Szymonowi Hołowni sequel się nie uda. Dlaczego nie będzie „kilerem” polaryzacji?

Co by o liderze Polski 2050 nie mówić, można stwierdzić, że ma dobre intencje. Doskonale zdaje sobie sprawę z toksyczności polskich podziałów i w deklaracjach próbuje im zaradzić. Problem w tym, że w przypadku poczynań Marszałka Sejmu chcieć nie oznacza móc, a konkretniej potrafić. Hołownia jest mentalnym więźniem obozu liberalno-lewicowego i przynależy do głównego nurtu polskiej sceny polityczno-medialnej. Antykryzysowa ustawa wyborcza, którą w piątek przyjął Sejm, a zapewne niebawem zawetuje prezydent Andrzej Duda, to tego najlepszy przykład.
W filmie Kiler Juliusza Machulskiego tytułowy bohater w roli zamachowca znalazł się przypadkowo. Nie do końca rozumiał, jak powinien się zachowywać. W przeciwieństwie do niego Szymon Hołownia do polityki wchodził w pełni świadomie.
Od samego początku przedstawiał się jako osoba spoza układu, zdystansowana zarówno od Platformy Obywatelskiej, jak i Prawa i Sprawiedliwości. Jego celem miała być depolaryzacja sceny politycznej i pogodzenie obu zwaśnionych plemion. Środkiem miało okazać się stosowanie niepopularnych, kompromisowych rozwiązań.
Problem w tym, że mimo tego, że Szymon Hołownia podjął wyzwanie, jakim jest zmiana reguł gry, to wciąż gra zgodnie ze starymi zasadami III RP. Podczas gdy filmowy Kiler mimo początkowego chaosu ostatecznie potrafił przejąć inicjatywę i obrócić swoją nową rolę na własną korzyść, to lider Polski 2050 zdaje się pozostawać mentalnym więźniem reguł, które niegdyś obiecywał przełamać.
Ustawa w sprawie wyborów to oblany test na poszukiwanie kompromisu
Głównym celem „ustawy incydentalnej” zaproponowanej przez Szymona Hołownię miało być „zapewnienie stabilności funkcjonowania Rzeczypospolitej, zwłaszcza w kontekście wyborów Prezydenta RP zarządzonych w 2025 roku”.
W pierwotnej wersji projektu miało to nastąpić poprzez przeniesienie kompetencji orzekania o ważności wyborów z Izby Nadzwyczajnej do trzech pozostałych izb SN: karnej, cywilnej i pracy.
W uzasadnieniu czytamy, że te rozwiązanie służyłoby „zapewnieniu możliwie szerokiej legitymizacji rozstrzygnięcia z uwagi na szeroki skład orzekający Sądu Najwyższego”. Dość szybko okazało się, że projekt w tej rzeczywiście w jakiejś mierze kompromisowej wersji nie znajduje poparcia ani w głównej partii opozycji, ani wśród części koalicjantów.
„Obecnie decyzje neosędziów powołanych niezgodnie z prawem konsekwentnie uznajemy za nieważne. Tymczasem, zgodnie z propozycją marszałka, ci sami neosędziowie mieliby głosować w innej formule prawnej w oparciu o nową ustawę, a ich decyzje nagle stałyby się ważne” – pisał w serwisie X Włodzimierz Czarzasty.
W efekcie wątpliwości w koalicji projekt zmieniono tak, by o ważności wyborów rozstrzygnęło 15 sędziów najstarszych stażem. To, co prawda, pozwoliło na przyjęcie ustawy w Sejmie (Lewica wstrzymała się od głosu), ale w praktyce zniweczyło szansę na jakikolwiek kompromis.
Przeciwko był nie tylko PiS, ale również otwarta wcześniej na propozycję Hołowni Konfederacja. Ustawa raczej na pewno spotka się z wetem Andrzeja Dudy, co oznacza, że strzały kilera Hołowni zginą gdzieś w próżni III RP.
To kolejna niewykorzystana szansa Lidera Polski 2050 na przełamanie rzeczywistego status quo i stworzenie podwalin pod jakiś trwały lub chociaż tymczasowy kompromis.
Człowiek salonu…
Podobnie było w przypadku przeprowadzania kontrowersyjnych zmian we władzach mediów publicznych czy zmianami we władzach Prokuratury Krajowej. Środowisko Szymona Hołowni współtworzące Trzecią Drogę z założenia w koalicji rządzącej miało być skrzydłem, które szuka kompromisów.
W wielu kluczowych kwestiach nie zaproponowało jednak alternatywnych, jakkolwiek koncyliacyjnych rozwiązań. Gdy już zabierano głos – tak jak w przypadku zmiany podejścia do CPK – często robiono to zdecydowanie za późno i nie miało to przesądzającego znaczenia.
