Wokulski nie był „samcem beta”. „Lalka” Bolesława Prusa skrywa przed nami wiele tajemnic
Najlepsza polska powieść i jeden z najciekawszych bohaterów literatury stali się pożywką memów. Gdy temat Lalki wraca w okresie matur, Polacy nie pytają już, czy Wokulski był romantykiem, czy pozytywistą. Wyrokują, że był prześladującym pannę Łęcką „samcem beta”, który nie zdaje sobie sprawy, że jest poniżany przez kobietę, którą kocha. Czy z perspektywy XXI wieku powinniśmy się śmiać z Wokulskiego? A może Lalka opowiada nie tylko o miłości, lecz również jest wielką powieścią polityczną? Może powinniśmy widzieć w Wokulskim nadczłowieka, a nawet mesjasza?
Lalka to powieść zaszyfrowana
Jak niewiele Polacy wiedzą o Lalce, świadczy internetowa „dyskusja” na temat Wokulskiego jako „creepa”, „stalkera” czy po prostu starszego jegomościa uganiającego się za niemalże podlotkiem.
Niewiedza Polaków jest tak pokaźna, że oszukała nawet sztuczną inteligencję w wyszukiwarce Google, która udziela odpowiedzi na bazie zawartości internetu. Na pytanie „ile lat ma Izabela Łęcka?” otrzymałem informację: „między 18. a 25 rokiem życia” (pisownia oryginalna).
Wiek bohaterów powieści policzył drobiazgowo Marian Płachecki w artykule Szyfry „Lalki”. Pomijam epizody z przedakcji, bo wtedy okazałoby się, że Wokulski ma „między 15 a 47 lat”.
W trakcie trwania właściwej akcji (lata 1877-1879) panna Izabela ma lat 25-27, zaś Wokulski – 45-47. Jest dokładnie 20 lat od niej starszy. Z punktu widzenia osoby żyjącej w XIX wieku taka różnica wieku byłaby spora, ale nie nadzwyczajna. Łęcka nie jest jeszcze, co prawda – w pojęciach z XIX wieku – starą panną, ale już się do tego wieku (około 30 lat) zbliża.
To, że w dzisiejszym społeczeństwie przeciętnie dopiero około 30. roku życia kobiety (jeśli w ogóle) wychodzą za mąż i rodzą pierwsze dziecko, nie powinno przysłaniać tego, że przeszłość wyglądała inaczej. A po co interesować się tym, jak wyglądała przeszłość? Cóż, bez wiedzy na ten temat nie stworzymy przyszłości, w której chcielibyśmy mieszkać.
Zresztą to nie kwestia wieku panny Izabeli jest najciekawsza. Zadajmy, wydawałoby się, proste pytanie: ile lat ma Ignacy Rzecki, przyjaciel Wokulskiego? Domyślamy się, że autor Pamiętnika starego subiekta przekroczył pewnie siódmy krzyżyk.
Ciągle wspomina Napoleona, od 40 lat pracuje w tym samym sklepie, epokę wcześniej był na wojnie – ale Płachecki dowodzi, że Rzecki jest niemal rówieśnikiem Wokulskiego, starszym co najwyżej o dwa-trzy lata. „Stary subiekt”, który zaczął pracować jako dziecko, a weteranem powstania na Węgrzech został jako nastolatek, postarzał się przedwcześnie, podczas gdy w Wokulskim, za sprawą jego energii, nie odczytujemy przemijania czasu.
Dlaczego więc w obu ekranizacjach Lalki Rzeckiego grali wyraźnie starsi aktorzy (Tadeusz Fijewski starszy o 19 lat od Mariusza Dmochowskiego, Bronisław Pawlik starszy o 12 lat od Jerzego Kamasa)? Dlatego, że reżyserzy i scenarzyści, tak jak większość czytelników (również dla mnie odkrycie Płacheckiego było zaskoczeniem), mało znają Lalkę i wpadają w pułapki zastawione przez Prusa.
