Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna. Możesz nas wesprzeć przekazując 1,5% podatku na numer KRS: 0000128315.

Informujemy, że korzystamy z cookies. Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony.

Dlaczego Donald Trump chce zająć Grenlandię? Kolejna odsłona koncertu mocarstw

przeczytanie zajmie 10 min
Dlaczego Donald Trump chce zająć Grenlandię? Kolejna odsłona koncertu mocarstw autor ilustracji: Rafał Jękot

Zanim jeszcze Donald Trump rozpoczął swoją drugą kadencję, jego wypowiedzi podkreślające „absolutną konieczność” zajęcia przez Stany Zjednoczone Grenlandii zmroziły komentatorów w całym świecie zachodnim. Choć te deklaracje mogą jawić się jako kolejne słowa rzucane na wiatr, z pewnością nie są one przypadkowe. Rozmarzające lody Arktyki powoli odkrywają bowiem nie tylko ogromne bogactwa naturalne, ale także otwierają nowe szlaki handlowe. Grenlandia jest zaś kluczowa, by móc korzystać z materialnych i niematerialnych bogactw tamtego regionu.

Globalne ocieplenie to nie tylko wzrost średniej temperatury i podnoszenie się poziomu mórz na świecie. Zjawisko to ma również niebagatelne znaczenie geopolityczne, m.in. dlatego że za jego sprawą z oków mrozu i lodu wyłania się położona wokół bieguna północnego Arktyka.

Od dłuższego czasu można zaobserwować duże zainteresowanie Rosji tym regionem, wszak jest to kraj o najdłuższej linii brzegowej z Oceanem Arktycznym. W tym zainteresowaniu Rosja nie jest jednak sama, gdyż od pewnego czasu również Chiny coraz wyraźniej spoglądają w kierunku bieguna północnego.

Z kolei po niedawnych wypowiedziach Donalda Trumpa na temat chęci przyłączenia Grenlandii do USA można stwierdzić, że i Waszyngton chce zwiększyć swoje zaangażowanie w rejonie Arktyki.

Nie jest to jednak pierwsza próba pozyskania tej wyspy dla Stanów Zjednoczonych przez Donalda Trumpa, jako że już w 2019 r. zaproponował on Danii odkupienie wyspy. Duński rząd nie wyraził jednak wtedy zainteresowania tą ofertą i podobnie jak obecnie stanął na zdecydowanym stanowisku głoszącym, że Grenlandia jest częścią Królestwa Danii i zmienić ten stan mogą jedynie sami Grenlandczycy w referendum.

Duńska wyspa z amerykańską załogą?

Grenlandia znajduje się pod kontrolą Kopenhagi od 1721 r., gdy Duńczycy rozpoczęli kolonizację zamieszkiwanej przez Inuitów wyspy. Do ostatniej zmiany jej statusu administracyjnego doszło w 1953 r., gdy stała się ona integralną częścią Danii, posiadającą swoją reprezentację w duńskim parlamencie.

Od tego momentu autonomia Grenlandii stale rośnie, a władze wyspy otrzymują coraz większą swobodę w podejmowaniu decyzji niezależnie od Kopenhagi. Przykładem może być wystąpienie Grenlandii z Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej, poprzedniczki UE, wskutek referendum z 1982 r.

W trakcie II wojny światowej na Grenlandii pojawili się również Amerykanie, co było spowodowane koniecznością zabezpieczenia strategicznie położonej wyspy podczas okupacji Danii przez III Rzeszę. Po zakończeniu wojny Kopenhaga i Waszyngton podpisały porozumienie w sprawie dalszej amerykańskiej obecności na wyspie.

W Thule, obecnie Pituffik, powstała baza lotnicza, która do dzisiaj ma strategiczne znaczenie dla bezpieczeństwa USA. Służy ona wczesnemu ostrzeganiu przed pociskami balistycznymi mogącymi przenosić broń jądrową, wystrzelonymi z terenu Rosji (a wcześniej Związku Radzieckiego) lub z Oceanu Arktycznego.

W czasie zimnej wojny Grenlandia była też częścią rejonu GIUK, w którego skład wchodziły Grenlandia, Islandia i Wielka Brytania. W oparciu o te wyspy floty państw NATO mogły kontrolować przejście między Oceanem Arktycznym a Oceanem Atlantyckim, co miało na celu ochronę północnego Atlantyku przed radziecką Flotą Północną, a zwłaszcza przed jej okrętami podwodnymi zdolnymi do przenoszenia broni jądrowej.

