Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna. Możesz nas wesprzeć przekazując 1,5% podatku na numer KRS: 0000128315.

Informujemy, że korzystamy z cookies. Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony.

Elon Musk, Radosław Sikorski i waszyngtońska kremlinologia. Dlaczego sprzeczka na X-ie była błędem?

Elon Musk, Radosław Sikorski i waszyngtońska kremlinologia. Dlaczego sprzeczka na X-ie była błędem? źródło: wikimedia commons; CC BY 2.0

Polska dyplomacja wobec Stanów Zjednoczonych powinna być prowadzona po cichu i za zamkniętymi drzwiami. Niezbędne jest też wyczucie wewnętrznej dynamiki amerykańskiej polityki. Należy odkurzyć starą metodę analizy personalnych wpływów i współzależności, wypracowaną w czasach zimnej wojny, a więc kremlinologię. Posłużenie się nią pozwoli nam szybko dostrzec, że pozycja Elona Muska w otoczeniu Donalda Trumpa nie jest tak silna, a obrona właściciela Tesli przez sekretarza stanu, Marco Rubio, mogła mieć drugie dno.

Przycichły już echa internetowego starcia szefa MSZ, Radosława Sikorskiego, z właścicielem X-a, Elonem Muskiem, i sekretarzem stanu – Marco Rubio. Po wstrząsach właściwych wywołanych samą konfrontacją przeszły również wstrząsy wtórne – komentarze, obrony, oceny i filipiki.

Liczne, ale pośpieszne analizy pokazały, że nie dostosowaliśmy się jeszcze do nowych zasad, które będą kształtować nasz dialog z nową amerykańską administracją. Warto więc wykorzystać czasowy dystans, by raz jeszcze spojrzeć na sprawę i wyciągnąć z niej wnioski na przyszłość.

W tej sprawie to Donald Tusk ma rację

Warto zacząć od intuicji samego premiera. Jak donosi Kamil Dziubka w tekście Członkowie rządu otrzymali instrukcje w sprawie Amerykanów na łamach Onetu, Tusk stwierdził w rozmowie z członkami rządu, że za Sikorskim stoi murem, ale prosi wszystkich, aby „ostrożnie komentować wszelkie wypowiedzi amerykańskich polityków”.

Co więcej, podczas posiedzenia rządu polski premier miał wezwać wszystkich zebranych, aby „kierowali się zawsze zdrowym rozsądkiem i umiarkowaniem i nie szukali konfliktów w tej przestrzeni międzynarodowej”.

Donald Tusk konfrontację Sikorskiego ogłosił więc sukcesem dyplomatycznym i od razu poprosił swoich współpracowników, żeby taki sukces się nigdy więcej nie powtórzył. Odsuńmy jednak na bok złośliwości. Premier wybrał prawdopodobnie najlepsze wyjście.

Nie podważył autorytetu szefa polskiej dyplomacji i wziął jego stronę w konflikcie, w którym ten miał niepodważalne racje, ale również zasygnalizował, żeby zdjąć husarskie skrzydła wyciągane już przez niektórych w przygotowaniu do frontalnego ataku pod sztandarami moralnego wzmożenia na Amerykanów. Są momenty, kiedy swoje racje trzeba schować do kieszeni.

Tę właściwą decyzję premiera trzeba czytać w kontekście potencjalnych zagrożeń dla dwustronnych relacji polsko-amerykańskich. Przenikliwości szefa rządu brakuje w polskiej debacie wielu innym jej uczestnikom – tak politykom, jak i komentatorom.

Nowa kremlinologia

Rozmowy z nową administracją, również ze względu na nieprzewidywalność Amerykanów, trzeba prowadzić delikatnie i z wyczuciem wewnętrznej dynamiki amerykańskiej polityki. Aby dobrze rozumieć te stosunki, należy odkurzyć starą metodę analizy personalnych wpływów i współzależności, wypracowaną doskonale w czasach zimnej wojny, a więc kremlinologię. Jej nowe wydanie powinno bacznie badać nastroje i napięcia między poszczególnymi kluczowymi postaciami w otoczeniu prezydenta USA.

Starcie Radosława Sikorskiego z Elonem Muskiem było błędem, ponieważ nie wynikało ze realnego zrozumienia pozycji Muska, ale właśnie z estetyczno-prestiżowej potrzeby konfrontacji z jednym z najbardziej kontrowersyjnych przedstawicieli tej administracji. Wygrała potrzeba pańskiego gestu, choć realnie do ugrania było niewiele, a do utraty sporo.

Minister Sikorski szczególnie łatwo może narazić się wojownikom MAGA, poszukującym w swoich adwersarzach globalistycznego wroga, i niepotrzebnie ściągnąć na siebie ich uwagę.

Jednocześnie zdaje się wątpliwe, by sprzeczka na X-ie mogła mieć jakikolwiek wpływ na funkcjonowanie Starlinków. Dlaczego? Musk nie mógłby sobie pozwolić na samodzielne ich wyłączenie, podobnie jak prezes Raytheona nie może samodzielnie w ramach swojego biznesowego dominium wyłączyć systemów rakietowych Patriot.

