Co Ukraińcy uważają o I Rzeczypospolitej? Odpowiedź może zaskoczyć
W mainstreamie ukraińskich intelektualistów panuje teza o pochodzeniu tego narodu od kozaków. Jest to stanowisko zbieżne z radziecką historiografią, która kazała widzieć w Polakach głównego wroga, uciskającego biednych ukraińskich chłopów. Nie jest to, na szczęście, jedyna perspektywa. Nam Polakom powinno szczególnie zależeć na tym, by nasi sąsiedzi odnajdywali w Rzeczpospolitej Obojga Narodów także swoje korzenie.
Dawna Rzeczpospolita Obojga Narodów nie ma dobrej prasy wśród narodu i intelektualistów ukraińskich. Krytycyzm wobec niej ma długą tradycję. Przykładowo, XX-wieczny, emigracyjny historyk, Iwan Łysiak-Rudnycki, postać niesamowicie istotna dla ukraińskiego życia intelektualnego, w eseju Ukraina między Wschodem i Zachodem stwierdza:
„I Rzeczpospolita nie była w stanie zapewnić swoim ukraińskim prowincjom efektywnej ochrony przed nieustannym zagrożeniem tatarskim; w tym samym czasie Polska narzuciła Ukrainie ustrój społeczny obcy i nienawistny większości ukraińskiego ludu”.
Stały katalog historycznych zarzutów Ukraińców krytycznych wobec I RP i polskiej szlachty koncentruje się wokół oskarżeń o kolonializm, wyzysk, przemoc, narzucanie obcych form kulturowych oraz politycznych, promowanie katolicyzmu w miejsce prawosławia czy też eksploatowanie chłopów. Taka wizja Rzeczpospolitej ma bardzo długą tradycję wśród ukraińskich autorów.
Polska – główna przeszkoda dla powstania niepodległej Ukrainy
Wśród współczesnych ukraińskich intelektualistów temat jest już nieco bardziej zniuansowany. Nie są oni aż tak radykalni w swoich osądach, ale trudno również powiedzieć, by wyrażali sympatię do I Rzeczpospolitej. Znany w Polsce historyk Jarosław Hrycak w dziele Ukraina. Wyrwać się z przeszłości stwierdza: „Ukraina powstała przede wszystkim dzięki spotkaniu dwóch światów: świata Kolumba i świata Kozaków”. Przez te słowa ma on na myśli zetknięcie świata katolickiego oraz prawosławnego.
W innym miejscu swojego dzieła doda: „Z kilkoma znaczącymi wyjątkami Ukraina jako naród powstała nie dzięki, lecz w kontrze do zamiarów polskich elit. Faktem jest, że przynajmniej do połowy XIX wieku ukraiński nacjonalistyczny mit przypisywał rolę głównego wroga nie Rosji, lecz Polsce”.
Hrycak nie neguje, że część szlachty dawnej Rzeczpospolitej była ruska, jednakże dodaje, że jej arystokratyczna część stopniowo się polonizowała, jak np. Wiśniowieccy, „ruscy” pozostawali jedynie drobni szlachcice.
Badacz dostrzega wśród szlachty województw ruskich istnienie koncepcji osobnego „ruskiego narodu”, ale większą sympatią darzy kozaków, którym przypisuje istotniejszą rolę w ukraińskim procesie narodowotwórczym. To oni przyczynili się do przeformułowania narodu – sprawili, że Ruś stała się Ukrainą, poprzez odcięcie się od litewskiej szlachty prawosławnej (protoplastów Białorusinów).
Amerykańsko-ukraiński historyk, Serhii Plokhy ma na ten temat nieco odmienne poglądy. W dziele Wrota Europy. Zrozumieć Ukrainę powiada: „Z punktu widzenia elit ruskich w Wielkim Księstwie Litewskim unie zawarte pomiędzy polską a Litwą przyniosły wyłącznie kłopoty”. Stwierdzenie to wynika z głoszonej przez historyka tezy o dyskryminacji elity ruskiej ze względu na wyznawane przez nią prawosławie.
