Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna. Możesz nas wesprzeć przekazując 1,5% podatku na numer KRS: 0000128315.

Informujemy, że korzystamy z cookies. Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony.

TVP to diament w popiołach. Elity III RP robią wszystko, by przyznać rację Jackowi Kurskiemu

TVP to diament w popiołach. Elity III RP robią wszystko, by przyznać rację Jackowi Kurskiemu screen z: https://youtu.be/ToInp3iUxQc

Nie możemy jednych patologii tłumaczyć drugimi. To, że Platforma Obywatelska – mimo przedwyborczych obietnic – zrobiła „to samo, tylko bardziej”, nie może stanowić żadnego alibi. Wręcz przeciwnie. Musi to być punkt wyjścia do bezwzględnego rozliczenia polityków przez wyborców. Tyle, że nie ma szans na kompromis z elitami III RP. Dla nich rzetelne media publiczne, dopuszczające do głosu dziennikarzy spoza lewicowo-liberalnej bańki, są nie do pomyślenia. Dlatego podtrzymuję opinię, że jeśli rzeczywiście chcemy zmiany, należy powołać fundację mediów publicznych.

„Neo-kurszczyzna”

Przejęte siłowo przez rząd i postawione w stan likwidacji media publiczne stały się dziś ucieleśnieniem słodkiego marzenia elit III RP o powrocie do status quo ante. Cel jest prosty: cofnięcie wszystkiego, co jest dziedzictwem rządów Prawa i Sprawiedliwości.

Znamienne, że likwidatorzy nie zaproponowali niczego nowego, a jedynie „wielkie powroty” – zarówno personalne, jak i w zakresie ramówek. Programy informacyjne i publicystyczne Telewizji Polskiej i Polskiego Radia pod władzą „uśmiechniętej koalicji” tworzy grupa rekonstrukcyjna „Polski Unii Wolności i Gazety Wyborczej”. Mimo że zarządcy mediów publicznych i ich polityczni mocodawcy tego nie zauważyli, jest to świat, który odszedł bezpowrotnie.

Kampania wyborcza, szczególnie prezydencka, jest dobrym momentem na poszerzenie świadomości obywatelskiej. Nawet nie ze względu na samo starcie kandydatów będących czempionami swoich formacji ideowo-politycznych, ale z uwagi na chwilowe „rozdarcie zasłony przybytku”: ukazanie, jak politycy próbują sterować rzeczywistością i manipulować naszym myśleniem.

Nawet jeżeli telewizja w ogóle, a publiczna w szczególności, traci pozycję na rzecz Internetu i social mediów, to nadal ogniskuje zainteresowanie i emocje, gdy próbuje narzucać ton debacie publicznej i manipulować procesem wyborczym. Szczególnie drażni to, że polski liberalno-lewicowy mainstream telewizyjny tkwi w iluzji własnej wszechmocy.

Dobrze ujął to pewien użytkownik portalu X w odpowiedzi na jeden z moich wpisów dotyczących postępowania władz TVP przy organizacji debaty prezydenckiej. „TVP dalej myśli, że jest bogiem” – napisał. Jednak słynne „wajchy”, którymi sterowano narracją medialną, wymykają się manipulatorom z rąk albo działają przeciwnie do ich intencji.

Skandal z pseudo-debatą w Końskich i podważenie przez sąd koncesji na nadawanie dla dwóch konserwatywnych telewizji to wydarzenia, które jak w soczewce pokazały patologiczną wręcz dysfunkcję polskiego rynku audiowizualnego. Uzależniony on jest od „niewidzialnej ręki” elit III RP, za wszelką cenę zabiegających o szczeglność frontu propagandowego obsługującego ich interesy.

Problem w tym, że to już nie działa. Monopol telewizyjny został przełamany, głównie dzięki ekosystemowi podcastowo-youtubowemu, którego najbardziej wyróżniającym się przykładem okazał się Kanał Zero Krzysztofa Stanowskiego. Projekty medialne braci Karnowskich i Tomasza Sakiewicza zagospodarowują prawą stronę widowni telewizyjnej i nawet cofnięcie koncesji dla tych stacji przysporzy im jedynie zasięgów w Internecie – podobnie jak stało się to po wyłączeniu sygnału telewizji publicznej w grudniu 2023 r.

Tego dżina nie da się z powrotem zagnać do butelki. Wysoki finansowy próg wejścia na koncesjonowany rynek telewizyjny i horrendalne opłaty dla spółki Emitel – monopolistycznego operatora multipleksów naziemnej telewizji cyfrowej – nie wystarczają dziś do kontrolowania przekazu. Telewizję linearną ogląda bowiem coraz mniej liczne grono odbiorców, a korzystanie z podcastów i YouTube odbywa się głównie za pośrednictwem urządzeń mobilnych.

