemysłowa –  parafrazując słowa suplikacji – niemal całkowicie zachowała nowoczesne społeczeństwa od powietrza i głodu. Rozwój higieny i kolejne osiągnięcia medycyny – na czele z powszechnymi szczepieniami – wyeliminowały większość epidemii dziesiątkujących przez wieki populację Europejczyków.

Z kolei rozwój agrotechniki, transportu oraz metod przechowywania żywności oddalił towarzyszące człowiekowi od zarania gatunku widmo głodu. Powyższe czynniki spowodowały demograficzną eksplozję.

My, ludzie XXI wieku, nie jesteśmy świadomi tego jak wielki przełom pod względem wzrostu populacji i długości życia przyniósł wiek XIX. Między rokiem 1800 a 1900 populacja Starego Kontynentu wzrosła z ok. 187 do 401 mln ludzi – i to pomimo sięgającej około 60 mln osób, roztaczającej się na cały świat emigracji w latach 1815-1914.

Na początku XX wieku populacja Europy stanowiła prawie ¼ ludności świata. Wzrost był historycznie bezprecedensowy. Co więcej, pomimo dwóch krwawych wojen światowych, utrzymywał się na podobnym poziomie aż do lat 50. XX wieku.

Przemiany te wywołały przeludnienie na wsi, która, co więcej, w związku z postępującą mechanizacją potrzebowała coraz mniej rąk do pracy przy produkcji żywności. Spowodowało to odpływ ludności do miast w celu poszukiwania zajęcia i lepszej przyszłości.

W miastach klucz do kariery dzierżyło państwo. Chłopscy synowie, dzięki państwowej edukacji, mogli stać się wykwalifikowanymi i dobrze opłacanymi robotnikami, zasilić szeregi wolnych zawodów czy też w sposób bezpośredni służyć państwu w armii, administracji i innych jego agendach, takich jak kolej, szkolnictwo czy poczta.

Nadmiar rąk do pracy dał państwu szansę oparcia się na grupach, których awans społeczny zależał od woli rządzących. W efekcie grupy te stawały się lojalne wobec państwa. Rozrastający się i coraz mocniej kontrolujący obywateli aparat państwowy potrzebował kolejnych rzesz ludzi. Monopol na władzę pochodzącej ze starych rodów arystokracji został przełamany.

Tak jak dzięki technice i musztrze z plebejusza można było stworzyć żołnierza nie gorszego od potomka rycerskich rodów, tak odpowiednia edukacja i awanse w administracji przekształcały chłopskich synów w urzędników.

O ile jednak na zachodzie Europy przemiany te miały charakter głównie klasowy, o tyle na Bałkanach oraz w Europie Środkowej i Wschodniej wyraźny był etniczny charakter owych zmian. XIX-wieczny romantyzm ze swoją fascynacją ludowością pozwolił z jednej strony na włączenie mas ludowych w skład obywatelskiego narodu, a z drugiej strony uświadomił rzeszom to, jak wiele dzieli je od kultury promowanej przez stolicę.

Rozhermetyzowana struktura społeczna gwałtownie się przekształcała. Dotychczas rozdzielone i zajmujące się sobą grupy społeczne zaczęły się mieszać i rywalizować o te same zasoby. Prowadziło to w sposób oczywisty do napięć, którymi próbowała zarządzać ideologia narodowa.

Państwa, kierując się racją stanu, zaczęły promować interes narodowy, a jego lojalnymi propagatorami mogli być tylko członkowie narodu. Wszelkie mniejszości stały się z miejsca podejrzane.

Wielonarodowe imperia promowały kulturę państwową, podczas gdy ludność prowincji oczekiwała na awans w ramach bliższej im kultury. Na ten konflikt odpowiadali działacze narodowi, zainteresowani stworzeniem alternatywnej elity i kultury. Ziarno zasiane podczas wojen napoleońskich kiełkowało przez cały XIX wiek.

Stworzenie własnego państwa lub dołączenie do państwa istniejącego już, ale bliskiego kulturowo, dawało szansę awansu. Stąd taki sukces ideologii narodowych na przełomie XIX i XX wieku. Nacjonalizm francuski obalał stare elity ancien régime’u, czeski– elity niemieckojęzyczne, zaś litewski – polskojęzyczne. Nacjonalizm był wówczas ideologią ewidentnie emancypacyjną.

Globalizacja podważyła narodowe tożsamości

Jak kwestia narodu i państwa wygląda w XXI wieku? Wiele wyżej opisanych zjawisk zmienia swój charakter. To, co niegdyś oddziaływało w ramach pojedynczego państwa, dziś przyjmuje charakter globalny.

