Czym jest piękno? Odpowiada Benedykt XVI
„Piękno zbawi świat” – powiedział książę Myszkin, bohater Idioty Fiodora Dostojewskiego. Tę myśl w bardzo ciekawy sposób podjął chyba największy teolog XX w. – Joseph Ratzinger, późniejszy papież Benedykt XVI. Jak panzerkardinal rozumiał znaczenie piękna? W jaki sposób punktował współczesną sztukę?
Zagrożenia dla piękna – deprecjacja albo estetyzm
Benedykt XVI wyróżnił dwa zagrożenia dla kategorii piękna. Z jednej strony możemy przyjąć postawę jego deprecjacji, z drugiej zaś popaść w nadmierny estetyzm.
Pierwsza postawa skutkuje lekceważeniem roli piękna w procesach poznawczych. W środowisku teologicznym można spotkać się z ostrzeżeniami przed niedocenianiem epistemologicznego potencjału sztuki. Dlaczego?
Ponieważ bagatelizacja kategorii piękna może służyć umacnianiu tendencji technokratycznych, a tym samym doprowadzić do przeceniania możliwości ludzkiego rozumu i bagatelizacji istotnej z punktu widzenia teologii kategorii tajemnicy.
Przykłady skutków tego typu postawy można odnaleźć we współczesnej architekturze sakralnej, szczególnie w nurcie funkcjonalizmu, w którego założeniach leży potrzeba dostosowania wnętrza do nowej formy liturgicznej. Sama nowa liturgia czy też praktyczne jej sprawowanie jest według Benedykta XVI przejawem odchodzenia od piękna na rzecz tak rozumianej funkcjonalności.
W rozmowie z Vittoriem Messorim Ratzinger zwrócił uwagę, że można wykazać, iż porzucenie tego, co piękne, stało się także powodem porażki pastoralnej Kościoła. Tak w rozmowie z watykanistą powiedział kardynał:
„Wszędzie tam, skąd wyrzucono piękno i gdzie ceni się tylko rzeczy użyteczne, coraz wyraźniej widać przerażające zubożenie. Doświadczenie nauczyło nas, że postępowanie według tylko jednej zasady, zrozumiałej dla wszystkich – nie uczyniło liturgii bardziej zrozumiałej, bardziej otwartej, natomiast wyraźnie ją zubożyło.
Liturgia «prosta» to nie znaczy prostacka lub tania. Jest bowiem taki rodzaj prostoty, który rodzi się z bogactwa duchowego, kulturowego, historycznego. Wielką muzykę sakralną odrzucono w imię «uczestnictwa aktywnego», ale czyż to uczestnictwo nie może znaczyć także percepcji przez ducha i zmysły […].
Pytając o to, nie zaprzeczamy wartościom pieśni ludowych ani nie odrzucamy całkowicie «muzyki użytkowej», ale sprzeciwiamy się wyłączności (tylko tej muzyki), która nie jest usprawiedliwiona ani postanowieniami soboru, ani koniecznością duszpasterską”.
Akcentowanie sztuki i doświadczenia ponad rozumem i spekulacjami obecne w myśli Benedykta XVI jest bardzo charakterystyczne dla myśli filozoficznej ponowoczesności. Richard Rorty twierdził, że natura naszych wyborów etycznych ma odmienny charakter od tego (racjonalnego), który w filozofii był promowany wcześniej.
Amerykański filozof uważał, że kierują nami wielkie narracje, czyli powieści. To znaczy, że jeżeli chcemy zmienić sposób życia jakiejś społeczności, to nie musimy tworzyć teoretycznego systemu, który ukaże, jaka jest idea dobra, ale powinnyśmy napisać dobrą powieść.
Rorty ilustrował to przykładem niewolnictwa, które było potępiane przez różnego rodzaju filozofów i moralistów, którzy racjonalnie chcieli przekazać, że jest to niemoralne, ale niewiele to dawało. Wystarczyła jedna powieść – Chata wuja Toma– by skutecznie wpłynąć na społeczne nastroje.
Można więc powiedzieć, że w pewnym sensie, co zapewne dla wielu okaże się paradoksalne, pod tym względem Benedykt XVI grał do jednej bramki z postmodernistami – piewcami uwodzicielskiej mocy opowieści.
Ratzinger od postmodernistów różnił się tym, że związek kategorii piękna uważał za nierozerwalny z kategoriami prawdy i dobra. Piękno ma w dobrym tego słowa znaczeniu uwodzicielską moc zdolną doprowadzić nas do poznania prawdy i umiłowania dobra.
