Kierownictwo duchowe. Czy po skandalach pedofilskich ksiądz wciąż może być duchowym ojcem?
Kościół traci autorytet. Co rusz ujawniane są kolejne przypadki nadużyć duchownych wobec podlegających im wiernym. Namawianie dziś katolików do kierownictwa duchowego może wydać się zatem czymś „nie w czas”. Ta starożytna praktyka jest jednak bardzo potrzebna. Dobrze prowadzona przynosi wzrost na wszelkich możliwych poziomach człowieczeństwa. Czym więc jest ojcostwo duchowe i jak nie wpaść w pułapki prowadzące do nadużyć?
Jakiś czas temu miałem okazję zajrzeć do księgarni tynieckich benedyktynów. Korzystając z kompletnego braku ruchu, zapytałem sprzedawczynię o to, co aktualnie sprzedaje się najlepiej. Po prostu ciekawiło mnie, co obecnie czytają katolicy.
Jak się okazało, oprócz szlagierów turystycznych, czyli książek o. Leona Knabita, Piotra Pawlukiewicza czy Jezu, Ty się tym zajmij Joanny Bątkiewicz-Brożek, coraz więcej klientów szuka książek dotyczących kontemplacji, duchowości mniszej i medytacji.
Co ważne, jedynym powodem szukania akurat takiej lektury nie jest przynależność do benedyktyńskiego środowiska. Osoby przychodzące do księgarni czują się przebodźcowane, obciążone zbyt dużą liczbą zadań, są wypalone zawodowo itp., a tego rodzaju literaturę traktują jako potencjalne remedium, sposób odnalezienia w sobie czegoś bardziej wewnętrznego, głębszego i trwałego.
Oczywiście książki z Tyńca na pewno mają sporo do zaproponowania w tej materii (skądinąd, pisząc ten artykuł, korzystałem m.in. z jednej z nich), ale na pewno dróg prowadzących w głąb siebie lub przynajmniej do spokoju i radości w życiu na wysokich obrotach jest więcej. Tutaj chciałbym opowiedzieć o jednej z nich, mianowicie o kierownictwie duchowym, które nazywam dzisiaj często towarzyszeniem, a bardziej staromodnie – ojcostwem duchowym.
Przedstawię tę praktykę głównie z perspektywy, którą znam, a więc jako człowiek korzystający z kierownictwa. Oprócz tego będę bazował na doświadczeniu kilku osób, które albo szczerze podzieliły się ze mną swoimi doświadczeniami z „bycia kierowanym” (w dalszej części wyjaśnię, o jakie kierowanie chodzi), albo opisały je publicznie, a ja pozwoliłem sobie poddać analizie ich historie. Nie będę więc opisywał zbytnio teorii czy teologii tego tematu, co nie znaczy, że wątek teologiczny zostanie zupełnie pominięty.
Indywidualna pomoc duchowa – niezbędna garść teologii
Co to w ogóle znaczy kierownictwo duchowe? Najogólniej można by określić je jako indywidualną pomoc duchową, której chętnemu udziela kompetentna osoba (najczęściej duchowna, ale może być też świecka – zarówno mężczyzna, jak i kobieta). Według Józefa Augustyna SJ, niewątpliwego eksperta w tej dziedzinie, któremu skądinąd swego czasu zawdzięczałem znalezienie własnego kierownika, można rozróżniać trzy poziomy takiej pomocy – towarzyszenie, kierownictwo i ojcostwo.
Jak łatwo się domyślić, to pierwsze pojęcie mocniej akcentuje partnerstwo obydwu uczestników, zaś ostatnie kładzie nacisk na autorytet i rolę przewodnika. Nie zmienia to jednak faktu, że istota rzeczy jest taka sama – chodzi po prostu o pomaganie w procesie rozwoju duchowego, które odbywa się w formie regularnych spotkań i ma spersonalizowaną formę. Należy dodać, że kierownictwo jest czymś innym niż spowiedź, choć na wyraźne życzenie penitenta można je ze sobą połączyć.
