Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna. Możesz nas wesprzeć przekazując 1,5% podatku na numer KRS: 0000128315.

Informujemy, że korzystamy z cookies. Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony.

Piękny tata z Instagrama. Nie róbmy ojcom tego, co zrobiono matkom!

przeczytanie zajmie 12 min
Piękny tata z Instagrama. Nie róbmy ojcom tego, co zrobiono matkom! Autor ilustracji: Rafał Jękot

Gdy wpiszemy w wyszukiwarkę Instagrama hasło „father”, wyświetlą nam się tysiące zdjęć idealnych mężczyzn. Równo przystrzyżony zarost, modne ubrania i kolorowa sala zabaw. Zobaczymy rodzinne sesje zdjęciowe w pięknie urządzonych loftach. Z drugiej strony teksty dotyczące ojcostwa to głównie informacje o zaniechaniach mężczyzn – niepłaceniu alimentów i dysproporcji w podziale obowiązków. W tym wszystkim brakuje nam środka. Ojców, którzy codziennie walczą o utrzymanie rodziny i poświęcają czas na bycie z dziećmi.

Gdy siedem lat temu po raz pierwszy pisałam tekst o ojcostwie, zainspirował mnie magazyn „Fathers”, którego numer znalazłam na stole w jednej z kawiarni. Wertując koleje strony, oglądałam zdjęcia mężczyzn w drogich ciuchach, z eleganckimi zegarkami i wózkami dla dzieci, których wartość wynosiła równowartość średniej krajowej.

Wszyscy zaangażowani w sensoryczne zabawy, stawiający przed swoimi ubranymi równie modnie pociechami kreatywne zadania. Oglądałam ojców idealnych. Takich, których w rzeczywistości szukać próżno.

Siedem lat później jesteśmy w miejscu, gdzie taki obrazek to nie tylko pojedyncze, wydane na ekologicznym papierze pismo, ale archetyp powielany przez media społecznościowe i influencerów, do którego większość mężczyzn nie potrafi „doskoczyć” i prawdopodobnie nigdy nie doskoczy.

Walcząc dziś z wpychającym w kompleksy obrazem bizneswoman w nienagannej fryzurze i  dzieckiem pod pachą, budujemy równolegle niedościgniony wzorzec ojca, któremu zaledwie garstka uprzywilejowanych będzie w stanie dorównać. To droga donikąd.

Trzy modele ojcostwa

Jak dobrze wiemy, model ojcostwa przechodzi w ostatnich kilkunastu latach w Polsce i na świecie fundamentalne zmiany. Od nieobecności w życiu dziecka po coraz większe zaangażowanie, i to na różnych płaszczyznach. Dr Tomasz Sosnowski w pracy Pedagogiczny model ojcostwa – konstrukt teoretyczny wyróżnił trzy sposoby realizowania tego istotnego z perspektywy mężczyzny zadania.

Pierwszy model to ojciec nieobecny emocjonalnie. Obecność mężczyzny jest przede wszystkim symboliczna, sprowadza się do zapewnienia rodzinie bytu materialnego. Nie czuje on potrzeby zainteresowania się sferą uczuć swojego dziecka. Nie angażuje się przesadnie w relacje z nim. To ojciec, który nie poświęca czasu na zabawę czy rozmowę. Po prostu jest. Pojawia się w domu, wraca z pracy, natomiast głębokie rozmowy to nie jego odpowiedzialność, ale zadanie matki.

Kolejny rodzaj to pragmatyczny model ojcostwa. Jego istotą jest zapewnienie rodzinie dobrej sytuacji materialnej. Fizyczna i emocjonalna nieobecność ojca usprawiedliwiona jest dążeniem do poprawy finansowych zasobów. Obecność takich ojców jest akcyjna i uzależniona od sytuacji zawodowej.

Większość energii i czasu poświęcają na zapewnienie wysokiego poziomu życia dzieciom kosztem wkładu w wychowanie, poznania i odpowiadania na potrzeby emocjonalne swoich pociech. Przykładem mogą tu być zarówno ojcowie, którzy (często z przymusu) wyjeżdżali za granicę do pracy, jak i współcześnie ci, którzy przyjmują kolejne zlecenie, pracują po kilkanaście godzin dziennie i w tym upatrują sposobu na spełnienie swojej ojcowskiej i małżeńskiej roli.

Ostatni typ to model świadomego i odpowiedzialnego ojcostwa. To rodzic, który jest obecny na każdym etapie rozwoju. Nie tylko jako bierny obserwator, ale aktywny uczestnik, który towarzyszy dziecku zarówno fizycznie, jak i emocjonalnie.

