Dziś dominuje model ojcostwa obecnego? Mężczyźni wciąż wolą pracę od rodziny
Tradycyjne ojcostwo odchodzi do lamusa. Nie wystarczy, żeby mężczyzna był dziś tylko żywicielem rodziny, zresztą często nie jest to możliwe. Nadeszła epoka ojcostwa zaangażowanego, zaś od mężczyzn wymaga się nabywania nieznanych im wcześniej kompetencji emocjonalnych. Jak polscy ojcowie radzą sobie z przyswajaniem nowego modelu? O tym Bartosz Brzyski rozmawia z dr hab. Katarzyną Suwadą, profesor z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.
W debacie publicznej często spotykamy się z pojęciem „wojny płci”. Czy w przypadku wizji ojcostwa poglądy kobiet i mężczyzn w istotny sposób się różnią?
Przede wszystkim modele ojcostwa zmieniają się nieustannie, dlatego nie jesteśmy w stanie wyróżnić jednego, trwałego i niezmiennego. To efekt zmiany różnych elementów rzeczywistości społecznej, a co za tym idzie, całego społeczeństwa.
Modele ojcostwa i męskości ulegają przemianom wraz ze znaczącymi zmianami ról płciowych oraz sposobów postrzegania siebie w społeczeństwie przez kobiety i mężczyzn. Nie jesteśmy w stanie tego od siebie oddzielić. Zastanawiam się, co dokładnie ma pan na myśli, mówiąc o wizji ojcostwa.
Mam na myśli konflikt pomiędzy modelem partnerskim i patriarchalnym. Na mapie kultur oznacza to umowne zestawienie Północy z Południem.
Istnieje model ojcostwa zaangażowanego, nowego. Chociaż określenie „nowe” jest mylące, bo mówi się o nim od lat 70. ubiegłego wieku. Po drugiej stronie znajduje się model ojcostwa tradycyjnego, który opiera się na byciu głową i głównym żywicielem rodziny.
Faktycznie możemy patrzeć na ojcostwo jak na kontinuum, gdzie na przeciwległych końcach istnieją te dwa modele, i sprawdzać, gdzie dane społeczeństwo lokuje się w tym kontinuum. W kontekście zmieniających się ról płciowych można stwierdzić, że model zaangażowanego ojcostwa staje się pewnym ideałem zarówno dla mężczyzn, jak i kobiet.
Jest to więc zmiana ewolucyjna, a nie żadna rewolucja?
W XX w. mieliśmy do czynienia z dużą zmianą, jaką była emancypacja kobiet. Kobiety weszły na rynek pracy i w związku z tym model rodziny tradycyjnej, w której to mężczyzna był odpowiedzialny za utrzymanie rodziny, a kobieta za sferę zarządzania domem i opieki nad rodziną, zaczął się załamywać.
Po II wojnie światowej stało się jasne, że kobiety są obciążone podwójnie – poprzez uczestnictwo w rynku pracy i równoczesne pełnienie obowiązków domowych i opiekuńczych. W związku z tym właśnie w latach 70. przyszła refleksja, że trzeba to obciążenie zbilansować. By to osiągnąć, role męskie muszą się zmienić, konieczna jest większa aktywność mężczyzn w sferze domowej.
Zmieniające się modele ojcostwa wynikają także z faktu, że współcześni mężczyźni również chcą mieć dobry kontakt ze swoimi dziećmi. W latach 80. i na początku lat 90. przede wszystkim w Stanach Zjednoczonych, ale szerzej w świecie globalnej Północy, zaczęła się refleksja nad tym, gdzie w relacji do roli ojcostwa znajdują się mężczyźni, którzy poświęcili się z większymi lub mniejszymi sukcesami rynkowi pracy i często zaniedbali zaangażowanie w życie rodzinne.
Refleksja nad rolą ojca i relacjami, jakie mężczyźni budują z innymi członkami rodziny, była też związana z rosnącą liczbą rozwodów. Pojawiło się pytanie o przyczyny tego zjawiska, jego potencjalne skutki, zwłaszcza dla dzieci, i co możemy z tym zrobić. Cała ta refleksja doprowadziła do punktu, w którym jako pożądany zaczęto postrzegać model ojcostwa, który angażowałby mężczyzn w życie rodzinne i w nim ich zakotwiczał.