Tradycyjna nazwa „ojciec duchowy” oddaje tę funkcję o tyle trafnie, że osoba prowadząca kierownictwo – jak ojciec właśnie – ma przekazywać dalej duchowy genotyp, który sama już w sobie nosi. Głównym celem i tematem kierownictwa jest osobiste życie duchowe danego człowieka, a względnie również wszystko to, co wpływa na życie rozwojowo lub degenerująco. Trzeba jednak uważać na przesadną ingerencję w zwykłe codzienne sprawy, takie jak decyzja o studiach, mieszkaniu, małżeństwie itp.
Teologicznym uzasadnieniem dla praktyki kierownictwa duchowego jest zasada pośrednictwa między Bogiem a człowiekiem. Chodzi po prostu o fakt – widoczny już od najstarszych historii biblijnych przez Nowy Testament i później całą historię Kościoła – że z jakiegoś powodu Bóg chce zbawiać człowieka przy pomocy innych ludzi.
Najwyraźniej wskazują na to niezwykłe 33 lata, w których On sam działał i służył nam w taki właśnie sposób – jako ludzki Pośrednik. Zgodnie z metaforą św. Augustyna Duch Święty doprowadza do owocowania dobrych drzew, bo z jednej strony daje im wewnętrzny wzrost, ale z drugiej podlewa je i uprawia właśnie dzięki zewnętrznemu działaniu pomagających Mu ludzi.
Co ważne, ta zasada odnosi się nie tylko do prowadzenia grup przez wybrane jednostki, ale również do relacji jeden na jeden, o którą przecież w kierownictwie duchowym chodzi. Dobrze ilustruje to przykład, którym papież Leon XIII posłużył się w liście do kard. Jamesa Gibbonsa. Papież skrytykował radykalny indywidualizm i duchowość typu „zrób to sam”, praktykowaną przez niektórych amerykańskich katolików.
Jak czytamy, „pomimo że spragniony rozlewu krwi Szaweł usłyszał głos samego Pana i zapytał: «Co chcesz, abym uczynił?», to jednak kazano mu wejść do Damaszku i szukać Ananiasza”. Bóg przecież sam mógłby pokierować oślepionym faryzeuszem, a jednak wolał, żeby ten stawiał swoje pierwsze chrześcijańskie kroki przy pomocy wiernego damasceńczyka.
Jeszcze inaczej ujmuje to Piotr Rostworowski, inny polski mistrz duchowości, który spędził kilkadziesiąt lat w zakonie benedyktynów, a później kamedułów. W jego wizji Bóg kształtuje każdego człowieka według pewnej myśli inspirowanej Jego miłością. Współpraca z kierownikiem duchowym ma pomóc w odkryciu i realizacji tej myśli, dzięki której człowiek może dotrzeć do samego jądra swojej osobowości.
Feedback i nie tylko, czyli duchowe benefity
Odkrywanie Bożej myśli to nie jedyna korzyść wynikająca z podjęcia współpracy z kierownikiem. Co zatem jeszcze może wnieść regularne korzystanie z jego pomocy? Przede wszystkim kierownictwo jest po prostu formą feedbacku, który w dziedzinie duchowej jest nam potrzebny zarówno w pracy, jak i emocjach czy relacjach.
Nikt nie może być sędzią we własnej sprawie, również w sprawach ducha. Kierownik może więc pomóc w zdemaskowaniu duchowych iluzji lub wypaczeń, których sami moglibyśmy nigdy nie zauważyć.
Nie chodzi jednak tylko o identyfikację duchowych patologii, takich jak modlitewne uciekanie od rzeczywistości, które często prowadzi do bigoterii i dewocji. Praca z towarzyszem duchowym może pomóc również osobom dojrzałym, które chcą dalej się rozwijać i szukają w swojej duchowości czegoś więcej.