Czytając tę powieść – i każdą znakomitą powieść – nie łudźmy się, że to książka „prosta”, że z perspektywy XXI wieku wszystko już odgadliśmy. Mam nadzieję, że twórcy trzeciej ekranizacji Lalki, której produkcja niebawem się rozpocznie, zachowają chociaż niektóre z jej tajemnic.
Dla Prusa to nie metryka decyduje o wieku człowieka, ale to, jaki jest w środku. Z młodością w Lalce jest jak ze szczęściem w aforyzmie Wokulskiego: „Szczęście każdy nosi w sobie”.
Lalka to mistrzostwo ironii
Dzisiejsi krytycy Lalki, zakładają, jak sądzę, że Prus pisze wprost, że nie zna się na ironii – inaczej niż w dzisiejszej, metaironicznej czy postironicznej kulturze. Nie da się ukryć, że literatura XIX wieku była nieraz koszmarnie ckliwa, ale dzieło Prusa należy do książek jak najdalszych od ckliwości czy nawet „pokrzepiania serc”.
Literatura tego formatu powstaje po to, by nasze wnętrza wprawiać w stan niepokoju. Gdzie więc szukać ironii w Lalce? Już pierwsze zdania kryją pułapkę na czytelnika.
„W początkach roku 1878, kiedy świat polityczny zajmował się pokojem san-stefańskim, wyborem nowego papieża albo szansami europejskiej wojny, warszawscy kupcy tudzież inteligencja pewnej okolicy Krakowskiego Przedmieścia niemniej gorąco interesowała się przyszłością galanteryjnego sklepu pod firmą J. Mincel i S. Wokulski”.
Rozmowa Węgrowicza, Deklewskiego i Szprota o losach Wokulskiego i jego firmy wcale nie odbywa się „w renomowanej jadłodajni”, tylko w jakiejś traktierni. Szprot z kolegami nie są „warszawskimi kupcami tudzież inteligencją pewnej okolicy Krakowskiego Przedmieścia”, lecz drobnomieszczanami wychylającymi jedno piwo za drugim.
Piwo – jak wskazuje Płachecki – stanowi u Prusa niebagatelny znak upadku; stary subiekt Rzecki w toku powieści pije coraz więcej i więcej. Alkoholizm przyprawia go w końcu o śmierć, a trochę wcześniej o antysemityzm.
„Inteligenci” rozprawiają przy piwie, a jakże, o „szansach europejskiej wojny” – która jakoby mogła wybuchnąć w 1878 roku, gdy Rosja walczyła z Turcją, a Wokulski zbijał majątek na dostawach dla carskiego wojska. O jakości tych rozważań może świadczyć to, że niedawny film Grzegorza Brauna Gietrzwałd 1877 poświęcony jest właśnie tej rzekomej, a w istocie wyssanej z palca „szansie”.
Dyskusje przy piwie nie przynoszą diagnozy rzeczywistości, lecz rozprzestrzeniają plotki, mity, fake newsy, pogłębiają szum informacyjny. Bohaterowie nie rozmawiają o rzeczywistości – to plotka posługuje się nimi.
Na dodatek, jak wskazuje Płachecki – w latach 1877-1878 sam Bolesław Prus na łamach prasy snuł „geopolityczne” prognozy, które okazały się niewypałem, bo europejska wojna wybuchła dopiero czterdzieści lat później. Prus ironizuje wobec swoich potencjalnych czytelników i wobec samego siebie.
Jesteśmy marionetkami namiętności i pieniądza
W każdym zdaniu Lalki możemy natknąć się na piętrowe dwuznaczności. Łatwo jednak je przeoczymy, po pierwsze dlatego, że świat Lalki jest już dla nas bardzo odległy. Po drugie dlatego, że czytając powierzchownie, widzimy w tej książce tylko wielki romans, a tekstowi trzeba się przyglądać uważnie i rozumieć go głęboko.
