Najfajniejsze wybory w moim życiu. 10 powodów, by docenić tę kampanię

Przywykliśmy do rytualnych narzekań na zabetonowany system polityczny i niepowagę partyjnej retoryki. Tymczasem tegoroczna kampania przed I turą wyborów prezydenckich przyniosła najciekawsze i najbardziej pluralistyczne wybory od dwóch dekad. Oby stało się to zwiastunem gruntownej przebudowy oferty politycznej, którą politycy przedstawiają Polakom!
Pierwsze wybory, w których miałem prawo oddać głos, odbyły się w 2007 roku. Co najmniej od tego momentu z dużym zaangażowaniem śledzę kolejne kampanie. I choć także o tegorocznym plebiscycie wyborczym mógłbym napisać wiele złego, to porównując go z tym, co serwowano nam przez ostatnie blisko 20 lat, sądzę, że kampania prezydencka 2025 roku, przynajmniej w swojej pierwszej fazie, zasługuje na wyraźnie pozytywną ocenę.
Prawdopodobnie była to bowiem kampania najciekawsza, najbardziej pluralistyczna i koniec końców – najbardziej nieprzewidywalna. Spróbujmy opisać ten fenomen z różnych perspektyw.
1. Prawdziwy pluralizm kandydatów
Grono trzynaściorga kandydatów zapewniło szeroką polityczną reprezentację rozmaitym wyborcom. Ba, nawet w poszczególnych grupach ideowych naprawdę jest między kim wybierać. Na prawicy (Braun – Mentzen – Jakubiak – Nawrocki), w prorządowym centrum (Hołownia – Trzaskowski), na lewicy (Senyszyn – Biejat – Zandberg), a nawet w radykalnym, niszowym antysystemie (Woch – Bartoszewicz – Maciak) mieliśmy do czynienia z pluralizmem.
To wartość sama w sobie, bo wzmacnia poczucie włączenia obywateli w procesy demokratyczne. Nie przekonują mnie w najmniejszym stopniu wezwania, by próbować instytucjonalne ograniczyć liczbę kandydatów, zwiększając wymaganą liczbę podpisów.
Jedyna korekta, jakiej w tej kwestii potrzebujemy, to umożliwienie zbierania podpisów poparcia przy rejestracji kandydatów drogą elektroniczną, za pośrednictwem Profilu Zaufanego – tak, by zminimalizować liczbę patologii. Wzywaliśmy do tego na tych łamach już przy okazji poprzednich wyborów prezydenckich. Prace nad odpowiednią regulacją toczą się w parlamencie, ale mamy precedens – w ten sposób można już było zbierać podpisy np. pod inicjatywami uchwałodawczymi mieszkańców w Krakowie. Brakuje zatem tylko zmiany prawa i ogólnopolskiej skali.
2. „Czyste”, ideowe propozycje
Cieszy mnie dobra dynamika kampanii Sławomira Mentzena i Adriana Zandberga. Obaj zaprezentowali propozycje prawdziwie merytoryczne i niemal wzorcowe jako realnie alternatywne wizje państwa. Jednocześnie – ich programy mają swoją niebagatelną, antyduopolową część wspólną.
Pierwsze sondaże zaczęły wskazywać, że to właśnie ci dwaj politycy gromadzą dziś zdecydowanie największe zainteresowanie młodych wyborców. To dobrze wróży na przyszłość, ale też każe zadać pytanie: czy nie wolelibyśmy żyć w świecie, w którym polaryzację polityczną wyznacza wybór między liderem Konfederacji a współprzewodniczącym Partii Razem, zamiast między kandydatami PO-PiS?
Wierzę, że w efekcie tej kampanii pytanie to postawi sobie większa niż wcześniej grupa wyborców. Dzięki temu może uda się udowodnić – posługując się hasłami używanymi przez obu kandydatów – że „niemożliwe nie istnieje”, „inna polityka jest możliwa”.
3. Nieprzewidywalny wynik
Kolejną zaletą zmierzającej do finału kampanii była nieprzewidywalność. Choć „pewne scenariusze” często się nie ziszczają, jak w przypadku reelekcji Bronisława Komorowskiego w 2015 roku, to taki determinizm sam w sobie szkodzi kampanii.
Niektórzy próbowali zaklinać rzeczywistość, mówiąc, że „Rafał Trzaskowski jest na autostradzie do prezydentury”. Wystarczyło jednak zajrzeć w badania inne niż wyniki dwóch pierwszych kandydatów (a więc spojrzeć na nastroje społeczne czy sumę wyników sondażowych kandydatów mniejszych partii i środowisk), by dostrzec, że do samego końca rezultat tych wyborów nie będzie przesądzony.
4. Zwroty akcji
Dowodem na nieprzewidywalność są też liczne zwroty akcji, z którymi mieliśmy do czynienia w toku kampanii. Rok wyborczy zaczął się od zaskakującego załamania sondażowego poparcia prezydenta Warszawy. Następnie obserwowaliśmy jego niespodziewanie dobrą kampanię, której towarzyszył wzrost popularności Sławomira Mentzena i stagnacja poparcia Karola Nawrockiego.