Mimo to, patrząc na zawartą w 1569 r. Unię Lubelską dostrzega jej pozytywne znaczenie dla powstania państwowości ukraińskiej, gdyż to właśnie w tym okresie województwa ruskie zostały oddzielone od Wielkiego Księstwa Litewskiego i włączone do Korony, co zapoczątkowało długi okres formowania się terytorium nowożytnej Ukrainy.
Jednakże w decyzji szlachty o przyłączeniu ziem obecnej Ukrainy do Korony, Plohky dostrzega przede wszystkim troskę o własne dobra, majątki oraz chęć zyskania dodatkowego wsparcia w walce z Tatarami. Stwierdza: „Tak czy owak, ukraińscy kniaziowie wyrazili zgodę na przyłączenie ich ziem do Polski. Nic nie wskazuje na to, by kiedykolwiek żałowali tej decyzji. Wszak pod polską kuratelą wołyńskie rody książęce nie tylko nie straciły nic ze swojego dotychczasowego posiadania, ale i znacząco je powiększyły”.
Plokhy krytykuje dawną Rzeczpospolitą za jej wady, ale jednocześnie afirmuje szlachtę województw ruskich jako przodków dzisiejszych Ukraińców. Pisze: „Polemika wokół unii brzeskiej pomogła obudzić społeczeństwo ruskie po obu stronach linii podziału religijnego z długotrwałego intelektualnego letargu”. Doceniając dyskusje intelektualne szlachty ruskiej, dodaje: „Pomimo dzielących ich różnic wszyscy oni okazywali najwyższy szacunek do bytu zwanego przez nich narodem ruskim, rzecznikami, którego zgodnie się mienili”.
Dawna Rzeczpospolita krajem Ukraińców?
Powyższe poglądy nie wyczerpuję mozaiki refleksji współczesnej ukraińskiej inteligencji. Ciekawe teksty i książki polemiczne względem jednoznacznej krytyki I RP napisali stosunkowo niedawno tacy ludzie jak historyczka Nataliia Starczenko, historyk Wasyl Rasewycz czy pisarz Jurij Wynnyczuk.
Ich tezy różnią się zasadniczo od tych, jakie stereotypowo zwykliśmy przypisywać Ukraińcom. Niestety trzeba przyznać, że są grupą nieliczną stojącą w kontrze do większości dawnych i współczesnych ukraińskich intelektualistów.
Najprościej mówiąc, afirmują oni i przedstawiają część szlachty I RP jako przodków dzisiejszych Ukraińców w równym stopniu co kozaków. Głoszą, że mają pełne prawo poczuwać się do Wielkiego Księstwa Litewskiego oraz Rzeczpospolitej Obojga Narodów.
Książki ukraińskie bardzo rzadko zyskują rozgłos nad Wisłą. Inaczej było z Ukraińskimi światami Rzeczpospolitej Natalii Starczenko, zapewne z powodu treści, która dla wielu Polaków była zaskakująca. I to pomimo formy tego dzieła, gdyż książka jest de facto „garścią opowieści z życia ukraińskiej szlachty” z czasów przed 1648 r., dziełem w znacznej mierze mikrohistorycznym, poruszającym dzieje małych wspólnot.
Dzieło to, co należy podkreślić, nie zaistniało w próżni. Powstało ono dzięki prowadzonym wcześniej badaniom ukraińskiej historyczki Natalii Jakowenko, która od kilku już dekad opisuje funkcjonowanie ukraińskich, ruskich elit w Rzeczpospolitej.
Część osób w Polsce skrytykowała Starczenko za „ukraińskie roszczenia” do I RP. Inni wyrazili uznanie za pozytywny i afirmatywny stosunek historyczki do dawnej – na tle innych państw XVI-XVII w. bardziej demokratycznej i religijnie tolerancyjnej – Rzeczpospolitej. W przedmowie skierowanej do polskiego czytelnika stwierdza: „Ukraińcy w XIX wieku pochopnie zrezygnowali ze swego prawa do spadku po Rzeczypospolitej”. Historyczka chce to zmienić.
