Sędziowie powołani po 2017 roku są dyskryminowani. To nie jest przywracanie praworządności

Termin „neo-sędzia” został stworzony po to, żeby deprecjonować sędziów, do których nie ma merytorycznych zastrzeżeń. Takie określenie nie występuje ani w ustawie, ani w orzecznictwie, także tym europejskim. W debacie publicznej głos zabierają cały czas te same osoby, które próbują utrwalić narrację deprecjonującą nielubianą grupę sędziów bez podejmowania merytorycznej dyskusji. Przeszłam procedurę awansową po 2017 roku i jestem niezawisłą sędzią. Nic się w tej sprawie się nie zmieniło – mówi w rozmowie z Klubem Jagiellońskim dr Monika Smusz-Kulesza, sędzia Sądu Okręgowego w Łodzi, przedstawicielka Ogólnopolskiego Zrzeszenia Sędziów „Aequitas”.
Czy Adam Bodnar przywróci praworządność?
Trudno jednoznacznie stwierdzić. Na pewno nie przywróci jej przy pomocy przedstawionych niedawno projektów Komisji Kodyfikacyjnej sędziego Krystiana Markiewicza, o ile pozostaną one w tym kształcie, w którym zostały upublicznione.
Przywracanie praworządności nie może odbywać się z naruszeniem Konstytucji RP i podstawowych praw i gwarancji w niej ustanowionych. Oba przedstawione projekty nie spełniają tych kryteriów.
Dlaczego?
Zakładają one usunięcie bardzo dużej grupy sędziów ze stanowisk w trybie sprzecznym z konstytucją. Jeden z projektów miałby tego dokonać na mocy ustawy, drugi – na podstawie decyzji nowo powołanej Krajowej Rady Sądownictwa.
Oba rozwiązania godzą w zasadę nieusuwalności sędziów, stanowiącą jedną z gwarancji ich niezawisłości. Realizacja tych planów stanowiłaby niebezpieczny precedens konstytucyjny.
Co mogłoby nam grozić w przypadku, gdy wszelkie uchwały KRS od 2018 roku zostałyby uznane za wydane w sposób wadliwy?
Wielki chaos, spadek zaufania do wymiaru sprawiedliwości i w efekcie brak pewności prawa i poczucia bezpieczeństwa obywateli.
To znaczy?
Sędziowie powołani do piastowania urzędu w oparciu o uchwały KRS ukształtowanej na mocy ustawy z 2017 r. – zwani złośliwie neo-sędziami – stanowią około 30% wszystkich sędziów. Proponowane rozwiązania mają dotknąć członków tej grupy w bardzo różnym stopniu.
Zwracam również uwagę na planowane jaskrawo nierówne traktowanie wewnątrz tej grupy. Zgodnie z założeniami projektów, około 1500 sędziów awansowanych do sądów wyższych szczebli lub wybranych spoza sądownictwa miałoby być uznanych za wadliwie powołanych, przy tym 1200 z nich miałoby powrócić na dawne stanowiska zajmowane przed awansem, natomiast około 300 sędziów miałoby zostać usuniętych z zawodu.
Druga grupa, tzw. młodych sędziów, licząca około 1700 osób, mimo przejścia procedury przed tą samą KRS, miałaby zostać uznana za niedotknięta wadą i pozostać na swoich stanowiskach. To pierwszy absurd, nieznajdujący żadnego uzasadnienia w zasadach gwarantowanych w konstytucji i obowiązujących ustawach, świadczący dobitnie o prawdziwych intencjach osób postulujących to rozwiązania. Jest jeszcze jednak inny absurd.
Jaki?
Sędziowie, którzy powróciliby na swoje dawne stanowiska z uwagi na ich domniemany brak niezawisłości, udzielono by dwuletniej delegacji, aby mieli możliwość dokończenia prowadzonych spraw w sądach, w których orzekają obecnie, po awansach.
Oznacza to, że sędziowie ci, którzy niby nie są niezawiśli jako sędziowie Sądu Okręgowego i Apelacyjnego, przez okres dwóch lat mieliby orzekać już jako niezawiśli sędziowie sądów niższych szczebli de facto w tych samych sprawach. To niepoważne.
Grozi nam paraliż wymiaru sprawiedliwości?
Tak. W wielu sądach sędziowie nominowani po 2017 r. trafiali do konkretnych wydziałów, stanowiąc w nich istotną większość lub nawet 100% obsady. Mam na myśli chociażby tzw. wydziały frankowe, wydziały rodzinne czy wydziały gospodarcze – upadłościowe i własności intelektualnej. Przeniesienie lub usunięcie z zawodu tych ludzi spowoduje dezorganizację pracy wydziałów. W przypadku mniejszych sądów, tak jak pan sugeruje, może wręcz je sparaliżować.
