Kardynał Anders Arborelius. To on powinien wygrać konklawe i zostać papieżem

Kościół nie potrzebuje papieża dyplomaty. Nie potrzebuje przytulającego wszystkich bez wyjątku papieża inkluzywnego. Nie potrzebuje też surowego, idącego na wojnę ze światem tradycjonalisty. Potrzebujemy duchowego mistrza – ojca, który będzie uczył świat kontemplacji i wskazywał na Ojca przez wielkie „O”. Kimś takim wydaje się pochodzący ze Szwecji kardynał Arborelius.
Gra o papieski tron
Niemal od razu po śmierci papieża Franciszka, media – od lewa do prawa – zaczęły spekulować nad listą „papabili”, faworytów w „wyścigu” o fotel papieski. Przez ostatnie dwa tygodnie mogliśmy przeczytać setki medialnych hipotez dotyczących pobudek, którymi przy wyborze będą się kierować kardynałowie.
Jedni spodziewają się Franciszka II – kontynuatora głównych kierunków poprzedniego pontyfikatu, z synodalnością na czele. Jeszcze inni spekulują, że kardynałowie zmęczeni „franciszkowym chaosem” będą szukali „papieża przejściowego” – najlepiej dość wiekowego dyplomaty, zdolnego pogodzić kościelnych konserwatystów i „postępowców”.
Tego typu rozważania są w dużej mierze pozbawione podstaw. Pomińmy fakt, że stosowanie nomenklatury zaczerpniętej ze świeckiej polityki (konserwatyzm,progresywizm) umiarkowanie pasuje do skomplikowanej rzeczywistości Kościoła.
Pomińmy nawet to, że większość tych hipotez nie opiera się na bezpośredniej znajomości realiów funkcjonowania kolegium kardynalskiego, lecz na szczątkowych medialnych, informacjach .
Najważniejsze jest to, że historia uczy, iż próba odczytywania kardynalskich decyzji wyborczych co do zasady kończyła się fiaskiem. Jak zauważa ks. Przemysław Śliwiński w książce Konklawe. Tajemnica wyborów papieskich, od połowy XX wieku tylko w przypadku konklawe, które wybrały Pawła VI i Benedykta XVI media trafiły ze wskazaniem faworyta.
„Wysoko notowany” był także kardynał Roncalli – późniejszy Jan XXIII. Jednak w przypadku wyboru Jana Pawła I, Jana Pawła II i Franciszka media totalnie przestrzeliły – kardynał Luciani (Jan Paweł I), Karol Wojtyła, a także Jorge Mario Bergoglio otwierali drugą dziesiątkę zestawienia „papabili”.
Kto powinien zostać papieżem?
Skoro próby przewidywania, kto zostanie papieżem, są, jeżeli nie czczą gadaniną, to co najwyżej okazją do bliższego zapoznania się z sylwetkami najwyższych hierarchów Kościoła, warto przed konklawe postawić nieco inne pytanie. Nie „kto zostanie papieżem?”, lecz „kto papieżem zostać powinien?”.
Mam oczywiście świadomość, że próbując odpowiedzieć na tak sformułowane pytanie, narażam się na grzech pychy. Jedynie Duch Święty wie, kto powinien być zastępcą Chrystusa – Głowy Kościoła, zaś zadaniem katolika jest pokornie modlić się o to, by kardynałowie odłożyli na bok swoje oczekiwania oraz polityczne kalkulacje i głęboko wsłuchali się w głos sumienia.
Niech więc ten tekst będzie potraktowany jako skromna opinia katolickiego publicysty, który patrząc na świat i Kościół, stara się rozumieć zachodzące w nim procesy. Uważam, że nie potrzebujemy dziś papieża dyplomaty lub urzędnika. Nie potrzebujemy też człowieka czynu, który energicznie będzie wpływał na rzeczywistość społeczną i polityczną.
Nie mam nic przeciwko zaletom dyplomatów i wielkich polityków. Przyszły papież może je posiadać, ale nie to powinno być jego znakiem rozpoznawczym.