Stara się szanować i zrozumieć emocje dziecka związane z relacjami, szkołą i wyzwaniami, przed którymi ono staje. Zakłada też zachowanie równowagi między obowiązkami zapewnienia stabilności materialnej a aktywnym udziałem w wychowaniu dziecka. Ten model jest dziś przedstawiany, szczególnie w mediach społecznościowych, choć nie tylko tam, jako pożądany. Coś, do czego mężczyźni powinni aspirować.

Dwa pierwsze modele nierozłącznie wiążą się z naszą historią. To spadek, który odziedziczyliśmy po fizycznej nieobecności ojców, spowodowanej udziałem w konfliktach zbrojnych poprzednich wieków i dziesięcioleci. Każde kolejne pokolenie odwoływało się bądź nieświadomie dziedziczyło ten model funkcjonowania rodziny.

Nastąpiła jednak gwałtowna emancypacja kobiet. Kobiety przestały być już „tylko” opiekunkami ogniska domowego, poszły do pracy, zaczęły zarabiać, zyskały większą podmiotowość. Mimo wszystko stare nawyki pozostały – podział obowiązków jest wciąż wyzwaniem.

Między pierwszym a trzecim z opisanych modeli jest długa droga. Warto, by mężczyźni na tę drogę weszli. Istnieje też bardzo poważne zagrożenie – postawimy mężczyznom poprzeczkę zbyt wysoko. Będziemy żądać od nich natychmiastowej zmiany i posiadania umiejętności, których nabycie wymaga pracy, czasu, wyrozumiałości i wsparcia.

Podział obowiązków. Dwie stałe, jedna zmiana

Przez setki lat podział obowiązków między matką i ojcem był jasny. Wynikał po części ze stosunków pracy, faktu, że to mężczyźni w dużej mierze pracowali zarobkowo. Przed technologicznymi rewolucjami siła fizyczna dawała w większości obszarów znaczącą przewagą.

Ojciec odpowiadał za zabezpieczenie finansowe rodziny, a matka za dom i opiekę na dziećmi. Mimo że w Polsce model ten miał wiele wariantów i kobiety od dawna łączą te dwa światy, to wciąż psychiczne obciążenie i oczekiwania społeczne spychają obie strony na te dwie pozornie (!) sprzeczne ze sobą osie.

Pokazują to badania przeprowadzone przez think tank Tato.Net Według 29,1% respondentów za zapewnienie bytu i bezpieczeństwa finansowego odpowiada ojciec. Tylko 2,9% badanych wskazało na kobietę, a 65,7% ankietowanych za osobę odpowiedzialną za rodzinny portfel uznało po równo oboje rodziców.

Podobną dysproporcję widzimy w dwóch innych kwestiach. Na pytanie, kto wykonuje codzienne prace domowe (np. pranie, sprzątanie, gotowanie), 31,8% respondentów odpowiedziało, że są to zadanie kobiet. Tylko 2,0% wskazało mężczyzn.

63,6% badanych uważa, że to zadania należące do obojga rodziców. Opieka w pierwszych miesiącach życia to również obowiązek, który w opinii wielu należy do kobiety. 42,1% badanych wskazało, że to właśnie ona odpowiedzialna jest za pielęgnowanie nowo narodzonego dziecka. Tylko 2,1% odpowiadających wskazało mężczyzn, a 53,9% oboje rodziców.

W czasie, gdy te dwie przestrzenie wciąż pozostają przypisywane w znacznej mierze jednej lub drugiej stronie, w innej odbyła się prawdziwa rewolucja. To sfera uczuć i bliskości. W nią ojcowie coraz częściej chcą być włączani. Z cytowanego powyżej raportu wynika, że bardzo zbliżona liczba osób wskazuje, że równymi obowiązkami ojca i matki są reagowanie w sytuacjach kryzysowych, pomoc i wsparcie dzieci oraz rozwijanie ich pasji. Coraz częściej ojcowie są wskazywani jako ci, którzy okazują uczucia i bawią się z dziećmi.

Ponadto postawy, z jakimi mężczyźni posiadający dzieci się identyfikują, to najczęściej wsparcie, wychowanie i okazywanie uczuć. Kobiety (bez względu na to, czy posiadają dzieci) od ojca oczekują przede wszystkim wsparcia, okazywania uczuć i bliskości.

Z perspektywy systemu ojców nie ma

Oczywiście moglibyśmy włożyć powyższe liczby do jednej tabeli i wskazać, że wciąż istnieją obszary, w których to na matkach spoczywają większy ciężar i odpowiedzialność. W 2024 r. ojcowie wciąż rzadziej wstają do dzieci, piorą, zmywają i myślą o tym, czego brakuje w lodówce.