Co by jednak o liderze Polski 2050 nie mówić, można stwierdzić, że ma dobre intencje. Doskonale zdaje sobie sprawę z podziałów, jakie występują w polskim społeczeństwie. Często wyraźnie próbuje i chce temu zaradzić.
Dobrym przykładem jest chociażby nowelizacja regulaminu Sejmu, która otwarła proces ustawodawczy na opinie ekspertów i zwykłych obywateli. Problem w tym, że w przypadku poczynań Marszałka Sejmu chcieć nie zawsze oznacza móc, a konkretniej potrafić.
Szymon Hołownia jest politykiem, którego wiążą towarzysko-mentalne więzi z szeroko pojętym establishmentem III RP. Choć wyraźnie dostrzega problem z rosnącą polaryzacją, sprawia wrażenie, jakby wina leżała głównie po jednej ze stron, dlatego trudniej jest mu szukać prawdziwie kompromisowych rozwiązań.
Czy to zarzut? Nie do końca. W końcu każdy człowiek odczuwa potrzebę przynależności do jakiegoś środowiska. Trzeba jednak pogodzić się z tym, że Marszałek Sejmu jest mentalnym więźniem obozu liberalno-lewicowego i przynależy do głównego nurtu polskiej sceny polityczno-medialnej.
… przez salon wyklęty i nierozumiany
Mimo tego poczucia przynależności w środowiskach liberalnych nie każdy podchodzi do niego z ufnością. „Panu 2050 zależy na tym, żeby nie przejąć władzy. Będzie wygodnie bujał się w opozycji i ciągnął kasę” – grzmieli czytelnicy „Gazety Wyborczej” przed wyborami parlamentarnymi, gdy lider Polski 2050 nie chciał dać się wciągnąć na wspólną listę.
„W poważnym kraju celebryci bez politycznych doświadczeń nie walczą o najwyższe urzędy, a jeśli komuś zabraknie rozsądku, to poważni ludzie trzymają się z daleka” – pisał przed wyborami prezydenckimi w 2020 r. na tych samych łamach Jacek Żakowski.
Szymon Hołownia z krytyką radzi sobie źle. Momentalnie się wzburza, staje się passive aggressive i wyraźnie przejmuje się nieprzychylnymi opiniami, zwłaszcza gdy słyszy je z ust osób, na których mu zależy, bo w jego mniemaniu powinny mu w walce kibicować i pomagać.
O tym, że po medialnych atakach często trudno jest mu przejść do porządku dziennego, może świadczyć fakt, że jego ówczesny pełnomocnik wyborczy, Michał Kobosko (później główny twórca partii Hołowni, a obecnie europoseł), na łamach „Gazety Wyborczej” odpowiadał kilka dni później na przywołane zarzuty Jacka Żakowskiego. To było dość nietypowe, biorąc pod uwagę fakt, że politycy zazwyczaj nie angażują swoich przedstawicieli w publiczną polemikę z opiniami publicystów.
Marszałkiem Sejmu od samego wejścia do polityki targa wewnętrzny konflikt. Z jednej strony chce przełamać dotychczasowy porządek, a z drugiej strony nie chce stracić poparcia i zaufania od osób, które postrzega jako ważne dla sukcesu tej misji.
Czuje się niezrozumiany i ma żal do tego, że lewicowo-liberalny komentariat nie do końca go wspiera. Po cichu chyba cały czas liczy, że w jakiś sposób zdoła go przeciągnąć na swoją stronę.
Problem w tym, że Szymon Hołownia nie zdaje sobie sprawy, że bez pogodzenia się z faktem, że siłą rzeczy zawsze znajdą się osoby, które w obawie o naruszenie status quo będą życzyć mu źle, jego dziejowa misja w polityce, jaką jest „pogodzenie wszystkich Polaków”, może się nie powieść.
„Twardym trza być, a nie miętkim”
Wyjście z dualizmu prawnego i rozwiązanie wielu innych problemów wojny polsko-polskiej mogłoby nastąpić tylko wtedy, gdyby Szymon Hołownia w jakiś sposób podjąłby ryzyko wyjścia poza schematy III RP. Miał na to prawie półtora roku.
Zamiast godzić się na „demokrację walczącą”, Marszałek Sejmu powinien odpowiednio wcześnie powiedzieć, że działając tak jak teraz, tzn. nie uznając oprócz Izby Nadzwyczajnej Sądu Najwyższego choćby Trybunału Konstytucyjnego, de facto funkcjonujemy bez tych organów, co narusza standardy państwa prawa.
Choć lider Polski 2050 tyle mówił o mitycznym dialogu, to w sprawach sądowych nie ma odwagi, by wsłuchać się na poważnie w argumenty drugiej strony. Nie potrafi przyznać, że nie uznając wszystkich powołanych po 2018 r. sędziów, na dłuższą metę nie da się funkcjonować.
