Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna. Możesz nas wesprzeć przekazując 1,5% podatku na numer KRS: 0000128315.

Informujemy, że korzystamy z cookies. Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony.

Musimy zabrać 800 plus Ukraińcom? Tak, dla ich własnego dobra

Musimy zabrać 800 plus Ukraińcom? Tak, dla ich własnego dobra Fot. wikimedia commons; domena publiczna

Pomysł pozostawienia programu 800 plus jedynie dla tych Ukraińców, którzy w Polsce mieszkają i pracują, nie ma ekonomicznego uzasadnienia. Powinniśmy jednak zaakceptować ten postulat nie tylko dlatego, że chce tego przytłaczająca większość Polaków, ale przede wszystkim, żeby w dłuższej perspektywie ograniczyć antyukraińskie emocje nad Wisłą. Tego uczy nas spór o merytokrację.

Mit nr 1 – wsparcie dla Ukraińców drenuje polski budżet

Zacznijmy od twardych liczb. Na program 800 plus wydaliśmy w 2024 r. 66 mld zł, a pobierało go łącznie około 7 mln dzieci. Świadczenie to otrzymuje niecałe 300 tys. niepełnoletnich Ukraińców, co kosztuje polskie państwo 2,8 mld zł w skali roku. To oznacza, że w naszym kraju ukraińskie dzieci stanowią mniej niż 5% ogółu.

Podobny jest zresztą udział dorosłych Ukraińców w Polsce. Całkowita liczba obywateli zza wschodniej granicy mieszkających na naszym terytorium wynosi około 1,5 mln, z czego milion to uchodźcy, którzy przybyli do Polski po wznowieniu konfliktu pod koniec lutego 2022 r. Jako że te liczby od dłuższego czasu nie rosną, można założyć, że ten, kto chciał wyemigrować z Ukrainy do Polski, już to zrobił.

Obecnie badania wskazują, że wkład pracy Ukraińców do polskiego PKB wynosi między 0,8% a 1,4% PKB, co naturalnie przekłada się na wyższe dochody budżetowe i inne korzyści gospodarcze. Według raportu Deloitte pt. Analiza wpływu uchodźców z Ukrainy na gospodarkę Polski sami uchodźcy wojenni zapłacili w naszym kraju łącznie około 15 mld zł podatków.

Może w takim razie problem stanowią inne koszty, np. te związane z korzystaniem przez ukraińskich uchodźców ze służby zdrowia? Takie zarzuty podnosił niedawno z sejmowej mównicy polityk Konfederacji – Sławomir Mentzen.

Dane jednoznacznie przeczą tej tezie. Według Narodowego Funduszu Zdrowia uchodźca korzysta z opieki medycznej znacznie rzadziej niż przeciętny obywatel Polski. Z usług lekarza rodzinnego przynajmniej raz skorzystało 79% Polaków, podczas gdy tylko 20% spośród uprawnionych do tego Ukraińców.

Idźmy dalej: do szpitala trafia prawie 25% Polaków, a tylko 3% Ukraińców. W kolejce do specjalistów czekają głównie Polacy – aż 46 % szuka u nich pomocy, podczas gdy wśród uchodźców jest to tylko 6%. Te liczby dowodzą, że Ukraińcy rzadziej niż Polacy korzystają z naszych placówek medycznych, mimo iż zdecydowana większość z nich płaci składki zdrowotne.

Mit nr 2 – wojna trwa, więc koszty rosną

Wbrew popularnej narracji koszt 800 plus dla Ukraińców nie tylko nie rośnie, ale wręcz spada. Według danych Zakładu Ubezpieczeń Społecznych w pierwszej połowie 2024 r. liczba osób, które pobierały świadczenie, spadła o prawie 9%.

Skąd taka zmiana? Część osób wyjechała z Polski do innych państw, a nowi migranci masowo nie przyjeżdżają, ponieważ sytuacja na froncie wojennym jest dość ustabilizowana. Oczywiście nie można wykluczyć nagłej zmiany, zajęcia przez Rosjan ogromnych połaci Ukrainy i kolejnej masowej migracji uchodźców, ale na tę chwilę nie jest to najbardziej prawdopodobny scenariusz.

Co więcej, od września wypłata 800 plus jest uzależniona od realizowania obowiązku uczęszczania do polskiej szkoły. Ten wymóg spowoduje, że trend spadkowy utrzyma się w przyszłym roku, bo system jeszcze mocniej się uszczelni.

Mit nr 3 – Ukraińcy wyzyskują ZUS, bo mieszkają u siebie

Popularna stała się ostatnio teza, w myśl której wielu Ukraińców nielegalne wyłudza 800 plus, bo faktycznie przebywa we Lwowie czy Kijowie. Do tego przekonania nawiązywał niedawno Rafał Trzaskowski, mówiąc, że od teraz tylko Ukraińcy na stałe mieszkający w Polsce będą uprawnieni do otrzymywania tego świadczenia. Wyraźnie więc zasugerował, że do tej pory nie zawsze tak to wyglądało.

