Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Przyczyna separatyzmu w Donbasie jest znacznie starsza niż rosyjska interwencja

Przyczyna separatyzmu w Donbasie jest znacznie starsza niż rosyjska interwencja Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski przeprowadza inspekcję budowy umocnień w obwodzie donieckim, Ukraina, 19 kwietnia 2024 r.; źródło: wikimedia commons: Creative Commons CC0 1.0 Universal Public Domain Dedication.

Rozpoczęta w 2014 r. wojna w Donbasie nie spadła z nieba. I choć rola Rosji w roznieceniu konfliktu była bezsprzeczna, to jednak korzenie antyzachodnich nastrojów na wschodniej Ukrainie tkwią głęboko w glebie ukraińskiego społeczeństwa oraz podziałach istniejących od samego początku ukraińskiej państwowości. Historia donbaskiego separatyzmu ma w sobie wszystko: od politycznych gier, przez ogromne pieniądze, po dramaty i biedę milionów ludzi, dla których upadek Związku Radzieckiego oznaczał społeczną degradację i pokoleniowy marazm.

Czy istnieją dwie Ukrainy?

W opinii publicznej pojawia się czasami stwierdzenie o istnieniu dwóch Ukrain – zachodniej oraz wschodniej. Ta pierwsza ma być „nacjonalistyczna”, prozachodnia, używać języka ukraińskiego.

Druga zaś ma cechować się „internacjonalizmem”, prorosyjskością, sowieckością oraz ma posługiwać się językiem rosyjskim. Jak łatwo się domyślić, powyższy obraz jest uproszczony, i zaciemnia wiele szczegółów.

Choć metafory „dwóch Ukrain” używają również sami Ukraińcy, to jednak świadomi są oni jej ograniczeń. Jeden z nich, eseista Mykoła Riabczuk wskazuje, że podział ten jest raczej światopoglądowy niż geograficzny.

Przy bliższym spojrzeniu okazuje się bowiem, że nie istnieje aż tak prosta korelacja pomiędzy używaniem języka rosyjskiego a głosowaniem na polityków prorosyjskich.

Dość dobrze obrazuje to choćby fakt, że prezydent Wiktor Juszczenko, będący dla wielu symbolem prozachodnich tendencji, sam pochodzi ze środkowo-wschodniej Ukrainy.

Ponadto, jak dodaje Riabczuk w eseju Dwoistość czy dwuznaczność?, działalność polityków określanych mianem prorosyjskich często nie była efektem bezpośredniego sterowania z Moskwy.

Wynikała ona natomiast ze specyficznie definiowanej „proukraińskości”, wyrażającej się dbaniem o interesy konkretnych ukraińskich oligarchów, którym zyski gwarantowała współpraca z Rosją.

O ile więc różnice między Ukrainą zachodnią i wschodnią istniały i istnieją, to jednak podział między nimi nie jest zerojedynkowy, a „dwie Ukrainy” stanowią pewne archetypy, które latami wzajemnie się przenikały.

Ołeksandr Myched dobrze ujął to w swoim reportażu Zmieszam z węglem twoją krew. Zrozumieć ukraiński wschód, gdzie pisał:

„Słowiańsk, Świętogórsk czy Mariupol – to przecież zupełnie różne miasta. O czym to świadczy? Ten region jest kolorowy i niejednorodny. Na przykład obwód doniecki formował się z różnych skrawków. <<Donbas>> to termin gospodarczy i umowny; nie można wszystkiego nazwać Donbasem”.

Z tego powody metafora „dwóch Ukrain” nic nie daje, gdy staramy się pojąć to, co wydarzyło się w 2014 r. Odłączenie się Donbasu oraz Ługańska w 2014 r. nie było samodzielnym wydarzeniem, lecz miało ono swoje korzenie w przeszłości, zaś jego kształt wynikał z określonych decyzji politycznych i warunków społecznych, co Denys Kazanski oraz Maryna Worotyncewa ukazują w skrupulatnie napisanej książce pt. Jak Ukraina traciła Donbas.

Pochodzący z wschodniej Ukrainy autorzy odtwarzają krok po kroku, od momentu rozpadu ZSRR do 2014 r., ciąg przyczynowo–skutkowy, który doprowadził do tego, że Ługańsk i Donieck stały się separatystycznymi miastami.