Ostatnie z wymienionych kategorii bez tego pierwszego miałyby więc być tylko suchym racjonalizmem bądź moralizmem.
Drugim zagrożeniem dla kategorii piękna jest emancypacja polegająca na oddzieleniu estetyki od etyki. Chodzi o autonomizację piękna, a znane hasło„sztuka dla sztuki” najlepiej oddaje istotę tego podejścia.
Ratzinger twierdził, że jest to sytuacja, gdy piękno nie chce już wskazywać poza siebie, ale wystarcza samo sobie. Podobnie twierdził prof. Szymik, który nazywał taki typ sztuki rodzajem idolatrii.
Narzuca się tu niejako cytat z Prometidionu Norwida: „Piękno po to jest, by zachwycało do pracy, praca, by się zmartwychwstało”. Zdaniem poety romantyzmu, tak jak Ratzingera, piękno ma czemuś służyć, ku czemuś prowadzić, a nie istnieć samo dla siebie i na sobie się zatrzymywać.
Prof. Szymik zaznaczał, że piękno wyemancypowane od prawdy i dobra jest tak podobne do siebie samego, jak Antychryst do Chrystusa.
Jak zaznaczał prof. Szymik, takie piękno „proponuje sztukę, czyli siebie jako ostateczność. Owocuje to dwoma postawami: zakłamaniem piękna, zamknięciem drogi oraz zwątpieniem w nie i kultem brzydoty wyrosłym na gruncie odkrycia oszustwa piękna – nowej okrutnej prawdy o świecie”.
I dalej: „Istnieje jeszcze jeden podstęp kłamstwa wobec prawdy i piękna. Piękno zakłamane, krzykliwe i jedynie powierzchowne, którego istota fałszu polega na tym, że nie budzi tęsknoty za niewyrażalnym, nie odrywa od siebie, ale zamyka odbiorcę w nim samym, nie dając niczego poza przyjemnością, wzbudzając pożądanie bądź żądzę posiadania.
To piękno, które według słynnej frazy Augustyna wykrzywia serce ku sobie samemu. Jak rajskie drzewo jest rozkoszą dla oczu. Nie szukaj tego, co inne, chciej przyjemności na teraz – tak brzmi przesłanie tzw. jednowymiarowego piękna.
Skąd bierze się ten rodzaj perwersji, sprzeniewierzenia się pewnych rodzajów piękna własnej istocie? Ratzinger twierdzi, że z antymimetycznej tendencji, awersji, dużej przestrzeni sztuki współczesnej.
W jakim znaczeniu antymimetycznej? Zerwanie z tradycyjną kategorią mimesisna na rzecz wolnej ekspresji twórczej czy konceptualizmu w sztuce przywodzi na myśl dzieła Duchampa lub Rothki, aczkolwiek ich tradycyjna (grecka) kategoria piękna przecież nie dotyczyła. Nie dotyczyła też impresjonistów i ekspresjonistów, którzy mimo wszystko dążyli do piękna, ale oderwanego od prawdy.
Wiemy jednak, że papież problemów z pięknem nieodsyłającym poza siebie doszukiwał się już w renesansie. Zdaniem Benedykta XVI to tam paradoksalnie tkwi źródło owej antymimetyczności rozumianej jako niechęć do tego, by sztuka była odwzorowaniem odwiecznych wzorców i prawd, wychyleniem poza siebie w celu uchwycenia czegoś z przekraczającej człowieka tajemnicy.
Zamiast tej niejako platońskiej postawy postawiono w centrum człowieka i skupiono się na jego pięknie fizycznym i doskonałości. Z drugiej strony sztuka współczesna, zwłaszcza popkultura, cierpi, jak sądzę, na swoistą mimetyczność, ale inną niż ta, jaką postulował Ratzinger.
Współczesne filmy, seriale i muzyka ze względu na uproszczenia i bazowanie na schematach wywołujących szybkie i silne reakcje emocjonalne estają się przejawami kiczu, fabrykowanej uniwersalizującej sztuki, która próbuje naśladować piękno. Kicz, choć przyciąga wielu, nigdy piękny nie będzie.
Napotykamy więc powszechny problem z doświadczeniem piękna. We współczesności dominują fenomeny piękna krzykliwego, fałszywego. Nie jest ono, jak stwierdził prof. Szymik, „owocem natchnienia, lecz praw komercji” i zamyka człowieka w sobie samym, „jest to piękno, które nie budzi tęsknoty za niewypowiedzianym, nie budzi pragnienia poświęcenia się, zapomnienia o sobie, lecz pożądanie, wolę mocy, posiadania, przyjemności”.