Po pierwsze, mamy do czynienia z rozszczelnieniem systemu etnolingwistycznego. Kultura masowa już dawno nie jest podzielona granicami państw. To ona globalnie spaja imaginarium człowieka XXI wieku, tak jak niegdyś robiły to lokalnie języki narodowe. Nie oszukujmy się – wiersze młodopolskie czy Trylogia nie mają wpływu na współczesną młodzież. To nie kanon lektur, a algorytmy Netflixa, Amazona czy Tik-Toka kształtują myślenie współczesnych pokoleń.

Szkoła, telewizja czy lokalna biblioteka dawno przestały pełnić rolę jedynych wrót do kultury. Jest ona dostępna za pomocą kilku kliknięć – ułożona na setki różnych sposobów i bez kontroli ze strony państwa.

Stojący za zglobalizowaną kulturą efekt skali powoduje, że dzieła lokalnych twórców maja problem z przyciągnięciem uwagi takiej, jaką mają utwory ogólnoświatowej kultury popularnej. Jest to szczególnie trudne w momencie, gdy od młodości gusta odbiorców są kształtowane w zgodzie ze światowymi trendami.

Jeżeli mamy do czynienia z wytworem lokalnej kultury, który zyskuje popularność w świecie, musi on być dopasowany do globalnych gustów. Doskonałym tego przykładem jest  rodzimy Wiedźmin.

To lokalne IP (od ang. „intellectual property”), zaczynające jako postmodernistyczne dzieło, czerpiące z dorobku europejskiej baśni i fantasy, przeszło etap orientalizacji w produktach CD Projekt Red i a ostatecznie zostało przemielone przez Netflixa na zglobalizowaną papkę.

Global washing

Nie tylko informacja jako taka, ale i wiedza oraz nauka podlegają procesom denacjonalizacji i globalizacji. Badania naukowe obecnie prowadzone są w ramach wielonarodowych zespołów, a kluczowa dla nauki jest wymiana informacji. Języki narodowe w dużej mierze ustąpiły tutaj lingua franca współczesności, czyli językowi angielskiemu.

Uniwersytecki obieg wiedzy jest globalny, co poza oczywistymi zaletami w postaci zwiększenia szans na odkrycia naukowe, prowadzi do swoistej uniformizacji poglądów. Szkoły wyższe stanowią dziś raczej pas transmisyjny globalnych idei niż narzędzia budowania zasobów państw narodowych.

Carl Raschke w Sovereignty in the 21th Century pokazuje, jak od lat 60. XX wieku neoliberalizm tworzył nową kognitywną elitę. Jak pisałem wyżej, już na etapie kolonizacji i uprzemysłowienia zarządzanie naukowe było metodą porządkowania rzeczywistości. W XX wieku doszło do rozwoju teorii zarządzania. Zaczęto aplikować rozwinięte w przemyśle metody kontroli jakości i produkcji do administracji. Weberowską biurokrację zaczęto zastępować nowoczesnym managementem.

Nałożyły się to na zmiany ekonomiczne i wykreowanie pojęcia kapitału ludzkiego, które to doprowadziły do umasowienia studiów wyższych. W efekcie rozrastać się zaczęła nowa klasa społeczna, której pozycja zależna była od jej wykształcenia i zdolności intelektualnych. Formą weryfikacji przynależności do tej klasy były dyplomy konkretnych uczelni i kursów.

Powstała swoistego rodzaju hierarchia łącząca rzeczywiste zdolności z prestiżem dawanym przez uczelnie oraz znajomościami nawiązanymi w toku studiów. Koszty edukacji na najlepszych uczelniach połączone z zapotrzebowaniem na tego typu usługi doprowadziły do wzrostu zamożności tej nowej elity.

To jednak nie wszystko. Nowa elita była w dużej mierze zglobalizowana. Językiem nauczania stawał się angielski. Najbardziej prestiżowe uczelnie również znajdowały się w świecie anglosaskim. Postępująca globalizacja gospodarki, napędzana technostrukturą, wykreowała obrotowe drzwi pomiędzy administracją a globalnym rynkiem. Takie same umiejętności zarządzania potrzebne były ministrowi, jak i dyrektorowi wysokiego szczebla w prywatnym banku.

W efekcie państwa i wielkie korporacje zaczęły rywalizować o tych samych ludzi. Taka wymiana intelektualna, personalna i zawodowa wytworzyła wspólną kulturę. Wskutek tego koncepcje społeczne wytwarzane na zachodnich uczelniach bardzo szybko rozprzestrzeniały się po świecie.

