Encyklika „Dilexit nos” papieża Franciszka. Po co światu Serce?
Najnowsza encyklika ojca świętego Franciszka mówi o – jak głosi tytuł – „miłości ludzkiej i Bożej Serca Jezusa Chrystusa”. Jest to dokument niezwykły, choćby dlatego że chwalą go niemal wszyscy – od hunwejbinów Kościoła otwartego po najzacieklejszych krytyków Kościoła posoborowego. Co kryje w sobie ten dokument? Dlaczego papież Franciszek po encyklikach społeczno-politycznych zdecydował się na publikację tekstu na wskroś teocentrycznego? I co to ma wspólnego z rewolucją AI?
„Zbliża się koniec świata. Papież Franciszek napisał pobożną encyklikę” – tak na wpół żartobliwie rozpoczął materiał komentujący treść Dilexit nos ks. Szymon Bańka. Kapłan, co ważne, będący członkiem Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X.
To zgromadzenie założone przez abp. Marcela Lefebvre’a, najzacieklejszego i nieugiętego krytyka zmian wprowadzonych w Kościele po Soborze Watykańskim II i ostatecznie ekskomunikowanego za brak podporządkowania się decyzjom Stolicy Apostolskiej.
Jeżeli nawet „tradsi” zaczynają chwalić papieża „progresywistę” i „modernistę” regularnie balansującego według nich na granicy herezji, to wiedzcie, że coś się dzieje! I rzeczywiście, gdy zajrzymy do dokumentu, możemy zrozumieć, dlaczego miłośnicy Tradycji Kościoła patrzą na niego tak przychylnym okiem.
Ojciec święty w Dilexit nos (z łac. Umiłował nas – tytuł jest cytatem z Listu św. Pawła do Rzymian) rozwija rozumienie znaczenia serca ludzkiego i kultu Serca Chrystusa oraz szeroko odwołuje się do doktorów Kościoła, świętych i – co ciekawe – „przedsoborowych papieży”.
W tekście znajdziemy nawiązana do (oprócz, rzecz jasna, do Pisma Świętego) myśli św. Augustyna, św. Bonawentury, św. Franciszka Salezego, mistyków i świętych, którzy doświadczyli osobistych objawień, np. św. Małgorzaty Marii Alacoque, i last but not least papieży, zwłaszcza przedsoborowych: Leona XIII, Piusa XI czy Piusa XII. Mniej jest natomiast nawiązań do dokumentów Soboru Watykańskiego II.
Wygląda to trochę tak, jakby Franciszek chciał powiedzieć swoim konserwatywnym krytykom coś takiego: „Ja też kocham Tradycję Kościoła. Ja też jestem w niej zakorzeniony i w niej dostrzegam fundament katolickiej tożsamości!”.
Co prawda, nie brakuje w tekście nawiązań do niekoniecznie chrześcijańskiej filozofii współczesnej, np. myśli Martina Heideggera. Pojawia się także krytyka ujęć filozoficznych, które marginalizowały znaczenie serca kosztem rozumu i woli (co można czytać jako zawoalowaną krytykę tomizmu i tych tradycji teologicznych, które zostały zbyt mocno przeniknięte greckim „racjonalizmem”). Co do zasady jest to jednak encyklika wzniesiona na fundamencie tradycyjnego nauczania Kościoła i świętych.
Ta tradycyjność – choć trochę od innej strony – objawia się jeszcze w jednej kwestii, która w przypadku Franciszka nie jest akurat niczym nowym. Chodzi o docenienie i obronę tradycji ludowej pobożności.
Papież staje zdecydowanie w obronie kultu Serca Jezusowego. Ba, rekapituluje i patrzy życzliwie na nierzadko związany z tym kultem kicz.
„Ponadto, niektóre z tych obrazów mogą wydawać się nam mało atrakcyjne i nie pobudzać nas zbytnio do miłości i modlitwy. Jest to sprawa drugorzędna, ponieważ obraz jest jedynie motywującą figurą i, jak powiedzieliby ludzie Wschodu, nie należy wpatrywać się w palec, który wskazuje na księżyc” – pisze Franciszek w Dilexit nos
Ludowa pobożność, postrzegana często przez katolickich intelektualistów z większych ośrodków jako forma quasi-pogańska, jest przez papieża regularnie brana w obronę. Dość dobrze opisał to Massimo Borghesi w książce Jorge Mario Bergoglio. Biografia intelektualna.