W debacie o rodzicielstwie brakuje jednak perspektywy patrzenia na problem z drugiej strony. I tak np. obciążenie psychiczne za bezpieczeństwo finansowe i mieszkaniowe rodziny, jakie czują mężczyźni, jest tym kosztem, który realnie ponoszą, a którego to debata publiczna zdaje się nie widzieć. Znacznie łatwiej pomija się tę kwestię.

Nawet jeśli ojcowie coraz częściej decydują się poświęcić opiece nad dziećmi, ich decyzje traktowane są jako wyjątek potwierdzający regułę czy wręcz ,,odpoczynek” od pracy zawodowej. Krótko mówiąc – jako coś gorszego od czynnej pracy zawodowej, wręcz „niepraca”. Tymczasem opiekę kobiet nad dziećmi chcemy dowartościować, dlatego coraz częściej wprost nazywamy ją nieodpłatną pracą domową.

Nie ma wątpliwości, że wciąż większość prac domowych wykonują kobiety. To czas i poświęcenia, których nie uwzględniają statystyki ekonomiczne. Gotowanie, sprzątanie, zmywanie są wciąż według zimnej kalkulacji słupków PKB nieproduktywne.

OECD, czyli Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju, i jednostki badawcze przy ONZ szacują, że kobiety wykonują średnio dwa i pół razy więcej nieodpłatnej pracy domowej niż mężczyźni. Oznacza to bardzo często, że wykonują nie tylko pracę, która służy im i ich dzieciom, ale także partnerom. Jednocześnie te same kobiety pozostają aktywne zawodowo.

To wszystko sprawia, że w dyskusjach o planowaniu polityk publicznych mężczyźni są pomijani, bo to przecież kobiety są poszkodowane. Mężczyzn nie dotyczy dyskusja o przerwach w pracy czy skróconych emeryturach związanych z czasem poświęconym na wychowywanie dzieci.

W efekcie ciężar debaty został całkowicie przesunięty na optykę kobiet. To, jak ocenimy wartość męskiej pracy domowej, ma tymczasem ogromne znaczenie w perspektywie planowania polityki rodzinnej i przyjmowania konkretnych rozwiązań – zarówno w znaczeniu praktycznym, jak i symbolicznym. Stawiając mężczyzn poza nawiasem, pomijając problem urlopów ojcowskich, docenienie mężczyzn za to, że rezygnują z pracy dla dzieci, tak jak to kiedyś robiły kobiety, skazujemy się na obraz „ojca na doczepkę”.

Przemilczania nierówności (zarówno realnych, takich jak krótsze urlopy macierzyńskie, jak i symbolicznych, np. postrzegania faceta rezygnującego z pracy na rzecz dzieci jako robiącego sobie „przerwę od pracy”) doświadczają zaangażowani ojcowie.

Jednocześnie podkreślamy, że to kobiety są przede wszystkim poszkodowane. Finalnie szkodzi to samym kobietom. Odstrasza i zniechęca bowiem tych mężczyzn, którzy realnie chcieliby bardziej zaangażować się w obowiązki rodzicielskie. Przedstawianie siebie jako „ofiary” w logice „wojny płci” nie służy nikomu – ani kobietom, ani mężczyznom. Potrzebujemy solidaryzmu, a nie rywalizacji.

Czego więc potrzebujemy?

Po pierwsze, stowarzyszeniowości ojców. Inicjatyw dla kobiet, które są na różnych etapach wychowania dziecka i nie pracują, jest wiele. Matki w ramach różnego rodzaju kręgach spotykają się, by dzielić się trudami i wspierać w wyzwaniach, które stawia przed nimi macierzyństwo. Istnieje bogata oferta prasy dla matek, serwisy internetowe i grupy w mediach społecznościowych. Z pewnością kobietom sprawę ułatwia ich naturalna predyspozycja do zrzeszania się w ramach ich najbliższego otoczenia.

Mężczyźni z kolei wciąż mają problem z werbalizowaniem swoich trudności. Obawiają się otwarcie mówić o trudnych dla nich sprawach. Nie jest to dla nich naturalne ani nie koresponduje z upadającym, co prawda, ale wciąż oddziaływującym modelem męskości. Dlatego tak ważne jest, by powstawały stowarzyszenia i organizacje, które pomogą mężczyzną otworzyć się przed innymi w podobnej sytuacji.

Przykładem takiej grupy jest inicjatywa Tato.Net. Na stronie internetowej czytamy, że „Tato.Net to inicjatywa inspirująca mężczyzn do przeżywania ojcostwa jako pasji oraz najważniejszej kariery życia. Misją Tato.Net jest pomagać w kształtowaniu postawy świadomego i odpowiedzialnego ojcostwa wśród współczesnych mężczyzn”.