Mimo pewnego spadku znaczenia tego regionu po upadku Związku Radzieckiego jest on wciąż istotny dla NATO, a jego znaczenie będzie ponownie rosło proporcjonalnie do groźby eskalacji obecnego konfliktu z Rosją.

Nie ulega zatem wątpliwości, że status Grenlandii od lat jest skomplikowany. Formalnie należy ona do Danii, jednak to wojska USA są największym oddziałem stacjonującym na wyspie. Podczas gdy regularne siły duńskie liczą tam około 50 żołnierzy, w Pituffik stacjonuje około 200 żołnierzy amerykańskich.

Eksploatacja surowców a środowisko naturalne

Kluczowym zasobem Grenlandii z punktu widzenia współczesnej gospodarki są jednak zlokalizowane na jej terenie zasoby naturalne. Choć w 80% jest ona pokryta lądolodem, to powierzchnia wolna od lodu jest wciąż znacznie większa np. od terytorium Polski.

Zgodnie z danymi przywoływanymi w „Tygodniku Gospodarczym” Polskiego Instytutu Ekonomicznego z 16 stycznia 2025 r. na samej niezamarzniętej części wyspy znajdują się złoża pierwiastków ziem rzadkich, szacowane na 30% światowych zasobów.

Stawia to Grenlandię na jednym miejscu z Chinami – liderem handlu pierwiastkami ziem rzadkich. Pierwiastki te są kluczowe dla funkcjonowania nowoczesnych gospodarek, a zapotrzebowanie na nie będzie w najbliższym czasie dynamicznie rosnąć.

US Geological Survey w rozdziale K raportu The 2008 Circum-Arctic Resource Appraisal szacuje ponadto, że na wodach wzdłuż wschodniego wybrzeża wyspy znajdują się złoża ropy i gazu liczące nawet 31,4 mld baryłek ekwiwalentu energetycznego ropy.

Są to ogromne zasoby surowców, które mogą być kluczowe zarówno dla Stanów Zjednoczonych, jak i Unii Europejskiej w kontekście strategii deriskingu i odchodzenia od importu surowców z Chin.

Na przeszkodzie tym planom mogą jednak stanąć sami Grenlandczycy, którzy przykładają bardzo dużą wagę do ochrony środowiska naturalnego wyspy. Podejście to wynika w pewnym stopniu z doświadczeń historycznych.

W pamięci tamtejszego społeczeństwa żywe jest chociażby wspomnienie katastrofy amerykańskiego bombowca strategicznego B-52 w 1968 r. w okolicach bazy Thule. Samolot ten miał na pokładzie cztery bomby termojądrowe, a konsekwencją zdarzenia było skażenie części powierzchni wyspy.

Jednym z głównych postulatów wyborczych obecnego premiera Grenlandii, Mutego Egedego, był zakaz otwierania kopalni na wyspie przez zagraniczne firmy. Jednym z głównych tematów kampanii była zaś debata wokół funkcjonowania kopalni uranu w Kuannersuit, utworzonej przez Australijczyków, która po wyborach faktycznie została zamknięta.

Niezależność w zglobalizowanym świecie

Liczne próby inwestycji na wyspie, zwłaszcza w zakresie infrastruktury, podejmował też Pekin. Najpierw chciał rozbudować jeden z tamtejszych portów, a następnie sieć lotnisk w całej Grenlandii, włącznie ze stołecznym lotniskiem w Nuuk. Za każdym razem do gry ostatecznie wchodziła jednak Kopenhaga, która decydowała się na samodzielne dokonanie tych inwestycji.

Wydarzenie to pokazuje charakter relacji Grenlandczyków względem Danii oraz podejście do własnej niezależności. O ile bowiem mieszkańcy wyspy mają ambicje niepodległościowe, to póki nie są one możliwe do spełnienia, starają się oni wykorzystać zagraniczne zainteresowanie tak, aby skłonić Kopenhagę do dalszych inwestycji w rozwój wyspy.

Nic nie wskazuje na to, aby sny o samodzielności Grenlandii miały się szybko ziścić. Gospodarka wyspy jest oparta przede wszystkim na rybołówstwie, a pomimo ogromnej powierzchni zamieszkuje ją tylko około 56 tys. ludzi. To główny problem rządu w Nuuk, ponieważ taka charakterystyka gospodarki utrudnia samodzielną egzystencję bez wsparcia silnego patrona.