Franciszek ufa „zmysłowi wiary” prostego ludu Bożego, który ewangeliczny przekaz zakorzenia w lokalnej kulturze, codziennej egzystencji, specyficznych warunkach i sposobach życia związanych również z sytuacją ekonomiczną. To zdaniem papieża jest piękne, autentyczne, należy tego strzec i szanować.
W Dilexit nos ojciec święty jawi się jako miłośnik tradycji zarówno przez wielkie, jak i małe „t”.
Podążaj za głosem serca?
Przejdźmy teraz do centralnego tematu encykliki – serca. Co papież ma na myśli, gdy mówi o sercu? Zacznijmy najpierw od pokazania, czym chrześcijańskie serce nie jest.
Współczesna kultura często karmi nas przekazem, że aby osiągnąć szczęście, „trzeba podążać za głosem serca”. Oznacza to mniej więcej podążanie za swoimi pragnieniami oraz bycie „autentycznym”. Z takim rozumieniem jest jednak pewien problem.
Owszem, podążanie za głosem serca może prowadzić do podejmowania słusznych decyzji. Sądzę, że większość z nas posiada w sobie pewne moralne intuicje, które pchają nas do rzeczy pięknych i słusznych.
Kłopot w tym, że nie zawsze to one wybijają się na pierwszy plan, a nasze działania w efekcie okazują się co najmniej wątpliwe, np. kiedy (to historia, jakiej byłem świadkiem) kobieta porzuca partnera i dzieci po 20 latach małżeństwa na rzecz miłości z czasów nastoletnich, z którą udało się nawiązać ponowny kontakt.
Wypaczenie koncepcji autentycznego życia zgodnego z tym, co w człowieku najgłębsze, a więc (wykażę to poniżej) z sercem, opisał znakomicie kanadyjski filozof, Charles Taylor. W Etyce autentyczności twierdził, że dzisiejsze rozumienie autentyczności nie ma nic wspólnego z tym, jak rozumiana była ona źródłowo.
Jako przykład podał koncepcję serca Jeana Jacquesa Rousseau, współcześnie kreowanego na patrona tych, którzy wyzwalają się ze społecznych okowów, by dotrzeć do prawdziwego „ja”.
Francuz stawiał tezy o pierwotnej dobroci człowieka i psuciu go przez socjalizację. Postulował dotarcie do nieskażonego rdzenia osobowości. Uważał, że w tym celu trzeba oczyścić się z namiętności, które owe „ja” przysłaniają i blokują.
Tak rozumiana autentyczność nie ma nic wspólnego ze spontaniczną autentycznością współczesnego Zachodu. Jak zauważał Rousseau, to, co robimy spontanicznie, jest często działaniem powodowanym przez namiętności niemające nic wspólnego z naszym prawdziwym „ja”!
Wypaczone podążanie za sercem niejednokrotnie okazuje się w istocie naśladownictwem narracji i postaw obecnych kulturze. Francuski antropolog, René Girard, postawił radykalną tezę, że wszelkie nasze pragnienia nabywamy w trakcie socjalizacji poprzez proces naśladownictwa (tzw. pragnienie mimetyczne).
Widzimy, czego pragną inni, a także co w naszej społeczności i kulturze jest oceniane jako pożądane. W efekcie sami zaczynamy tego pragnąć.
Tak więc owo podążanie za sercem, które wyraża się np. w ciągłych podróżach, zmianach pracy, partnerów czy niechęci do zawierania stabilnych związków i płodzenia potomstwa, nie jest żadnym „prawdziwym życiem”, a jedynie odbiciem namiętności, którą wywołuje społeczna narracja o samorealizacji. Papież Franciszek tak rozumiane serce nazywa anty-sercem.
Jak czytamy, „anty-serce to społeczeństwo coraz bardziej zdominowane przez narcyzm i autoreferencyjność. W końcu dochodzi się do «utraty pragnienia», ponieważ druga osoba znika z widnokręgu, a człowiek zamyka się we własnym «ja», tracąc zdolność zdrowych relacji”.
Serce jako źródło i całość
Antropologia chrześcijańska jest podobna do tej znanej z filozofii greckiej. Przyjmowała, że człowiek jest hierarchiczną, uporządkowaną całością połączoną w jedno przez nieśmiertelną duszę.
Najniżej w tej hierarchii stoi ciało wraz z potrzebami, które łączą człowieka ze światem roślin i zwierząt. Wyżej jest sfera ludzkiej emocjonalności i uczuciowości, zaś tym, co króluje w człowieku, jest intelekt i przyporządkowana do niego wola.
