Nowe twarze, a gdzie nowa jakość? Oceniamy politykę kulturalną rządu Tuska

Działania rządu w zakresie kultury można opisać niezwykle prosto: zmieniły się twarze, odchyliło się ideologiczne wahadło, ale wszystko pozostało po staremu. Kultura wciąż jest dla rządu czymś w rodzaju akademii, na której warto od czasu do czasu się pokazać i nie stanowi strategicznego zasobu.
Sprzątanie po poprzednikach nie ominęło również szeroko rozumianej sfery kultury. Cieszy to, że wydatki na kulturę z roku na rok mają wzrastać. Mimo wszystko brakuje jednoznacznych planów i strategii, które wznosiłyby się ponad partyjne podziały. Kultura nadal nie jest traktowana jako ważny składnik soft power polskiego państwa, lecz stanowi element politycznej przepychanki.
Gdy w pewnym momencie władza przejdzie w inne ręce, znów znajdziemy się w sytuacji budowania od zera. Tak, PiS robił dokładnie to samo, ale zamiast przyjmować jego optykę, warto byłoby w końcu wyrwać kulturę z walki o władzę. To z pewnością byłoby jednym z największych osiągnięć obecnego rządu. Inaczej znów za rok przyjdzie nam powiedzieć, że jest kiepsko, ale przynajmniej stabilnie.
Instytucje +/-
Obeszło się bez zaskoczeń – wymieniono prawie wszystkich dyrektorów najważniejszych państwowych instytucji. Niekiedy gruntowna zmiana kadr dotknęła też instytucji na szczeblu lokalnym. Najgłośniej komentowane oraz krytykowane było odwołanie Roberta Kostro ze stanowiska dyrektora Muzeum Historii Polski i zastąpienie go Marcinem Napiórkowskim, kojarzonym jednoznacznie z lewicowym światopoglądem i wrażliwością.
Choć nie należy zapominać, że PiS również bez oporów wpychał swoich do kluczowych instytucji, to jednak znów mamy do czynienia z brakiem perspektywicznego i długofalowego myślenia. Instytucje dla swojego rozwoju potrzebują stabilności oraz planów, które można realizować przez dekady, a nie podczas jednej kadencji Sejmu.
Jeśli kultura, zamiast być wspierana ponad podziałami, staje się kolejnym elementem partyjnej gry, to nie mamy co liczyć na jej globalny sukces.
Warto jednak dodać, że w 2025 r. rząd zwiększy finansowanie programów ministra skierowanych do domów kultury i instytucji wspierających edukacje kulturalną i artystyczną, umożliwiając w niektórych programach wnioskowanie o wyższe kwoty dla bardziej ambitnych projektów.
Jednocześnie wprowadzono bardziej jednolite i jaśniejsze kryteria oceny poszczególnych wniosków. Ponadto zrezygnowano z oceny wkładu własnego projektu, co będzie sprzyjać mniejszym podmiotom spoza sektora finansów publicznych. O 5 proc. mają też wzrosnąć wynagrodzenia w państwowych instytucjach kultury. To zdecydowanie krok w dobrym kierunku, bowiem wiele inicjatyw i projektów potrzebuje większego wsparcia ze strony państwa, szczególnie na szczeblu lokalnym.
Polityka historyczna +/-
Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że koalicyjny rząd Donalda Tuska zrozumiał, że bez historii i pamięci nie utrzyma się długo u władzy. Nie zlikwidowano Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej im. Romana Dmowskiego i Ignacego Jana Paderewskiego, lecz przekształcono go w Instytut Myśli Politycznej im. Gabriela Narutowicza, jednak nie poszły za tym żadne konkrety.
Dalej nie wiadomo, jaką politykę historyczną chciałby prowadzić obecny rząd. Dostaliśmy jedynie zapewnienia, że będzie inaczej i pewne wymowne gesty (premier zaskoczył wielu swoją postawą w sprawie reparacji od Niemiec za straty doznane przez Polskę w trakcie II wojny światowej).
Co roku, 11 listopada, możemy się przekonać, że w Polakach jest silna potrzeba patriotycznych uniesień, ale ci, którzy nie mają ochoty na uczestnictwo w marszu z racami, mogą co najwyżej liczyć na nudną klasykę: koncerty. To ma nas rzekomo połączyć. Nie oszukujmy się – to zdecydowanie za mało.