Współczesność wprowadziła do sztuki trzeci wymiar – dojmujący nihilizm. „W literaturze współczesnej, w sztukach plastycznych, filmie i teatrze w dużej mierze dominuje posępny obraz człowieka. […] Moralność postrzega się jako obłudę, szczęście jako samooszustwo.
Ten, kto po prostu ufa pięknu i dobru, ten albo prezentuje karygodną nieświadomość, albo żywi jakieś złe zamiary. […] Krytyka społeczeństwa jest obowiązkiem” – pisała Marcelina Zdenkowska. Zauważyła, że sztuka XX i XXI w. oparta jest na absurdzie, bezsensie, kontrowersji i niejednokrotnie – brzydocie.
To (według Ratzingera) nie sprzyja poprawnemu rozwojowi człowieka. W świecie, jak pisała Zdenkowska, „nastawionym na materializm i dominację poznania naukowego sztuka również została zepchnięta do roli obrazu, który «nie przekracza tego, co ujawnia się zmysłowo, a natłok obrazów, które nas otaczają, oznacza równocześnie koniec obrazu»”.
Benedykt XVI w Duchu liturgii stwierdził, że poważny kryzys sztuki nastąpił w renesansie, kiedy „[z]rodzi[ło] się to, co estetyczne, w znaczeniu nowoczesnym – ogląd piękna, które nie chce już wskazywać poza siebie […], ostatecznie wystarcza samo sobie”. Sztuka ma być natchniona i wynikać z talentu i umiejętności, a nie powstawać jak przedmioty w fabryce.
Tak więc Ratzinger jako problemy współczesnej sztuki wymenial zauważył nihilizm, uniwersalizm, banalność oraz brak odwołania do sfery duchowej, a co za tym idzie, także do wartości.
Uniwersalizację sztuki Ratzinger wywodził z tendencji kulturowych. Obecnie dominuje pogląd o opłacalności każdego przedsięwzięcia, stąd uniformizacja ma pozwolić na zdobycie większej rzeszy odbiorców, a przez to i zwiększenie korzyści ekonomicznych.
Jednocześnie ów uniwersalizm „został podporządkowany fenomenowi masy”. Tę tendencję Ratzinger dostrzegał głównie w muzyce popularnej, która jego zdaniem nie posiada żadnej funkcji i nie ubogaca ducha. Muzyka „jest produkowana na skalę przemysłową i określić ją trzeba mianem kultu banału” – stwierdził Ratzinger.
W społeczeństwie masowym doświadczamy odbioru produktów, które nie mogą nikogo drażnić ani odrzucać, równocześnie przez to nie zawierają w sobie głębi. Ratzinger uważał, że sztuka nie powinna być łatwa do zrozumienia, ale wiązać się z trudem i wysiłkiem intelektualnym.
Artysta powinien być wykształcony i natchniony. Nie mówimy tu o formie, która przecież może być prosta, kluczowe jest odesłanie do czegoś poza dziełem sztuki.
Piękno chrześcijańskie a piękno Greków – rozum i sztuka
Nakreśliłam do tej pory ostrze krytyki, jakie Benedykt XVI skierował wobec nowoczesnego i ponowoczesnego rozumienia piękna. Jaka jest zatem pozytywna opowieść papieża? Na czym polega chrześcijańskie rozumienie piękna?
Zacznijmy od zwrócenia uwagi na treść Psalmu 45, który opisuje zaślubiny króla. Antyfona w brewiarzu brzmi: „Najpiękniejszy jesteś spośród synów ludzkich, wdzięk się rozlał na twoich wargach”. Innego dnia ten sam psalm opatrzony był inną antyfoną: „Nie miał on wdzięku ani blasku, aby na niego popatrzeć, ani wyglądu, by się nam podobał”.
Ratzinger pytał, jak wytłumaczyć jawiący się nam tu paradoks dotyczący przecież Chrystusa – to o Nim bowiem mówi powyższa antyfona.
Czy grecka filozofia piękna została zakwestionowana przez obraz przedstawiający ubiczowanego, ukoronowanego cierniem i ukrzyżowanego Syna Bożego? Benedykt mówił, że wierzący wiedzą, że prawda i piękno muszą się łączyć, a prawda o życiu obejmuje także ból i cierpienie.
Można więc stwierdzić, że według chrześcijaństwa miłość jest istotą nowej estetyki, zaś istotą chrześcijańskiej miłości jest agape – bezinteresowny dar, którego śmierć krzyżowa Chrystusa, ofiara z samego siebie jest najwyższym wzorem.