Jak rozumiem, w przypadku ojcostwa nie możemy mówić o konflikcie płci, ponieważ większa chęć zaangażowania ojców w rodzinę odpowiada zarówno na potrzeby ich samych, jak i ich partnerek. Powstaje więc pytanie, dlaczego dziś parom nie udaje się tej wspólnej wizji realizować?
W ramach projektów badawczych przeprowadziłam bardzo dużo rozmów z ojcami. Pytałam o to, jak mężczyźni rozumieją rolę ojca. Wiele słyszałam o tym, w jaki sposób chcą być obecni w życiu swoich dzieci – być dla nich dostępni, zajmować się nimi i opiekować.
Rodzicielstwo, mimo że jest wymagające i obciążające, często staje się ważnym źródłem satysfakcji, jakiej doświadczamy w życiu. Na poziomie deklaracji mężczyźni dostrzegają, że to ważna, często najważniejsza rola w ich życiu.
Zawsze pojawia się pytanie, na ile deklaracje przekładają się na praktykę. Wydaje mi się, że mężczyznom bardzo trudno przyznać się do tego, że w rzeczywistości to praca zawodowa jest dla nich najważniejsza.
Dziś nie jest czymś społecznie aprobowanym, by głośno przyznawać się do tego, że praca zajmuje bardzo ważne miejsce w naszym życiu. To zmieniło się w porównaniu do narracji w latach 90. Mimo wszystko mężczyźni w Polsce nie są skorzy do korzystania z urlopów rodzicielskich.
W zeszłym roku doszło do dużej zmiany w tym zakresie. Został wprowadzony 9-tygodniowy urlop rodzicielski, który jest zarezerwowany tylko dla mężczyzn, co oznacza, że niewykorzystany przepada. Faktycznie widzimy znaczący wzrost liczby ojców, którzy skorzystali z urlopu rodzicielskiego na przestrzeni tego roku.
Warto wspomnieć, że mężczyźni mają możliwość korzystania z urlopów rodzicielskich już od 2013 r., czyli od ponad dekady. Niestety liczba mężczyzn, którzy z niego korzystali, wynosiła tylko 1%. Niekorzystanie przez mężczyzn z tych urlopów często prowadzi do retradycjonalizacji ról płciowych.
Wyjaśnijmy, że to zjawisko polega na przybieraniu przez pary tradycyjnych form rodzicielstwa i modelu związku po pojawieniu się dziecka. W debacie publicznej często mówi się o tym, że mężczyźni nie angażują się w dom. Czy nie jest jednak tak, że kobiety w jakiś sposób ich do tego nie dopuszczają? Uważają, że lepiej zajmą się dzieckiem i zarządzą domem, niż zrobiłby to mężczyzna?
Nie uważam, że kobiety przyjmują taką strategię świadomie. Tak samo mężczyźni często nie do końca świadomie wycofują się z domowego zaangażowania. Niejednokrotnie wynika to z podążania za wzorem wyniesionym z domu.
Matczyne stróżowanie, o którym pan wspomniał, czyli z ang. maternal gatekeeping, może wynikać z różnych czynników, chociażby z tego, że to kobiety idą na roczny urlop rodzicielski i zostają w domu, kiedy pojawia się dziecko, a to pociąga za sobą ogromną zmianę w życiu.
Jeżeli mężczyzna w tym czasie chodzi normalnie do pracy, nie ma go w domu osiem lub dziewięć godzin, wówczas w jego życiu zmienia się o wiele mniej niż w świecie kobiety. Dzięki tej praktyce i bycia z dzieckiem przez 24h na dobę nabiera ona więcej kompetencji i automatycznie uczy się zarządzać domową rzeczywistością.
Właśnie dlatego tak wiele mówi się o roli urlopów rodzicielskich dla ojców, żeby też przebywali z dzieckiem w domu, uczestniczyli we wszystkich praktykach i nabywali „tradycyjnie niekobiecych” codziennych kompetencji.
Matczyne stróżowanie wiąże się również z modelami, które mamy w głowie, i przekonaniem, że coś jest niejako z natury kobiecym obowiązkiem. Kobiety czują presję, że muszą pewne sprawy „ogarniać” i kontrolować, bo to one będą za to oceniane. Jeśli dziecko jest brudne, matka za to oberwie.
Istnieje jednak coraz więcej inicjatyw zachęcających do większego zaangażowania mężczyzn w opiekę i prace domowe, np. Fundacja Share the Care promuje urlopy rodzicielskie dla ojców, aktywnie współdziała z pracodawcami, a nawet z ZUS-em. Na profilach parentingowych i portalach społecznościowych (często prowadzonych przez ojców) pojawia się coraz silniejszy przekaz dotyczący dania mężczyznom poczucia sprawczości w życiu domowym.
