Koniec wojny w Syrii. Nowy porządek geopolityczny na Bliskim Wschodzie

Zmiana władzy w Syrii definitywnie przemodelowała Bliski Wschód, choć nie jest pewne, czy nie przyniesie ona jeszcze większego dramatu w kraju, regionie i na świecie. Nie wiemy również, jaki kształt obejmą rządy Abu Mohammeda Al-Julaniego i jego formacji HTS, choć analiza zmian na geopolitycznej mapie Bliskiego Wschodu pozwala nam wysnuć pewne wnioski dotyczące możliwego rozwoju wypadków w tamtym regionie w najbliższych miesiącach.
Nowe władze, stary islam
Dziesięciodniowa kampania rozpoczęta 27 listopada 2024 r. doprowadziła do upadku reżimu Assada, który przez 13 lat bronił swojego istnienia w trwającej od 2011 r. wojnie domowej.
Damaszek został zajęty przez główną formację opozycyjną HTS, która skupia w swoich szeregach ponad 20 różnych ugrupowań i frakcji od islamskich radykałów (w tym ISIS czy Al-Kaida) po dezerterów z wojsk byłego reżimu czy formacje powiązane z Turcją.
Sam HTS uważany jest przez społeczność międzynarodową za organizację terrorystyczną. To stwarza ogromne wątpliwości co do kierunku zmian w kraju umęczonym reżimem rodziny Al-Assad, która po przewrocie znalazła schronienie w Moskwie.
O ile więc dokładny kierunek, który obejmie HTS, pozostaje wciąż niewiadomą, tak ogólna charakterystyka tego ruchu pozwala zbudować ogólny obraz nowej władzy.
Przede wszystkim nie ma co oczekiwać, że islamiści z ich liderem, Abu Mohammedem Al-Julanim vel Ahmedem Sharaa, na czele będą skłonni do rządzenia zgodnie z ideałami demokracji, praw człowieka i liberalizmu.
Dla wywodzącej się z pól bitewnych dżihadu elity HTS islam jest najlepszym ustrojem społecznym i politycznym, zgodnym z bliskowschodnią tradycją polityczną.
Ponadto jako ugrupowanie, które traktowało religię jak usprawiedliwienie swoich działań, HTS nie odejdzie w praktyce rządzenia od Koranu i sunny w interpretacji teologów związanych z ruchem.
Zmiana geopolitycznej układanki
Aby zrozumieć, co zmieni się w geopolitycznej architekturze Bliskiego Wschodu wskutek wydarzeń z końca zeszłego roku, trzeba najpierw przyjrzeć się sytuacji społecznej państwa znajdującego się od 1970 r. pod rządami Hafeza, a później Bashara Al-Assadów.
Podstawą ich władzy był klan i sekta alawicka, która kontrolowała służby i elitarne siły paramilitarne nazywane gwardią alawicką, jak również najbardziej dochodowe elementy gospodarki związane w dużej mierze z produkcją i eksportem narkotyków.
Drugim, zewnętrznym kręgiem władzy był aparat narodowo-lewicowej Partii Baas, a także elity chrześcijańskie, plemienne i duża część tradycyjnej sunnickiej burżuazji oraz świeckiej inteligencji.
Z tego też powodu zmiana porządku wewnętrznego w Syrii wiąże się z tradycyjnym strachem różnych mniejszości wobec arabskiej większości. Tym bardziej, że zgodnie z niektórymi interpretacjami islamu mniejszości, takie jak Alawici, powinny być zupełnie pozbawione wpływu politycznego jako element niewierny.
Ten konfesyjny charakter rozliczeń nowej władzy ze starą automatycznie wymusza na zewnętrznych podmiotach, które pomimo upadku reżimu muszą dalej być obecne w nowej rzeczywistości, redefinicję swojej roli w Syrii.
Przede wszystkim chodzi o Iran i w mniejszym stopniu o Rosję, jako że dla obu krajów upadek reżimu Bashara Al-Assada oznacza utratę uprzywilejowanej pozycji w regionie, co wiąże się z koniecznością zmiany swojej polityki.
Iran: partyzantka czy porozumienie?