Tu znów przywołam wspominany już list Testem benevolentiae nostrae Leona XIII. Papież przypominał w nim, że – jak pokazuje cała tradycja kierownictwa w historii Kościoła, z którego korzystały przecież jego wielkie postacie – ścieżki doskonałości nie są dobrze wydeptane, a więc jeśli pragniemy nimi pójść, to tym bardziej potrzebujemy wsparcia odpowiedniego przewodnika.
Kontakt z duchowym towarzyszem daje bodźce do podjęcia pracy nad sobą, wprowadzania zmian w codziennej rutynie, a później podtrzymuje motywację do wytrwałego realizowania tych postanowień. Co ważne, jest to inna forma rozwoju niż np. uczestnictwo we wspólnocie, ponieważ tam zazwyczaj pozostaje pewien margines anonimowości, podczas gdy w kierownictwie spotkanie twarzą w twarz niejako wymusza większą konfrontację z samym sobą.
Co może zmienić się w życiu pod wpływem kierownictwa duchowego? Przede wszystkim sam obraz Boga i przeżywanie tej szczególnej relacji, jaką jest wiara. W praktyce może to oznaczać wyjaśnienie niezrozumiałych fragmentów biblijnych lub nauki Kościoła, inspirację do wypróbowania innych sposobów modlitwy, propozycję ćwiczeń na skupienie, pomoc w uporządkowaniu swojej hierarchii wartości, ale nie tylko.
Kierownik może bowiem odsłonić zupełnie nowe przestrzenie doświadczania Bożej obecności, na które sam bym nie wpadł, bądź utwierdzić mnie w słuszności tych ścieżek, którymi już teraz z Nim chodzę. To ważne, bo czasem zamiast korekty potrzebujemy raczej potwierdzenia, że obrany przez nas kurs jest właściwy.
Chyba najcenniejsza była dla mnie możliwość przedyskutowania moich wątpliwości i problemów duchowych w bezpiecznej atmosferze z osobą, która już trochę mnie znała, miała odpowiednią wiedzę i długi staż własnego życia duchowego. Oczywiście łatwo zauważyć, że wszystkie powyższe duchowe benefity można znaleźć poza kierownictwem w odpowiednich książkach lub grupach dzielenia, ale sądzę jednak, że przewagą jest tu swoista personalizacja, dostosowanie rozwiązań do codzienności danego człowieka.
Jak znaleźć dobrego kierownika?
„Duch Święty udziela niektórym wiernym daru mądrości, wiary i rozeznania dotyczącego tego dobra wspólnego, jakim jest modlitwa (kierownictwo duchowe). Osoby, które zostały obdarzone tym darem, są prawdziwymi sługami żywej tradycji modlitwy” – czytamy w jedynym fragmencie z KKK o kierownictwie duchowym.
Jak jednak rozpoznać, że ktoś ma dar mądrości, wiary i rozeznania dotyczącego modlitwy? Co więcej, nawet jeśli faktycznie posiada taką dyspozycję, to jeszcze wcale nie znaczy, że będzie mi się z nim dobrze współpracowało. Co zatem może pomóc w znalezieniu dobrego kierownika duchowego?
Podstawową kwestią jest doświadczenie pewnego „duchowego zing”, czegoś, co prawosławny teolog abp. Antoni Bloom nazywa dostrzeżeniem „w jego oczach i na jego twarzy blasku życia wiecznego”. Warto spróbować nawet pracy z dziesięcioma kierownikami duchowymi, żeby z tym jedenastym w końcu „kliknęło”. W takich poszukiwaniach trzeba jednak nastawić się na cierpliwość, bo osób mogących skutecznie podjąć się towarzyszenia jest zdecydowanie niewiele.