Takie profile na Instagramie, jak fathering_daily bazują na wiedzy naukowej, dają ojcom wskazówki, jak być dobry rodzicem i jak radzić sobie z trudnymi sytuacjami w rodzicielstwie. Dr Kamil Janowski, który stoi za tą inicjatywą, wspiera ojców w ramach różnych warsztatów.
Oprócz tego istnieje dużo więcej bardziej humorystycznych profili, takich jak tata.na.macierzynskim, suchytata, a nawet bardzo popularny _whos_your_daddy_, które pokazują, jak ojcowie mogą angażować się w życie rodzinne. Powyższe profile promują równy podział obowiązków w domu, ale też mają na celu uświadomienie mężczyzn, że sami są kompetentnymi opiekunami.
Najprostszą wskazówką, jaką można znaleźć na tego typu profilach, jest zostanie samemu na dwa dni z dzieckiem bez mamy i pomocy babci. Warto, by mężczyzna uświadomił sobie i rodzinie, że też potrafi poradzić sobie z opieką nad dzieckiem. Kobieta tego robić nie musi, bo wszyscy wiedzą, że sobie poradzi. Mężczyzna musi udowodnić, że da radę.
Na początku naszej rozmowy powiedziała pani o zmieniającym się modelu męskości jako czymś nierozerwalnie połączonym z modelem ojcostwa. Czy na tym polu dochodzi do bardziej rewolucyjnej zmiany?
Obserwujemy dynamiczne zmiany w modelach męskości. W społeczeństwie kapitalistycznym mężczyzna definiuje się przede wszystkim przez pryzmat pracy zawodowej. To łączy się z modelem ojcostwa tradycyjnego, w którym ojciec jest żywicielem rodziny. Ujawnia się to najwyraźniej w badaniu starszych pokoleń mężczyzn.
W ich życiu pojawia się trudny moment graniczny, gdy nie wiedzą, jak właściwie dalej mają się definiować. Mowa o przejściu na emeryturę, które niejednokrotnie oznacza ogromny kryzys w życiu mężczyzn. Tak więc postrzeganie męskości i ojcostwa wynika w dużej mierze z tego, że zmieniamy swój sposób patrzenia na znaczenie pracy w życiu.
W związku z tym, jeśli mężczyźni nie muszą się definiować tylko poprzez pracę zawodową, ale np. rolę ojca, jest im o wiele łatwiej zachować poczucie bycia przydatnymi, bo mają kilka punktów zaczepienia. W momencie utraty pracy nie jest to aż tak kryzysowa sytuacja dla ich poczucia własnej wartości.
Mężczyźni poszerzają swoje spektrum patrzenia na rzeczywistość?
Mamy do czynienia z odkryciem, że mężczyzna też może sprawować opiekę nad dziećmi. W literaturze pojawiło się pojęcie modelu męskości opiekuńczej, który próbuje opisać zaangażowanie mężczyzn w opiekę, i to nie tylko tą nad dziećmi.
Model ten wskazuje, że mężczyźni, którzy angażują się w takie praktyki, zmieniają się. Stają się bardziej empatyczni, emocjonalni, poniekąd rekonstruują model męskości tradycyjnej, oparty na dominacji, twardości i racjonalności, odkrywają swój bardziej emocjonalny wymiar.
Ojcostwo jest świetnym tego przykładem – przewartościowywania różnych sfer swojego życia w związku z obawą, że pozostawanie przy tradycyjnych wariantach męskości może okazać się szkodliwe dla dzieci. W moich wywiadach pojawiały się chociażby kwestie zmian nawyków za kierownicą właśnie ze względu na obawę o dzieci!
Mężczyźni przestają pić alkohol, rzucają palenie, zaczynają się badać. Odchodzą od klasycznej wizji twardego mężczyzny, który niczego się nie boi i nic go nie obchodzi.
Wciąż jednak pojawiają się kwestie, które mężczyznom trudno zmienić, prawda?
Cały czas zaskakuje mnie to, że mężczyźni w wywiadach są w stanie powiedzieć, że zapowiedzieli swoim partnerkom, że nigdy nie przewiną dziecka, bo to jest obrzydliwe. To od razu ustawia ojca w sytuacji wycofania.