Niechęć wobec rządu w Kopenhadze nie oznacza jednak uległości wobec Waszyngtonu. Choć teoretycznie oparcie w globalnym mocarstwie mogłoby przynieść więcej korzyści strategicznie położonej wyspie niż pozostawanie pod panowaniem sześciomilionowej Danii, to jednak dążenie do samostanowienia jest w Grenlandii tak silne, że zdaje się wykluczać możliwość zaangażowania w taki alians.

Czy arktyczny lód stopnieje dla wszystkich?

Zainteresowanie Stanów Zjednoczonych Grenlandią w momencie przyspieszania wyścigu po zasoby jest częścią szerszego zwrócenia uwagi na Arktykę przez światowe mocarstwa. Bogactwa naturalne kryją się bowiem nie tylko na stałym lądzie, ale również pod powierzchnią Oceanu Arktycznego.

W oczywisty sposób roszczenia do udziału w arktycznym torcie składają państwa graniczące z Arktyką, przede wszystkim USA i Rosja, ale częściowo też Kanada, Norwegia, Dania oraz Finlandia. Co ciekawe, żądanie dopuszczenia do udziału w wydobyciu surowców arktycznych wysunęły też Chiny, które określiły się jako „państwo blisko arktyczne”.

Pekin zażądał umożliwienia mu eksploatacji 20% znajdujących się tam surowców. Uzasadniał to reprezentowaniem przez siebie 20% światowej populacji. Pomysł ten nie został entuzjastycznie przyjęty przez państwa arktyczne, w tym przez Rosję, jednak próby inwestowania w grenlandzką infrastrukturę pokazują, że Państwo Środka łatwo nie zrezygnuje z prób przejęcia kontroli nad częścią surowców Arktyki.

Głównym powodem rosnącego znaczenia tego regionu jest jednak topnienie lodowców, które z roku na rok ułatwia żeglugę po Oceanie Arktycznym. Do niedawna taka podróż wymagała asysty licznych lodołamaczy lub była wręcz niemożliwa. Aktualnie często wystarczy już tylko jeden lodołamacz, a w przyszłości może powstać trasa, na której taka asysta nie będzie w ogóle konieczna.

Z pewnością będzie to rewolucja dla handlu światowego, jako że trasa przez Arktykę stanie się najkrótszą, a przez to również najtańszą trasą między Chinami a Europą, krótszą nawet niż ta prowadząca przez Kanał Sueski. Naturalnie stworzy to też nowe wyzwania w dziedzinie kontroli handlu na tej trasie.

Można przypuszczać, że Cieśnina Beringa stanie się nowym wąskim gardłem transportu morskiego, o którego kontrolę będą rywalizować Rosja i USA. O znaczeniu kontroli takich wąskich gardeł pisałem bardziej szczegółowo na przykładzie Kanału Panamskiego. Trasa arktyczna będzie w większości biegła przy północnym wybrzeżu Rosji, która już rości sobie prawo do kontrolowania ruchu statków w tym rejonie.

Stawia to zatem przed Stanami Zjednoczonymi, jako dotychczasowym hegemonie światowego handlu morskiego, nowe wyzwania, z jakimi dotąd nie musiały się one mierzyć. Operacje z udziałem okrętów US Navy w pobliżu północnych granic Rosji wymagają posiadania baz w Arktyce, których Waszyngton (poza Alaską) nie ma.

Idealną bazą, zwłaszcza ze względu na swoją dogodną lokalizację, mogłaby zatem być Grenlandia. Zdaje się ona wręcz kluczem do podjęcia w Arktyce rywalizacji z Rosją, która posiada tam naturalną przewagę z racji swojego położenia geograficznego.

Rosyjski cień nad północną flanką NATO

Ponieważ Arktyka jest polem konfliktu interesów USA i Rosji, stanowi też istotne pole współpracy w ramach NATO, które oprócz najważniejszej w ostatnim czasie wschodniej flanki posiada też nie mniej narażoną na agresję flankę północną.

W jej skład wchodziły pierwotnie Dania, Norwegia, Islandia, Belgia i Wielka Brytania, a ostatnio dołączyły do niej nowo przyjęte Finlandia i Szwecja. W tym gronie zainteresowane sytuacją w Arktyce są zwłaszcza kraje skandynawskie i Finlandia.