Prawda jest jednak inna. Do pobierania świadczenia mają prawo tylko ci Ukraińcy, którzy mieszkają w Polsce i nie opuszczają naszego terytorium na dłużej niż miesiąc.

Owszem, na początku system nie był szczelny i zdarzały się nadużycia, ale zeszły rok przyniósł rozwiązanie wielu problemów. ZUS, m.in. dzięki informacji od straży granicznej, otrzymał narzędzia weryfikacji, czy dana osoba naprawdę w Polsce mieszka. W efekcie tych kontroli w 2024 r. instytucja ta wstrzymała prawo do pobierania świadczenia w prawie 50 tys. przypadków, a w niespełna 20 tys. z nich właśnie z powodu braku spełnienia tego kryterium.

20 stycznia wiceminister spraw wewnętrznych i administracji, Maciej Duszczyk, stwierdził, że koszty budżetowe poniesione z tytułu 800 plus w 2024 r. spadły łącznie o połowę wobec kosztów z 2023 r. Można zatem powiedzieć, że uszczelnienie działa, a wiceszef MSWiA zapowiada dalsze prace w tym zakresie, bo zapewne istnieje przestrzeń do dalszego ograniczania nadużyć.

Mit nr 4 – zamiast pracować, Ukraińcy siedzą „na socjalu”

Badania Narodowego Banku Polskiego pokazują, że aktywność zawodowa wśród dorosłych Ukraińców wynosi 78%. Jest to wynik tylko nieznacznie niższy niż aktywność zawodowa Polaków, która wynosi 81%. Musimy jednak wziąć pod uwagę, że większość osób z Ukrainy stanowią kobiety. Wskaźnik aktywności zawodowej w tej grupie jest z kolei taki sam, co jego poziom wśród Polek.

Badania OECD pt. Labour market integration of beneficiaries of temporary protection from Ukraine wskazują, że zatrudnienie uchodźców z Ukrainy tylko w nielicznych krajach przekracza 50%. W Niemczech wynosi on zaledwie 25%, a w Czechach, które również przyjęły wielu Ukraińców – 48%. Według tego źródła w Polsce pracowało aż 71% uchodźców zza wschodniej granicy.

Ta statystyka zadaje kłam mitom, jakoby „socjal” był w Polsce rozbuchany i pozwalał na niepodejmowanie pracy. To oczywiste, że program 800 plus nikomu nie wystarczyłby na przeżycie, a jest to jedyne tak hojne świadczenie finansowane przez nasz budżet. Przypomnijmy, że w Polsce osoba bezrobotna otrzymuje zasiłek na maksymalnie pół roku i to wysokości niewiele ponad 1200 zł brutto.

Mit nr 5 – Ukraińcy nie płacą podatków, bo pracują na czarno

Ta obiegowa opinia nie wzięła się znikąd, lecz z realnego doświadczenia pracy dużej grupy Ukraińców w Polsce. Jej korzenie sięgają jednak wielu lat wstecz, kiedy warunki na rynku pracy były nad Wisłą zupełnie inne, a ukraińscy migranci sezonowo dorabiali na czarno na budowach lub polach.

Od dawna jednak liczba legalnych pracowników z Ukrainy rośnie i radykalnie przeważa nad nielegalnymi. Już ok. 800 tys. Ukraińców płaci regularnie składki do FUS, stanowią oni 5% ogółu ubezpieczonych.

Dane wskazują, że spośród legalnie pracujących Ukraińców ok. 60% pracuje na podstawie umowy zlecenie, ok. 35% na podstawie umowy o pracę, a ok. 5% na podstawie umowy o dzieło lub prowadzi działalność gospodarczą. Tylko ta ostatnia grupa nie płaci ubezpieczeń społecznych, ale te same zasady dotyczą polskich przedsiębiorców.

Mit nr 6 – Ukraińcy zabierają pracę Polakom

Oczywiście nie da się uniknąć sytuacji, gdy podczas procesu rekrutacyjnego pracodawca wybierze Ukraińca zamiast Polaka, ale taka decyzja może być podyktowana normalną rywalizacją rynkową. Nie ma przecież w Polsce masowej preferencji zatrudniania Ukraińców. Wręcz przeciwnie – jest oczywiste, że prawie zawsze pracodawca woli zatrudnić Polaka.

Po pierwsze, zapewnia sobie dzięki temu gwarancję sprawniejszej komunikacji. Po drugie, prawdopodobnie przejawia wobec Polaków intuicyjnie większą ufność. Wreszcie po trzecie, wiąże się to z mniejszą liczbą prawnych komplikacji.