Spora część sędziów nie zgodzi się z decyzją o usunięciu z urzędu i skieruje swoje roszczenia na drogę sądową, co jeszcze bardziej obciąży wymiar sprawiedliwości.
Czy środowisko sędziów przedstawiło jakieś alternatywne wizje reformy sądownictwa?
Jako „Aequitas” hołdujemy zasadzie trójpodziału władzy. Nie chcemy proponować projektów ustaw, ponieważ jest to rola władzy ustawodawczej. Nasze zadanie sprowadza się do opiniowania proponowanych zmian i czuwania nad ich zgodnością z zasadami konstytucyjnymi i standardami europejskimi.
Zwracam uwagę, że oprócz dwóch projektów opracowanych przez komisję kodyfikacyjną – skrajnie sprzecznych z Konstytucją oraz opinią i zaleceniami Komisji Weneckiej – mamy jeszcze jeden projekt, który powstał na Uniwersytecie Łódzkim. W porównaniu do tego, co zaproponował sędzia Krystian Markiewicz i jego komisja, projekt uniwersytecki wydaje się naprawdę uwzględniać zasady konstytucyjne i stanowisko Komisji Weneckiej. Żałuję, że tak mało się o nim dyskutuje.
Na czym on polega?
W bardzo dużym skrócie: projekt zakłada indywidualną weryfikację powołań i awansów sędziów zamiast pozbawienia ich urzędu. Obejmuje uchwały w przedmiocie nominacji sędziowskiej i asesorskiej po 2018 r. oraz inne uchwały osobowe KRS. Zakłada, że wadliwe ukształtowanie procedury nominacyjnej nie powinno samo w sobie wpływać na uprawnienia pracownicze oraz że znakomita większość nominacji sędziowskich po 2017 r. nie miała charakteru politycznego.
W naszym odczuciu jednak mechanizmy, które przewiduje aktualnie obowiązujące prawo, już teraz pozwalają na realizację celów wyznaczonych przez Komisję Wenecką.
W jaki sposób?
Oczyszczenie środowiska z sędziów, którzy okazali się dyspozycyjni politycznie, może się przecież odbyć w drodze postępowań dyscyplinarnych. To narzędzie uwzględnia zasadę nieusuwalności, spełnia warunek indywidualizacji i pozwala na pociągnięcie do odpowiedzialności tych, którzy okazali się niegodni urzędu.
Rząd i komisja kodyfikacyjna tego nie dostrzegają?
Wprost przeciwnie, dostrzegają. Po prostu nie ma woli, by z tego mechanizmu skorzystać. Nie chcę oceniać motywacji komisji kodyfikacyjnej. To rozwiązanie na pewno nie doprowadziłoby do zwolnienia stanowisk w sądach okręgowych i apelacyjnych. W przeszłości zdarzały się już kilkukrotnie przypadki wadliwości procesu nominacji sędziów. Były one nawet stwierdzane przez Sąd Najwyższy czy Trybunał Konstytucyjny.
Czyli to nie jest pierwszy raz?
Pierwszy raz w historii mamy do czynienia z sytuacją, gdzie może nas czekać masowe usuwanie sędziów ze stanowisk. O zgrozo, propozycje te są suflowane przez część środowisk sędziowskich. Próbują one forsować tezę, że sędziom nominowanym po 2018 roku nie przysługuje konstytucyjna ochrona, ponieważ mieliby oni być sędziami ustawowymi. Ta narracja jest kompletnie pozamerytoryczna.
Dlaczego?
Żaden akt prawny nie przewiduje podziału sędziów na ustawowych i konstytucyjnych. Mamy jedną grupę sędziów, którzy są nieusuwalni.
Członkowie komisji kodyfikacyjnej próbują powoływać się na orzecznictwo trybunałów europejskich oraz opinię Komisji Weneckiej. Moim zdaniem celowo błędnie się je interpretuje i wykorzystuje na potrzeby uzasadnienia konkretnej tezy.
To znaczy?
Za najdalej wprowadzające w błąd uważam utrwalanie przekonania, że trybunały zakwestionowały status polskich sędziów, podczas gdy sformułowanie takie nie znalazło się w żadnym z orzeczeń. Wprost przeciwnie, we wszystkich wyrokach trybunały europejskie jasno stwierdzają, że sędziowie powołani i awansowani po 2017 roku są sędziami.