Mamy więc do czynienia z przekroczeniem piękna zmysłowego na rzecz piękna duchowego. Już nie piękne greckie ciało, ale piękna dusza staje się punktem odniesienia dla tej kategorii. Szymik postawił ciekawą tezę, że w pasji Chrystusa wspaniała grecka estetyka z jej przeczuciem dotknięcia niepoznawalnej boskości nie została zniesiona, lecz przekroczona.
Tak jak Benedykt XVI podkreślał w encyklice Deus caritas est, że chrześcijańska agape nie przekreśla ludzkiego erosa, lecz go oczyszcza i przekracza, tak z podobnym ruchem mamy do czynienia w dziedzinie piękna.
Zresztą miłość i piękno, jak pisał Platon w Uczcie, są ze sobą ściśle związane. Ten ruch przekraczania przywodzi na myśl teorię estetyki Hegla.
Niemiecki filozof wyróżnił następujące etapy rozwoju sztuki: sztukę egipską (duch jest uwięziony w materii), grecką (duch w harmonii z materią) i średniowieczną (duch przekracza materię – forma jest niewystarczająca, treść pozostaje ważniejsza niż przedstawienie zmysłowe).
Hegel twierdził, że sztuka grecka to doskonałe przedstawienie piękna, czyli idei absolutnej w świecie zmysłowym. Jednocześnie zwrócił uwagę, że nie jest to przedstawienie prawdy o człowieku, który nie wygląda jak na rzeźbach Polikleta.
W rzeźbie greckiej została przedstawiona idealizacja istoty ludzkiej. Hegel twierdził, że źródło niedoskonałości sztuki greckiej, które wynika z pominięcia prawdy, jest źródłem jej rozpadu.
Po sztuce greckiej nastąpił rozkład klasycznej formy sztuki właśnie ze względu na jej naiwność i idealizację. Sztuka romantyczna natomiast, jak ją określał Hegel, czyli sztuka średniowieczna, była według niego najdoskonalsza.
Wynikało to z tego, że uważał on swoją filozofię za przesiąkniętą nauką Jezusa, który powtarzał, że Jego królestwo nie jest z tego świata, oraz głosił to, czego ani ucho nie słyszało, ani oko nie widziało. Sztuka natomiast potrzebuje oka i ucha. Wynika z tego, że treści filozofii chrześcijańskiej nie mogą być przedstawione w zmysłowej formie.
Hegel uważał też, że śmierć Chrystusa stanowi a pewien wyjątek, bo istniało przedstawiane śmierci tragicznych postaci, np. obraz Śmierć Sokratesa, jednak w historii nikt wcześniej nie doświadczył tak poniżającej dla człowieka śmierci, jak Jezus.
Piękno wciąż ma być zmysłowym obrazem idei absolutnej, czyli prawdy. Czym natomiast ona jest? To pytanie zadał także Piłat. Był dla Hegla symbolem świata starożytnego, bo i on nie potrafił udzielić odpowiedzi.
Na pytanie o prawdę odpowiedział Jezus. Mówił, że narodził się po to, aby dać świadectwo prawdzie. Każdy, kto chce ją poznać, musi wziąć swój krzyż i pójść za nim.
Wynika z tego, że prawda nie ma charakteru zmysłowego i materialnego. Wniosek jest następujący: należy poświęcić świat materialny i niedoskonały dla świata metafizycznego. W ten sposób odnajduje się prawdę, a więc również dobro i piękno.
Hegel jak Naphta z Czarodziejskiej góry podziwiał Pietę przedstawiającą ból i cierpienie, a więc coś nieestetycznego, ale jednak pięknego w inny, głębszy sposób. Zdaniem Hegla sztuka średniowieczna była najdoskonalsza, ponieważ ze względu na naiwność swojej formy i jednoczesny brak idealizacji odsyłała poza siebie.
Konieczne jest wyjaśnienie stosunku piękna do brzydoty względem teorii filozofii realistycznej, na której opiera się tradycyjna doktryna katolicka. Henryk Kiereś, autor Filozofii sztuki, rozróżniał brzydotę, której przedstawienie jest celem działania artysty, np. w turpizmie, od brzydoty, która nie jest celem samym w sobie, lecz służy celowi właściwemu, czyli pięknu.
Kiereś przywoływał myśl Arystotelesa, który odnotowywał istnienie takich elementów w naturze, które są nieprzyjemne, np. widok brzydkich zwierząt czy trupów, ale ich wierne i dobre warsztatowo przedstawienie artystyczne sprawia nam przyjemność.