O wpływie przemysłu zbrojeniowego na amerykańską politykę nie trzeba nikogo przekonywać, jednak należy pamiętać, że zależność ta ma charakter dwustronny. W tym wypadku szczególnie.

Samodzielna decyzja biznesmena o wyłączeniu Starlinków znacząco przecież wpływałaby na sytuację na froncie ukraińsko-rosyjskim. W sytuacji, w której sprawę własnoręcznie prowadzi Donald Trump, taka samowola Muska musiałaby zostać odebrana jako przekroczenie czerwonej linii w samej amerykańskiej administracji.

Otoczenie prezydenta już kilkukrotnie wysyłało Muskowi sygnały, że powinien mówić i działać z większą rozwagą, nie zapominając o łańcuchu dowodzenia. Musi pamiętać, że tylko jedna osoba może zajmować biurko w Gabinecie Owalnym.

Przykład? Jeszcze w lutym – jak donosi The Atlantic – Biały Dom miał pokazowo odmówić Muskowi zatrudnienia Barisa Akisa, tureckiego inwestora, na czym bardzo zależało miliarderowi od Tesli.

Trump pozostaje niezwykle wrażliwy na wszelkie tego rodzaju statusowe gry. Boleśnie przekonał się o tym Wołodymir Zelenski. Napędzane przez niechętne prezydentowi media narracje dotyczące Muska mającego rzekomo realnie podejmować decyzje za zmanipulowanego prezydenta będą zawsze brutalnie przecinane.

Trump nie oszczędził Muskowi również publicznej lekcji, kiedy na początku lutego tego roku powiedział: „Elon nie może zrobić i nie zrobi nic bez naszej zgody. Udzielimy mu pozwolenia, gdy będziemy uważać to za stosowne. Tam, gdzie nie będzie stosowne, nie udzielimy”.

Musk na cenzurowanym weteranów MAGA

Pozycja Muska pozostaje zresztą słabsza, niż wielu zdaje się myśleć. Posiada on oczywiście rozległe wpływy i narzędzia nacisku społecznego, ale już kilkukrotnie wszedł w konflikt z innymi postaciami gabinetu i społeczną bazą Trumpa, co uwydatniło fakt, że pozostaje w tej administracji ciałem obcym.

Być może najgłośniejszym konfliktem był ten wokół wiz H-1B dla wysoko wykwalifikowanych pracowników, które stały się papierkiem lakmusowym poglądów dotyczących migracji. O ile ruch MAGA, począwszy od bardzo popularnej w aktywie influencerki Laury Loomer, opowiadał się w grudniu zeszłego roku zdecydowanie przeciwko migracji w większości jej form, o tyle Musk wystąpił zdecydowanie w obronie takiej polityki migracyjnej, która pozwala na przyciąganie wykształconych specjalistów – często inżynierów i programistów – do dużych amerykańskich spółek.

Ta różnica zdań i realna wściekłość wielu ideowych zwolenników Donalda Trumpa na miliardera od Tesli przyciągnęła uwagę mediów, ale podejrzliwość „ludu MAGA” wobec Elona Muska nie ogranicza się tylko do tego barwnego konfliktu. Emblematyczny pozostaje sceptycyzm Steve’a Bannona do Muska, któremu wielokrotnie dawał wyraz publicznie. Bannon to wciąż niezwykle ważna postać ruchu alt-rightowego w USA.

Za pierwszej kadencji Trumpa był postrzegany jako potężny ideolog, amerykański Rasputin z dostępem do ucha władcy. Dzisiaj to już raczej amerykański Dugin – wciąż bardzo popularny, słuchany i czytany, ale w polityce odsunięty nieco na boczny tor, silny przede wszystkim swoim radykalizmem i wspierający się na legendzie dawnych dni.

Jednak właśnie dzięki temu, że nie pozostaje członkiem dworu Trumpa, może sobie pozwolić na więcej. Jego publiczna krytyka Muska, którego oskarża o globalizm i liberalizm, musi miliarderowi stawać kością w gardle i spychać go do ideowej defensywy.

Taktyczna gorliwość neofity

Wśród naprawdę ważnych postaci o rasowym, ideologicznym rodowodzie MAGA punktem zaczepienia dla Muska pozostaje Tucker Carlson. Panowie rozumieją się bardzo dobrze, jeszcze od czasów obecności Carslona w Fox News i przed silnym zaangażowaniem Muska w politykę. To Musk znalazł również dla Carlsona przestrzeń na swojej platformie X, kiedy ten został zmuszony do odejścia z Fox News.

Również poglądy Muska, dotyczące m.in. wyjścia z NATO, mogą wynikać z ideologicznego przewodnictwa Carlsona. Ten ze zblazowanego gwiazdora największego politycznego show w kraju przeistoczył się w niesionego zapałem zelotę izolacjonizmu i rewizjonizmu. W ostatnim czasie promuje wersję historii, w której Winston Churchill jest największym złoczyńcą II wojny światowej.

