Daniel Wojda i Pogłębiarka. Czy Kościół terapeutyczny odmieni polski katolicyzm?

Polski Kościół coraz częściej przybiera formę duchowości skoncentrowanej na indywidualnym doświadczeniu i emocjonalnym wsparciu. Czy nurt, który kładzie nacisk na kontemplację i dobrostan, to szansa na pogłębienie wiary, czy ryzyko jej psychologizacji kosztem tradycyjnych praktyk?
Tekst został pierwotnie opublikowany w obszerniejszej wersji na łamach magazynu weekendowego Rzeczpospolitej „Plus Minus”. Dziękujemy redakcji za możliwość przedruku!
Katolicyzm wrażliwy
Tego rodzaju duchowość skierowana jest przede wszystkim do współczesnych trzydziestolatków – ludzi często poranionych psychicznie, pracujących w alienujących korporacjach. Ludzi, którzy – choć ich znajomi ulegli modzie na apostazję – wciąż pozostali w Kościele. Dla części z nich tradycyjny katolicyzm to neuroza, a odkrycie Kościoła czułego i wrażliwego – uwolnienie.
Kościół terapeutyczny, nazwijmy roboczo w ten sposób to zjawisko, w polskim katolicyzmie tworzą dziś m.in. Adam Szustak, Tomasz Samołyk i Daniel Wojda. Każdy z nich czyni wiele dobra – wystarczy przejrzeć komentarze na ich kanałach.
Budują wielotysięczne wspólnoty ludzi łaknących duchowego i psychologicznego wsparcia, które tam otrzymują. Jak stwierdził Bartosz Brzyski w podcaście „Kultura Poświęcona”, dla dzisiejszych 30- i 40-latków treści te odgrywają podobną rolę, jaką dla ich rodziców i dziadków pełni Radio Maryja.
Nie jest moim celem tropienie nowych podziałów czy wytykanie błędów. Chcę przyjrzeć się melodii, która coraz mocniej wybrzmiewa w polskim katolicyzmie. Niewątpliwie bowiem rodzi się coś nowego.
Tło zmiany
Wszyscy wspomniani twórcy prowadzą swoje kanały od lat. Najmłodszy z nich, Pogłębiarka (144 tys. subskrybentów) pod przewodnictwem Daniela Wojdy, powstał w 2015 roku. Langusta na palmie (933 tys. subskrybentów) o. Adama Szustaka działa od 2012 roku, a najdłuższą obecnością na YouTube może pochwalić się Tomasz Samołyk (124 tys. subskrybentów), który publikuje od 2009 roku – choć najstarsze dostępne teraz na jego kanale treści religijne pochodzą sprzed ośmiu lat.
W moich własnych, dziś już trudnych do precyzyjnego udokumentowania wspomnieniach, treści publikowane na tych kanałach łączą się z trzema fundamentalnymi wydarzeniami, które przeorały tożsamość wielu polskich katolików.
Pierwszy wstrząs przyniósł rok 2019 i premiera filmu braci Sekielskich Tylko nie mów nikomu, który wywołał burzę wokół pedofilii w Kościele. Produkcja ta, a także cała seria następnych tego typu materiałów, sprawiła, że wiedza o skali tego problemu stała się powszechna, a w społeczeństwie uruchomiła falę krytyki wobec Kościoła hierarchicznego.
W jej następstwie rozwinęła się moda na apostazję i antyklerykalizm, który – w swoim gniewie i zapalczywości – przypominał oświeceniowe wzmożenie antyreligijne. Wśród 30- i 40-latków, czyli pokolenia, do którego przemawiają wspomniani przeze mnie twórcy, antyklerykalizm stał się wówczas domyślną postawą.
Drugi przełom nastąpił w 2020 roku – najpierw wraz z pandemią, a następnie po ogłoszeniu wyroku Trybunału Konstytucyjnego zaostrzającego prawo aborcyjne w Polsce. Choć samo orzeczenie TK było wydarzeniem prawnym, to w rzeczywistości największy wstrząs przyniosły masowe protesty, które wyprowadziły na ulice tysiące szczególnie młodych ludzi. Polacy podzielili się wówczas na tych, którzy krytykowali tzw. katolicki zamordyzm, i tych, którzy Kościoła bronili.
Na te wstrząsy nałożyła się pandemia, która wprowadziła społeczeństwo w stan wielomiesięcznej izolacji i niepewności. To właśnie wtedy zaczęto głośno mówić o narastającym kryzysie psychicznym, zwłaszcza wśród młodych ludzi.
W 2020 roku opublikowano badania Przemysława Sadury i Sławomira Sierakowskiego, z których wynikało, że 88% badanych zgadza się ze stwierdzeniem, iż państwo powinno zagwarantować każdemu obywatelowi dostęp do psychoterapii.