Starczenko nie postrzega negatywnie Unii Lubelskiej i faktu dołączenia się województw „ukraińskich” do Korony. W procesie przyłączenia województw ruskich do Korony i rozszerzenia przywilejów szlacheckich na szlachtę ruską widzi początki procesu powstawania „narodu ruskiego”, autonomicznego podmiotu w ramach I RP, którego istnienie odnajduje w źródłach historycznych, np. Artykułach Henrykowskich z 1573 r.
Dla autorki Ukraińskich światów Rzeczpospolitej oderwanie się kilku województw od Wielkiego Księstwa Litewskiego nie było czymś, co zostało zrobione, jak to sama określa, „za śmiesznie niską cenę”. Nie widzi ona w tym aktu zdrady, a nawet pyta – kogo miałaby zdradzać szlachta ruska? Cytuje też słowa wojewody i senatora Adama Kisiela, który kilka dekad po tym wydarzeniu głosił: „A my nie do krainy, ale z krainą, nie do religii, ale z religią, nie do tytułów i honorów, ale z tytułami i honorami przyłączyliśmy się do tej wspólnoty ojczyzny naszej”.
Ponadto, następująco komentuje zapisy diariuszu sejmu lubelskiego z 1569 r.: „Uczestnicy sejmu byli zaskoczeni zarówno żądaniami Wołynian – anonimowy kronikarz sejmu wspomni jedynie, że były liczne – jak i uporem, z jakim książęta obstawiali przy swoim. Król wraz z senatem i posłami, zdziwieni pojawieniem się nowego <<narodu>>, który tak niespodziewanie proklamował swoje istnienie”.
Historyczka zauważa, że szlachta wołyńska osiągnęła w procesie dołączania do Korony sukces dzięki temu, że został jej nadany przywilej regulujący warunki swego przyłączenia. W tym przywileju zostały zatwierdzone prawa takie jak: „nienaruszalność granic, gwarancja dla <<swojego>> prawa, urzędowy status języka ruskiego, równouprawnienie prawosławnych i katolików oraz różne inne postanowienia; w przyszłości, by zachować w nowo powstałej Rzeczypospolitej podmiotowy charakter, będzie się można do nich odwoływać”.
Jednocześnie, co należy podkreślić dobitnie, autorka Ukraińskich światów Rzeczypospolitej nie idealizuje I RP. Nie neguje brutalności świata XVI i XVII w. W jej opowieści dostrzec można blaski i cienie dawnego państwa polsko-litewskiego oraz przednowoczesnego świata, który współczesnym jawi się jako obcy oraz brutalny.
Starczenko nie zamyka oczu na to, że w późniejszych latach sytuacja prawosławnych w Rzeczpospolitej ulegała zmianie na gorsze, ani na fakt istnienia magnaterii w województwach ruskich, napływu etnicznie polskiej szlachty na te ziemie, upowszechniania się języka polskiego oraz częściowej polonizacji lokalnej szlachty.
Jednakże dodaje, że napływowa szlachta sama musiała się po części rutenizować, uczyć się miejscowego prawa oraz języka. Historyczka podkreśla, że w województwach ruskich, język ruski miał status języka oficjalnego, czego wytrwale broniono oraz dodaje: „z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że szlachta ziem ukraińskich była dwujęzyczna, a ci jej przedstawiciele, którzy kształcili się w kolegiach i na uniwersytetach, znali po kilka języków.
Na co dzień język był oczywiście sprawą prywatną i w dobie wczesnonowożytnej mieszkaniec Rzeczypospolitej wybierał go w zależności od miejsca i sytuacji. Niezmienna była natomiast świadomość konieczności zachowania każdego ze swych przywilejów, uważano bowiem, że nawet niewielkie ustępstwo może doprowadzić do podważania wszystkich praw i wolności wywalczonych przez przodków”.