Koniec końców, jak nie w tej, to w innej kadencji i tak będzie trzeba pójść na kompromis. Dlaczego Hołownia tego nie mówi? Bo boi się, że „demokratyczny komentariat” oskarżyłby go o zdradę.
Hołownia sprawia wrażenie, jakby jego nadwrażliwy instynkt samozachowawczy nakazywał mu unikać wszystkiego, co mogłoby zostać odebrane jako „ulegnięcie pisowskiej narracji”. To błąd, ponieważ wielu wyborców Trzeciej Drogi liczyło, że będzie ona dla PiS-u czy KO realną przeciwwagą.
Dziś niestety, jak pisał już w maju ubiegłego roku Paweł Musiałek, przeciętny obserwator sceny politycznej ma problem ze wskazaniem realnych różnic pomiędzy Szymon Hołownią a Donaldem Tuskiem, nie licząc aspektu retorycznego.
Inna sprawa, że mimo starań Marszałka Sejmu i tak nie uchodzi on w mainstreamie za ulubieńca. Od samego początku został naznaczony grzechem pierworodnym – odważył się wejść do gry, co samo w sobie stanowiło pewne nadszarpnięcie status quo.
Dlatego dla przeciętnego czytelnika „Gazety Wyborczej” od zawsze był kimś mało poważnym i niepokornym (w negatywnym tego słowa znaczeniu). Wielu tylko czeka na potknięcie lub wpadkę Hołowni, by trwale go zdyskredytować, bo w głębi duszy go nienawidzi.
Hołownia ulega jednak presji, co jest błędem zarówno pod względem politycznym, jak i depolaryzacyjnym. Polityk po wyborach parlamentarnych zdobył wiele narzędzi, żeby system zmieniać, a jednak z jakiś przyczyn tego nie robi.
Autoplagiat czy sequel?
Ogłoszenie się kandydatem na prezydenta przez Szymona Hołownię nie było zaskoczeniem. Marszałek Sejmu twierdzi, że jest niezależny, co argumentuje faktem, że „nie musi odbierać telefonów od lidera jednej czy drugiej partii”.
Rafał Kałukin na łamach „Polityki” twierdził, że Hołownia „próbuje cofnąć czas o pięć lat” i pytał o autentyczność. Zdaniem publicysty ponowny start polityka to autoplagiat.
Innego zdania jest autor niedawno wydanego wywiadu rzeki z Szymonem Hołownią – Michał Kolanko. Dziennikarz w rozmowie ze mną na kanale Kuriera Akademickiego argumentował, że pomimo braku efektu świeżości „ludzie lubią piosenki, które już znają”, a zamiast nazwy autoplagiat określiłby tę kandydaturę jako sequel lub remake.
Nawet jeśli przyjmiemy to drugie nazewnictwo, to mimo pojedynczych wyjątków sequele rzadko są tak dobre, jak pierwsza, oryginalna część. Wiele wskazuje na to, że lider Polski 2050 wpisze się w ten trend, tym bardziej, że na scenie pojawiają się nowi, świeżsi kandydaci zabiegający o głosy „wyborców protestu”. W zestawieniu np. z Krzysztofem Stanowskim Hołownia wypada nijako.
Czy jako prezydent zdobyłby się na śmiałość do wychodzenia poza schematy III RP? Wątpię, skoro mimo realnych narzędzi i możliwości nie wykorzystuje w pełni tej szansy jako Marszałek Sejmu i lider jednej z największych partii współtworzących koalicję rządzącą.
Wiele wskazuje na to, że Hołownia będzie wspominany jako postać tragiczna – żyjąca ze świadomością, że trzeba rzucić wyzwanie swoim czasom, a jednak mimo trafnego rozeznania zabraknie realnych czynów.
***
„Popierdółka, a nie kiler!” – tak o postaci granej przez Cezarego Pazurę w filmie Juliusza Machulskiego wykrzykiwał filmowy „Uszak” przed dramatem z solniczką i zupą.
Ostatecznie jednak tytułowy bohater dzięki sprytowi i odwadze przekuł swoją sytuację w sukces – zarówno dla siebie, jak i dla innych. Wzbudził dzięki temu respekt wśród groźnych przestępców.
Jeśli Szymon Hołownia na poważnie chce zawalczyć o prezydenturę, nie ma wyjścia – musi przezwyciężyć strach i pokazać, że jest gotowy podejmować niepopularne działania.
W przeciwnym razie wciąż będzie odbierany jako ktoś zbyt za słaby i zbyt miękki, by zostać prawdziwym „kilerem”, a to w politycznej walce oznacza szybkie zejście z pola gry.
Bez odwagi i determinacji do konfrontacji ze swoim otoczeniem będzie postrzegany jako polityk, któremu brakuje siły i charakteru, by przekonać wyborców, że zasługuje na fotel prezydenta albo chociaż na parlamentarną reelekcję dla siebie i swoich klubowych kolegów.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.