Przełom przyniosła próba PO-PiSowskiej ustawki z udziałem TVP, zaaranżowana przez sztab Rafała Trzaskowskiego w Końskich. Wtedy to Szymon Hołownia, wówczas – wydawało się – „niepotrzebny” i niemal przezroczysty uczestnik tego wyścigu, wykazał się refleksem i niejako zrestartował nie tylko własną, ale całą dotychczasową kampanię. To dzięki niemu i Telewizji Republika rozpoczął się festiwal debat.
Efektem była kolejna zadyszka włodarza stolicy i reanimacja wizerunku szefa Instytutu Pamięci Narodowej w wywiadzie w Kanale Zero. Następnie dynamikę zmienił temat mieszkania Nawrockiego i słaby występ Trzaskowskiego w finałowej debacie.
Skutek? W drugą turę wejść powinniśmy z przekonaniem, że wynik wyborów nie jest przesądzony i jeszcze wszystko może się zdarzyć. To dobrze, bo sens ma tylko taka demokracja, która nie jest zdeterminowana przez sondaże.
5. Debaty i pluralizm medialny
Kluczową zmianą była różnorodność, pluralizm, znaczenie i oglądalność debat. Ostatecznie było ich sześć: prawicowych telewizji w Końskich, sztabu Rafała Trzaskowskiego w Końskich, dwie debaty Telewizji Republika, debata Super Expressu oraz finałowa, „ustawowa” debata w TVP. Były powszechnie oglądane, dostępne na żywo w mediach o różnych profilu ideowym, zarówno w internecie, jak i w tradycyjnej telewizji; cechowało je zróżnicowanie i co do zasady szeroka reprezentacja kandydatów.
Nie bez znaczenia były też długie rozmowy z kandydatami – przede wszystkim te prowadzone przez Krzysztofa Stanowskiego w Kanale Zero, ale też u licznych innych influencerów: od Antoniego Dudka i Bogdana Rymanowskiego, przez Karola Paciorka, aż po Winiego i Żurnalistę.
Dzięki nim wyborcy mieli szansę poznać wszystkich kandydatów lepiej, niż kiedykolwiek wcześniej. To element szerszej zmiany na rynku medialnym, która ostatnio dokonała się w Polsce. Obszernie pisał o niej już na naszych łamach Jakub Chruściel. Podsumowując: w kampanii 2025 roku zaczął się w Polsce pluralizm medialny.
6. Stanowski: edukator i wentyl bezpieczeństwa
Na osobne docenienie zasługuje kampania Krzysztofa Stanowskiego. Choć pewnie u swego zarania budziła, również w naszym środowisku, nadzieje na coś więcej niż medialny happening, to bilans tej kampanii jest zdecydowanie pozytywny. Z kilku powodów.
Dzięki wspomnianym już wywiadom, a także retransmisji debaty, szef Kanału Zero poprawił poziom i zwiększył dotarcie kampanii poza tradycyjne, telewizyjne grupy odbiorców. Przedstawił kulisy procesu wyborczego (zbiórka podpisów, negocjacje sztabów z telewizjami, spotkanie z delegacją OBWE), co samo w sobie ma niebagatelny walor edukacyjny. Debatom zaś dodawał kolorytu.
Szczególnie ważny wydaje mi się jednak inny aspekt jego startu. Udział Stanowskiego w tej kampanii był swoistym wentylem bezpieczeństwa obywatelskiej frustracji. Gdy dominowały w niej negatywne emocje, to właśnie jego kandydatura dawała im ujście, pozwalała je głośno wyrazić. To znów, długofalowo, może przynieść dobre skutki dla demokracji i zaufania do systemu wyborczego.
7. Olśnienia „mniejszych” kandydatów
W 2025 roku okazało się też, że nie ma zjawiska „z góry skazanych na porażkę”, bo ciężką pracą i dobrą kampanią co najmniej kilkoro kandydatów spektakularnie poprawiało swoje wyniki. Wiele osób zakładało, że szanse Mentzena są znacznie niższe od potencjału Krzysztofa Bosaka. Tymczasem w toku kampanii zaliczył on spektakularny „pik” poparcia. Mimo znacznie gorszych dziś prognoz, wydaje się pewne, że lider Nowej Nadziei zdobędzie o kilkadziesiąt procent więcej głosów niż Konfederacja w poprzednich wyborach prezydenckich i parlamentarnych.
Adrian Zandberg z kolei, jak sam ostatnio przytomnie zauważył, zaczynał obecność w sondażach od poparcia 0,5%, a dziś możemy śmiało zakładać, że jego wzrost poparcia będzie dziesięciokrotny, gdyż walczy o wynik 5-procentowy. Dla wspomnianego już Szymona Hołowni ta kampania miała być początkiem końca politycznej kariery, a jednak marszałek Sejmu odegrał w niej pozytywną rolę i przypomniał o swoich talentach. Również Magdalena Biejat i Grzegorz Braun notują lepsze prognozy, niż na początku rywalizacji o głosy.
