Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna. Możesz nas wesprzeć przekazując 1,5% podatku na numer KRS: 0000128315.

Informujemy, że korzystamy z cookies. Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony.

Wyrok na Marine Le Pen. Skazani powinni móc startować w wyborach!

Wyrok na Marine Le Pen. Skazani powinni móc startować w wyborach! źródło: wikimedia commons; CC BY 4.0

Decyzja o odebraniu Marine Le Pen prawa do kandydowania w wyborach prezydenckich jeszcze głębiej podważy zaufanie obywateli do procesów demokratycznych. Cały ten system opiera się bowiem na zaufaniu, które wskutek decyzji arbitralnych, surowych i pozostających w kontrze do społecznych nastrojów może się łatwo załamać. Liberałowie, którzy w teorii stoją na straży wolności, za grosz tego nie rozumieją.

Marine Le Pen została nieprawomocnie skazana na cztery lata pozbawienia wolności, w tym dwa lata w zawieszeniu i dwa pod nadzorem elektronicznym, czyli z bransoletką elektroniczną na nodze. Szczegóły dotyczące odbywania kary zostaną ustalone, jeśli liderka Zjednoczenia Narodowego będzie prawomocnie uznana za winną.

Najpopularniejsza obecnie polityczka we Francji nie odsłuchała całości wyroku. Po orzeczeniu zakazu startu ostentacyjnie wyszła z sali sądowej.

Kontrowersje budzi przede wszystkim wchodzący w życie natychmiast zakaz pełnienia funkcji publicznych przez 5 lat, który uniemożliwia skazanej start w wyborach prezydenckich we Francji w 2027 roku.

Okoliczności sprawy oraz wydania wyroku wyraźnie wskazują, że jest to sprawa natury politycznej. To, co ma miejsce we Francji, to sądowy zamach na demokrację, eliminujący z wyborów prezydenckich ich faworytkę.

Trudno nie łączyć tego z coraz silniejszym trendem odbierania obywatelom przez sędziów prawa do wybrania niektórych kandydatów, jak choćby w Rumunii czy Brazylii. Wtrącanie się wymiaru sprawiedliwości w decyzje wyborców i wykluczanie popularnych polityków to niebezpieczny proces.

Nie tylko bowiem niszczy demokrację, ale również podważa zaufanie obywateli do państwa i prawa. W konsekwencji sprzyja to radykalizacji i mocniejszemu kontestowaniu systemu przez partie dotknięte takim wykluczeniem.

Za co Le Pen została skazana?

Le Pen, wraz z kilkoma członkami swojej partii, została skazana za defraudację środków europejskich. Jak wskazał sąd, w przypadku liderki prawicy nie mieliśmy do czynienia z osobistą korzyścią natury finansowej.

Zarzuca się jej fikcyjne zatrudnianie asystentów w Parlamencie Europejskim. Le Pen i jej współpracownicy ze Zjednoczenia Narodowego (dawniej Frontu Narodowego) mieli zatrudniać na posadach asystentów osoby, które w rzeczywistości wykonywały pracę dla partii. Do najgłośniejszych przypadków należą ochroniarz Le Pen oraz szefowa jej gabinetu.

Przewodnicząca Zjednoczenia Narodowego broniła się, argumentując, że trudno jest rozdzielić pracę dla europosła od pracy dla samej formacji. Oczywiście w procesie wskazano dowody, chociażby w postaci wiadomości email skarbnika partii, który wprost napisał o tym, że „partia musi odciążyć budżet poprzez Parlament Europejski”. Oburzenie budzi jednak wymiar kary i okoliczności towarzyszące sprawie.

Zarzuty, jakie stawia się Le Pen, są w gruncie rzeczy niepoważne. Fikcyjne zatrudnianie asystentów w Parlamencie Europejskim to we Francji (i nie tylko) powszechna praktyka, w przypadku liderki Zjednoczenia Narodowego nie ma też mowy o zatrudnianiu osób, które w ogóle żadnej pracy nie podejmowały.

Takie praktyki we Francji nie są zresztą nowością. Najgłośniejszym przykładem jest sprawa byłego premiera François Fillona, który po ujawnieniu informacji o tym, że fikcyjnie zatrudniał własną żonę, stracił pozycję lidera sondaży w wyborach prezydenckich w 2017 roku. Ostatecznie zajął trzecie miejsce i nie wszedł do drugiej tury.

Zwolennicy Le Pen przywołują w tym kontekście również sprawę europarlamentarzystów Ruchu Demokratycznego, którzy oskarżeni byli o dokładnie to samo przestępstwo, jednak nie zostali pozbawieni możliwości startu w wyborach.

W tej sprawie zarzuty ciążyły również na obecnym premierze Francji François Bayrou, przewodniczącym Ruchu Demokratycznego. Ostatecznie polityk został uniewinniony przez sąd, który stwierdził, że choć udział Bayrou w procederze jest bardzo prawdopodobny, to nie został udowodniony ponad wszelką wątpliwość.

Sam premier jeszcze w styczniu określał zarzuty zarówno wobec jego partii, jak i ugrupowania Le Pen jako niesprawiedliwe. Po wyroku w nieco bardziej zachowawczych słowach mówił o tym, że decyzja może się okazać szokująca dla opinii publicznej.

Surowość wyroku dla Le Pen również nie jest najważniejsza. Pamiętajmy, że mówimy o wyroku nieprawomocnym. W świetle prawa Le Pen pozostaje niewinna, ale decyzją sądu została pozbawiona możliwości startu w wyborach.