Przyszły ojciec święty powinien być duchowym mistrzem. Specjalistą od modlitwy, wskazującym współczesnemu człowiekowi, w jaki sposób można – już w tym życiu – usłyszeć i doświadczyć Boga. Kimś takim jest kardynał Anders Arborelius.
Skromny karmelita żyjący „ku chwale Majestatu”
Mający 76 lat biskup Sztokholmu i wiceprzewodniczący episkopatu Szwecji jest postacią nietuzinkową. Urodził się i wychował w szwedzkiej rodzinie luterańskiej. W wieku 20 lat konwertował na katolicyzm, gdyż – jak sam powiedział – zawsze tęsknił za życiem modlitwy i cichej adoracji. Sam katolicyzm stał się dla niego medium, przez które młody Anders poznał – jak określił we wspomnieniach – prawdę.
Niemal od razu po konwersjimyślał o drodze duchownej. Pierwotnie chciał zostać księdzem, lecz nie przyjęto go ze względu na krótki czas, jaki minął od konwersji – Kościół jest raczej ostrożny w odniesieniu do zapału młodych neofitów. Tymczasem w ręce Arboreliusa trafiła autobiografia jednej z popularniejszych obecnie świętych, Teresy z Lisieux – XIX-wiecznej karmelitanki, autorki koncepcji tzw. małej drogi.
Karmelitańska duchowość tak go zafascynowała, że w 1971 roku, dwa lata po konwersji na katolicyzm, Anders Arborelius wstąpił do zakonu karmelitów bosych – zgromadzenia pamiętającego największych mistrzów duchowości Kościoła Zachodniego, takich jak św. Jan od Krzyża, św. Teresa z Ávili czy wspomniana już św. Teresa z Lisieux.
Wśród książek napisanych przez kardynała (część z nich to spisane i zredagowane rekolekcje) znajdziemy takie tytuły jak. Świętowanie chwały. Rekolekcje z bł. Elżbietą od Trójcy Przenajświętszej (Elżbieta była jedną z ciekawszych mistyczek czasów nowożytności), Medytacje o wierze, Ogołocona i przeobrażona. Maria Antonina de Geuser, Mistrzyni przyjaźni. Rekolekcje ze św. Teresą od Jezusa.
Co nam mówią powyższe tytuły? Że w centrum namysłu biskupa Sztokholmu stoi mistyka. I to ta najwyższych lotów – duchowość karmelitańska jest zapewne najlepiej opracowaną, przemyślaną i doniosłą tradycją mistyczną w Kościele Zachodnim.
Na teocentryczny i mistyczny akcent w duchowości szwedzkiego kardynała wskazuje także jego zawołanie biskupie – In Laudem Gloriae (Ku Chwale Majestatu). Jak mówił , „to zawołanie jest wyrazem wszystkiego, czym jest. W naszych czasach często zapomina się, że nasz obowiązek – i nasz przywilej – to czcić i chwalić Boga. Człowiek nie jest przez to ograniczony, wręcz przeciwnie, rośnie, staje się bardziej wolny i szczęśliwszy”.
Biskup z obowiązku
Arborelius, gdy dowiedział się, że Jan Paweł II chce go uczynić biskupem, nie był podobno szczególnie chętny do przyjęcia nominacji. Przyznawał, że zgodził się na sakrę ze względu na posłuszeństwo, nie zaś na chęć robienia kariery w kościelnej hierarchii.
Został w ten sposób pierwszym Szwedem i drugim skandynawskim biskupem od czasów reformacji wyniesionym do godności kardynała. Zachował karmelitański habit jako swój zwyczajny strój duchowny.
Kardynałem, mianował go w 2017 roku papież Franciszek, co znów było dla Arboreliusa niemałym zaskoczeniem. Pochodzi w końcu z kraju niemal całkowicie zlaicyzowanego, w którym nawet wśród osób religijnych katolicy stanowią mniejszość – około 3% populacji Szwecji, 113 tysięcy wiernych. Kardynał Anders Arborelius jest pierwszym szwedzkim kardynałem w historii.