Pamiętajmy, że z polskiego rynku pracy co roku więcej osób ubywa, niż na niego wchodzi. Zaczynamy doświadczać kryzysu demograficznego i sytuacja bynajmniej nie będzie się poprawiać. Już dziś 2/3 firm deklaruje, że ma problem ze znalezieniem pracowników o odpowiednich kompetencjach.

Ukraińcy, ale i inni obcokrajowcy co do zasady nie zabierają więc Polakom pracy, a wypełniają potężne, dotykające wielu branż luki na rynku. Między nami a naszymi wschodnimi sąsiadami występuje zatem zdecydowanie więcej komplementarności niż konkurencji, a jeżeli dochodzi do rywalizacji, to należy ją potraktować jako incydentalną, a nie systemową.

Uważam wręcz, że cieszyć powinien fakt, iż wielu Ukraińców pracuje dziś u nas na coraz wyższych stanowiskach. To bowiem dowód, że Polska – w przeciwieństwie do Zachodu – to kraj realnych możliwości, a nie wyłącznie deklaratywnej otwartości. To właśnie hipokryzja państw Europy Zachodniej, które oficjalnie propagują otwartą kulturę, a w rzeczywistości windują jedynie „swoich”, spowodowała problemy społeczne, z którymi dziś te kraje się borykają.

Dlaczego rosną antyukraińskie resentymenty?

Kluczowe pytanie zatem brzmi: skoro gospodarcze argumenty są mało przekonujące, skąd tak silne poparcie dla ograniczenia 800 plus dla Ukraińców? Po pierwsze, minęły trzy lata wojny. Wielu sądzi, że to tak długi okres, iż nie ma sensu dalej pomagać osobom, które zdążyły urządzić sobie w Polsce życie. Jest oczywiste, że gros z nich żadnego szczególnego wsparcia nie potrzebuje.

Trudno wobec tego argumentu przejść obojętnie. Polacy zasadnie uważają, że wobec ludzi, który są tu już od trzech lat, wygasł status uchodźców, a wraz z nim skończyło się moralne zobowiązanie do szczególnej troski. Potwierdzają to choćby badania CBOS, które pokazują spadające poparcia dla przyjmowania uchodźców.

Po drugie, Polacy są zmęczeni wojną. Okres, kiedy mieliśmy siłę wykrzesać z siebie ponadprzeciętne zasoby solidarności, współczucia i wsparcia, już dawno za nami. Wojna spowszedniała, a więc znikła emocjonalna pobudka, która nakazywała pomagać Ukraińcom.

Co ciekawe, jakiś czas temu to my byliśmy przecież w awangardzie pomocy i staraliśmy się wybudzić Zachód Europy z nieświadomości i letargu. Dziś wygląda na to, że sami Polacy popadają w syndrom, jaki do niedawna wydawał się zarezerwowany tylko dla geograficznie oddalonych od Ukrainy narodów.

W grudniowym badaniu CBOS po raz pierwszy liczba Polaków, która chciała zakończyć wojnę nawet kosztem strat terytorialnych Ukrainy, była wyższa od tej, która nie dopuszczała żadnych ustępstw wobec Rosji.

Po trzecie, stosunek do ukraińskich uchodźców jest funkcją zmiany stosunku do władz tego państwa. Spory polityczne, które pojawiły się u schyłku rządów Prawa i Sprawiedliwości, zostały przez naszych rodaków odebrane jako wyraz arogancji nie tylko wobec elit rządzących, ale przede wszystkim względem Polski jako takiej.

Polacy byli zdumieni reakcją Kijowa na oczekiwanie zatrzymania importu ukraińskich produktów rolnych, bagatelizowaniem sprawy Wołynia czy wreszcie wystąpieniem prezydenta Wołodymyra Zełeńskiego, który na forum ONZ zarzucił polskim władzom wpisywanie się w narrację Putina. Po serii dyplomatycznych spięć widać wyraźnie, że Polacy nie są już tak jednoznacznymi kibicami Ukrainy, jak jeszcze w 2022 r.

Poczucie potężnego zawodu i chęć wytknięcia wschodniemu sąsiadowi niewdzięczności przekłada się także na postawę wobec ukraińskiego społeczeństwa, w tym mieszkających u nas uchodźców.

W badaniu Polacy o Ukrainie, zrealizowanym przez Centrum Mieroszewskiego, dominujący stosunek do Ukraińców jest neutralny (41%), ale więcej respondentów wyraża opinię negatywną (30%) niż pozytywną (23%). Co ciekawe, ten sam raport wskazuje, że dwa razy więcej osób uważa, iż pod wpływem wojny zdanie o Ukraińcach zmieniło się na gorsze (28%), a nie na lepsze (14%).