Dzieło nie udziela łatwych odpowiedzi w stylu „wszystkiemu winny jest imperializm rosyjski”, a momentami jest ono nieprzyjemna dla polityków ukraińskich, którzy dopuszczali się latami wyraźnych zaniedbań.

Przede wszystkim jednak jest to książka o tym, jak egoistyczne postawy określonych oligarchów oraz polityków cynicznie grożących separatyzmem dla własnych korzyści, w połączeniu z graniczeniem z państwem imperialnym, które żerowało na tych ruchach, doprowadziły do tragedii.

Jak Ukraina utraciła Donbas jest z pewnością pozycją, bez której ciężko jest zrozumieć dlaczego spora część tego regionu znajduje się obecnie poza kontrolą Ukrainy.

Separatyzm donbaski – od marginesu do mainstreamu

Po lekturze dzieła Kazanskiego oraz Worotyncewej Donbas nie jawi się już jako otwarta beczka prochu czekająca od dziesięcioleci na iskrę, która doprowadziłaby do wybuchu.

Raczej, jak czytam w prologu wspomnianej książki, „konflikt w Zagłębiu Donieckim został wywołany przez synergię wielu zewnętrznych i wewnętrznych czynników. Gdyby występowały osobno, nie doprowadziłyby do tak potężnej katastrofy, ale razem uformowały śmiercionośną, piorunującą mieszankę, która wysadziła cały region w powietrze”.

W momencie upadku ZSRR idee separatyzmu Donbasu podnosiły marginalne grupki prorosyjskie. Inaczej było na Ługańszczyźnie, gdzie analogiczne organizacje tworzyła dawna komunistyczna nomenklatura.

Z dzisiejszej perspektywy najistotniejszą z nich był Interruch Donbasu. Choć sama organizacja nie miała specjalnych „osiągnięć” politycznych, to kolory jej czarno-niebiesko-czerwonej flagi zrobiły wielką karierę.

W 2014 r. stały się one bowiem barwami separatystycznej Donieckiej Republiki Ludowej. Twórca emblematu Interruchu Donbasu, Wołodymyr Korniłow w 2015 r. mówił, że kolory niebiesko-czerwone zaczerpnął z flagi Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej.

Dodał do nich czarny pas, który symbolizował donbaski węgiel. Ta flaga dobrze oddawała nastroje marginalnych grup głoszących idee separatyzmu Donbasu: nostalgię za ZSRR, niechęć do niepodległej Ukrainy oraz sympatię do Rosji.

Aby lepiej zrozumieć motywacje tamtejszej ludności, ponownie oddajmy głos Kazanskiemu oraz Worotyncewej: „Przyczyny donieckiego separatyzmu mają dwojaki charakter. Po pierwsze, chodziło o sprawy ekonomiczne. Był to ważny motyw dla przedstawicieli miejscowych władz kierujących się własnym interesem”.

Groźba separatyzmu była narzędziem w rozmowach z władzami w Kijowie, które można było wykorzystywać dla własnych celów politycznych.

Jednak nie na tym kończyły się jego cechy. Autorzy Jak Ukraina traciła Donbas dodają: „Po drugie, istniały przyczyny ideologiczne. Tamtejsza inteligencja, dziennikarze, wykładowcy akademiccy i sympatycy marginalnych ruchów politycznych nie byli raczej separatystami – charakteryzowały ich nastroje irredentystyczne.

Na początku lat dziewięćdziesiątych tacy romantycy nie tyle agitowali za niezależnością swojego regionu, co snuli nostalgiczne marzenia o odtworzeniu Związku Radzieckiego w nowej formie. Donbas wydawał im się swojego rodzaju łącznikiem między Rosją a Ukrainą – krainą o wyjątkowej misji zjednoczenia tych państw, mającą opierać się dążeniom niepodległościowców i nacjonalistów z Galicji, chcących ostatecznego rozwodu Kijowa z Moskwą”.

Inną ideą głoszoną przez lokalne, wschodnie środowiska, składające się z nomenklatury oraz dyrektorów wielkich zakładów przemysłowych była federalizacja Ukrainy, zakładająca podział państwa na mniejsze, bardziej samodzielne części.

Popularność tego postulatu wynikała z prostego faktu – Donbas był stosunkowo, jak na warunki Ukrainy, zamożnym miejscem, podczas gdy dyrektorowie lokalnych, państwowych zakładów pracy najczęściej wybierani byli przez rząd w Kijowie, co ograniczało wpływy lokalnych działaczy.