Papież w początkowych fragmentach encykliki, choć pokazuje, że podkreślenia znaczenia serca było obecne w chrześcijańskiej myśli (chociażby u św. Augustyna czy św. Bonawentury), to jednak poprzez wpływ intelektualnie centrycznej greckiej filozofii ostatecznie bywało niedoceniane.
Jest to myśl bardzo podobna do tej, którą wyraził niemiecki fenomenolog i teolog, Dietrich Von Hilderbrand. W książce Serce Hilderbrand napisał, że teologom chrześcijańskim zabrakło odwagi, by serce postawić na równi z intelektem i wolą, ostatecznie było widziane jako coś niższego.
No dobrze, ale czym jest serce? Przecież nie chodzi o narząd odpowiedzialny za pompowanie krwi. Nie chodzi też o serce zredukowane wyłącznie do wymiaru emocjonalnego.
Papież Franciszek, wymieniając różne znaczenia tego terminu, mówi, że serce jest z jednej strony najgłębszym i najprawdziwszym rdzeniem osoby ludzkiej, a z drugiej tym, co łączy różne elementy człowieka w całość. Jest czymś, co człowieka spaja.
„Termin kardia oznacza to, co jest najbardziej wewnętrzne w ludziach, zwierzętach i roślinach. U Homera oznacza nie tylko centrum cielesne, ale także duszę i duchowy rdzeń istoty ludzkiej […]. Serce jawi się tu jako centrum pragnienia i miejsce, w którym kształtują się ważne decyzje osoby […].
Tak więc, od starożytności, zdawaliśmy sobie sprawę z tego, jak ważne jest postrzeganie istoty ludzkiej nie jako sumy różnych zdolności, ale jako świata duszy i ciała, z jednoczącym centrum, które nadaje znaczenie i ukierunkowanie wszystkiemu, czego dana osoba doświadcza”.
Takie rozumienie serca jest, jak zauważył przywoływany przeze mnie Hilderbrand, tożsame z biblijnym rozumieniem duszy. Jako rdzeń i synteza. To, co najgłębsze, i to, co ogarnia wszystko, z czego składa się człowiek – wolę, uczucia, popędy, ciało.
Szczególną jednak cechą serca jest to, że staje sie „miejscem pragnienia”. Tak więc ma ono szczególny związek z ludzką uczuciowością. Wyżej jednak pisałem, że współczesna kultura, utożsamiając serce z podążaniem za własnymi pragnieniami, prowadzi człowieka na manowce.
Jak to pogodzić? Z pomocą znów przychodzi nam Hilderbrand.
Niemiecki fenomenolog i teolog uważał, że uczucia można podzielić na kategorie. Obok uczuć cielesnych (związanych z procesami fizjologicznym), psychicznych, a także namiętności istnieją uczucia rozumiane jako adekwatna reakcja człowieka na obiektywną wartość.
Uczucia zdaniem niemieckiego fenomenologa mogą być obiektywne. Są więc obiektywne, gdy gniewamy się na prawdziwe zło, zachwycamy pięknem cudownego krajobrazu bądź wzruszamy, widząc ludzką dobroć pomimo otaczającego zła.
By tak przeżywać uczuciowość, trzeba jednak – co postulował już Rousseau – pracować nad sobą w celu uwolnienia się od powierzchownych reakcji i namiętności. Potrzebne są asceza, oczyszczenie i wychowanie, a z perspektywy chrześcijańskiej również łaska Boża.
Co więcej, serce nie jest po prostu miejscem dla „ja”, ale miejscem, gdzie „ja” jest zjednoczone z kimś Innym, bez którego „ja” nie mogłoby zaistnieć. Jak twierdzili wielcy mistrzowie życia duchowego Zachodu, tacy jak św. Teresa Wielka czy św. Jan od Krzyża, w sercu człowieka mieszka Trójca Święta.
Cały proces duchowy jest zaś drogą zstępowania coraz bardziej w głąb siebie ku spotkaniu Boga, który – jak mówi Konstytucja duszpasterska o Kościele w świecie współczesnym Soboru Watykańskiego II – „objawia człowieka samemu człowiekowi”.
Człowiek stworzony na obraz i podobieństwo Boże jest o tyle sobą, o ile do tego obrazu się upodabnia.