O pamięci historycznej kompletnie zapomniała będąca częścią rządu Lewica. Dziedzictwo niepodległościowego PPS-u jest kompletnie nieobecne w świadomości Polaków. Ignacy Daszyński bywa jeszcze kojarzony, ale Aleksander Napiórkowski bądź Stanisław Kelles-Krauz to już postacie praktycznie zapomniane. Bazowanie jedynie na ogólnej historii klas wykluczonych (chłopkach, służących itd.) w dłuższej perspektywie może okazać się niewystarczające, gdyż nie jest reprezentatywne dla całego społeczeństwa.
Radio i telewizja +/-
Nie wchodząc w szczegóły kwestii prawnych związanych z przejęciem mediów publicznych, warto przyjrzeć się, czym mogłyby być opłacane przez wszystkich podatników telewizja i radio, a co tak naprawdę otrzymaliśmy. Owszem, nie mamy już do czynienia z toporną propagandą charakterystyczną dla rządów PiS, choć ostały się jeszcze jej punktowe przejawy.
Atmosfera w audycjach publicystycznych zelżała, gdyż krytycy obecnego rządu są w nich dopuszczani do głosu. Oglądalność kanału telewizji publicznej nie powiększyła się istotnie, a kanałowi TVP INFO znacząco spadła – w styczniu stacja miała średnio 92 tys. widzów, a w kwietniu już jedynie 63 tys.
Niemniej portal tvp.info zanotował zdecydowany wzrost – we wrześniu liczba użytkowników tego portalu wzrosła o 22 proc. w stosunku do ubiegłego roku (z 2,8 mln do 3,4 mln). Analogicznie najlepszy od dwóch lat wynik w zakresie zaangażowania odbiorcy odnotował portal streamingowy TVP VOD.
Zaprzepaszczono jednak szansę na bardziej fundamentalne zmiany. Wymieniono dziennikarzy, ale kompletnie nie zadbano o formułę programów. Media publiczne mogły stać się miejscem, gdzie odrodziłyby się tzw. audycje branżowe, zniszczone przez algorytmy mediów społecznościowych.
Programy o komiksach, grach komputerowych i planszowych, współczesnych książkach i serialach, fantastyce i science fiction, technologiach, nauce, które w pewnym momencie zostały zepchnięte do Internetu, z pewnością przysłużyłyby się wciąż archaicznej ramówce.
Zwłaszcza że mamy wielu wybitnych twórców we wszystkich wyżej wymienionych dziedzinach, którzy, dysponując niewielkim zasobem środków, tworzą w Internecie jakościowe materiały. Gdyby posiadali takie środki i zaplecze techniczne jak chociażby TVP, to być może dostalibyśmy coś naprawdę godnego uwagi.
Owszem, pojawiły się próby stworzenia tego typu programów. Niestety nierzadko prowadzą je ludzie, którzy nie do końca orientują się np. w popkulturowych mechanizmach. W efekcie mogliśmy posłuchać w Polskim Radiu 24.pl dwóch panów dziwiących się w 2024 r., że kobiety mogą lubić horrory.
Media publiczne mogły stać się przestrzenią, gdzie wykluwają się nowe dziennikarskie elity, zajmujące się nie tylko sprawami politycznymi i bieżącymi, lecz także istotnymi kwestiami kulturowymi, naukowymi i społecznymi.
Miejscem, w którym można zapoznać się z arcydziełami kina, teatru, opery oraz muzyki. Platformy streamingowe nie udostępniają takich klasyków, a jeśli już, to każą sobie za to dodatkowo płacić. Coraz trudniej jest je zobaczyć. Na taką misyjność mediów publicznych mało kto by się nie zgodził.
W podejściu do mediów publicznych nadal dominuje specyficzne pseudoekonomiczne myślenie. Z jednej strony TVP otrzymuje kolejne transze pieniędzy z budżetu państwa (np. 40 mln zł z funduszy zarezerwowanych na współfinansowanie projektów unijnych, lecz trzeba zaznaczyć, że kwota ta jest znacznie mniejsza niż za czasów PiS), a z drugiej postanowiono obciąć dofinansowanie dla TV Biełsat, którego zadaniem była walka z propagandą m.in. w Rosji i na Białorusi.
Ten wyjątkowo niezrozumiały krok może doprowadzić do upadku jednego z najciekawszych i najbardziej rozpoznawalnych projektów telewizji publicznej. TV Biełsat był na tyle skuteczny, że za współpracę z nim niektórzy dziennikarze wciąż odbywają karę w białoruskich więzieniach.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.