8. Ostra konkurencja w peletonie
Efektem tych przetasowań jest wyrównana stawka w peletonie. W przedziale na granicy sejmowego progu wyborczego mamy: Biejat, Brauna, Hołownię i Zandberga. To również dobra informacja, bo wraz z Mentzenem i pomniejszymi kandydatami sprawiają, że mamy do czynienia z ponadstandardową depolaryzacją kampanii. Jak podkreślano już wielokrotnie, kandydaci PO-PiS zyskują łącznie najmniejsze poparcie od 20 lat! Oznacza to odświeżenie, które może przynieść w dłuższej perspektywie przebudowę polskiej sceny politycznej.
9. Trzaskowski musiał schylić głowę przed polskim ludem
Osobnym zjawiskiem jest kampania Rafała Trzaskowskiego. Przez lata w komentarzach Klubu Jagiellońskiego przekonywaliśmy, że polscy liberałowie nie będą zasługiwali na władzę, dopóki nie wyjdą – zarówno dosłownie, jak i w sferze poglądów – z wielkomiejskiej, progresywnej i wulgarnie antypisowskiej bańki.
Właśnie dlatego kandydat Koalicji Obywatelskiej w kampanijnym przekazie najwięcej uwagi poświęcał tematom, które w opinii jego sztabu są kluczem do polskiego centrum – hasłom umiarkowanego, prowincjonalnego konserwatyzmu. Prezydent Warszawy musiał chociaż symbolicznie schylić głowę przed polskim ludem – takim, jakim on jest.
To samo w sobie zasługuje na docenienie i jest sytuacją bez precedensu. Ba, jeśli Rafał Trzaskowski ostatecznie wygra te wybory, to na skutek swojego komunikacyjnego zwrotu ma szansę być dużo bardziej znośną dla centrum i konserwatystów głową państwa, niż gdyby został nią przed pięcioma laty. Biorąc pod uwagę, że każdy Prezydent RP powinien cieszyć chociaż minimalnym mandatem zaufania również niegłosujących na niego Polaków, to dobra informacja dla naszego państwa.
10. Kilka ważnych tematów
Na zakończenie spojrzenie na programy kandydatów. Z pewnością to najsłabszy element tej kampanii. Niemniej pojawiło się w niej szereg ważnych i niedocenianych tematów, a dodatkowo brali je na sztandary niekoniecznie ci aktorzy, po których byśmy się tego spodziewali.
Mam na myśli szereg zagadnień wprowadzonych do polskiej debaty publicznej między innymi za sprawą głośnych działań i raportów Klubu Jagiellońskiego: prawa mężczyzn (Trzaskowski), patriotyzm gospodarczy (Trzaskowski i Mentzen), Polska średnich miast (Hołownia), bezpieczeństwo żywnościowe (Nawrocki). Hołownia przebił się z postulatem, na temat którego opublikujemy raport już po pierwszej turze wyborów – chodzi o regulację używania smartfonów w szkołach.
Dodatkowo, wiele uwagi poświęcono, tym razem głównie dzięki kandydatom lewicowym, składce zdrowotnej i podatkowi katastralnemu. Konsensus wśród większości kandydatów, od Mentzena do Zandberga, dotyczył poparcia dla wielkich inwestycji w postaci CPK i energetyki jądrowej. Wreszcie, Jakubiak i Bartoszewicz, a punktowo również Nawrocki i Hołownia, upominali się w debatach o demokrację bezpośrednią. Część kandydatów przypominała też o potrzebie resetu ustrojowego.
Nie była to zatem tak jałowa programowo kampania, jak na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać.
Najlepsze wybory skończą się największą katastrofą
Nie sposób jednak nie spuentować tego zaskakująco optymistycznego tekstu gorzką pigułką. Mimo tych wszystkich pozytywnych zjawisk – wybory prezydenckie mogą zakończyć się katastrofą polskiego państwa. Może do tego doprowadzić trwający od dekady kryzys ustrojowy, skutkujący delegitymizacją władzy sądowniczej. Ten zaś jest efektem braku konsensusu co do tego, kto ma zdecydować o ważności wyborów.
Niezgodne z prawem, decyzją Państwowej Komisji Wyborczej i orzeczeniem Sądu Najwyższego, ograniczenie przez rząd środków finansowych dla głównej partii opozycyjnej daje niebagatelne podstawy do kwestionowania wyniku głosowania tak w kraju, jak i za granicą.
Dodajmy do tego przebieg kampanii: pytania o równość wyborów w związku z tym, że debatę TVP organizował sztab Trzaskowskiego oraz wątpliwości dotyczące zagranicznej ingerencji w proces wyborczy, które wprost potwierdziło ostrzeżenie NASK.
Ta łyżka dziegciu przed pierwszą turą wyborów może niestety zamienić się po II turze w beczkę. Beczkę nie tylko dziegciu, ale i prochu.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.