Bez wątpienia kierownik powinien być osobą doświadczoną we własnym życiu duchowym, przy czym to doświadczenie i wiedza muszą być uzupełnione o postawę szacunku i podmiotowego traktowania kierowanego. Inaczej jego praca może pójść na marne. Świetny opis tego problemu znalazłem w felietonie ks. Johna P. Floedera, formatora kleryków w seminarium w St. Paul w Minnesocie, opublikowanym na łamach kwartalnika „Evangelization & Culture” wydawanym przez Word on Fire Institute.
Jak czytamy, „największe porażki jako ojciec duchowy ponosiłem wtedy, gdy próbowałem być ojcem aż za bardzo. Zdarzało się, że zlecałem klerykom bardzo trudne zadania. Zazwyczaj były one uzasadnione, jednak problemem było to, że przekazywałem je na zasadzie: «Wiem, co powinieneś zrobić, po prostu zrób to i wszystkie będzie już dobrze». Taka metoda może zadziałać na kilkulatka, ale w przypadku dorosłych mężczyzn była nieskuteczna, a w dodatku czuli się tak, jakbym nie miał do nich szacunku.
Musiałem otworzyć się na nowe sposoby wyrażania mojego ojcowskiego serca i troski o to, żeby wyszli na dobrych księży. W tym celu m.in. rozmawiałem z moimi kolegami po fachu (ojcami) o tym, jak mogę lepiej przekazywać trudne informacje. Jedną z najlepszych rzeczy, których się nauczyłem, było proste pytanie: «Czy mogę dać ci feedback?». Poprzez takie pytanie nie atakuję moją krytyką, szanuję osobową godność osób, którym pomagam.
To forma zastosowania pytania Jezusa: «Czy chcesz stać się zdrowym?» (Jan 5, 6). Ponadto dzięki temu klerycy zobowiązują się do przyjęcia feedbacku, są na niego bardziej otwarci. Dopóki ja nie byłem gotowy na własny rozwój i zmiany, nie chcieli mnie w ogóle słuchać. Dopóki oni sami nie chcą rozwoju i zmiany, będą tylko wykonawcami rozkazów” (tłum. własne).
Warto więc szukać takiego przewodnika duchowego, który oprócz tego, że wyjaśnia, inspiruje i otwiera nowe horyzonty, jest równocześnie dobrym i realnie obecnym słuchaczem, przed którym mogę bezpiecznie opowiedzieć o tym, co mnie naprawdę trapi. Kierownik jest autorytetem moralnym, ale nie jurydycznym, tzn. nie ma żadnej kościelnej władzy nad kierowanym, posłuszeństwo zaś w tym kontekście to tzw. synowska uległość. Słucham go nie dlatego, że jestem odgórnie zmuszony, ale dlatego, że chcę się rozwijać, a jego słowa zobowiązują od wewnątrz moje sumienie.
Wreszcie trzeba przyjrzeć się również temu, czy potencjalny kierownik zauważa i uwzględnia to, jakim konkretnie człowiekiem jestem. Nie chodzi o indywidualizm. Jak tłumaczy o. Rostworowski, kierownik duchowy musi liczyć się z Bogiem, a z tego wynika również liczenie się z człowiekiem, tj. z tym, jak Bóg daną osobę stworzył, jaka jest jej jednostkowa natura. Ma pomagać jej według jej własnych tendencji rozwojowych, nie zaś upychać na siłę w swoje wyrobione schematy.
Terapia czy kierownictwo? A może obie aktywności naraz?
Mówiąc o kierownictwie duchowym w naszych czasach, kiedy zgodnie z powiedzeniem Pierre’a Legendre’a psychiatra zajął miejsce księdza, nie sposób pominąć zestawienia go z szeroko pojętą psychoterapią. Z pozoru dość łatwy podział na sprawy emocjonalne i sprawy duchowe w praktyce przysparza jednak sporych trudności, ponieważ obie dziedziny bardzo często się przenikają.