Kiereś tłumaczy to zjawisko tym, że zarówno w sztuce, jak i w życiu człowieka zachodzi absorpcja brzydoty przez piękno. Jak czytamy, „nie podziwiamy tego, co jest brzydkie fizycznie czy moralnie, lecz podziwiamy sztukę za to, że w sposób artystycznie doskonały taką rzecz czy osobę przedstawia”.
Autor Filozofii sztuki twierdził również, że trzeba odróżnić brzydotę od tego, co sztuka przedstawia, od brzydoty sztuki, kiedy dzieło pozostaje w jawnej kolizji z zasadami sztuki (brzydota artystyczna).
Benedykt XVI vs. św. Tomasz z Akwinu
Jaką funkcję pełni piękno w naszym procesie poznawczym? Benedykt XVII pisał, że „piękno jest najwyższą formą poznania, gdyż poprzez nie człowiek zostaje dotknięty prawdą w całej jej wielkości. Istnieją takie obszary, które można pojąć tylko sercem, a rozum je poznaje, idąc dopiero za sercem”.
Jest to oczywiście problematyczne, gdyż serce ludzkie niekoniecznie dąży do wielkiego piękna, ale często do piękna niskiego. W Księdze Jeremiasza czytamy, że „podstępne jest serce, bardziej niż wszystko inne, i zepsute, któż może je poznać?”.
Pokochanie prawdziwego piękna nie jest czymś, co przychodzi spontanicznie. Nie wystarczy „iść za głosem serca” w znaczeniu spontanicznego i bezrefleksyjnego podążania za rodzącymi się w nas pragnieniami.
W Piśmie Świętym czytamy bowiem: „Stwórz we mnie serce czyste, o Boże, i odnów we mnie ducha prawego”. Najpierw trzeba wytrenować rozum do szukania piękna, a potem piękne uczucia zrodzą się z czystego poznania to droga Tomaszowa.
Akwinata obok uczuć (mimowolnych) wyróżnił afekty, które oddziałują na człowieka tak samo jak uczucia, ale są w odróżnieniu od nich szlachetne, bo wynikają z poznania rozumowego.
Tylko podążając drogą rozumu, możemy doznać Bożej łaski pokochania tego, co światłem rozumu uznamy za dobre. Myślenie rozumem i kochanie sercem – tak można scharakteryzować rozkład akcentów u św. Tomasza.
To dzięki rozumowi możemy poznać piękno. U Benedykta XVI natomiast piękno staje się kryterium prawdziwości nauki.
Cel jest zatem taki sam u Tomasza i Benedykta XVI, inaczej rozłożone są akcenty. Według Tomasza do odkrycia piękna prowadzi poznanie rozumowe. Z kolei zdaniem papieża niejednokrotnie to piękno prowadzi do prawdy.
Tok rozumowania Benedykta można by przedstawić w następujący sposób: to, co jest dobre, zawsze jest piękne, nawet gdyby zmysłowo nie urzekało. Znaczy to, że piękno nie jest związane z tym, co zmysłowe, bo śmierć męczeńska nie jest estetycznie przyjemna, ale jest piękna.
Można by nazwać ją piękną, przywołując teorię Arystotelesa o doskonałym przedstawieniu męczeństwa, które może być obiektywnie piękne dla sztuki, jednak wydaje się, że w szerszym kontekście Ratzinger miał na myśli coś innego.
Piękno zmysłowe jest dla niego brzydkie, jeśli odsyła do zła. W tym miejscu na myśl przychodzi „piękny” bunt szatana z Raju utraconego. Brzydkie będzie również piękno, które zatrzymuje się na sobie samymi nie służy żadnej idei – to np. secesja w sztuce, ale chyba również freski z Kaplicy Sykstyńskiej, które pomimo religijnej treści w pierwszej kolejności nie odsyłają do głębszych idei, skupiają uwagę na doskonałości warsztatu i przyjemności zmysłowej.
Ujawnia się tu problem ze zwrotem antropocentrycznym w sztuce renesansu, który koncentrował się na pięknie ludzkiego ciała i ludzkiej doskonałości, co mogło odciągać uwagę od duchowych wartości. Benedykt XVI pisał, że „uduchowienie zmysłów jest prawdziwym uduchowieniem ducha”.
Piękne jest zatem dla papieża tylko to, co prowadzi do dobra. Ma ono pobudzać i przekierowywać zmysły ku celowi ostatecznemu, czyli temu, co dobre i słuszne. Jest to chyba najlepszy skrót podejścia katolicyzmu do natury człowieka w ogóle: łaska buduje na naturze i ją udoskonala.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.
Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o zachowanie informacji o finansowaniu artykułu oraz podanie linku do naszej strony.