Dołączenie Szwecji i Finlandii do sojuszu jest ogromnym wsparciem dla NATO w tym rejonie, ponieważ pozwala na zintegrowanie w ramach jednego systemu zawsze blisko współpracujących ze sobą państw skandynawskich i Finlandii. Ułatwia też wykorzystanie terytorium Szwecji jako kluczowego punktu przerzutu zaopatrzenia w rejony koła podbiegunowego, gdzie toczyłyby się potencjalne walki.

Możliwość wybuchu konfliktu zbrojnego w tym regionie wywołuje w tych krajach spore obawy o własne bezpieczeństwo, podobne do tych znanych nam ze wschodniej flanki.

O ile bowiem wschodnia flanka jest prawdopodobnym rejonem konfrontacji NATO-Rosja z uwagi na fakt, że tamtejsze państwa powstały na terenach byłego Związku Radzieckiego lub w jego historycznej strefie wpływów, o tyle flanka północna również jest prawdopodobnym rejonem uderzenia, choć raczej z uwagi na słabość NATO w tym regionie.

W Skandynawii nie ma dużych baz, w których stacjonowaliby amerykańscy żołnierze, brak też znaczących kwater międzynarodowych sztabów, a kraje regionu posiadają nieliczne armie zawodowe. Dla przykładu armia fińska w okresie pokoju liczy zaledwie około 20 tys. żołnierzy.

Atutem Finlandii jest świetne przygotowanie społeczeństwa do mobilizacji na wypadek pełnoskalowej wojny oraz posiadanie jednej z najlepszych jednostek artylerii w NATO. Mała liczba zawodowych żołnierzy sprawia jednak trudności w elastycznym reagowaniu na wcześniejszych etapach eskalacji czy w sytuacji wojny hybrydowej, kiedy zbyt wcześnie jest jeszcze na ogłoszenie powszechnej mobilizacji.

Innym przykładem może być armia Szwecji, która cieszy się dobrze przygotowaną do operowania na Bałtyku marynarką oraz przyzwoitymi siłami powietrznymi (98 myśliwców wielozadaniowych Gripen, dla porównania Polska posiada 48 F-16, zamówionych 48 FA-50 i 32 F-35).

Ich siły lądowe starają się dopiero zbudować pierwszą pełną brygadę (Polska ma ich w sumie 15), a całość szwedzkich sił zbrojnych po odjęciu około 10 tys. pracowników cywilnych liczy zaledwie 14 tys. żołnierzy zawodowych, w tym 7 tys. w wojskach lądowych, oraz 26 tys. rezerwistów.

Rosja natomiast przed rozpoczęciem wojny na Ukrainie posiadała w rejonie Półwyspu Kolskiego znaczne siły zbrojne przygotowane do działań w warunkach podbiegunowych. Liczba ta wynikała w sporej mierze z uwagi na stacjonowanie na tamtym obszarze Floty Północnej, która jest zdolna do zmasowanego uderzenia zarówno przy użyciu środków konwencjonalnych, jak i nuklearnych. Rosja od lat prowadziła też w tym rejonie liczne ćwiczenia wojskowe.

Zmiana architektury bezpieczeństwa w regionie w ostatnich kilku latach skłania jednak państwa nordyckie i Finlandię do realnych działań na rzecz poprawy swojej sytuacji strategicznej w ramach NATO. Przykładem może tu być zwłaszcza wspomniana wyżej Szwecja, która dąży do odtworzenia swoich lądowych zdolności poprzez zakupy sprzętu oraz przywrócenie obowiązkowej służby wojskowej.

O rozwój swoich zdolności dba też Norwegia, która od dawna obawia się utraty Dalekiej Północy i Svalbardu, będących najlepiej rozwiniętymi rejonami Arktyki i mających istotny wkład w norweską gospodarkę.

***

Wraz z postępującym rozmarzaniem Arktyki wśród światowych mocarstw rośnie także zainteresowanie tym regionem. Obszar ten będzie w przyszłości polem napięć przede wszystkim na linii Rosja-NATO, ale niewykluczone, że do rywalizacji przeciwko USA w tym rejonie włączą się też Chiny.

Do rangi strategicznej urasta przy tym pozycja Grenlandii, która z powodu swego bogactwa surowcowego oraz dogodnego położenia zdaje się kluczem do kontrolowania całego regionu. W obliczu tych wyzwań można przewidywać, że Stany Zjednoczone będą w najbliższym czasie dążyły do jakiejś formy zwiększenia swojej obecności na wyspie albo przez umowę z rządem w Kopenhadze, albo z ewentualnym niezależnym rządem w Nuuk.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.