Członkowie komisji kodyfikacyjnej powołują się w szczególności na wyrok Wałęsa przeciwko Polsce. W tym wyroku ETPC zobowiązuje jedynie do podjęcia działań zmierzających do uregulowania statusu sędziów wszystkich sądów nominowanych w procedurze z udziałem KRS ukształtowanej przed ośmioma laty. Sama zresztą uważam, że ta instytucja wymaga reformy.
W żadnym fragmencie wyroku nie mówi się jednak o usuwaniu sędziów z urzędu w sposób sprzeczny z konstytucją, ani o „neo-sędziach”, „nie sędziach”, czy „sędziach ustawowych”. Mówi się o sędziach. To w moim odczuciu potwierdza status sędziowski, a nie jemu zaprzecza.
To po co używa się terminu „neo-sędzia”?
Tylko i wyłącznie po to, żeby deprecjonować daną grupę sędziów. Nigdzie nie wskazuje się na ich brak kompetencji merytorycznych. Tego by się obronić nie dało – po 2017 r. do zawodu weszło i awansowało wielu znakomitych prawników o bardzo wysokich kompetencjach merytorycznych, sprawnych orzeczniczo, ze świetnymi wynikami w służbie sędziowskiej.
Skąd ten wniosek?
Z badań organizacji pozarządowych, takich jak Helsińska Fundacja Praw Człowieka i Fundacja Court Watch. Wynika z nich, że nie ma istotnych różnic w sylwetkach sędziów powołanych przed i po 2017 r. Zdarza się nawet, że ci drudzy wypadają lepiej.
Ilustruje to sytuacja w sądach w Łodzi. Dopiero po 2017 r. konkursy stały się tu rzeczywiste i wieloosobowe. Przystąpili do nich sędziowie z dużym stażem pracy, dodatkowymi kwalifikacjami np. stopniami naukowymi czy znajomością języków obcych oraz świetnymi wynikami w dotychczasowej służbie.
Skoro nie da się podważyć kompetencji tych sędziów, to próbuje się przedstawić ich społeczeństwu poprzez pejoratywne określenia.
Czyli nie czuje się pani neo-sędzią?
Absolutnie nie. Czuję się po prostu sędzią. Przeszłam procedurę awansową przed kilkoma laty, ale uważam, że w żaden sposób nie wpłynęło to na moją niezawisłość. Byłam niezawisłym sędzią przed 2017 rokiem i tak jest do dziś.
Nie chciałabym jednak mówić o sobie, tylko o całej grupie. Sędziowie nominowani po 2017 roku to tacy sami sędziowie. Podobnie jak inni, sprawują urząd dla dobra wymiaru sprawiedliwości. Bardzo późno do debaty publicznej zaczęły się przebijać głosy wskazujące na te wszystkie okoliczności.
Tak zresztą powstało nasze stowarzyszenie. Właśnie po to powstaliśmy, aby zabrać głos w debacie publicznej i w czysto merytoryczny sposób odnosić się do proponowanych rozwiązań w zakresie wymiaru sprawiedliwości.
Inne stowarzyszenia nie odnoszą się do nich „czysto merytorycznie”?
Sądzę, że jesteśmy w tej sprawie wyróżniającym się zrzeszeniem. Uważamy, że potrzebny jest uporządkowany, wyważony głos czysto merytoryczny. Zwracam uwagę na to, że konstytucja zakazuje politycznego angażowania się sędziów.
Naszą pierwszą inicjatywą było skierowanie listu do Komisji Weneckiej, w którym przedstawiliśmy bardzo obszerną argumentację prawną w sprawie proponowanych wówczas propozycji Ministerstwa Sprawiedliwości.
Co do innych organizacji – niewątpliwie głos części z nich jest silnie naznaczony emocją i chęcią przywrócenia hierarchii sprzed 2017 roku.
Pani zdaniem istnieje zjawisko sędziów-polityków?
Obecnie poziom zaangażowania części członków niektórych stowarzyszeń sędziowskich stanowi zagrożenie dla wartości konstytucyjnych. Uważam, że sędziowie powinni komentować założenia aktów prawnych, ale jedynie w warstwie merytorycznej. Pewne standardy powinny być zachowane.
Da się całkowicie oddzielić poglądy od sprawowanej funkcji?
Myślę, że to zależy od funkcji. Na pewno żaden sędzia nie powinien pełnić roli, która wymaga zaangażowania politycznego. Część środowiska o tym zapomniała, a najgłośniej zarzuca sędziom nominowanym po 2017 roku brak niezawisłości.