Za ideą federalizacji stała więc chęć zwiększenia wpływu na zarządzanie lokalną gospodarką.

Co nie powinno dziwić, władze w Kijowie konsekwentnie się na to nie godziły, gdyż region odpowiadał za znaczący procent krajowego PKB. Na efekty ich sprzeciwu nie trzeba było długo czekać.

Gdy w 1993 r. w Donbasie wybuchł strajk górników, poza dotychczasowymi postulatami ekonomicznymi, pojawiły się również hasła separatystyczne, wzywające do odłączenia się regionu od Ukrainy oraz wzmocnienia relacji gospodarczych z Rosją. Wydarzenie to przeraziło Kijów.

W zaistniałej sytuacji rząd zgodził się na pewne ustępstwa: ogłoszono podwyżki dla górników, co de facto zakończyło strajki, zaś mer Doniecka Juchym Zwiahilski został wicepremierem w rządzie Leonida Kuczmy.

Zwiahilski szybko zaczął robić karierę w administracji centralnej, a kiedy kryzys gospodarczy doprowadził do dymisji Kuczmy, były mer Doniecka nie tylko nie podzielił jego losu, ale został też tymczasowym premierem.

Miało to ogromne konsekwencje dla państwa ukraińskiego. „Gorące wydarzenia polityczne tamtejszego okresu nie ograniczały się do wspomnianego strajku. Lokalna władza nadal podnosiła temat federalizacji i nie ustawała w próbach wytargowania od Kijowa jakiejś formy autonomizacji” powiadają Kazanski oraz Worotyncewa.

Szantaż oraz groźby separatyzmu okazały się być odpowiednimi narzędziami w rękach środowiska, które później zostało nazwane klanem donieckim, a które składało się z mieszanki lokalnych oligarchów, kryminalistów oraz dawnej nomenklatury komunistycznej.

Środowisko to nie mogłoby powstać, gdyby nie decyzje prezydenta Kuczmy, który funkcję głowy państwa pełnił od 1994. Polityk zajął drugie miejsce w pierwszej turze wyborów, jednak zwyciężył w drugiej nad Leonidem Krawczukiem, głównie dzięki ogromnemu poparciu we wschodniej Ukrainie.

Kuczma pragnął wykreować na Ukrainie klasę burżuazji oraz kapitalistów posiadających ogromne przedsiębiorstwa, sprzeciwiał się zaś idei kapitalizmu „drobnych kupczyków i małych przedsiębiorstw”, która jego zdaniem była cechą Polski.

Decyzja Kuczmy doprowadziła do fali prywatyzacji przedsiębiorstw państwowych. Ich nowi właściciele wkrótce zaczęli zyskiwać znaczący wpływ na politykę, tworząc odrębną grupę społeczną oligarchów.

W przypadku Donbasu oraz Ługańszczyzny miejscowe przedsiębiorstwa przypadły właśnie przedstawicielom tamtejszych elit. Najbardziej znaną postacią z tego grona jest Rinat Achmetow, właściciel aktywów Przemysłowego Związku Donbasu, który wzbogacił się na handlu rosyjskim gazem. W Polsce najbardziej znany jest jako właściciel klubu piłkarskiego Szachtar Donieck.

Na skutek innych wprowadzonych w tym czasie reform, prezydent zyskał również prawo do mianowania gubernatorów. Dzięki temu w 1997 r., w porozumieniu z Achmetowem, gubernatorem Donbasu został Wiktor Janukowycz, a w tym samym roku powstała Partia Regionalnego Odrodzenia Ukrainy, lepiej znana jako Partia Regionów.

„Ambitna, rosnąca w siłę elita Donbasu rozumiała, że dla efektywnej obrony własnych interesów musi posiadać własną organizację polityczną” podsumowują autorzy Jak Ukraina traciła Donbas. Tragedia w postaci współczesnej sytuacji w Doniecku miała wiele aktów, jednak z pewnością istotną rolę odegrał w niej prezydent Ukrainy w latach 1994-2004.

Rządy Kuczmy – autonomia za poparcie

Polityka Leonida Kuczmy wobec formującej się reprezentacji politycznej Donbasu opierała się w dużej mierze na osobistej kalkulacji politycznej. W zamian za poparcie Partii Regionów, które było dla niego niezbędne w parlamencie, Kuczma podejmował decyzje, które doprowadziły do umocnienia się pozycji klanu donieckiego. Jak podkreślają Kazanski i Worotyncewa, znaczenie tego sojuszu dla prezydenta uwidoczniło się już podczas wyborów w 1999 r.