Teheran tradycyjnie był powiązany z syryjskimi Alawitami oraz szyitami, co wynikało z kilku czynników. Po pierwsze, w Syrii znajdują się ważne miejsca kultu religijnego szyizmu, który jest dominującym odłamem islamu w Iranie.
Po drugie, to przez Syrię przechodził główny szlak transferu ludzi i broni dla szyickiego Hezbollahu w Libanie.
Po trzecie, Iran chciał wykorzystać syryjską stronę granicy z Izraelem do stworzenia kolejnego frontu otaczającego Izrael, który mógłby być przedłużeniem zdominowanego przez Hezbollah południowego Libanu.
Oczywiście w obecnej sytuacji uwarunkowania te diametralnie się zmieniają. Jeśli Iran chciałby stworzyć ruch oporu wobec nowej syryjskiej władzy oparty o mniejszość alawicką, z pewnością z pomocą mogłaby przyjść geografia regionu.
Alawici mieszkają bowiem głównie na syryjskim wybrzeżu, dlatego mogą potencjalnie otrzymywać pomoc w postaci broni oraz kadr przerzucanych drogą morską lub z sąsiedniego Libanu.
Niemniej obecnie jeszcze jest za wcześnie, aby wieszczyć jakieś powstanie zbrojne lub formowanie się poważnej milicji alawickiej, która mogłaby stworzyć z wybrzeża strefę całkowicie wrogą dla nowej władzy syryjskiej.
Drugą możliwością jest próba zbudowania przez Teheran współpracy z nowymi władzami.
Choć po przymusowej ewakuacji irańskich aktywów z Syrii w związku z upadkiem Assada przywódca HTS, Abu Mohammed Al-Julani, wielokrotnie podkreślał swoje wrogie stanowisko względem Teheranu, to temat nie jest definitywnie zamknięty, a każda ze stron ma drugiej coś do zaoferowania.
Iran z pewnością jest zainteresowany umożliwieniem transferu broni przez Syrię dla libańskiego Hezbollahu. Teraz pozostaje kwestia ceny, jaką ajatollahowie mogą zaoferować nowemu syryjskiemu liderowi.
Do potencjalnych propozycji może należeć tonowanie wrogich HTS nastrojów na wybrzeżu, a także w górach w zachodniej Syrii, co pozostaje w mocy Teheranu, jak również zagwarantowanie życzliwej neutralności szyickiego Hezbollahu. Przyszłość pokaże, czy takie postulaty będą interesujące dla nowych lokatorów w Damaszku.
Rosja: jaka obecność w Syrii?
Innym przyszłościowym tematem jest kwestia Rosji, która podobnie jak Iran miała już dosyć Assada. Wynikało to z dwóch głównych aspektów.
Z jednej strony syryjski reżim był anachronizmem z czasów zimnej wojny, a jego ciągłe problemy gospodarcze zmuszały Rosję do wspierania go finansową kroplówką.
Z drugiej zaś strony Assad niekoniecznie chciał być bezwzględnie posłuszny swoim patronom i w ostatnich latach szukał wyjścia z uzależnienia od Moskwy i Teheranu poprzez współpracę z krajami Zatoki Perskiej.
Pomimo tych zastrzeżeń rządy Assada w Damaszku były dla Rosji korzystniejsze niż rządy HTS, nad którym to ruchem Moskwa nie ma praktycznie żadnej kontroli. Upadek starego reżimu nie będzie jednak bynajmniej oznaczał całkowitego wyjścia Rosji z Syrii.
Przede wszystkim Kreml ma duże wpływy w grupach chrześcijańskich, alawickich, druzyjskich i szyickich. Większość chrześcijan syryjskich wręcz upatruje w Rosji swojego jedynego protektora, a obawy względem przyszłości i odpowiedniego traktowania niesunnickich mniejszości podzielane są również na Zachodzie.
Putin, interweniując w Syrii w 2015 r., robił to z hasłem „obrońcy chrześcijan” i z pewnością nie będzie chciał tracić tego prestiżowego tytułu w nowej powojennej rzeczywistości.