Rozgrywają się przecież równocześnie w tej samej ludzkiej psychice. Dziedzina relacji między antropologią chrześcijańską a współczesną wiedzą psychologiczną, w którą wpisuje się pytanie: „Terapia czy kierownictwo duchowe?”, jest tak rozległa i dynamiczna, że kilka spostrzeżeń, którymi się tutaj podzielę, to naprawdę kropla w morzu potrzeb.
Po pierwsze, osoby zmagające się z tego rodzaju pytaniami mogą poszerzać swoją perspektywę, sięgając po tych autorów, którzy mają jednocześnie doświadczenie duszpasterstwa i profesjonalnej psychoterapii. Dobrymi przykładami z naszego krakowskiego podwórka są działalności o. Tomasza Franca OP czy ks. Jacka Prusaka SJ.
Co prawda, można by argumentować, że każdy duchowny, zwłaszcza z młodszych pokoleń, ma podstawową wiedzę z zakresu psychologii, ale biorąc pod uwagę na „kwiatki”, które w tej tematyce można nieraz usłyszeć na kazaniach czy w konfesjonale, wątpię, aby semestr czy dwa w seminarium okazały się wystarczające.
Teoretycznie dobry kierownik powinien rozpoznać, że dany temat, z którymi przychodzi do niego podopieczny, nadaje się stricte na psychoterapię, ale ze względu na wspomniane wyżej braki w kościelnej edukacji psychologicznej w rzeczywistości może być z tym różnie.
Nieprzygotowany pod tym kątem kierujący może popełnić błąd tzw. angelizmu, czyli mylnie opisywać problem natury głównie emocjonalnej w języku duchowości, np. pokory zamiast niskiego poczucia wartości, wrażliwego sumienia zamiast nerwicy OCD, pragnienia doskonałości zamiast perfekcjonizmu itd.
Trzeba wziąć również pod uwagę fakt, że nawet jeśli duchowny trafnie rozpozna charakter danego zjawiska i będzie posiadał odpowiednie umiejętności terapeutyczne, to trudno mu będzie zastąpić terapeutę ze względu na ograniczenia czasowe. Kierownictwo duchowe zazwyczaj odbywa się bowiem raz w miesiącu lub jeszcze rzadziej, siłą rzeczy jest więc raczej formą mniej lub bardziej doraźnej konsultacji czy „superwizji” życia duchowego.
Tymczasem przepracowanie zranień i traum, odbudowa zniszczonego poczucia wartości czy inne tego typu problemy domagają się intensywnego procesu, w którym spotkania odbywają się cotygodniowo albo nawet częściej. Większość potencjalnych kierowników duchowych po prostu nie znalazłaby na to czasu.
Oczywiście mogą również występować trudności w odwrotnym kierunku. Nie w tym znaczeniu, że przychodzimy na terapię z tematem, który ewidentnie nadawałby się raczej na kierownictwo (przynajmniej ja nie znam takich przypadków). Chodzi raczej o sytuację, w której założenia danej psychoterapii lub postawa terapeuty ignorują sprawy wiary lub redukują je do innych składników ludzkiej psychiki. W ten sposób mogą albo zahamować czy też spowolnić rozwój życia duchowego, albo co najmniej sprawić, że pacjent po prostu poczuje się niezrozumiany.
Jako przykład przywołam fragment opublikowanego na łamach Więzi artykułu dr. Sebastiana Dudy Duchowa i psychiczna transgresja Pawła M. Autor opisał tę sytuację w następujących słowach: „Po kilku latach, gdy wpadłem w ciężką depresję, próbowałem na terapii w Belgii opowiedzieć o kontaktach z Pawłem. Terapeutka całkowicie jednak nie rozumiała religijnego kontekstu (bo od chrześcijaństwa odeszła) i nie chciała go podejmować.
Dziś uważam, że było to skrajnie nieprofesjonalne podejście z jej strony. Jestem przekonany, że w dobrej terapii dla osób, które znalazły się w takiej sytuacji jak ja, terapeucie potrzebna jest wiedza teologiczna. Coś takiego zdarza się jednak rzadko”.