Panujący wtedy na Ukrainie kryzys ekonomiczny prowadził do spadku jakości życia i recesji, bogaciła się garstka oligarchów, podczas gdy przeciętny obywatel żył w złych warunkach.

Przełożyło się to na mniejszą popularność prezydenta Ukrainy, zaś w Zagłębiu Donieckim zaczęto wprost mówić, że „za ZSRR było lepiej”, winą za złą sytuację gospodarczą obarczając Ukraińców z Kijowa oraz zachodniej Ukrainy.

Ówczesną nostalgię za ZSRR pozwoli lepiej zrozumieć opis Konstantynówki, miasta w obwodzie donieckim, autorstwa Mycheda: „Spacer po dzielnicy fabrycznej. Rozwalone zakłady, które nazywa się tutaj cmentarzem komunizmu. Ale to nie spacer po cmentarzu, raczej po muzeum paleontologicznym.

Szkielety starożytnych wielkich istot, kości rozwalonych stróżówek i żebra fabryk – symbole prehistorycznej, dawno minionej epoki. Która nie nam przypadła”.

Okres komunizmu oznaczał dla miejscowej ludności lepsze czasy, gdy nie było biedy, pracowano w ogromnych przedsiębiorstwach, a standard życia był wyższy.

Kryzys gospodarczy końcówki lat 90. przełożył się także na wzrost ubóstwa oraz przestępczości. Miało to znaczenie już w 2014 r. Kazanski i Worotyncewa piszą:

„Donbas, pogrążony w kryzysie i korupcji, stał się idealnym inkubatorem dla organizacji przestępczych i antypaństwowych nastrojów, a jego zdeklasowani mieszkańcy byli dobrym paliwem konfliktu zbrojnego.

Liderzy prorosyjskich oddziałów (…) nie bez racji w pierwszych miesiącach wojny przyznawali w wywiadach, że do ich <<milicji>> wstępują przede wszystkim jednostki aspołeczne, o kryminalnej przeszłości, narkomani i ludzie marginesu”.

W książce Jak Ukraina traciła Donbas cytowany jest dziennikarz Wołodymyr Bojko, który w programie „Istoryczna Prawda” komentował wybory z 1999 r.:

„W zamian za sfałszowanie wyborów na swoją korzyść Kuczma obiecał obwodowi donieckiemu nieformalną autonomię”. Dzięki przystaniu na układ z prezydentem, lokalne władze zyskały wpływ na obsadzanie stanowisk np. prokuratorów i sędziów w podległych im instytucjach.

Janukowycz pozostał przewodniczącym miejscowej administracji, zaś Rinat Achmetow powiększał swoje zasoby – przejął Mariupolski Kombinat Metalurgiczny Azowstal.

W tym samym czasie na Ługańszczyźnie realną władzę zdobył „klan komsomolski” składający się z dawnych działaczy Komsomołu, którzy w tym obwodzie wyraźnie przewyższali wpływami oligarchów. W ten sposób doszło do domknięcia się procesu, w wyniku którego terenami wschodniej Ukrainy zawładnęli oligarchowie wespół z dawną nomenklaturą komunistyczną.

Ukraina na skraju rozpadu

W 2002 r. wybory parlamentarne wygrał blok Nasza Ukraina z Wiktorem Juszczenką na czele. Oznaczało to, że pojawił się polityk konkurencyjny wobec Kuczmy, który pod koniec swojej drugiej kadencji cieszył się coraz mniejszą popularnością, wynikającą m.in. z ciągnących się za nim skandali związane z śmiercią dziennikarza Heorgija Gongadzego, którego porwanie oficerom milicji sugerował polityczny lider państwa.

Na premiera Kuczma w 2002 r. powołał Wiktora Janukowycza i to pomimo faktu, że blok Za Jedyną Ukrainę, której Partia Regionów była członkiem, osiągnął jedynie 11.77% głosów, jednak „regionałom” udało się zebrać poparcie 234 parlamentarzystów, którzy poparli Janukowycza.

Na fali tego sukcesu został on również namaszczony na następcę Kuczmy na fotelu prezydenta, czemu towarzyszyło antagonizowanie wschodniej i zachodniej Ukrainy, szczególnie podczas kampanii wyborczej.