I wreszcie dlatego, że Prus, kiedy w ironiczny sposób przywołuje popularne frazesy, nie zapisuje ich rozstrzelonym drukiem, jak czyni to w swoich powieściach Michel Houellebecq, żeby wszyscy zrozumieli.
A cóż bardziej ironicznego niż scena procesu o lalkę? W rozstrzygającym momencie sędzia otwiera scyzorykiem dziecięcą lalkę, rzekomo ukradzioną przez córkę pani Stawskiej, i znajduje w jej głowie znak firmowy: „Jan Mincel i Stanisław Wokulski”.
Lalka ta jest ironiczną aluzją do panny Izabeli, a zarazem metaforą wielkiej miłości – jedna i druga okazują się produktem Wokulskiego. Prus sugeruje, że człowiek nie tylko jest marionetką; że człowiek tworzy marionetki i samego siebie jako jedną z nich.
Największe namiętności przychodzą nie wiadomo skąd i władają nami, chociaż myślimy, że to my nad nimi panujemy. W powieści Prusa „instynkt utrwalenia gatunku”, jak mówi doktor Szuman, dokonuje właśnie fuzji z rozwijającym się światowym kapitalizmem. A szczęścia w miłości nie ma.
Wokulski to bohater niekonwencjonalny
Pozytywista i romantyk, „zakochany biznesmen” (jak pisał Fredric Jameson) – cóż to za dziwna postać? Czy ten biznesmen, który kocha się w próżnej arystokratce, nie jest kimś śmiesznym, żałosnym?
Czytałem kiedyś podręcznik creative writing: było w nim wiele trafnych i mądrych wskazówek na temat budowania oryginalnej fabuły i wymyślania wiarygodnych postaci. Ale autor podręcznika nie wpadłby na to, żeby dać rys romantyczny człowiekowi czynu, o niezłomnej woli, takiemu jak Wokulski, a nie stereotypowemu wrażliwcowi (zwracał na to uwagę Tadeusz Boy-Żeleński). Niekonwencjonalne myślenie Prusa powołało do życia nieśmiertelnego bohatera literackiego – bo literatura ćwiczy nas w tym, jak myśleć niekonwencjonalnie.
„Stopiło się w nim dwu ludzi: romantyk sprzed roku sześćdziesiątego i pozytywista z siedemdziesiątego. To, co dla patrzących jest sprzeczne, w nim samym jest najzupełniej konsekwentne” – mówi doktor Szuman. Wokulski to bohater absurdalny, który łączy w sobie sprzeczności. Czy to źle?
„Widziałem:/Człowieka który był jeden/Występny i cnotliwy” – pisał Tadeusz Różewicz w powojennym wierszu Ocalony, również omawianym w szkole. Poeta dziwi się niejednoznaczności, amoralności ludzi i świata. Ale wolę wyrwać te słowa z kontekstu, a wtedy będą mówiły: sprzeczność jest zasadą.
O tym, że człowiek może mieć niespójne cechy, że przeczy samemu sobie, mówi nie tylko doświadczenie katastrof XX wieku, ale i Biblia czy powieść modernistyczna (za taką powieść należy uważać Lalkę). Tylko w tych okresach historii, w których ludzkość drzemie, zapomina o tej ponadczasowej prawdzie.
„Polski realizm” – pisze o Lalce Filip Mazurkiewicz – „wbrew imperialnym wzorcom, z których czerpać nie może – odzwierciedla absurd świata i nie próbuje owego absurdu okiełznać, uczynić zrozumiałym lub przynajmniej znośnym”. Każda wspaniała powieść pokazuje sprzeczności, których nie jesteśmy w stanie rozwikłać, uprościć, uporządkować, ponieważ życie zawiera tajemnice, których nigdy nie pojmiemy.
Dlaczego Wokulski kocha pannę Izabelę?
Przeglądam stare pytania maturalne, dotyczące Lalki – nie są to pytania, które młodych ludzi mogą zachęcić do naprawdę niekonwencjonalnego myślenia. Nie powinniśmy pytać, na przykład: „Dlaczego miłość Wokulskiego do Izabeli jest romantyczna?”. Pytajmy: „Dlaczego w ogóle on ją kocha?”.