Elita kognitywna jest zróżnicowana wewnętrznie. Prym wiodą w niej najbardziej cenieni prawnicy czy menedżerowie wielkich korporacji, ale kognitywne metody zarządzania potrzebne są również i na poziomie zespołów w lokalnych oddziałach tych firm. Temu międzynarodowemu przepływowi wiedzy i pieniędzy towarzyszy dystrybucja prestiżu.

Jak niegdyś pozycja nauczyciela czy urzędnika stanowiła formę awansu społecznego, tak współcześnie analogiczną rolę spełnia praca dla międzynarodowej korporacji. Aspiracje związane z dołączeniem do elity kognitywnej wytworzyły zjawisko „młodych wykształconych z dużych ośrodków”. Niegdyś, migrując do miast i zdobywając edukację, można było awansować społecznie dzięki państwu. Dziś awans ten zapewnia dołączenie do globalnej elity kognitywnej, lub przynajmniej miraż uczestnictwa w tej elicie.

Dwa gospodarcze behemoty

Podobnie rzecz wygląda w przypadku współczesnej i zglobalizowanej gospodarki. Wiele z kluczowych jej obszarów znajduje się poza wpływem państw narodowych. Finansjalizacja gospodarki doprowadziła do tego, że koszt i zdolność do pozyskiwania kapitału zależy w dużej mierze od wyceny rynków finansowych, czyli swoistej oceny danego państwa.

Ratingi i odbiór rządu przez inwestorów decydują o oprocentowaniu obligacji czy skłonności do inwestowania w konkretnym miejscu świata. Boleśnie przekonała się o tym Grecja, przymuszona do reform w zgodzie z neoliberalnym credo. Nie mniej istotne w procesie denacjonalizacji gospodarki są dwa gospodarcze behemoty, poważnie zaburzające równowagę systemową.

Po pierwsze mowa tu o „globalnej światowej fabryce”, którą stała się Chińska Republika Ludowa. Jak duża jest zależność łańcuchów dostaw od Pekinu, pokazała pandemia COVID-19, kiedy to zadyszka produkcyjna Chin odbiła się czkawką niemalże wszystkim państwom świata.

Po drugie, chodzi o rynek konsumencki w Stanach Zjednoczonych. Jego wagę pokazały zabawy Donalda Trumpa z cłami. Uzależnienie całej światowej gospodarki od amerykańskiego rynku jest niezaprzeczalne. Wobec tych dwóch hegemonów prowadzenie w pełni suwerennej polityki gospodarczej jest fikcją.

Koniec kapitalizmu, niech żyje technofeudalizm!

Procesy te, wraz z rewolucją cyfrową podlegają algorytmizacji, a niedługo mogą zostać wstrząśnięte przez rozwijającą się wykładniczo AI. Zamiast uniwersalistycznej kultury końca historii, mamy do czynienia z zarządzanym centralnie dzieleniem społeczeństw na tzw. „lenna w chmurze”, co opisuje Yanis Varufakis w swojej książce Technofeudalizm. Co zabiło kapitalizm?.

W związku z powyższym, lokaliści – czyli wszelkie ruchy dążące do deglobalizacji, przenoszenia łańcuchów wartości z powrotem do krajów ojczystych i wzmacniające lokalną tożsamość – walczące z „cenzurą Internetu” – tak naprawdę nie robią nic innego, jak wspierają demontaż państwa narodowego.

Social media nie realizują bowiem ideału rawlsowskiej agory tak samo jak Amazon nie jest rynkiem. Demontaż narzędzi kontroli ze strony państw czy instytucji unijnych prowadzi de facto do przejęcia kontroli nad informacją przez algorytmy i chmuralistów.

Jeśli chodzi o przetwarzanie i zarządzanie informacją, państwa znajdują się obecnie kilka długości stadionu za gigantami technologicznymi. Państwa narodowe są wobec nich bezbronne, ponieważ kluczowe znaczenie ma efekt skali. Jedynie największe i najsilniejsze państwa, mające setki milionów mieszkańców, są w stanie zarządzać informacją na tyle skutecznie, żeby z powodzeniem wpływać na technologicznych gigantów.

Poza USA, ChRL czy ewentualnie Indiami, walka z Big Techami jest poza zasięgiem jakiegokolwiek państwa. Nie oszukujmy się – trzydziestokilkumilionowa Polska ma tutaj ograniczone możliwości działania. Odpowiednią siłę mogą posiadać ewentualnie byty transnarodowe jak Unia Europejska – niestety, są one obecnie zwalczane przez alt-right.

To, że Elon Musk czy Jeff Bezos stanęli po stronie Donalda Trumpa, nie jest niczym zadziwiającym. Chmuraliści wspierają taran zgniatający stojące na jego drodze przeszkody. Wiara w to, że zwalczanie liberalnej kontroli pozwoli uchronić kultury narodowe, jest przykładem fałszywej świadomości par excellence.