Dziwi mnie, że mężczyźni nie wstydzą się tego powiedzieć na głos. Być może, gdybym rozmawiała z przedstawicielami pokolenia lat 60., nie byłoby to tak szokujące, ale powyższy przykład dotyczy dzisiejszych 30-latków.
To, co zwróciło moją uwagę w pani badaniach, to fakt, że chociaż mężczyźni spędzają z dziećmi coraz więcej czasu, to poszczególni ojcowie różnie rozkładają akcenty swojej obecności. W uproszczony sposób powiedziałbym, że dla jednych to bardziej wizja ojca zabawowego, dla innych emocjonalnie zaangażowanego.
Faktycznie mężczyźni robią dziś więcej rzeczy, np. wychodzą z dziećmi na spacer, częściej się bawią. To pokazuje, że role płciowe ulegają zmianie, ale niezupełnie.
Często mężczyźni wykonują te czynności po to, aby kobiety miały przestrzeń na posprzątanie czy ugotowanie obiadu. Sam fakt spędzenia czasu z dzieckiem niekoniecznie musi więc zmieniać tradycyjne role płciowe w rodzinie.
To brzmi nie jak ojciec, a raczej animator.
Trochę tak jest. Trzeba jednak zauważyć, że większe zaangażowanie mężczyzn wiąże się, chociaż bezpośrednio tego nie badałam, ze zmianami kulturowymi w samym rodzicielstwie. Więcej uwagi poświęcamy sferze emocji i temu, jak budujmy relacje z własnymi dziećmi.
Model rodzicielstwa bliskości jest obecny w treściach parentingowych. Nakłada zarówno na kobiety, jak i mężczyzn obowiązek bycia emocjonalnie dostępnym dla swoich dzieci, dbania o uczucia i relacje. Wielu ojców przejmuje narracje obecne w tym modelu i próbuje je wdrażać w życie.
Obecnie rodzicami często są osoby z pokolenia lat 80. i początku lat 90. Wtedy istniały zupełnie inne modele wychowania. Ludzie próbują dziś wychowywać dzieci w opozycji do tamtych wzorców, w których panowało przyzwolenie na kary i dyscyplinowanie. Dziś stawia się na emocje, obecność, uwagę. To przekłada się na to, jak zachowują się ojcowie i w jaki sposób budują relacje ze swoimi dziećmi.
To ciekawy wątek, który pojawiał się w moich badaniach. Wielu mężczyzn podkreślało, że pragnie silnej relacji z dziećmi w opozycji do jej braku z ich własnymi ojcami. Badani podkreślali, że nie mają np. doświadczenia ważnej życiowej rozmowy ze swoim ojcem.
Ojciec to dla nich figura, która istnieje, ale nie ma z nią żadnej relacji. Dziś mężczyźni chcą być ojcami obecnymi i dostępnymi dla swoich dzieci.
Rozpoczynając rozmowę, szukałem tego, co jest kontynuacją, międzypokoleniowym ciągiem wzorców. Wygląda jednak na to, że współczesne pokolenie próbuje wymyślić ojcostwo na nowo.
Myślę, że rzeczywiście tak jest. Wymyślamy na nowo figury ojca i matki. Sposób budowania relacji z dzieckiem istotnie się zmienia. W Polsce właściwie nie bada się, jak zmieniają się obowiązujące modele rodzicielstwa i relacje między rodzicami a dziećmi.
Powiedzieliśmy już, że ewolucja rodziny, ról społecznych i rodzicielstwa to wypadkowa zmian strukturalnych. Jakie są najważniejsze czynniki sprawiające, że wybory rodziców dotyczące modelu wychowania są ograniczane?
Przede wszystkim bardzo dużo pracujemy. Typowy tydzień pracy ma 40 godzin, nie praktykuje się właściwie pracy na niepełny etat. Niecałe 10% osób w Polsce pracuje mniej niż w pełnym wymiarze godzin, i to najczęściej nie z własnej woli, bo jednocześnie takie osoby dążą do jego podwyższenia.
To więc najczęściej praca pełnoetatowa, a nierzadko nadgodziny. Taki model utrudnia realizację ról rodzicielskich. To niesłychanie ważne, bo żyjemy w czasach największego deficytu polskich rodzin.
Druga kwestia to niepewność. To się oczywiście zmienia, ale cały czas towarzyszy nam obawa, że wzięcie dłuższego urlopu rodzicielskiego może oznaczać utratę pracy. Może to wynikać też z praktyki, że tylko część wynagrodzenia jest wypłacana na umowie, a reszta „pod stołem”, wobec czego nie możemy korzystać z różnych świadczeń w pełnym zakresie.