W swoim dziele analizuje tożsamość ówczesnego „narodu ruskiego”. Robi to na bazie wypowiedzi jego przedstawicieli, takich jak wspomniany prawosławny senator, Adam Kisiel, który na sejmie 1641 walczył o prawa ruskich województw. Szlachcic szczególnie bronił trzech fundamentów: wolności sumienia – zrównania wyznania greckiego z rzymskim; nienaruszonego statusu „starodawnych” tytułów i godności szlachty oraz książąt; a także gwarancji zachowania majątków, które to jednak były naruszane. Podstawą jego argumentów było przekonanie o istnieniu podmiotowego charakteru „narodu ruskiego”, zaś naruszenie jego praw było niszczeniem zasad państwa, jego degeneracją.
Starczenko powiada, że najistotniejszą cechą „narodu ruskiego”, która go jednoczyła była „osiadłość”, a więc posiadanie dóbr ziemskich, co było „(…) decydujące dla legalnego wrośnięcia przybysza w społeczność <<prawdziwej>> ruskiej szlachty”. Świadomość pochodzenia i zamieszkania tej samej przestrzeni geograficznej, było istotniejsze od zjawisk takich jak język czy religia. Ta świadomość miała być współdzielona przez szlachtę województw, które otrzymały przywileje lubelskie, przez co stały się w jej wyobrażeniach, „prawdziwą Rusią” z odrębnym prawem i terytorium.
Ukraińskie światy Rzeczypospolitej są książką obszerną, nie da się jej całej streścić i skomentować w krótkim tekście. To, co jednak, mogę stwierdzić, to fakt, że swoją pracą historyczka znacząco poszerza zasób nowożytnych protoplastów ukraińskiego narodu. Nie ogranicza się jedynie do kozaków, jak zwykła czynić to tradycja ukraińska. Potrafi spojrzeć krytycznie na kozactwo, w których dostrzega formę, która wyrosła z „ruskiego narodu” Rzeczpospolitej, a poprzez swoje powstania i walki na swój sposób przepołowiła go na dwie części, by następnie wojowała przede wszystkim z własnymi pobratymcami.
W tym wszystkim w ogóle nie chodzi o Polskę i Polaków
Serce Polaka może zabić mocniej, gdy czyta pochlebne słowa o dawnej Rzeczpospolitej Obojga Narodów i dostrzega, że Ukraińcy również się w niej odnajdują. Na usta mogą cisnąć się słowa pochwały i zachwytu. Rozentuzjazmowana dusza zwolennika być może chciałby krzyknąć: „Tak, Ukraińcy są nasi! Mamy intelektualną podstawę oraz historyczną legitymację do budowy wspólnoty i bliskiej współpracy!”.
Ci którzy tak myślą, gorzko się rozczarują. Nic z tych rzeczy. Dzisiejsza Polska nie jest dla ukraińskich historyków, opisujących i analizują świat Rzeczpospolitej, ani najważniejszą stroną, ani punktem odniesienia. Środek ciężkości tej dyskusji skupiony jest wokół samej Ukrainy, jej tożsamości i kultury.
Entuzjazm jest więc bardzo częściowo uzasadniony, właściwie tyczy się małego grona inteligentów. Tym, o co się intelektualiści właściwie spierają są: historiografia, klasowy kształt własnego narodu, duchowa geografia Europy z podziałem na Zachód oraz Wschód, identyfikacja z konkretną formą europejskości czy odcięcie się od Rosji. Historycy i intelektualiści z sympatią spoglądający na I RP spierają się z własną tradycją, powstałą w XIX w. i rozwijaną później na początku XX w.