Do patologicznego pseudokierownictwa duchowego Pawła M. wrócę jeszcze w kolejne części tekstu. Nie będę również wchodził tu bardziej w skomplikowane relacje między antropologiami chrześcijaństwa i poszczególnych szkół psychologicznych.
Chciałem tylko zasygnalizować, że tak jak możemy czasem trafić z naszą emocjonalną niedojrzałością pod niewłaściwy „duchowy” adres, tak również możliwe jest zmylenie tropów w tę drugą stronę. Być może dobrym rozwiązaniem jest, aby po prostu równolegle do psychoterapii korzystać z jakiejś formy kierownictwa czy towarzyszenia duchowego, ale to także będzie zależało od konkretnej sytuacji.
Uwaga, zły duch! Zagrożenia pseudokierownictwa
Istnieje kilka potencjalnych zagrożeń, z którymi niestety może wiązać się udział w procesie kierownictwa duchowego. Jest to bowiem jedna z tych dość intymnych form relacji, w których bardzo łatwo o nadużycia, manipulacje lub przemoc. W ostatnich latach boleśnie przekonywaliśmy się o tym na przykładach z Kościoła francuskiego z Jeanem Vanierem na czele.
Tutaj natomiast chciałbym pokazać kilka miejsc zapalnych w oparciu o relację dr. Sebastiana Dudy, który kilka lat temu odważnie podzielił się swoją trudną historią pseudokierownictwa duchowego u dominikanina Pawła M. (polecam zresztą lekturę tego tekstu w całości). Rzecz jasna, korzystam tu ze skrajnie negatywnego przykładu, ale sądzę, że po prostu lepiej pokazuje on to, co w innych sytuacjach może dziać się albo na mniejszą skalę, albo w ograniczonym zakresie.
Pierwszym, na co wskazuje dr Sebastian Duda, jest całkowite pogwałcenie wolności i niezależności osoby prowadzonej. Paweł M. wymuszał na kierowanym wyznawanie intymnych przeżyć, wykorzystywał rozpoznaną przez siebie podatność na tego rodzaju naciski.
„Czułem się w rozmowach z nim absolutnie zblokowany, przygnieciony, tłamszony i atakowany dostarczanymi mi treściami” – wyznał współpracownik Więzi. To pomieszanie kierownictwa z terapią. Zakonnik chciał leczyć zranione uczucia i dziecięce traumy, a także szukać „zranionego dziecka” przy pomocy gorliwej modlitwy charyzmatycznej. Angelistyczne pomylenie środków i celów było oczywiste.
Ponadto Paweł M. kreował się na kogoś na kształt duchowego „guru”, a więc jedynego słusznego przewodnika, który ma monopol na natchnienie Ducha Świętego, a przez to także mandat do autorytarnego kierowania życiem innych ludzi. „Twierdził otwarcie, że bez jego wskazówek nie będę w stanie otworzyć się na zbawcze działanie Boga i w związku z tym wystawię się na niebezpieczne działania złych duchów” – wspominał dr Sebastian Duda.
Co prawda, można powiedzieć, że faktycznie zadaniem towarzysza duchowego jest rozpoznawanie Bożych drogowskazów w życiu prowadzonego. Nigdy jednak nie może ono polegać na „duchowym przywłaszczaniu” sobie człowieka. Jak świetnie pokazuje o. Rostworowski, prawdziwy kierownik naśladuje św. Jana Chrzciciela, który „zwalnia” prowadzonych przez siebie uczniów, gdy tylko zauważa, że dzięki temu zbliżą się bardziej do Boga (por. J 3, 27-30).
Z opowieści Dudy wynika, że Paweł M. stwarzał w ramach kierownictwa atmosferę, którą można by określić mianem terror peccati, a więc terrorem wszechobecnego zła i demonów, które na każdym kroku czyhają na nieostrożnego chrześcijanina. Nie umniejszając niebezpieczeństw związanych z działalnością złych duchów, trzeba jasno zaznaczyć, że właściwym klimatem dla życia apostoła jest lumen Christi – światło Chrystusa.