Po czwarte, spada poparcie dla samej idei 800 plus, nawet jeśli beneficjentami są Polacy. Jak wynika z badania SW Research dla „Rzeczpospolitej”, ponad połowa badanych opowiada się za jego likwidacją lub redukcją, a nieco ponad 40% chce utrzymania lub nawet zwiększenia świadczenia.

Po piąte, Polacy dość sceptycznie oceniają perspektywy odzyskania ekonomicznej stabilności. Badania CBOS potwierdzają rosnący sceptycyzm zarówno wobec stanu polskiej gospodarki, jak i osobistej sytuacji materialnej. W takich momentach popularny jest mechanizm szukania kozła ofiarnego. Coraz częściej stają się nimi Ukraińcy – oskarża się ich o wywołanie wzrostu inflacji czy wydłużanie kolejek do lekarzy.

Po szóste wreszcie, jakkolwiek Polacy nie są zupełnie zamknięci na migracje, to chcą wyraźnego rozróżnienia statusu na gospodarzy, czyli Polaków, i gości – cudzoziemców. Ograniczenie 800 plus wobec Ukraińców symbolizowałoby więc przekonanie, że to Polak powinien być w Polsce najważniejszy.

Merytokracja vs. demokracja

Spór o 800 plus traktuję jednak jedynie jako ujście dla bardziej fundamentalnego sporu merytokracji z demokracją, który – jak sądzę – stał się dzisiaj kluczowy dla zrozumienia procesów mających miejsce na Zachodzie.

Rosnąca złożoność spraw, którymi zajmują się wszystkie państwa świata, od dawna prowadzi do sytuacji, w której coraz większą rolę i władzę zajmują technokratyczne elity posiadające informacyjną i kompetencyjną przewagę nad resztą społeczeństwa. W efekcie ich rekomendacje stały się podwaliną pod wiele decyzji, które władze państw podejmowały.

Merytokracja, choć teoretycznie zasadza się na racjonalności i efektywności, często spotyka się z oporem społecznym. Michael Sandel w Tyranii merytokracji ostrzega, że „merytokracja może prowadzić do arogancji zwycięzców i goryczy przegranych”. Eksperckie rozwiązania, nawet jeśli są słuszne, mogą być więc postrzegane jako narzucone z góry, co budzi sprzeciw wśród tych, którzy czują się pominięci w procesie decyzyjnym.

Yascha Mounk w książce The People vs. Democracy wskazuje, że „populizm rodzi się z przekonania, że elity polityczne i ekonomiczne oderwały się od zwykłych obywateli”. To poczucie alienacji prowadzi do żądania zwiększenia bezpośredniej kontroli nad podejmowanymi decyzjami, co w oczywisty sposób przeczy merytokratycznym rozwiązaniom opartym na wiedzy eksperckiej.

Współczesny antyelitarny i antyestablishmentowy zwrot wynika z osłabienia „ludowego” komponentu naszego systemu politycznego. Wszystkie kluczowe decyzje zapadały pod wpływem opinii ekspertów, często wbrew lub obok społecznej legitymacji.

To z kolei spowodowało chęć przekornego rewanżu i podważanie roli merytokratycznych mechanizmów. Tak jak błędem ekspertów było deprecjonowanie demokratycznych emocji, tak dziś istnieje ryzyko przechylenia wahadła w drugą stronę.

Jeśli chcemy stabilnie się rozwijać, to należy wyważyć te racje, a co za tym idzie, obie strony muszą zdecydować się na ustępstwa. Dobry system to taki, który ma charakter „mieszany”. Komponent demokratyczny powinien przeplatać się z komponentem arystokratycznym. Jeśli te proporcje są zaburzone, to całość przestaje się sprawdzać.

Jonathan Haidt w Prawym Umyśle słusznie wskazuje, że kluczowym wyzwaniem naszych czasów jest odbudowanie zaufania między technokratycznymi elitami a „ludem”. Zauważa też, że „ludzie są bardziej skłonni zaakceptować trudne decyzje, jeśli czują, że ich głos został wysłuchany”.

Akceptacja wobec demokratycznej emocji nie jest tanią sztuczką wyborczą, ale demonstracją szacunku dla dominującej części opinii publicznej. Jak słusznie zwraca uwagę Sandel, „demokracja nie może być jedynie rządami ekspertów, ale musi być także rządami obywateli”.

To ustępstwo powinniśmy w Polsce wprowadzić po to, aby już na wczesnym etapie rozładować emocje i zyskać społeczne zaufanie. Będzie ono potrzebne, bo wyzwanie migracyjne tak czy inaczej stanie się naszym udziałem, a eksperci i przeciętny Polak prezentują na jej temat zgoła odmienne poglądy. Czasami, żeby zrobić dwa kroki do przodu, najpierw należy wykonać krok w tył.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.