Duchowny w wywiadach wspomina, że katolicyzm w Szwecji zaczyna się powoli odradzać – także dzięki konwersjom z luteranizmu czy islamu. Szwedzki magazyn informacyjny „Fokus” uznał go w 2017 roku „człowiekiem roku”, co świadczy o tym, że pomimo niewielkiej liczby katolików w tym kraju, odznaczający się skromnością Arborelius czyni Kościół widocznym graczem życia społecznego w Szwecji.
Papież Franciszek uczynił go członkiem watykańskiej Dykasterii ds. Popierania Jedności Chrześcijan oraz członkiem Kongregacji ds. Kościołów Wschodnich. Być może wybór podyktowany był tym, że jako Szwed, Arborelius nauczył się praktycznego funkcjonowania z innymi denominacjami chrześcijaństwa – zwłaszcza z luteranami. Ojciec święty powierzył mu także funkcję wizytatora apostolskiego w archidiecezji kolońskiej, w celu zbadania, w jaki sposób diecezja radzi sobie z przypadkami nadużyć seksualnych.
Jeśli chodzi o miejsce kobiet w Kościele, Arborelius postulował zwiększenie ich roli w organach doradczych tam, gdzie pełnienie danej funkcji ani prawnie, ani teologicznie nie domaga się posiadania święceń.
Dlaczego on?
Dlaczego właśnie kardynał Arborelius jest najlepszym kandydatem na papieża?
Pierwsza odpowiedź będzie nieco zachodniocentryczna – kardynał Arborelius doskonale wie, jak funkcjonować w zlaicyzowanym, pluralistycznym społeczeństwie. Z jednej strony, dobrze dogaduje się z protestantami i jest poważany przez szwedzkie społeczeństwo.
Z drugiej strony, dość jasno opowiedział się przeciwko aborcji. Gdy w 2007 roku rząd Szwecji wyszedł z propozycją otwarcia dostępu do aborcji dla kobiet z krajów objętych bardziej restrykcyjnym prawem, Arborelius postawił mocne veto. Jako ówczesny przewodniczący episkopatu zarekomendował katolikom, by nie głosowali na partie z tworzącej ówczesny rząd Koalicji dla Szwecji.
Pomijając jednak kontekst społeczny i polityczny, mieszkanie w zlaicyzowanym kraju i fakt, że kardynał jako młody człowiek w takich okolicznościach społecznych znalazł w katolicyzmie droge do transcendencji, pozwalają mu na lepsze zrozumienie człowieka Zachodu.
Mam świadomość, że jest to europocentryczny argument – wszak ciężar Kościoła przenosi się coraz bardziej na globalne Południe. Jednak osobiście jako Polak i człowiek Zachodu chciałbym takiego właśnie papieża. Papieża, który będzie umiał funkcjonować w Europie doby laicyzacji.
Drugim argumentem jest to, że Arborelius, mając ewidentnie teocentryczne nastawienie, nie popada w nadmierny, ufundowany na niekoniecznych przyzwyczajeniach konserwatyzm. Nie ma na przykład nic przeciwko mocniejszemu włączeniu kobiet w procesy decyzyjne w Kościele.
Dzięki jego sugestii papież Franciszek powołał do Rady ds. Gospodarczych sześć kobiet. Jest więc ortodoksyjny w tym, co naprawdę istotne i rozsądnie otwarty tam, gdzie zmiany wprowadzać można.
Stanowi to jego przewagę nad bardzo poważanym w środowisku konserwatywnych katolików kardynałem Robertem Sarahem. Gwinejski purpurat również jest teocentryczny, również przypomina o prymacie duchowości nad działaniem i o kulcie Boga jako najwyższej aktywności człowieka. To jego wielkie zalety.
Niestety, w momencie odsunięcia na boczny tor przez papieża Franciszka Sarah został – być może bez własnej intencji – niejako zawłaszczony przez krytyczną wobec ostatniego pontyfikatu część Kościoła, kojarzoną z takimi duchownymi jak kardynał Burke czy bp Athanasius Schneider (do którego książki Sarah napisał przedmowę).
Po trzecie, Arborelius jednoznacznie reagował w kwestii nadużyć seksualnych ze strony duchownych. Przykładem może być decyzja o wznowieniu śledztwa w sprawie przypadków molestowania nieletnich, dokonanych przez trzech księży w Szwecji w latach 1940-1970. I to pomimo że z perspektywy prawnej sprawa się przedawniła.