Kolejnym powodem, dla którego Moskwie będzie zależało na utrzymaniu swojej obecności w Syrii, jest fakt, że to jedyny infrastrukturalny łącznik Rosji z Afryką. Kreml ma w Syrii dwie bazy: port w Tartus i lotnisko przy Latakii.
Będzie w stanie dużo zaoferować, aby je utrzymać. Niewykluczone, że kartą przetargową może się okazać nawet przebywający w Moskwie Bashar Al-Assad.
Ponadto pozostanie Rosjan w tych dwóch obiektach w zachodniej Syrii byłoby mile widziane przez Izrael oraz kraje arabskie, które obawiają się nadmiernego wzrostu Turcji po przemianach w Syrii.
W takim układzie Rosja mogłaby stać się elementem balansu w hegemonicznym wpływie Ankary na nowe władze w Damaszku.
Przyszłość rosyjskiej obecności w Syrii jest jednak niepewna, na co wskazuje chociażby wypowiedzenie Rosji umowy na zarząd nad portem w Tartus przez nowy syryjski rząd, do którego doszło 20 stycznia.
Wygrani nowego rozdania: Turcja i Katar
Duet Turcja-Katar jest głównym zwycięzcą trzynastoletniej wojny domowej. Przychylna temu duetowi nowa władza w Damaszku otwiera możliwości regionalne, gospodarcze i polityczne wpływające na cały Bliski Wschód, choć z perspektywy Ankary do pełnego sukcesu jeszcze trochę brakuje.
Na odcinku północnym toczy się rozgrywka z Kurdami, Amerykanami oraz Irańczykami o syryjskie złoża, jak i o przyszłość strategicznie istotnych terenów bogatych w wodę oraz żyzne ziemie uprawne.
Ponadto Turcja chciałaby zwiększyć swój wpływ na syryjskich Kurdów, którzy lawirują pomiędzy Damaszkiem, Amerykanami i Iranem.
W szerszym aspekcie HTS musi dobrze żyć z Ankarą, która sukcesywnie zwiększa swoje znaczenie w regionie. Turcja wraz z katarskimi aktywami finansowymi oraz Bractwem Muzułmańskim jako narzędziem wykonawczym dysponuje o wiele większymi wpływami w świecie islamu niż szyicki, biedny i izolowany Iran.
Jawne afiliacje decydentów nowego syryjskiego rządu tymczasowego z Bractwem Muzułmańskim budzą poważny niepokój w Egipcie, Jordanii, Arabii Saudyjskiej i Emiratach Arabskich.
W tych krajach bowiem Bractwo Muzułmańskie jest zwalczane i uważane za głównego wroga ideologicznego, który zagraża wewnętrznej stabilności autokratycznej lub monarchistycznej władzy.
To oczywiście komplikuje możliwości przyszłych inwestycji w odbudowę syryjskiej gospodarki, co może w perspektywie czasu być wyzwaniem dla Al-Julaniego.
Izrael: chłodna ostrożność
Stanowisko Izraela do nowych władz Syrii nie jest jednoznaczne. Reżim Assadów był pewnym gwarantem stabilności, jako że zarówno Hafez, jak i Bashar woleli skupiać się na utrzymaniu władzy niż podejmować ryzykowne próby odzyskania utraconych w 1967 r. na rzecz Izraela Wzgórz Golan.
Syria w latach 70. przeniosła ciężar swojej konfrontacji z Izraelem do Libanu, zaś po 2006 r. stała się niezbędnym hubem łączącym Hezbollah z Iranem.
Z perspektywy Tel Awiwu problematyczny był więc nie sam reżim Assadów, który nie był zdolny do jakiejkolwiek akcji zbrojnej przeciwko Izraelowi, a jego zgoda na rzeczony tranzyt broni oraz irańską obecność w Syrii.
Wraz z ofensywą 27 listopada Izrael przyjął stanowisko, że utrzymanie się HTS w mieście Homs w środkowej Syrii byłoby spełnieniem strategicznych oczekiwań, jako że Iran zostałby odcięty od Libanu.
Sytuacja zmieniła się jednak diametralnie, gdy HTS kontynuował pochód na stolicę, co oznaczało zaburzenie regionalnej stabilności.