Ojcowie nie tylko zyskują przestrzeń do mówienia o swoich problemach, ale podczas zjazdów i konferencji dostają poważny zastrzyk pozytywnych inspiracji. Takich inicjatyw jest więcej. Męskie kręgi organizuje Fundacja Masculinum.

Podobne, ale trochę w innym duchu, prowadzi grupa performatywna Chłopaki. Choć tematyką, która ogniskuje powyższe grupy, jest szerszy problem – kryzys męskości – to w ramach ich działalności problem ojcostwa i to, jakim być ojcem, dziś wysuwa się niejednokrotnie na pierwszy plan.

Po drugie, skończmy z wojną płci! Macierzyństwo i ojcostwo coraz mocniej funkcjonują w logice licytacji. Sprawiedliwy podział obowiązków to kwestia fundamentalna. Pewien „rachunek” zaangażowania jest jego naturalnym i nierozłącznym elementem. Dziś jednak mamy do czynienia z przekroczeniem pewnych granic. Wynika to z nałożenia się dwóch rzeczywistości.

Jedną z nich jest indywidualizm. Potrzeba zapewnienia sobie komfortu i możliwości rozwoju na wielu płaszczyznach stały się sprawą fundamentalną. Tymczasem, jak zauważa Karolina Lewestam, jest to praktycznie nie do pogodzenia z sensownym rodzicielstwem.

Ponadto rośnie liczba rozwodów. W momencie, gdy rodzice coraz częściej żyją oddzielnie, a dziećmi opiekują się następni partnerzy rodzica, poświecenie na rzecz rodziny przestaje być naturalnym kosztem, który dorzucamy do wspólnego „garnuszka”, a staje się negocjowalną ceną, np. w postaci alimentów, którą musimy opłacić już nie na rzecz wspólnego „projektu”.

To wszystko razem sprawia, że coraz trudniej myśleć o rodzicielstwie w logice daru. To jednak perspektywa, którą obierają obie strony. Nie tylko więc mężczyźni powinni być z niej rozliczani.

Po trzecie, powinniśmy uwzględnić postulaty ojców w debacie. To ostatnia i najbardziej poważna konsekwencja kształtowania debaty przez „większościowych udziałowców”. Na szczęście dyskurs zaczyna powoli się zmieniać. W Polsce funkcjonują już takie organizacje, jak Stowarzyszenie na rzecz Chłopców i Mężczyzn, zaś o prawach mężczyzn, jako jednym z priorytetów na czas polskiej prezydencji w UE, mówiła ministra ds. równości, Katarzyna Kotula. Jest więc trochę lepiej, choć do ideału ciągle daleko.

Albo jesteś ideałem, albo nie ma cię wcale

Dostrzeżenie, że obecny tata jest potrzebny w życiu rodziny, pozwoli otworzyć się na dyskusję o prawdziwym zaangażowaniu. Żeby jednak to mogło się wydarzyć, potrzebujemy zmiany wizerunku ojca. Zerwania z przedstawianiem go jako niewystarczającego, niepełnoprawnego i dysfunkcyjnego.

Ojcostwo, tak jak macierzyństwo, może być najpiękniejszą przygodą życia. O ile więc nauczyliśmy się tak opowiadać o zaangażowaniu kobiet, o tyle w przypadku mężczyzn jeszcze wiele jest do zrobienia. Ważne jednak, żebyśmy tego obrazu na starcie nie przerysowali.

Dziś funkcjonujemy w logice dwóch porządków – albo jesteś ideałem, albo nie ma cię wcale. Tymczasem pomiędzy nieobecnym ojcem, który nie płaci alimentów, a ideałem biegającym maratony z przystosowanym do tego wózkiem dziecięcym jest jeszcze sporo miejsca na normalne – w dobrym tego słowa znaczeniu – przeciętne i ciepłe ojcostwo. Takie, w którym zdarzają się błędny i nie wszystko jest idealnie.

Nasze społeczeństwo już raz wykształciło idealny archetyp, który nie wytrzymał zderzenia z rzeczywistością. Obraz supermatki, która na szpilkach biegnie z dzieckiem na kolejne zajęcia, a jednocześnie odbiera ważne połączenie od zarządu firmy, zdaje się dziś zabawnym reliktem pewnego etapu kapitalizmu. Nie powtarzajmy więc tego błędu.

Stwórzmy w kulturze obraz ojca, który tak jak matka stara się pogodzić różne światy. Zróbmy to w taki sposób, żeby poprzeczka nie była ustawiona zbyt wysoko i nie okazała się tak przerażająca, że wielu zawróci z tej drogi, zanim w ogóle ją rozpocznie.

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.

Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o zachowanie informacji o finansowaniu artykułu oraz podanie linku do naszej strony.