Gangsterskie przejęcie przez ministra Bartłomieja Sienkiewicza mediów publicznych, dokonane na podstawie uchwały Sejmu, w którym niebagatelną rolę odegrała słynna prokurator Ewa Wrzosek, przypominało praktyki autorytarne znane dotąd z działań reżimów Putina i Łukaszenki.

Zmęczenie „kurszczyzną” było jednak na tyle duże, że poza środowiskiem PiS-u brakowało chętnych do wyrażania protestu w obronie przejętych przez nową koalicję mediów publicznych. Wkrótce okazało się, że postawienie ich w stan likwidacji jest jedynie formą „skrócenia smyczy” łączącej TVP, Polskie Radio i Polską Agencję Prasową z sejmową większością i osobiście z premierem Donaldem Tuskiem.

Po co nam TVP?

 W tej sytuacji należy postawić zasadnicze pytanie: czy media publiczne mają jeszcze w ogóle sens? Czy skompromitowane, pozbawione kręgosłupa i pozorów rzetelności, nie powinny zostać po prostu zlikwidowane? Uważam, że mimo wszystko nie.

Po pierwsze, media publiczne dysponują potężnym zasobem treści archiwalnych o niebagatelnym znaczeniu dla zachowania polskiego kodu kulturowego. Poza zapisami dokumentalnymi i archiwum newsowym są to seriale, filmy, koncerty, spektakle teatralne, kabarety, cykle programowe.

Jeśli chodzi o relacje z historycznych wydarzeń, często Telewizja Polska sama nie dbała o to, czym dysponuje, albo nie potrafiła zabezpieczyć cennych materiałów. Tak było choćby w przypadku taśm zawierających homilie Jana Pawła II z pielgrzymek do Ojczyzny, które ktoś umieścił w pudłach z archiwaliami przeznaczonymi do… utylizacji.

Uratowała je przypadkiem dokumentalistka Alina Czerniakowska i wykorzystała w filmie „Papież Polak”. Dzięki niej dla przyszłych pokoleń zachowały się słynne słowa „Niech zstąpi Duch Twój…”.

Skatalogowanie, digitalizacja i udostępnianie tych skarbów powinno być ważnym elementem misji mediów publicznych. Myślę tu o wolnym dostępie, a więc możliwości cytowania i używania ich przez wszystkich zainteresowanych: przez twórców internetowych, filmowców, dziennikarzy, uczniów, studentów czy nauczycieli. Tylko wtedy zasoby audiowizualne naszej kultury będą żyły, inspirowały i służyły edukacji.

Po drugie, widzę media publiczne jako platformę budowania kapitału społecznego. Zabrzmi to bardzo ambitnie, ale w świecie zdominowanym przez propagandę, dezinformację i bańki informacyjne wzrasta rola odpowiedzialnych mediów publicznych. To one – zamiast zajmować się obsługą emocji jednej ze stron politycznego czy kulturowego sporu – muszą wyznaczać minimum wspólnych wartości niezbędnych do normalnego funkcjonowania społeczeństwa i łagodzić radykalizujące napięcia.

Budowanie zaufania to podstawowa rola mediów publicznych w sferze informacyjnej. Nie może jednak w tym chodzić o eliminację poglądów uznanych arbitralnie za „skrajne”, „niedopuszczalne” czy „populistyczne”, tylko o podjęcie dyskusji i zapewnienie możliwości polemicznego odniesienia się do nich.

Elity III RP od początku uważały, że tego robić nie należy. Przez lata bowiem obowiązywała doktryna izolowania, zamilczania i stygmatyzowania tych, których nazywano „oszołomami” lub „faszystami”. Reakcją na ten stan rzeczy była ułomna próba przywrócenia równowagi za czasów Jacka Kurskiego, który budował uzasadnienie dla swojego nierzetelnego przekazu poprzez wskazanie, że TVP jako jedyna tworzy wyłom w medialnym chórze śpiewającym na identyczną nutę.

Faktycznie TVP za czasów PiS rozszczelniła front medialny. Choć sam ostro krytykowałem telewizję Kurskiego, to elity III RP za rządów Tuska robią wszystko, by de facto przyznać rację byłem prezesowi TVP. Według starych wzorców z lat 90. eliminują wszystko i wszystkich, którzy kojarzą się z prawicą i konserwatyzmem.