Narrator powieści Prusa właściwie nie wyjaśnia, dlaczego Wokulski kocha pannę Izabelę. To poniekąd uczucie „od pierwszego wejrzenia” – ale także coś więcej. Panna Izabela kojarzy się z tym, co piękne. Wokulski zakochuje się podczas wizyty w teatrze:
„Siedziała w loży z ojcem i panną Florentyną, ubrana w białą suknię. Nie patrzyła na scenę, która w tej chwili skupiała uwagę wszystkich, ale gdzieś przed siebie, nie wiadomo gdzie i na co. (…)
Zrobiła na nim szczególne wrażenie. Zdawało mu się, że już kiedyś ją widział i że ją dobrze zna. Wpatrzył się lepiej w jej rozmarzone oczy i nie wiadomo skąd przypomniał sobie niezmierny spokój syberyjskich pustyń, gdzie bywa niekiedy tak cicho, że prawie słychać szelest duchów wracających ku zachodowi. Dopiero później przyszło mu na myśl, że on nigdzie i nigdy jej nie widział, ale – że jest tak coś – jakby na nią od dawna czekał”.
Syberia to niezwykle piękne miejsce. Poprzez jej „niezmierny spokój” Prus wyraża nie tylko miłość, lecz również zesłanie, katorgę, śmierć; Wokulski wrócił po siedmiu latach, ale byli tacy, którzy z Syberii nigdy nie powrócili. Miłość jest spokrewniona z bezlitosnym bezkresem, z pustynią rosyjskiego despotyzmu, z krainą, w której dosłownie pogrzebane są marzenia Polaków o wolności i niepodległości.
Nie chodzi tu jednak o martyrologię, gdyż sam Wokulski swój pobyt na Syberii wspomina jako doświadczenie formujące, kluczowe dla jego biografii: tam mógł swobodnie pracować, oddawać się nauce, nabywać znajomości z wybitnymi ludźmi, tam zdobył dystans od chorego polskiego społeczeństwa.
Dla Wokulskiego zesłanie nie było traumą, zaś miłość nie jest miłością – bo aktywność polityczna i miłość wiążą się w nierozerwalny splot. „Uczuć swoich nie nazwałby miłością i w ogóle nie był pewny, czy dla oznaczenia ich istnieje w ludzkim języku odpowiedni wyraz. Czuł tylko, że stała się ona [panna Izabela – P.B.] jakimś mistycznym punktem, w którym zbiegają się wszystkie jego wspomnienia, pragnienia i nadzieje, ogniskiem, bez którego życie nie miałoby stylu, a nawet sensu”.
Pod koniec powieści, krótko przed kulminacją, na ruinach zamku, Wokulski mówi do panny Izabeli „– Obudzisz się, ty, moja królewno” – bo zarówno Polskę, jak i ukochaną kobietę należałoby wyrwać z lunatycznego snu.
Powieść o miłości czy powieść polityczna?
Niezwykłą interpretację miłości w Lalce – i jej „mistycznego punktu” – przedstawił Fredric Jameson. Miłość do panny Łęckiej, jego zdaniem, to Absolut, coś, czego Wokulski pragnie niemal jak Boga, jak czegoś nieskończonego.
Ale w tej powieści istnieje jeszcze inny Absolut, który sprawia, że Lalka to „wielka powieść polityczna; narracja, której nieobecnym centrum jest pierwotny impuls polityczny, nigdy w powieści nie wymieniany, a który właśnie poprzez tę nieobecność jest w niej obecny wszędzie”.
Co to znaczy? Wokulski brał udział w konspiracji przed powstaniem styczniowym, organizował zamach na jakiegoś rosyjskiego dostojnika („skok z Nowego Zjazdu na bruk”) i odpokutował za to zesłaniem – jak mówi jeden z „inteligentów”: „Gotował wraz z innymi piwo, które do dziś dnia pijemy, i sam w rezultacie oparł się aż gdzieś koło Irkucka”.