To zamieszkiwanie Boga w sercu, które zgodnie ze słowami papieża jest najgłębszym źródłem pragnienia, pokazuje ważny element chrześcijaństwa – możliwość posiadania duchowych, prawdziwych, zaszczepionych w sercu przez Boga pragnień.
Tak więc człowiek nie jest do końca taki, jak opisywał go René Girard. Nie wszystkie pragnienia mają charakter mimetyczny i nie wszystkie są społecznie konstruowane.
Co więcej, to docenienie serca pokazuje, że chrześcijaństwo nie jest też moralnością rozumianą po kantowsku, dla której w najwyższym stopniu dobre jest to, co racjonalne i pozbawione jakiekolwiek elementu uczuciowości. Dobre jest tylko to, co nie przynosi przyjemności? Nie!
Chrześcijaństwo nie jest też buddyzmem, który ideał doskonałości widzi w wyzbyciu się wszelkich pragnień i namiętności uznawanych za źródło cierpienia.
Istnieją prawdziwe pragnienia i prawdziwe uczucia. By je odkryć, trzeba – z pomocą łaski – wyruszyć w „duchową podróż”.
Tak rozumiane serce przypomina nieco koncept jungowskiej Jaźni jako odbicia boskości w człowieku. Elementu, który osobę jednoczy i w którym zaszczepione jest ludzkie powołanie.
„Serce Jezusa, gorejące ognisko miłości”
Tyle o umiejscowieniu serca w ontologicznej strukturze człowieka. A co z Sercem Jezusa?
Nabożeństwo to wykształciło się w XVII w. we Francji w związku z objawieniami prywatnymi św. Małgorzaty Marii Alacoque. Nie wchodząc w szczegóły, warto nakreślić kontekst, w jakim w Kościele pojawiło się przesłanie o „uczuciach i pragnieniach” samego Boga.
Po pierwsze, był to czas, gdy we Francji bardzo popularny stał się potępiony przez papieży jansenizm. Ów ruch charakteryzował się dużym rygoryzmem. Podkreślał zepsucie ludzkiej natury oraz przekształcał życie duchowe w nieustanne oczyszczenie i pokutę.
Janseniści stawiali np. wysokie wymagania moralne tym, którzy chcieliby przystąpić do Komunii Świętej, podkreślali w ten sposób niegodność człowieka względem Boga.
Kult Serca Jezusa otwartego dla wszystkich stał w jasnej opozycji do tego rygoryzmu. Pokazywał, że dobre moralnie życie jest efektem miłości Bożej. Odwrotnie niż w jansenizmie, gdzie łaska Boża jest nagrodą dla ludzi osiągających sprawiedliwość własnym wysiłkiem.
Po drugie, kult Serca Jezusa poprzedził pojawienie się idei oświeceniowych. Popularnym stanowiskiem religijnym stał się w tamtym czasie deizm – pogląd głoszący, że Bóg po stworzeniu świata nie interesuje się stworzeniem ani nie interweniuje w nie.
Taki Bóg może być co najwyżej Wielkim Zegarmistrzem Świata, Rozumem, Konstruktorem, arystotelesowską Myślą Myślącą Samą Siebie, ale nie Bogiem bliskim, miłującym i angażującym się w życie jednostek i społeczności.
Tymczasem kult Serca Jezusa pokazuje Boga uczuciowego i płonącego namiętnością względem człowieka. Bóg, niczym nieszczęśliwy kochanek, tęskni za odwzajemnieniem uczuć, szuka zagubionego grzesznika. Taki kult stoi w sprzeczności zarówno z moralnym rygoryzmem, jak i oświeceniowym racjonalizmem.
AI, wojny, brak nadziei
Te problemy to jednak przeszłość. Dziś światopogląd naukowy nie jest skłonny uznawać Boga nawet deistycznego, zaś zamiast rygoryzmu moralnego mamy do czynienia z „podążaniem za głosem własnego serca”. Co więc kult Serca Chrystusa ma do przekazania współczesnemu człowiekowi?
Oddajmy głos papieżowi: „W erze sztucznej inteligencji nie możemy zapominać, że do ocalenia człowieczeństwa niezbędne są poezja i miłość.
To, czego żaden algorytm nigdy nie będzie mógł pomieścić, to na przykład ten moment z dzieciństwa, który pamięta się z czułością i który mimo upływu lat wciąż się powtarza w każdym zakątku planety”.
Sztuczna inteligencja niewątpliwie stawia pytanie o istotę człowieczeństwa. Kim jest człowiek? Przede wszystkim intelektem, jak chcieliby tego greccy filozofowie? Świadomością?