Partnerem dialogu, nie raz ostro krytykowanym, jest przede wszystkim historyk, polityk socjalistyczny Mychajło Hruszewski, autor monumentalnej Historii Ukrainy-Rusi. Zaprezentował on w niej Ukraińców jako naród ludowy, buntujący się przeciwko szlachcie. Powiązał on w ten sposób perspektywę klasową oraz narodową. Przez to nie mogły się w niej znaleźć pozytywne i afirmatywne nawiązania do dawnej RP.
Starczenko patrzy na to zupełnie inaczej, diagnozuje problem „plebeizacji” ukraińskiej historii, która jej zdaniem korzeniami sięga romantyzmu ukraińskiego. Dodaje: „Praca Hruszewskiego to intelektualny projekt legitymizacji Ukraińców jako wspólnoty, która pojawiła się w najdawniejszej przeszłości, istniała nieprzerwanie, także w ramach obcych państw, jednak dążyła do niepodległości (…) Skupił więc uwagę przede wszystkim na powstaniach kozackich przeciwko polskiej niewoli, które pozwoliły Ukrainie <<przebudzić się>> i <<wyrwać spod cudzego prawa>>”.
Wtóruje jej Wasyl Rasewycz, który w swoim eseju podkreśla, że centralnym bohaterem opowieści Hruszewskiego mógł być tylko bojowy lud walczący o zniesienie ucisku, a nie szlachta, gdyż ich adresatem mieli być chłopi, którzy doświadczali realnego wyzysku na przełomie XIX i XX w. również ze strony polskiego ziemiaństwa. Historyk nie zgadza się jednak na zupełne rugowanie warstw szlacheckich, również tych żyjących w I RP, z opowieści o przeszłości własnej nacji. Dla niego Ukraińcy są wspólnotą wielu klas społecznych.
Perspektywa Hruszewskiego stała się podstawą dominującej wersji ukraińskości. Problemem, co diagnozują zarówno Starczenko jak i Rasewycz, jest jej zbieżność z poglądami rosyjskich oraz radzieckich imperialistów. Koncepcja autora Historii Ukrainy-Rusi stała się użyteczna w konstruowaniu wspólnej, radziecko-rosyjsko-ukraińskiej wizji przeszłości, w której ukraińscy chłopi walczyli o wolność z wyzyskującą, etnicznie polską warstwą szlachecką.
Rasewycz dodaje: „Dlatego, pomimo koncepcji <<bezklasowości>> narodu ukraińskiego i teorii <<jednolitego nurtu>>, sowiecka historiografia i propaganda tak łatwo wdrożyły narrację Hruszewskiego, nieznacznie korygując ją poprawkami dotyczącymi walki klasowej. Stąd zgoda na nazywanie powstań kozackich walką narodowowyzwoleńczą narodu ukraińskiego. Stąd <<na zawsze razem>> w postaci Rady Perejasławskiej. To <<na zawsze razem>> należy interpretować jako zawsze razem z Rosjanami przeciwko Polsce i znienawidzonemu Zachodowi z ich demokracją, nienaruszalnością własności prywatnej, prymatem prawa i poszanowaniem praw człowieka i obywatela”.
Koncepcje Hruszewskiego w oczach Rasewycza naturalnie ciągną Ukrainę ku Rosji/ZSRR, dlatego badacz postuluje dyskusję i odejście od nich, gdyż przy okazji „(…) koncepcja ta wyklucza Ukrainę z kontekstu europejskiego i skazuje ją na życie na zasadach autorytaryzmu i despotyzmu. Dlatego też Ukraińcy powinni natychmiast rozpocząć rekontekstualizację swojej historii. Jest to niezwykle trudne w kontekście krwawej wojny o własne istnienie”.