Libertarianizm i „wolnościowość” alt-rightu nie są przypadkowe. Odrzucenie kosmopolitycznej elity kognitywnej prowadzi do surfowania na emocjach, obalania naukowych autorytetów i pogardy dla eksperckości jako takiej.

Rozum upada pod ciosami ludowego zdrowego rozsądku, sterowanego algorytmem. Technofeudałowie pragną zastąpić technokratów – masy nie są dla nich partnerem, a siłą natury. którą należy wyzwolić spod „liberalnego buta”, a następnie samodzielnie okiełznać i wykorzystać dla swoich celów – czyli zysku.

Demografia, głupcze!

Na to wszystko nakłada się kryzys demograficzny. Tak jak rewolucja ludnościowa XIX wieku umożliwiła sukces państw narodowych, tak obecnie depopulacja narodów Zachodu stawia je przed poważnymi problemami.

Dzietność w skali świata maleje, w największym stopniu dotyczy to państw, w których jako pierwszych, w związku ze zmianami społeczno-technicznym w XIX wieku, populacja gwałtownie wzrosła.

Wieś w krajach rozwiniętych przestała być niewyczerpanym źródłem świeżych rąk do pracy dla gospodarki rozwijającej się głównie w miastach. Kultura i osiągnięcia cywilizacyjne miasta dotarły również na wieś, upodobniając ją do miasta pod względem tendencji społecznych, a wskutek tego powodując spadek dzietności. Stąd jedyną „wioską” z której miasta globalnej północy mogą korzystać jako zasobu siły roboczej, jest globalne południe.

O zwiększenie wskaźnika urodzeń trzeba jak najbardziej walczyć, ale nie oszukujmy się, że jesteśmy w stanie na ten moment zbyt wiele zmienić. Świętym Graalem demografii jest dzietność na poziomie 2.1 dziecka na kobietę. Tylko taka liczba jest w stanie zapewnić zastępowalność pokoleń. Niestety, polityka pronatalistyczna potrzebuje czasu. Nie da się uzyskać efektu „na już”.

Europa wymiera. Wskaźniki TFR (total fertility rate – całkowity wskaźnik dzietności) oscylują na średnim poziomie 1.38 dziecka na kobietę. „Rekordowo wysoki” wynik Bułgarii to skromne 1.81. Dla porównania francuska „armia jedynaków”, która poległa w I wojnie światowej – nazywana tak ze względu na niską jak na tamte czasy dzietność – rodziła się przy TFR w okolicach 3. We Włoszech tak wysoki wynik utrzymywał się aż do II wojny światowej, a w Polsce do połowy lat 60.

Czym innym jest model gospodarczy oparty o tanią prekarną siłę roboczą, promowany przez gigantów technologicznych, a czym innym obiektywna prawda, że ludzie są podstawowym składnikiem społeczeństw.

Człowiek jest potrzebny nie tylko do rozwożenia jedzenia i pracy na przysłowiowym zmywaku, ale również i przede wszystkim jest konsumentem, obywatelem, naukowcem, przedsiębiorcą, twórcą kultury, pracownikiem administracji i przemysłu. Zdrowe proporcje pomiędzy ambitnymi, rzutkimi, ale pozbawionymi kapitału młodymi dorosłymi, a statecznymi, ostrożnymi i bogatymi ludźmi z kapitałem są kluczowe do właściwego rozwoju społeczeństw.

Globalne miasto potrzebuje ludzi z globalnej wsi. Walka o nich rozgrywa się na wszystkich poziomach stratyfikacji społecznej. Od mas zapewniających stałą konsumpcję oraz generowanie informacji (a więc kapitału w chmurze) przez klasę średnią po elity kognitywne pozyskiwane ze wszystkich społeczeństw w skali świata.

Wobec kryzysu demograficznego na Zachodzie pytanie nie brzmi: czy sprowadzać migrantów. Pytanie brzmi: jak, jakich migrantów i na jakich zasadach. Taka konstatacja jest zabójcza dla państwa narodowego opartego na wizji zunifikowanej kulturowo wspólnoty.

***

Na naszych oczach epoka państwa narodowego, która rozpoczęła się wraz z nowoczesnością, kończy się. Procesy unifikacji i racjonalizacji, łączące rozdrobnione feudalne włości w nowoczesne państwa, weszły na poziom globalny, jednocześnie wyczerpując swój potencjał.

Państwo narodowe jako fenomen typowy dla nowoczesności wraz z nią odchodzi do lamusa. Obecnie ton światu nadają organizmy społeczne działające o zupełnie innej skali.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.