Zachodnich Ukraińców nazywano darmozjadami utrzymywanymi przez wschód, a uczestnicy spotkań Wiktora Juszczenki w Doniecku byli fizycznie atakowani przez środowiska prorosyjskie związane z Janukowyczem.

Wybory prezydenckie w 2004 r. początkowo przyniosły zwycięstwo Janukowycza, jednak oficjalne wyniki nie pokrywały się z sondażami. Ponadto na Donbasie zanotowano anomalny wzrost frekwencji.

Sztab Juszczenki ogłosił, że wybory sfałszowano, zaś Ukraińcy wyszli na ulice, co doprowadziło do pomarańczowej rewolucji w Kijowie. Władza i obóz Janukowycza nie były przygotowane na tak duży opór społeczeństwa, zaś prezydent Kuczma nie zdecydował się na tłumienie protestów siłą.

Inaczej było na wschodzie Ukrainy, gdzie lokalne społeczności wspierały Janukowycza. 28 listopada 2004 r. w Siewierodoniecku miał miejsce Zjazd Deputowanych Parlamentu i Lokalnych Rad.

Wzięli w nim udział również politycy rosyjscy z Jurijem Łużkowem, merem Moskwy, na czele. Zdaniem Kazanskiego i Worotyncewej nigdy wcześniej nie było bliżej wojny domowej i rozpadu kraju niż w tym momencie.

Politycy z wschodniej i południowej Ukrainy sprzeciwiali się ponownym wyborom, bronili interesów własnych regionów, a część z nich wprost nawoływała do odłączenia się od Kijowa.

Jak zauważają jednak wspomniani autorzy, „społeczeństwo negatywnie oceniło otwarte wezwanie do separatyzmu i gotowość donbaskich elit do utrzymania władzy za cenę rozerwania kraju na części.

O ile mieszkańcy Krymu i Zagłębia byli w większości prorosyjscy, o tyle inne regiony nie akceptowały takiego szantażu i skrajnie negatywnie patrzyły na pomysły dotyczące secesji.

Nawet ci Ukraińcy, którzy nie popierali rewolucji pomarańczowej, nie mieli zamiaru dokładać się do chaosu i wojny. Najważniejsze, że takiego scenariusza kategorycznie nie akceptował ówczesny prezydent, Leonid Kuczma”.

W tych okolicznościach prokuratura ukraińska wszczęła postępowania kryminalne związane z dążeniem do naruszania integralności terytorium kraju. Po kilku dniach wycofano się z pomysłów referendum i separatyzmu, Sąd Najwyższy Ukrainy nakazał powtórzenie wyborów, które tym razem wygrał Juszczenko, zaś Janukowycz uszanował ich wynik.

Mimo to „donieccy politycy zrobili wszystko, żeby zwycięstwo pomarańczowych było odebrane w Zagłębiu jako afront”, podsumowują autorzy Jak Ukraina traciła Donbas. Emocje społeczeństwa wschodniej Ukrainy uległy radykalizacji, co stało się przyczynkiem późniejszych tragicznych wydarzeń.

Tragiczny finał

Okres władzy Juszczenki nie przyniósł realnej walki z klanami rządzącymi wschodnią Ukrainą. Nie podjęto zdecydowanych działań przeciwko osobom nawołującym do separatyzmu w 2004 r.

Kiedy kolejne wybory parlamentarne w 2006 r. wygrała Partia Regionów, a premierem został Janukowycz, jednym z jej głównych haseł był program federalizacji Ukrainy, połączony z postulatami nadania Donbasowi autonomii. „

Gra w federalizację była potrzebna przede wszystkim elitom Zagłębia dla obrony własnych interesów” czytam w Jak Ukraina traciła Donbas.

Fasadowość tych postulatów wyszła na jaw, gdy Partia Regionów nie podjęła żadnych kroków w celu realizacji swojego programu, nawet wówczas, gdy w 2010 r. Janukowycz zwyciężył w wyborach prezydenckich.

Kazanski i Worotyncewa przekonują: „gdy klan doniecki scentralizował władzę w swoich rękach, federalizacja przestała być mu potrzebna”.

Gdy jego liderzy mieli możliwość prowadzenia polityki centralistycznej, ale w sposób bezpieczny dla ich interesów, to korzystali z tej opcji. Nie zmienia to jednak faktu, że oprócz wspierania donbaskiej elity Janukowycz prowadził realnie politykę prorosyjską, zezwalając choćby na stacjonowanie rosyjskiej floty na Krymie w zamian za niższe ceny rosyjskiego gazu.