Rosyjska cenzura ograniczyła i wysubtelniła to, co Prus mógł powiedzieć. Jameson wyczuwa jednak, że Wokulski ciągle nosi w sobie ślad klęski powstania 1863 roku jako niewyrażalnego zdarzenia, a wręcz Zdarzenia.
Przechowuje marzenie o rewolucji jako o „idealnym momencie, w którym Historia dotyka swego Absolutu”. A zarazem zdaje sobie sprawę, że walka zbrojna byłaby nierealna – i nierozsądna. Mało tego, handluje z Rosjanami, a nawet zawdzięcza im swoją fortunę.
Dla kogoś, kto raz pokochał Absolut, już nic innego nie będzie miało większej wartości. Dlatego miłość do panny Izabeli również staje się Absolutem – nie zastępczym wobec rewolucji, pisze Jameson, ale równorzędnym. W obsesji Wokulskiego są one „głęboko powiązane na podobieństwo ukrytych naczyń połączonych. (…) [są] nieświadomą czy nawet metafizyczną jednością indywidualnego i kolektywnego”.
„«Oto dwie drogi: jedna wiedzie do nieobliczonych reform ludzkości, druga do podobania się, a nawet, przypuśćmy, do zdobycia kobiety. Co wybrać?»” – myśli Wokulski, kiedy w Paryżu spotyka profesora Geista, który chce stworzyć metal lżejszy od powietrza.
Marzy o rewolucji – tym razem naukowej, ale potencjalnie politycznej i militarnej: „«Co stanie się z dzisiejszym światem na widok pierwszej machiny latającej, bez skrzydeł, bez skomplikowanych mechanizmów, a trwałej jak okręt pancerny?»”.
Marzenie to walczy w jego duszy z pragnieniem szczęścia – bo byłaby to niemała rzecz: pchnąć Europę na nowe tory, stworzyć idealne pozytywistyczne społeczeństwo – zdrowe, sprawiedliwe, silne, zamożne, płodne, kulturalne i moralne.
Lalka jest powieścią polityczną, gdyż Wokulski szuka najlepszego sposobu, by spożytkować swoją energię rewolucjonisty, który musi się wyrzec zbrojnej walki z okupantem – przynajmniej dopóki nie skonstruuje cudownej broni.
Wokulskiego stać na to, by całkowicie poświęcić swoje życie zmienianiu rzeczywistości wokół siebie. I może również dlatego Wokulskiemu nie udaje się zdobyć panny Izabeli: bo Prus nie chciałby, by tak wybitny człowiek oddał się zaledwie „szczęściu osobistemu”.
Bohater tego formatu nie jest oczywiście „samcem beta”. W momencie, gdy przekonuje się – na ile w absurdalnym świecie Lalki można się o czymkolwiek przekonać – że jest zdradzany, z klasą opuszcza narzeczoną. Traktował ją zresztą zawsze jak gentleman, dusząc w sobie pokłady jadowitej ironii. Marzył też o społeczeństwie, w którym między kobietami i mężczyznami zapanuje „szczerość w ludzkich stosunkach i wolny wybór”.
Wokulski posiada nie tylko nieugiętą wolę – to, co w naszej nieszczęśliwej epoce niektórzy pokracznie nazywają „sprawczością” – ale na dodatek ma oświecone poglądy. Tak dalece przewyższa nas wszystkich, że nie ma sensu pytać, czy aby radzi sobie w życiu, tak jak nie ma sensu pytać, czy Lalka to powieść dobrze napisana – mogą w to wątpić tylko osoby nie mające większej orientacji w literaturze.
Wokulski – czyli mesjasz?
Wokulski uosabia nieprawdopodobny ideał człowieka aktywnego na wszystkich polach i wszędzie działającego dla wyższego dobra. To wybitny przedsiębiorca, zdolny samodzielnie przyspieszyć rozwój ekonomiczny okupowanego przez Rosjan kraju, filantrop, uczony, wynalazca, patriota, inwestor marzący o technologicznym przełomie (metal lżejszy od powietrza).