Wsparcie Carslona nie jest jednak wystarczające, żeby zapewnić Muskowi komfortową pozycję wśród zwolenników Trumpa, dlatego szef DOGE musi się dodatkowo uwiarygadniać. Jak każdy cynik udający neofitę będzie sygnalizował radykalne poparcie dla tych idei ruchu, które pomogą mu zyskać zaufanie jego zwolenników, ale nie dotyczą jego interesów.

Miliarder tym głośniej będzie krzyczał, popierając sprawy, jakie go tak naprawdę nie obchodzą, im bardziej będzie chciał ukryć realne różnice poglądów, które mogą go postawić na kursie kolizyjnym z prezydentem i jego bazą społeczną. Warto się zastanowić, czy właśnie tak nie czytać głosu Muska na temat wyjścia z NATO lub zakończenia wojny na Ukrainie.

Dopóki w wyścigu na radykalizm miliarder będzie wyprzedzał innych zwolenników Trumpa, nikt nie będzie zarzucał mu odstępstw w sprawach naprawdę dla niego ważnych, takich jak migracja czy cła.

Spór o USAID

Nie można też zapominać, że Musk w swoim zapale reformatorskim w DOGE popadł również w konflikt z frakcją pragmatyczną gabinetu, czego najistotniejszym w naszym kontekście wymiarem jest spór twórcy Tesli z Marco Rubio.

Sekretarz stanu musiał głośno zgrzytać zębami, kiedy obserwował Muska rozporządzającego projektami i pracownikami podległych jego departamentowi. To do nadzoru Departamentu Stanu należy słynne już USAID, a sposób, w jaki obszedł się z tą agencją miliarder od X-a, nie mógł przysporzyć mu sympatii Rubio.

Spór obu panów, jak donosi New York Times w tekście Inside the Explosive Meeting Where Trump Officials Clashed With Elon Musk, miał zostać, jak można założyć, tymczasowo zażegnany przez samego Donalda Trumpa. Zresztą to właśnie temu wielu komentatorów, jak choćby Piotr Milewski z Newsweeka, przypisuje ostrą reakcję Rubio na komentarz Sikorskiego. Miało być to okazanie przez Rubio dobrej woli względem Muska, z którym został za zamkniętymi drzwiami, a jednak publicznie pogodzony.

Warto pamiętać i o drugiej, równoległej interpretacji zachowania sekretarza stanu. Marco Rubio jest przedstawicielem pretrumpowskiej Partii Republikańskiej, m.in. z jej jastrzębimi poglądami na politykę zagraniczną.

Choć niewątpliwe dołączenie do administracji Trumpa wymagało od niego wielu wewnętrznych kompromisów, to wolno mieć nadzieję, że znajduje on w sobie wiele zrozumienia dla sprawy ukraińskiej. Nie ma jednak łatwej pracy w tym zakresie, a wgląd w jego świat wewnętrzny miał każdy postronny obserwator, który widział twarz Rubio podczas niesławnej konferencji Wołodymira Zelenskiego z Donaldem Trumpem.

Zrozumiałe wydaje się więc oczekiwanie Rubio wobec sojuszników i sprzymierzeńców, aby nie utrudniać mu dodatkowo pracy i nie igrać z niestabilnymi, wybuchowymi czynnikami w gabinecie prezydenta USA.

Jeśli Rubio ostro zareagował na komentarz Sikorskiego, to również dlatego, że musiał zobaczyć w nim prowokacyjne uderzenie w pręty klatki, którą udało się nałożyć na zapędy Elona Muska do nieprzemyślanego działania.

Warto trzymać nerwy na wodzy

Polska polityka wobec Stanów Zjednoczonych powinna być prowadzona po cichu i za zamkniętymi drzwiami, szczególnie tam, gdzie wymaga ona pieprzu, a nie lukru.

Dobrze, że konfrontacja Radosława Sikorskiego z Elonem Muskiem i Marco Rubio nie eskalowała. Dobrze też, że premier Donald Tusk zdaje się rozumieć, że wchodzenie w publiczne spory i power play w sytuacji, gdy niewiele jest do zyskania, a wiele do stracenia, to nienajlepsza strategia na komunikację z USA.

Polscy politycy obozu władzy będą w najbliższych latach poddawani presji, aby nad sprawczość i skuteczność w relacjach z USA wybrać szybką gratyfikację, przyłączyć się do głosów oburzenia lub zasygnalizować własną moralną wyższość. Będzie odczuwalna ze strony tzw. demokratycznego elektoratu, liberalnego komentariatu i wreszcie tych europejskich sił, dla których sojusz transatlantycki będzie można złożyć na ołtarzu wzrostu nastrojów antyamerykańskich.

Próba będzie wyczerpująca, bo (ujmując sprawę dyplomatycznie) niektóre działania Amerykanów mogą okazać się nietaktowne i nie do końca przemyślane. Nagrodą dla polityków zręcznie lejących oliwę na wzburzone wody relacji dwustronnych będzie laur wyborczy. Polacy kochają Stany Zjednoczone miłością, która wiele wybaczy, a badania wskazują wyraźnie, że nie widzimy prostej alternatywy dla parasola bezpieczeństwa USA.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.