To dlatego w pierwszych godzinach i dniach po upadku reżimu Assadów premier Netanjahu wydał rozkaz zniszczenia pozostałej infrastruktury syryjskiej marynarki, lotnictwa, broni rakietowej i chemicznej. Chciał, żeby nowa władza zaczynała swoje rządy od zera.
Al-Julani, rezydując już w Damaszku, wysyłał uspokajające Izrael komunikaty. Twierdził, że HTS widzi w Iranie i jego milicjach największego przeciwnika.
Co więcej, tłumaczył też, że nie ma środków, którymi mógłby powstrzymać Izrael przed tworzeniem „strefy buforowej” po syryjskiej stronie Golanu.
Tym wprawdzie naraził się na krytykę w regionie, ale uspokoił nastroje w Syrii, która wycieńczona reżimem i wojną jest tymczasowo w stanie pogodzić się z izraelską obecnością po swojej stronie granicznej góry Hermon.
Taka wymuszona bierna postawa HTS nie uspokaja jednak izraelskich polityków. Szef izraelskiego MSZ, Gideon Saar, mówił wprost o tym, że Syrią rządzą dżihadyści, a wtórowali mu inni decydenci ze środowiska Netanjahu.
Niemniej jednak równocześnie w Tel Awiwie można wyczuć satysfakcję z przemian w Libanie, gdzie wprawdzie tamtejszy Hezbollah nie został całkowicie pokonany, jednak operacja wojsk izraelskich w tamtym regionie oraz w Gazie stanowiła taktyczne zwycięstwo nad Iranem.
Choć Syria Assadów stanowiła jeden z frontów, na których Iran walczył z Izraelem, to jednak zmiany w tej układance niekoniecznie będą korzystne dla Izraela.
Szczególne obawy budzi wzrost znaczenia Turcji, która wciąż postrzegana jest przez pryzmat Imperium Osmańskiego, które w przeszłości przez prawie 400 lat sprawowało władzę nad tamtym regionem.
Co ciekawe, w obawach dotyczących pozycji Turcji Izraelowi towarzyszą również inne państwa arabskie, które świadome są tego, jak wielką siłę oddziaływania na bliskowschodnie społeczeństwa ma model umiarkowanej muzułmańskiej demokracji, który stanowi wyzwanie dla autorytarnych rządów wojskowych lub monarchicznych.
Gdy opadnie wojenny kurz
Donald Trump z pewnością stanie się obiektem nacisków ze strony wpływowych arabskich sojuszników, którzy będą nalegać, aby ta nowa Syria została ułożona bardziej po myśli bliskowschodnich sojuszników Stanów Zjednoczonych.
Do ich głównych życzeń należeć zaś będzie ograniczenie wpływu Bractwa Muzułmańskiego, Turcji i Kataru na bieg wydarzeń w Damaszku.
Po prawie dwóch miesiącach od zmiany władzy w Syrii zauważalna jest dalsza nieufność do nowych realiów, które zapanowały w tym kraju. Zarówno USA, jak i UE nie zamierzają pomagać finansowo ani też zdejmować embarga i innych ograniczeń nałożonych na ten kraj jeszcze w czasach Assada.
Z kolei w samej Syrii pojawiają się brutalne rozliczenia z członkami byłych służb specjalnych, wieńczone często widowiskowym publicznym linczem.
Skala problemów wewnętrznych, gospodarczych oraz regionalnych jest tak duża, że należy poczekać jeszcze z wydaniem sprawiedliwego osądu nowych władz Syrii. Sami ich członkowie również dają sobie jeszcze czas. Konstytucja ma powstać w ciągu trzech lat, a wybory czterech.
Choć można z dość dużą pewnością założyć, że do jakiejś formy realizacji tych postulatów dojdzie, to dopiero czas pokaże, czy konstytucja będzie czymś więcej niż przepisanym szariatem lub martwym dokumentem, czy wybory parlamentarne i prezydenckie na stałe zagoszczą w krajobrazie politycznym Syrii oraz czy ich wynik będzie respektowany.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.