Z drugiej zaś strony, krocząc drogą Kuczmy, próbował on grać na „dwa fortepiany” i prowadzić równocześnie proeuropejską politykę.

Powstanie dwóch separatystycznych republik w Ługańsku i Doniecku poprzedziły wydarzenia na kijowskim Majdanie w latach 2013–2014. W przeciwieństwie do 2004 r. demonstrację zdecydowano się spacyfikować siłą, co z entuzjazmem odebrali liderzy wschodniej Ukrainy, którzy w kontrze do Kijowa zorganizowali własne „antymajdany” w Ługańsku i Doniecku.

Przez kilka miesięcy „regionałowie” nie wiedzieli jak spacyfikować kijowski Majdan, przez co powrócili do sprawdzonej formuły antagonizowania wschodniej i zachodniej Ukrainy.

W efekcie, szczególnie w Doniecku, dochodziło do regularnych, siłowych starć zwolenników obu opcji. Chaos na Ukrainie pogłębiało przejmowanie władzy w kolejnych miejscach przez przedstawicieli społeczeństwa oraz pojawianie się kolejnych ofiar wśród prozachodnich manifestantów.

Pod koniec lutego 2014 r. w Doniecku pojawiły się grupki nawołujące do realnego separatyzmu Donbasu, chcące „bronić” własnego regionu przed Ukraińcami z zachodniej części kraju. Towarzyszyły im typowe dla takich ruchów hasła prorosyjskości, sprzeciwu wobec zachodnioukraińskich tradycji oraz nostalgia za ZSRR.

W Donbasie i Ługańszczyźnie nie pojawiły się „zielone ludziki” jak na Krymie – władze rosyjskie planowały zająć te regiony rękoma lokalnych działaczy wspieranych przez Rosjan.

Na ich czele znaleźli się anonimowi dotychczas działacze, którzy później stali się istotnymi politykami tzw. Noworosji, tacy jak Aleksander Zacharczenko oraz Paweł Hubariew, który pragnął doprowadzić do referendum separatystycznego.

Manifestacje nie były pacyfikowane przez lokalną elitę: „Secesja Donbasu nie wchodziła, rzecz jasna, w plany donieckich klanów. Wszystko wskazuje na to, że Achmetow, Bobkow [lokalny oligarcha oraz kryminalista – przyp. M.K.] i inni politycy flirtujący z separatystami chcieli zwyczajnie wykorzystać zbrojne bandy w celu wzmocnienia swoich pozycji w negocjacjach z nową władzą.

Regionałowie chcieli wytargować dla siebie maksymalną autonomię. Marzyli o Donbasie mającym status <<państwa w państwie>>, którym region właściwie był od lat dziewięćdziesiątych” twierdzą Kazanski oraz Worotyncewa.

Problem w tym, że nie było to zbieżne z polityką Rosji, która w przeciwieństwie do lat poprzednich, tym razem postanowiła zainterweniować. 12 kwietnia 2014 r. w mieście Słowiańsk pojawiły się oddziały pod przywództwem Igora Striełkowa, ps. „Girkin”. Wyznał on później, że jego celem było wywołanie realnej wojny.

Jak Ukraina traciła Donbas czytam: „Plan Girkina zakładał rozniecenie konfliktu zbrojnego, na który nie odważyły się jeszcze lokalne grupy paramilitarne, a następnie zebranie pod swoimi rozkazami rozproszonych jednostek.

W tamtej chwili cały region siedział na beczce prochu, ale nikt nie miał odwagi odpalić lontu. Ogień trzeba było zaimportować z Rosji. Prometeuszem został właśnie Girkin”.

Myślę, że dalsza część tej historii jest nam lepiej znana. Słyszymy o niej regularnie, zwłaszcza od lutego 2022 r.

Historia separatyzmu donbaskiego miała wiele aktów i aktorów, zaś zjawisko to, z różną intensywnością, narastało latami w konkretnych okolicznościach społecznych, gospodarczych i politycznych.

Odłączenie się wschodniej Ukrainy nie było nieuniknione, jednak gdy pojawiła się szansa na stłumienie nastrojów separatystycznych, nie wykorzystano jej, czego autorzy książki Jak Ukraina traciła Donbas nie omieszkali nie wypomnieć odpowiedzialnym za to zaniechanie.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.