Z serwisu TVP VOD wyczyszczono nie tylko archiwalne wydania „Wiadomości”, „Panoramy” i „Teleexpressu”, ale także programy historyczne i kulturalne: „Cywilizacja plus” autorstwa Tomasza Łysiaka i Krzysztofa Raka oraz cykl „Wawa mówi” o historii Warszawy. Z sieci zniknęły wszystkie wydania „Tygodnika TVP” redagowanego przez Dominika Zdorta. W neo-TVP prawicowość jest zestawiana z prorosyjskością i odsądzana od czci i wiary.

Po trzecie, seriale i filmy historyczne są głównym nośnikiem popularyzacji wiedzy o przeszłości; mogą zrobić dużo dobrego, ale i złego. Czterej pancerni ustawili wyobraźnię pokoleń, utrwalając przekłamaną wizję historii. Dziś TVP ma w ofercie Zatokę szpiegów, zamówioną jeszcze za czasów PiS; na szczęście, neo-TVP zdecydowała się serial kontynuować.

Seriale historyczne zawsze stanowiły o wyjątkowości oferty TVP. Produkcje Kamerdyner, Dewajtis, Matylda czy Gra z cieniem osiągały bardzo dobre, czasem rekordowe wyniki oglądalności. Seriale MatyldaGra z cieniem, podobnie jak Zatoka szpiegów, emitowane były wprawdzie przez neo-TVP, ale skierowane do produkcji zostały jeszcze przed przejęciem stacji przez Tuska.

Telewizja publiczna ma realizować nową wersję Lalki – do powieści Bolesława Prusa sięga także Netflix. Polscy widzowie chcą opowieści opartych na klasycznych tekstach polskiej literatury i osadzonych w naszej burzliwej przeszłości. TVP pokazała siłę tkwiącą w takich historiach. I tę misję musi kontynuować.

Liberałowie nie chcą kompromisu

Media publiczne to nie to samo, co media państwowe ani tym bardziej partyjne. Żadna obowiązująca regulacja prawna czy prowizorka „likwidacji” nie sankcjonuje obecnej patologii. Usprawiedliwieniem jej nie może być także inna, mniejsza lub większa, patologia z przeszłości.

Fakt, że wszystkie poprzednie ekipy rządzące w III RP traktowały media jak łup polityczny, a Platforma Obywatelska – mimo przedwyborczych obietnic – zrobiła „to samo, tylko bardziej”, nie może stanowić żadnego alibi.

Wręcz przeciwnie. Musi to być punkt wyjścia do bezwzględnego rozliczenia niespełnionych obietnic. Tyle, że nie ma szans na kompromis z elitami III RP. Dla nich rzetelne media publiczne, dopuszczające do głosu dziennikarzy spoza lewicowo-liberalnej bańki, są nie do pomyślenia.

Wystarczy przypomnieć, z jaką krytyką spotkał się Jacek Żakowski, który w grudniu 2023 r. jako jedyny po stronie anty-PiS zaproponował wprowadzenie pewnej równowagi ideowej w mediach publicznych.

„Włosi podzielili się kanałami na przykład. Czy jesteśmy gotowi pomyśleć o tym, że Dwójka [TVP 2 – red.] będzie PiS-owska? Jeżeli nie, to oni po dojściu do władzy, a to się stanie, zabiorą sobie znowu wszystko” – powiedział publicysta podczas debaty o przyszłości mediów publicznych.

Żakowski musiał potem gęsto się tłumaczyć ze swoich słów. W oczach części kolegów został uznany za zdrajcę i „rzecznika PiS”. Nawet tak ostrożną propozycję nieznacznej korekty ostrego rozliczeniowego kursu, pomysł drobnej koncesji na rzecz milionów odbiorców o konserwatywnej wrażliwości, elity III RP uznały za niewybaczalną herezję, zamach na „obiektywizm i niezależność” mediów.

Dla mainstreamu zaangażowanie po stronie lewicowo-liberalnej jest doskonale przezroczyste, wręcz niewidoczne. Dopiero jakakolwiek manifestacja poglądów konserwatywnych jest podejrzana i budzi posądzenia o stronniczość. W takiej rzeczywistości nie ma miejsca na symetryzowanie w stylu Jacka Żakowskiego.

Jedyną opcją przywrócenia autorytetu mediów publicznych jest wyrwanie ich z logiki duopolu. Do tego jednak potrzeba współpracy sił politycznych rozumiejących polski interes narodowy i wierzących w sens wzmacniania publicznych instytucji, a nie działających w trybie deregulacji i likwidacji.