Ba! – pozwala sobie nawet na eugeniczne fantazje („Moje dzieci byłyby inne; po niej wzięłyby piękność, po mnie siłę…” – rozmyśla o potomstwie, które mógłby mieć z panną Izabelą). Czyż nadczłowiek nie mógłby spłodzić nowego nadczłowieka?
Wokulski przekracza ramy człowieczeństwa, gdyż Prus przekracza ramy literatury „małej mocy”, o której pisze Jameson, a także choćby Milan Kundera. Literatura ta, powstająca w krajach peryferyjnych Europy Środkowo-Wschodniej, musiała być bardziej polityczna niż literatura pisana w państwach imperialnych, jak (ówczesna) Francja, Anglia, Niemcy czy Rosja.
Artyści z państw imperialnych, nawet jeśli nie popierają ich polityki, mogą wycofać się w życie prywatne i zajmować uniwersalnymi problemami egzystencjalnymi. W swojej sztuce pytają: „jakie przemiany dotyczą całego świata?” albo „czy Bóg istnieje?”, bo nie muszą pytać: „jak wyzwolić kraj?”.
Lalka fascynuje mnie, bo Prus podjął wielką próbę przełamania ograniczeń, które polskiej kulturze narzuciła polityka – ograniczeń, które Polacy po części sami wybrali. Wokulskiego widziałbym nie jako byle parweniusza z prowincji imperium, ale właśnie nadczłowieka: kogoś, kto ma ambicje i możliwości, by stać się dla Polski, a może i dla Europy czy całej cywilizacji Zachodu – mesjaszem.
Nieprzypadkowo Wokulski myśli po spotkaniu z Geistem o swoich obowiązkach wobec „Boga i ludzi”, a w kościele, idąc na kwestę, gdzie spotka pannę Izabelę, słyszy głos, który mówi: „«Może jesteś okiem żelaznego przetaka, w który rzucę ich wszystkich, aby oddzielić stęchłe plewy od ziarna»”.
Liderzy polityczni, którzy w dobry albo zły sposób wpisywali się w rolę mesjasza – jak choćby Napoleon, którego legenda przesyca pamiętnik Rzeckiego – pojawiali się zazwyczaj na peryferiach imperium, a nie w jego sercu. Nie wywodzili się też z warstw najbardziej uprzywilejowanych, tylko z trudem wywalczali sobie drogę na szczyt.
Bowiem to peryferia stanowią „strefę tarcia”, gdzie wielkie problemy rzeczywistości – zarówno te związane z losami konkretnego narodu, jak i całej cywilizacji – widać wyraźniej, a także wcześniej niż w centrum.
Wokulski jest człowiekiem niemożliwym, niebezpiecznym, namiętnym, fascynującym, chociaż dla przeciętnych duszyczek, jak panna Izabela, zbyt niezwykłym, by w ogóle potrafiły go zauważyć. Niczym mesjasz łączy pozorne sprzeczności romantyzmu i pozytywizmu, dwóch systemów, z których jeden szuka zbawienia w wyzwoleniu narodu, a drugi – w użytecznej pracy. Chociaż ma wyjątkową szansę, by zmienić społeczeństwo, w końcu pada jego ofiarą.
***
Może już czas na reinterpretację literatury polskiej, tak żebyśmy przestali w niej szukać wyłącznie problemów narodu czy niewielkiej społeczności, ucieczki w lokalność, a poszukali problemów uniwersalnych, godnych literatury światowej? Lalka stanowi dotąd najodważniejszą próbę pokazania, że możemy przekroczyć granice wewnętrznych zmartwień naszego kraju.
Prus, być może bardziej przenikliwie niż jakikolwiek inny polski pisarz, zauważył, że Polak jest również człowiekiem. Ale czy dzisiejsi twórcy i czytelnicy interesują się jeszcze człowiekiem, czy wystarcza im rozrywka?
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.