Demoniczny nastrój lęku służył ex-dominikaninowi do silnego związania ze sobą podopiecznego, co wskazuje na kolejną patologię, jaką jest odbieranie możliwości swobodnej zmiany i poszukiwań odpowiedniego kierownika.
Od siebie dorzuciłbym jeszcze dodatkowo ostrzeżenie dla tzw. skrupulantów, do których grona sam należę. Kierownictwo duchowe jest zasadniczo dla każdego, jednak szalenie ważnym jest, aby najpierw zrozumieć, skąd tak naprawdę biorą się religijne skrupuły, których doświadczamy.
Jeżeli skrupulanckie wyrzuty sumienia są długotrwałe i stają się codzienną obsesją, najprawdopodobniej ich naturalnym źródłem jest tzw. nerwica obsesyjno-kompulsywna. W takim przypadku podstawową formą pracy nad tym problemem będzie psycho- i/lub farmakoterapia, oczywiście po wcześniejszej konsultacji z psychiatrą.
Od strony duchowej wskazany z kolei byłby stały spowiednik (który równocześnie może być też właśnie kierownikiem duchowym), ale kluczową jego cechą będzie dobre, gruntowne rozumienie problemu skrupulanctwa w kontekście zaburzeń psychicznych. Kierownik czy spowiednik nieświadomy w tej tematyce nie tylko nie pomoże, ale prawdopodobnie pogłębi objawy tej emocjonalno-duchowej choroby.
Duchowy zestaw narzędzi na start
Pisząc o samym początku swojej przykrej relacji z Pawłem S., Sebastian Duda stwierdził: „Nie miałem wtedy żadnych intelektualnych narzędzi, aby dać skuteczny odpór treściom, które dominikanin sprytnie we mnie sączył, i praktykom, do których mnie intensywnie nakłaniał.
Miałem tylko wrażliwość na religijne doświadczenie, którą nowopoznany zakonnik rozpoznał i postanowił wykorzystać”. Sądzę, że z tego spostrzeżenia można wyprowadzić dobre podsumowanie dla całości uwag o kierownictwie duchowym.
Duchowa wrażliwość jest naturalnym punktem wyjścia dla każdego, kto chciałby rozpocząć własne kierownictwo duchowe, ale oprócz tego trzeba cały czas poszerzać ów zasób swoich intelektualnych narzędzi w tej dziedzinie. Dzięki temu, wchodząc w relację duchową, z jednej strony można skutecznie rozpoznać i bronić się przed opisanymi wyżej zagrożeniami, z drugiej zaś lepiej ocenić jej pozytywną wartość dla mojego rozwoju życia we współpracy z Duchem Świętym.
Sebastianowi Dudzie na pewno pomogły zajęcia z historii filozofii (także średniowiecznej scholastyki), dotyczące Biblii i literatury wczesnochrześcijańskiej, studia teologiczne oraz przejście psychoterapii (oczywiście pewnie nie tylko to, ale przynajmniej tyle narzędzi zauważyłem w jego tekście).
Polecając praktykę kierownictwa duchowego, jednocześnie zachęcam was, żeby punktem wyjścia tego życiowego projektu była właśnie solidna znajomość podstaw teologii oraz przyjrzenie się sobie samemu w psychologicznym zwierciadle (jeśli nie w ramach własnej terapii, to np. jakiejś formy zajęć grupowych lub chociaż odpowiednich lektur). Świat naszych uczuć i Praktyka kierownictwa duchowego Józefa Augustyna SJ, Kierownictwo duchowe Piotra Rostworowskiego OSB oraz seria Psychologia i wiara Tomasza Franca OP na stronie dominikanie.pl to na pewno dobre pozycje na start.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.
Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o zachowanie informacji o finansowaniu artykułu oraz podanie linku do naszej strony.