A co, jeżeli sztuczna inteligencja stanie się inteligencją zdolną do prawdziwego poznania, a nie jak dotychczas jedynie porządkowania i przetwarzania? Co, jeżeli zyska samoświadomość? Jeżeli istotą człowieczeństwa jest intelekt, to czym będzie się różnił od AI?
Papież Franciszek odpowiada – sercem. Tym sercem, które w sposób po hilderbrandowsku obiektywny jest w stanie odczuwać rzeczywistość taką, jaką ona jest. Tworzyć poezję.
Robić rzeczy z perspektywy cywilizacji techniczno-utylitarnej bezużyteczne, niemonetyzowalne. Po prostu piękne. Dla samego piękna i bezinteresownie.
Przede wszystkim zaś serce jest czułe na ludzką krzywdę. Dostrzega osobową godność każdego człowieka, którą bezosobowa inteligencja użyta w duchu logiki optymalizacyjno-utylitarnej może łatwo przeoczyć.
Drugą kwestią, którą papież porusza, są wojny i polityczne niepokoje. Globalny ład zdaje chwiać się w posadach.
Zglobalizowany i połączony skomplikowanymi sieciami współzależności świat staje się coraz bardziej płynny, ruchomy i pozbawiony punktu odniesienia, który dałby jednostkom oraz społecznościom poczucie bezpieczeństwa i sensu.
Nie wystarczą kolejne wezwanie do pokoju i nawoływania do dostrzeżenia braterstwa. Odpowiedź Franciszka jest teocentryczna – tylko „ukrywając się w sercu Chrystusa”, można w niespokojnym świecie odnaleźć sens, zakorzenienie i nieść odkryty w ten sposób pokój innym.
Tylko w ten sposób można nie tylko przetrwać obecne niepokoje, ale okazać się wobec nich „antykruchym” i zdolnym do tworzenia „struktur dobra” w świecie.
Koncepcja ojca świętego przypomina mi propozycję, jaką przedstawił w ostatniej tece „Pressji” prof. Michał Łuczewski. Ową koncepcją nazwał „obecnością bez niepokoju”. W dużym skrócie postawa ta polega na zakorzenieniu się w swoim najgłębszym wewnętrznym „ja”.
Miejscu, gdzie człowiek spotyka się ze swoimi pragnieniami i własnym sumieniem, czyli w sercu właśnie! Tylko w ten sposób jest w stanie uwolnić się od presji otoczenia, jednocześnie w tym otoczeniu przebywając, promieniując swoim „zakorzenieniem” i spokojem na innych.
Jeżeli w sercu człowieka mieszka Bóg, tak jak opisują to chrześcijańscy mistycy, to owo zakorzenienie „ja” musi być z konieczności zakorzenieniem w Bogu. To on podtrzymuje istnienie człowieka.
Tylko Chrystus, powszechny archetyp człowieczeństwa, „objawia człowieka samemu człowiekowi”. Prawdziwe bezpieczeństwo jest w Bogu, zaś Bóg jest kimś – zgodnie ze słowami św. Augustyna – bliższym nas niż nasz dusza.
***
Sądzę, że Dilexit nos należy interpretować jako klucz do pontyfikatu papieża. Jeżeli poprzednie encykliki poświęcił ekologii i powszechnemu braterstwu, jeżeli zarzucano mu, że „za mało w nich Chrystusa, a za dużo świata”, a papież kultywuje religię „dobroludzizmu”, to w tej encyklice daje tym oskarżeniom zdecydowany odpór.
Nie ma prawdziwego pokoju, nie ma możliwości realizacji agendy ekologii integralnej i powszechnego braterstwa bez zakorzenienia w Bogu. Nie ma człowieczeństwa bez zakorzenienia w Bożym Sercu. Jest to encyklika radykalna.
Prawdopodobnie niestrawna dla tych, którzy chcieliby katolicyzm redukować do roli skromnego „powstrzymywacza” entropii sensu na Zachodzie. Nie jest więc chyba przypadkiem, że papież taką właśnie encyklikę opublikował tuż przed rozpoczęciem roku jubileuszowego, który w centrum postawił cnotę nadziei. Tak jakby chciał przez to światu powiedzieć, że jedyna nadzieja w Bogu!
I chyba takiego przekazu słusznie należałoby od depozytariusza przesłania Chrystusa oczekiwać.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.