Wbrew temu, co się słyszy, mimo niskiego bezrobocia rynek pracy nie jest specjalnie przyjazny dla pracownika. Strach utrudnia większe poświęcenie rodzinie, w różny sposób odbija się na kobietach i mężczyznach.
Mężczyźni uważają a priori, że nie mogą brać urlopu i nawet o to nie pytają. Natomiast wiele kobiet traci pracę w okolicach zajścia w ciążę. Wyniknęło to także z naszych badań wśród osób, które doświadczały bezrobocia. Analizowaliśmy pamiętniki osób bezrobotnych. Wyłonił się z nich przejmujący obraz doświadczeń tego, jak kobiety są traktowane na rynku pracy w kontekście macierzyństwa.
Utrata pracy po okresie urlopu macierzyńskiego czy wychowawczego, chociaż jest to absolutnie niezgodne z prawem pracy, to dość częste zjawisko. Dodatkowo pracujące matki nie dostają awansów, są pomijane przy podwyżkach. Mówię o Polsce, bo w niektórych krajach europejskich zatrudnienie kobiet wzrasta wraz z liczbą dzieci, a w Polsce maleje.
W ostatnich latach polityka rodzinna i bezpośrednie wparcie rodzin miało te problemy zminimalizować.
To drugi element systemu. Polska jest przykładem kraju, który ma szerokie świadczenia rodzinne. Poza wysoko płatnym 41-tygodniowym urlopem rodzicielskim istnieje także opieka instytucjonalna.
Chociaż w tym punkcie Polska wypada słabiej, sytuacja diametralnie się poprawiała na przestrzeni ostatnich lat. Mamy w miarę przyzwoity dostęp do opieki przedszkolnej, jednak problem pojawia się z opieką między pierwszym a trzecim rokiem życia dziecka.
W badaniach nazywam to luką w opiece, bo to czas, kiedy w wielu gminach w Polsce brakuje dostępu do opieki instytucjonalnej, a wielu ludzi nie jest w stanie pozwolić sobie na to, aby skorzystać z całkowicie nieodpłatnego urlopu wychowawczego i żeby jedna osoba nie pracowała.
Niania to raczej opcja dla bogatych ludzi, nie każdy może zaangażować babcię czy rodzinę w zajmowanie się dzieckiem. Dużo osób organizuje więc opiekę naprzemienną – ktoś pracuje rano, ktoś po południu, ktoś w weekendy. Wtedy wspomaganie nianią, rodziną czy przyjaciółmi udaje się ograniczyć tylko do kilku godzin w tygodniu.
Trzeci element to świadczenia społeczne, ale one nie są tak ważne w kontekście tego, jak wyglądają praktyki rodzicielskie. Świadczenia te nie są w Polsce niskie, ale również nie na tyle wysokie, aby można było dzięki nim zrezygnować z pracy. Mowa przede wszystkim o programie 800+. Badania nie pokazały (poza początkowym okresem po wprowadzeniu programu) dezaktywizacji kobiet.
Badała pani wpływ pandemii COVID19 na sytuację rodzin. Czy ten czas sprawił, że doszło do istotnych zmian w ich funkcjonowaniu?
Wiązano spore nadzieje z redukcją nierówności płciowych w czasie pandemii, ale żadne się nie sprawdziły. Nierównowaga między płciami się pogłębiła.
Z analizy pamiętników z tego okresu można wywnioskować, że obowiązki opieki nad dziećmi, organizacji ich nauki i adaptacja w kryzysowym momencie spadła na kobiety. Matki skarżyły się, że przez tę zmianę nie potrafiły sprostać oczekiwaniom zarówno na niwie zawodowej, rodzicielskiej, jak i w związku. Były bardzo sfrustrowane i zmęczone.
Co ciekawe, mężczyźni w tym czasie zauważyli, że mają więcej przestrzeni na zapomniane hobby, niektórzy zaczęli ćwiczyć, inni czytać książki. W ich notatkach z tego okresu więcej jest komentarzy o polityce i kolejnych decyzjach rządu niż o wyzwaniach domowych. Nie da się z tego zbudować pełnego obrazu, ale z pewnością nie można powiedzieć, że pandemia dokonała restytucji życia rodzinnego, na co liczono.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.
Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o zachowanie informacji o finansowaniu artykułu oraz podanie linku do naszej strony.
dr hab. Katarzyna Suwada
Bartosz Brzyski