Jego przejawem miał być np. fakt przyjęcia funkcji prezesa sądu czy przewodniczącego wydziału. Według projektów komisji to te osoby miałyby ponieść najpoważniejsze konsekwencje. Sami członkowie Iustitii czy Themis obecnie jednak chętnie wszystkie te funkcje przyjmują, niejednokrotnie skracając kadencje osób je sprawujących bez żadnej podstawy prawnej, a zatem wbrew obowiązującym przepisom.
Czy wewnątrz sądów można dostrzec podział na „nowych” i „starych” sędziów?
Na co dzień w zasadzie nie występują spory personalne na płaszczyźnie sędzia-sędzia. Pracujemy wszyscy razem, w miłej atmosferze. Wyjątki są bardzo rzadkie i ograniczają się do garstki najbardziej zaangażowanej w działalność stowarzyszeń Iustitia i Themis. Szczęśliwie zwykli członkowie tych stowarzyszeń postaw takich nie przyjmują.
Inna sytuacja ma miejsce w przypadku relacji z władzami sądów. Sędziowie nominowani po 2017 roku bardzo często spotykają się z dyskryminacją.
Aż tak?
Występują przypadki, w których sędziowie nominowani po 2017 roku z wysokimi wynikami statystycznymi są przenoszeni z wydziałów drugiej instancji do pierwszej, bez ich zgody. To niedopuszczalne.
Działań tych dokonują osoby, które w przeszłości tego typu przesunięcia definiowały jako formę upokorzenia sędziów przez prezesów sądów tzw. „podległych poprzedniej władzy”. Dzisiaj stosuje się te same mechanizmy, różnica polega na tym, że obecnie stosuje się je na większą skalę.
Czuje pani, że ten punkt widzenia, który pani prezentuje, jest reprezentatywny dla milczącej większości sędziów?
Nie czuję się uprawniona, żeby zabierać głos w imieniu tej milczącej większości. Każdy powinien mówić za siebie. W debacie publicznej występują jednak wciąż te same nazwiska, które próbują utrwalić pewną narrację bez podejmowania merytorycznej dyskusji, a nawet wbrew oczywistym merytorycznym argumentom.
Organizowane są debaty i konferencje, ale nie ma tam merytorycznej wymiany myśli. Jest przedstawienie stanowiska i aplauz ze strony zwolenników tego stanowiska. Osoby reprezentujące przeciwne poglądy nie są dopuszczane do wystąpień panelowych, nie udziela się im głosu nawet w ramach dyskusji z publicznością. To nie ma nic wspólnego z ideą konferencji, czy debaty.
Igor Tuleya stwierdził, iż „wszyscy neo-sędziowie powinni być usunięci z zawodu. Nie spełniają 2 podstawowych kryteriów – jeśli decydowali się brać udział w nielegalnych konkursach przed neo-KRS, to albo nie znają prawa, albo nie mają nieskazitelnego charakteru. To ich dyskwalifikuje”.
Absolutnie nie zgadzam się z tymi słowami. Wydawałoby się, że sędzia powinien konstruować swoje wypowiedzi w oparciu o ugruntowaną wiedzę i argumenty merytoryczne, a nie kierując się emocjami i posługując określeniami pejoratywnymi.
Ubolewam, że niektórzy sędziowie pozwalają sobie na tego typu sformułowania. Sędzia Tuleya wypowiedział się na temat ponad 3200 sędziów sprawujących obecnie urząd i orzekających w sprawach obywateli, zarzucając im branie udziału w nielegalnych procedurach. Sędziemu nie przystoi tego typu wypowiedź.
Czy zatem jest to nowy standard, że przedstawiciele środowisk sędziowskich czy prawnicy sensu largo zamiast prowadzić merytoryczne dyskusje i polemiki, zmierzają w kierunku emocjonalnej publicystyki?
Jest to albo zły nowy trend, albo następuje nasilenie wcześniejszych przypadków publicystycznego udzielania się sędziów. Obecnie skala tego wykracza poza dotychczasowe standardy.
Spójrzmy na wypowiedzi Komisji Weneckiej czy trybunałów europejskich, na które powołuje się chętnie komisja kodyfikacyjna. One nie są nacechowane emocjonalnie, a opierają się na analizach i merytoryce. Na podstawie tego typu argumentacji poważne instytucje formułują wnioski.
Jakie są pani przewidywania co do przyszłości wymiaru sprawiedliwości?
Wierzę w to, że działanie stowarzyszenia Ogólnopolskie Zrzeszenie Sędziów „Aequitas” przyniesie efekt w postaci niewkroczenia w sferę nieusuwalności sędziów. Gdyby stało się inaczej, mocno zaszkodzilibyśmy naszemu, i nie tylko, wymiarowi sprawiedliwości.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.
Dr Monika Smusz-Kulesza
Jakub Chruściel