Dla antyrosyjskiego i antykomunistycznego Ukraińca prozachodnia orientacja oraz „zapisywanie” własnej ojczyzny do świata Zachodu jest czymś jasnym i bezdyskusyjnym. Łysiak-Rudnycki tak pisze w eseju Ukraina między Wschodem i Zachodem: „Ukraina nigdy nie przeżyła przymusowej i nagłej westernizacji, analogicznej do rządów Piotra I w Imperium Rosyjskim, Nie ma w tym nic dziwnego. Kraj, który od początku był wyłącznie europejski – i w tym znaczeniu, zachodni – nie potrzebował asymilacji z Europą na drodze nagłego, rewolucyjnego przewrotu”.
Zakorzenienie w świecie dawnej Rzeczpospolitej umieszcza Ukrainę w świecie zachodnim. Hrycak w Ukrainie. Wyrwać się z przeszłości nie przypadkowo pisze następujące słowa: „Ukraińscy liberalni historycy sformułowali tę rozbieżność następująco: największa narodowa różnica między Rosją i Ukrainą dotyczy nie religii czy nawet języka, lecz tradycji politycznych. Ponieważ historia ziem ukraińskich za polskim pośrednictwem była silnie powiązana z procesami, które zachodziły w zachodniochrześcijańskiej Europie, wytworzyły się tu inne polityczne tradycje organizacji elit rządzących, zrodził się inny typ stosunków między państwem a społeczeństwem”.
Spojrzenie takie jak Starczenko, Rasewycza i pisarza Wynnyczuka, autora, który widzi w szlachcie ruskiej przodków swojej nacji, identyfikuje się z Wiśniowieckimi, a w walce szlachty z kozakami dostrzega starcie dwóch grup ukraińskich, nie jest zupełnie nowe. Ono również ma swoje intelektualne korzenie w przełomie XIX i XX, gdy tworzył intelektualny i polityczny rywal Hruszewskiego, historyk i polityk konserwatywny, Wiaczesław Łypynśkyj (Wacław Lipiński), potomek polskiej szlachty, identyfikujący się wbrew własnej rodzinie jako Ukrainiec.
Jego wizję narodu ukraińskiego wspominał w swoim tekście Wynnyczuk, przeciwstawiając ją wizji „narodnickiej”, „chłopskiej”, „socjalistycznej” Hruszewskiego. Ideą Lipińskiego był terytorializm, a więc nieco upraszczając, rozumienie narodu ukraińskiego ponadklasowo, ponadreligijnie, przede wszystkim jako mieszkańców konkretnego terytorium ukraińskiego, a nie jako wspólnoty klasowej, chłopskiej, prawosławnej czy grekokatolickiej. W tej wizji było również miejsce na afirmację dawnej szlachty i jej potomków czy wyznawców rzymskiego katolicyzmu.
Należy podkreślić, że dzieła konserwatysty nie są pozbawione krytyki polskości oraz działań państwa i polskiej szlachty. Lipiński również głosił tezy o kolonizacji Ukrainy przez polskich szlachciców, która narzuciła polską formę miejscowej ludności województw ruskich. Mimo to, jego tezy są odmienne od Hruszewskiego, Wynnyczuk wprost się na niego powołuje a Starczenko czy Rasewycz przedstawiają nientencjonalnie poglądy częściowo z nim zbieżne.
***
Bohaterów książki Ukraińskie światy Rzeczpospolitej, jak i całej szlachty ruskiej, nie da się jednoznacznie sklasyfikować narodowościowo, podobnie jak i innych mieszkańców I RP. Ich tożsamość przystaje dziś do wielu, różnych opowieści narodowych oraz mogą oni być rozumiani i afirmowani przez wiele narodów jako ich przodkowie. Refleksja autorów takich jak Nataliia Starczenko pozwala zrozumieć złożoność świata przednowoczesnego, rzeczywistości, do której wykształcone w XIX w. i funkcjonujące po dziś dzień pojęcia mogą nie przystawać.
Historycy ukraińscy, pokazują, że ich własna nacja również odnajduje się w przestrzeni Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Społecznie i kulturowo z pewnością wzmacnia to zwrot Ukrainy ku Zachodowi, oraz daje temu zwrotowi solidne podstawy i historyczną legitymację.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.