Mimo iż przysługuje jej prawo do apelacji, to istnieje spore ryzyko, że sprawa nie zostanie rozpatrzona wystarczająco szybko. Może zatem dojść do sytuacji, w której Le Pen zostanie uniewinniona, ale będzie to już po kampanii wyborczej w 2027 roku. To tak jakby twierdzić, że skazany ma prawo do drugiej instancji sądowej, ale jej rozstrzygnięcie zapadnie już po odbyciu kary.

Dlaczego można wykluczyć z wyborów bez prawomocnego wyroku?

Wydając wyrok, sąd nie musiał stosować natychmiastowego zastosowania kary wykluczenia z wyborów. Jeszcze tydzień temu nie byłoby w ogóle możliwe nałożenie skutecznie takiej kary w I instancji.

Do zmiany doszło w wyniku decyzji Rady Konstytucyjnej. Jest to organ o porównywalnej roli, jaką w Polsce posiada Trybunał Konstytucyjny.

28 marca Rada Konstytucyjna podjęła decyzję, że możliwe jest wykluczenie z wyborów bez prawomocnego wyroku. Jednocześnie Le Pen pozostaje posłanką i nie utraci tego mandatu.

Nie mogłaby jedynie kandydować ponownie, gdyby kadencja parlamentu została teraz skrócona. Powodem jest… stanowisko Rady Konstytucyjnej, która konsekwentnie od lat odmawia wygaszania mandatu parlamentarnego w wyniku pozbawienia prawa wybieralności, jeśli wyrok jest nieprawomocny.

Rada Konstytucyjna jest ciałem mocno upolitycznionym. Jej członkowie wskazywani są w 1/3 przez prezydenta, w 1/3 przez przewodniczącego Zgromadzenia Narodowego i w 1/3 przez przewodniczącego Senatu. Od 8 marca członkiem Rady i jej przewodniczącym jest Richard Ferrand, wskazany przez prezydenta Emmanuela Macrona.

Ferrand jest wieloletnim członkiem i byłym sekretarzem generalnym partii Macrona, współpracuje z nim od początku jego ruchu. W przeszłości był także ministrem oraz przewodniczącym Zgromadzenia Narodowego. Wcześniej przez wiele lat należał do Partii Socjalistycznej.

Jego nominacja budziła wiele kontrowersji i została zaakceptowana przez Zgromadzenie Narodowe niewielką przewagą głosów. W przeszłości Ferrand był również oskarżony o nielegalne pobieranie korzyści majątkowych, z czego został uniewinniony ze względu na przedawnienie zarzutów.

Skutki polityczne? Niedemokratyczny liberalizm

Oprócz skutków krótkoterminowych, wykluczenie Le Pen podważa wiarygodność państwa oraz procesu demokratycznego. Po raz kolejny widzimy, jak popularny polityk zostaje niedemokratycznie wyeliminowany z wyborów i to w sytuacji, gdy zarzuty wobec niego są powszechnie znane, a okoliczności decyzji wskazują na motywację polityczną.

Za patologię należy uznać sytuację, w której to sądy decydują, na kogo obywatele mają prawo głosować. Proceder odbywa się w dodatku na podstawie nieproporcjonalnie surowego, nieprawomocnie wydanego orzeczenia, z faktycznym ograniczeniem możliwości odwołania się od wyroku.

Możliwe jest to dzięki decyzji organu sądownictwa konstytucyjnego, do którego prezydent z konkurencyjnego obozu wysłał swojego zaufanego współpracownika. Już przed sprawą Le Pen ponad 60% Francuzów nie wierzyło w to, że ich system sprawiedliwości jest niezależny od polityków.

Taka sytuacja w szczególności powinna oburzać liberałów, którzy deklarują, że stoją na straży wolności i demokracji. To jednak właśnie ten obóz swoimi działaniami przyczynia się do podważania tych wartości. Jesteśmy świadkami działań mających „chronić demokrację” przed wygraną tych, którzy liberałowie, często wbrew woli wyborców, uznali za „niegodnych” sprawowania władzy.

Politycy głównego nurtu tworzą tym samym system niedemokratycznego liberalizmu. Zachowuje się w nim wprawdzie swobody obywatelskie, ale podważa suwerenność narodu i prawo do wybierania rządzących nim elit.

Niech skazani kandydują

W obliczu rosnącej nieufności obywateli wobec rządów, w obawie o polityczne wykorzystywanie sądownictwa, powinniśmy zrezygnować z wykluczania kandydatów z wyborów przez sądy. Czy oznaczałoby to, że należy dopuścić do startu w wyborach osoby skazane?

Tak. Jest to bowiem system bezpieczniejszy od nieuzasadnionego eliminowania niektórych polityków z walki o władzę, wbrew woli wyborców, za to w zgodzie z przekonaniem pewnej grupy obywateli, że takie wykluczenie to coś normalnego.

Cały aparat demokratyczny opiera się wszak na zaufaniu. Ludzie, którzy nie będą wierzyli w demokrację, stracą powody, by jej bronić.

Nie oznacza to w żadnej mierze bezkarności dla polityków. Pozostawiam tu na boku kwestie szczegółów legislacyjnych – kluczowa pozostałaby wola obywateli, którzy mogliby sami ocenić, czy ciążący na danym kandydacie wyrok jest na tyle poważny, że nie powinni na niego oddać swoich głosów.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.