„Przemoc wobec nieletniego jest okropną zbrodnią, która powoduje cierpienia na całe życie. Dla mnie nie ma żadnego przedawnienia w przypadku wykorzystywania dzieci. Kościół katolicki nigdy nie może wynagrodzić poszkodowanych, ale tym śledztwem chcemy zapewnić im zadośćuczynienie, na jakie zasługują” – mówił jako biskup.
Nie potrzebujemy Młodego papieża
W końcu dochodzimy do rzeczy najważniejszej. Kardynał Anders Arborelius w centrum swojego życia postawił modlitewną relację z Bogiem, doskonaloną w tradycji karmelitańskiej. Jest jej znawcą i praktykiem – a przypomnę, że mówimy o najdonioślejszej tradycji mistycznej Kościoła Zachodniego.
Benedykt XVI powiedział, że dziś ludzie oczekują przede wszystkim, by duchowni byli specjalistami od duchowości, od kontaktu z Bogiem. Dopiero po tym mogą być wszystkim innym – ewangelizatorami, duszpasterzami, działaczami charytatywnymi czy administratorami Kościoła.
Nawiązując od myśli Pierre’a Legendre’a – francuskiego antropologa i psychoanalityka – nie potrzebujemy dziś papieża, który będzie władczym ojcem-tyranem, niczym Pius XIII z Młodego papieża.
Nie potrzebujemy też „cieplutkiego tatusia”, który poza czułością okazywaną ludziom cierpiącym trudy tego życia (których wszakże nie należy bagatelizować) nie będzie miał poza tym nic do przekazania – żadnej transcendencji, żadnych zasad.
Potrzebujemy ojca, który będzie wiedział, że jest tylko tym – i aż tym – który wskazuje na prawdziwego Ojca. Tego w Niebie.
Kogoś, kto pamięta, że papież nie jest Głową Kościoła, ale zastępcą Głowy Kościoła – wikariuszem Chrystusa na Ziemi. Kogoś, kto strzeże przekazanego mu skarbu, jakim jest depozyt wiary.
W końcu kogoś, kto ma w sobie postawę Jana Chrzciciela. „Potrzeba abym ja się umniejszał, a on stawał się większy”. Kogoś, kto nie skupia wzroku na sobie, ale odsyła poza siebie. Mistrza, który będzie nas uczył, jak spotkać transcendencję.
Potrzeba więc papieża pokornego. Kardynał Arborelius przyjął biskupstwo nie ze względu na własne pragnienia, lecz z uwagi na posłuszeństwo Kościołowi. Z pewnością żądza władzy nie jest więc jego cechą.
Już Platon w Państwie wskazywał, że kierować państwem powinni ci spośród najwybitniejszych, którzy tej władzy w ręce brać nie chcą. O ileż bardziej ta zasada powinna stosować się do Kościoła, w którym władza, według słów Ewangelii, ma być służbą, zaś władca najmniejszym sługą wszystkich.
***
Oczywiście nie jestem w stu procentach pewien, że gdyby Anders Arborelius został papieżem, to spełniłby te oczekiwania. Sam purpurat przed konklawe jako główne zadanie Kościoła stawia ewangelizację.
Czy nie słyszeliśmy już tego w poprzednim pontyfikacie? Czy aby na pewno ten komunikat pociąga wiernych do większej gorliwości, a współczesny świat do katolicyzmu?
Sądzę jednak, że szwedzki purpurat ewangelizację rozumie jako niesienie doświadczenia, które Kościół zdobywa na mistycznej drodze duchowej z Chrystusem. Mam nadzieję, że gdyby został papieżem, jego dotychczasowa biskupia dewiza – Ku Chwale Majestatu – stanowiłaby modus operandi całego pontyfikatu.
Najważniejsze dla mnie jest to, że szwedzki purpurat jest człowiekiem modlitwy. To, że ktoś się modli, zwiększa szansę na to, że będzie słyszał w sumieniu natchnienia Ducha Świętego i za nimi szedł. Przecież ostatecznie na tym powinno polegać papiestwo.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.