Wszelkie konsultacje ze środowiskami twórczymi, dziennikarskimi, akademickimi czy organizacjami branżowymi na temat zmian w mediach publicznych należy prowadzić właśnie z pozycji interesu narodowego. Zadaniem państwa jest stworzenie takich warunków funkcjonowania mediów publicznych, które zagwarantują bezpieczeństwo informacyjne Polaków i przekazywanie polskiego kodu kulturowego kolejnym pokoleniom.

Repolonizacja mediów

Reforma mediów publicznych nie może przebiegać w izolacji od zmiany ram funkcjonowania całego rynku medialnego, mających na celu ochronę pluralizmu i suwerenności informacyjnej kraju. Obcy kapitał w mediach musi podlegać ścisłym regulacjom, co jest standardem w europejskich państwach.

We Francji udział podmiotów spoza Unii Europejskiej w mediach audiowizualnych nie może przekroczyć 20%. W ostro krytykowanej polskiej ustawie „lex TVN” chodziło o uszczelnienie obowiązującej w Polsce zasady ograniczającej udział kapitału zagranicznego w mediach (spoza Europejskiego Obszaru Gospodarczego) do maksymalnie 49%. W praktyce jest ona bowiem obchodzona przy wykorzystaniu struktur pośrednich: spółek-słupów zarejestrowanych w Europie.

Błędem PiS było zaproponowanie projektu z zaskoczenia, bez konsultacji, w okresie konfliktu z konkretnym nadawcą, co nadało mu charakter represyjny i polityczny. Rozwiązanie było jednak co do zasady słuszne i w nowej formule musi stać się częścią długofalowej, systemowo stosowanej polityki, bez względu na linię redakcyjną danego podmiotu.

Równolegle powinny ulec zaostrzeniu przepisy antykoncentracyjne, żeby uniknąć skupienia własności dużych mediów w rękach europejskich koncernów. Nie możemy robić z naszego państwa bantustanu, w którym zewnętrznym aktorom wszystko wolno. Czas na skuteczną obronę naszej przestrzeni informacyjnej.

TVP przyszłości

Telewizja Polska nie może być prostą kopią TVN albo Telewizji Republika. Potrzebny jest jej własny standard, nietożsamy zarówno z mainstreamem, jak i z istniejącymi mediami prawicowymi.

Będę się upierał, że brak niezależności mediów publicznych ma związek z ich formą prawną. Dlatego podtrzymuję wyrażoną w tekście „Co po Kurskim…” propozycję powołania fundacji mediów publicznych. Podobne rozwiązanie funkcjonuje w Szwecji. W Polsce byłoby jakościową, systemową zmianą.

Fundacja byłaby odpowiedzialna za majątek i nadzór nad mediami publicznymi, a odpowiadałaby przed Sejmem. W proces wyboru zarządów Telewizji Polskiej i Polskiego Radia oraz rozgłośni regionalnych powinna zostać ponownie włączona Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji.

Fundacja zapewniałaby „filtr” między światem polityki a mediami publicznymi, zaś odpowiedzialność za ich finansowanie musiałaby spoczywać na politykach. Abonament radiowo-telewizyjny nie powinien być utrzymywany. Należy go ostatecznie znieść, wprowadzając stały, zapisany w ustawie, mechanizm finansowania mediów publicznych z budżetu. Zanim to się jednak stanie, trzeba odbudować minimum społecznego zaufania do publicznych nadawców.

TVP powinna stać się całkiem nową firmą, stawiającą na obszar digital: streaming i udostępnienie zasobów online. Wszystko, co wytworzyła telewizja, musi być dostępne za darmo, skoro Polacy już za to zapłacili w podatkach. Serwis TVP VOD musi mieć własne premiery i konkurować zasięgami z istniejącymi na rynku platformami. To jest najważniejsza „antena” TVP przyszłości!

Należy otworzyć telewizję publiczną na kreację: wprowadzić zasadę, że nie ma decyzji kreatywnych, programowych bez decyzji finansowych. Dziś decyzyjność jest rozmyta w biurokratycznym gąszczu, co paraliżuje pracę programową i produkcyjną. Podstawą jest uproszczenie i spłaszczenie struktury wewnętrznej TVP.

Obecnie mamy tam prawdziwą pajęczynę biur i jednostek. Absurdem była centralizacja wszystkich decyzji w Biurze Programowym. Anteny powinny mieć osobne dyrekcje, redakcje i autonomię z zachowaniem koordynacyjnej roli Biura Programowego, zajmującego się analizą i dostarczającego narzędzi do planowania ramówek.

***

Czy taka telewizja jest możliwa? Dopóki nie spróbujemy tego projektu wdrożyć w życie, nie przekonamy się. Jestem przekonany, że media publiczne w takim kształcie są po prostu niezbędne.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.