Trzy wielkie wstrząsy ostatnich sześciu lat silnie korelują z narodzinami Kościoła terapeutycznego. Nie twierdzę, że była to świadoma, strategiczna decyzja Samołyka, Szustaka czy Wojdy na zmieniający się świat – raczej naturalna ewolucja ich przekazu. Każdy jest człowiekiem swoich czasów – a popularni twórcy katoliccy, kierujący swoje treści przede wszystkim do 30- i 40-latków, po prostu oddają w swoich materiałach nastroje epoki.
Pogłębiarka – studium przypadku
Pogłębiarka, założona przez Daniela Wojdę, powstała jako kanał na YouTube publikujący medytacje Pisma Świętego online. Z czasem rozrosła się w dynamiczną społeczność zaangażowanych katolików, tworząc aplikację, z której codziennie korzysta 5 tysięcy osób, a także kursy modlitewne, warsztaty i webinary (m.in. Droga Abrahama, Festiwal Głębi, Męska Strefa, Przestrzeń Kobiet).
W 12 miastach działają lokalne grupy medytacyjne, a w ramach Pogłębiarki utworzono już ponad 100 tzw. Grup Dzielenia, w których uczestnicy spotykają się, by rozmawiać o swoich doświadczeniach duchowych. Na stronie Pogłębiarki można przeczytać, że to społeczność ponad miliona medytujących – nawet jeśli to zabieg marketingowy, skala przedsięwzięcia pozostaje imponująca.
Sam Daniel Wojda to były jezuita, który po 12 latach w zakonie został uznany przez prowincjała za nieprzydatnego dla Towarzystwa Jezusowego. Trzy lata temu nagrał poruszający film, w którym opowiedział o swoim odejściu – nie w atmosferze skandalu i z pozycji ofiary Kościoła, lecz z jasnym przekazem, że choć nie jest już jezuitą, to nie odchodzi z katolicyzmu.
To postawa, która mocno kontrastuje z medialnymi narracjami byłych księży, którzy albo stają się dyżurnymi krytykami instytucji Kościoła na liberalnych salonach, albo znikają w cieniu obyczajowych skandali. Tutaj ani z jednym, a ani z drugim nie mieliśmy do czynienia, co stanowi pewne świadectwo religijnej dojrzałości.
Pogłębiarka, mocno osadzona w duchowości ignacjańskiej, jednocześnie przesiąknięta jest coachingowo-psychologiczną narracją, skoncentrowaną na dobrostanie psychicznym. Obie perspektywy nieustannie się tu przeplatają.
W ostatnio opublikowanej zapowiedzi kursu wielkopostnego Wojda mówi: „Wiele osób ma doświadczenie różnych rozpadów. Albo swojej tożsamości, albo kontaktu z Bogiem, albo przynależności do jakichś miejsc. Rozpadu wyobrażenia Boga i Kościoła, to już coraz częściej. Niektórzy mają też ogólne wrażenie, że coś się w świecie rozpada”. Tego rodzaju „rozpady” mogą, według niego, stać się początkiem budowania czegoś nowego – bardziej satysfakcjonującego.
Oczywiście trudno oddzielić sferę duchową od psychologicznej – szczególnie w tradycji kontemplacyjnej, która zakłada spotkanie ze swoim wnętrzem, zrozumienie emocji, opanowanie myśli. Katolicy wierzą, że człowiek jest istotą cielesno-psychiczno-duchową, a całkowita separacja tych sfer zaciemnia obraz osoby. Niemniej wyraźna przewaga języka terapeutycznego nad religijnym jest tu charakterystyczną tendencją.
Równie istotna jest forma, w jakiej Pogłębiarka przekazuje swoje treści. Mamy aplikację i prężnie działający kanał YouTube, na którym codziennie publikowane są krótkie filmy uczące duchowości ignacjańskiej. Wojda czyta Ewangelię, a potem – jednostajnym tonem, przypominającym praktyki mindfulness – mówi dla przykładu:
„Żeby wejść głębiej w modlitwę, skupimy się na naszym ciele. Spróbuj odczuć punkt styku lewej stopy z podłogą… i teraz to samo z prawą nogą”. Ten swoisty katolicki self-care doskonale wpisuje się w popularne trendy coachingowe i mindfulnessowe.
Nie wątpię, że dla osób znających duchowość ignacjańską Pogłębiarka może być cennym narzędziem. Zastanawiam się jednak, ile spośród tych „miliona medytujących osób” traktuje te filmiki jako dojrzałe duchowe ćwiczenia, a ile jako szybkie i skuteczne narzędzie do opanowania psychicznego dyskomfortu.
Jak w realności socjologicznej układają się te proporcje? Czy troska o dobrostan psychiczny jest tu sednem, a duchowość jedynie ornamentem?