Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Wawrzyniec Rymkiewicz: Zacieranie różnic – seksualnych czy narodowych – to psychoza

Wawrzyniec Rymkiewicz: Zacieranie różnic - seksualnych czy narodowych - to psychoza Autor ilustracji: Julia Tworogowska

Pierre Legendre – francuski historyk prawa i psychoanalityk. Myśliciel tego samego pokolenia co najbardziej postępowi francuscy mistrzowie dekonstrukcji, a jednocześnie człowiek, który korzystając z podobnych metod, wyprowadzał przy ich pomocy ultrakonserwatywne wnioski. Co ten francuski myśliciel może powiedzieć nam o współczesnym kryzysie autorytetów? Z dr. hab. Wawrzyńcem Rymkiewiczem rozmawia Cezary Boryszewski.

Cezary Boryszewski: Panie profesorze, czy Pierre Legendre był – podobnie jak Foucault czy Derrida – myślicielem z nurtu strukturalistycznego czy poststrukturalistycznego? To o tyle ważne i ciekawe, że tak jak Foucault jest często określany jako patron współczesnej progresywnej lewicy demontującej różnego rodzaju tradycyjne porządki i rozpoznającej w nich ukryte formy przemocy, tak Legendre jest myślicielem, którego można uznać w pewnym sensie za tradycjonalistę.

Z pewnością można go wpisać w nurt filozofii i antropologii strukturalnej. Dla Legendre’a społeczeństwo jest tekstem, który zawiera w sobie własne znaczenie. Ten tekst jest systemem różnic i tożsamości, przy czym – i to go niewątpliwie łączy z poststrukturalistami – różnice są w jakiś sposób od tożsamości ważniejsze: Jednia absolutna, tożsamość ostateczna wykluczająca jakiekolwiek różnice oznacza dla nas, ludzi, psychozę.

Legendre wywodzi się ze szkoły Lacanowskiej. Jego osobna w tej szkole pozycja wynika z tego, że zaczynał jako historyk prawa ze specjalnością prawo rzymskie i prawo kanoniczne.

To sprawia, że z jednej strony jest on myślicielem ultranowoczesnym, a z drugiej głęboko osadzonym w tradycji europejskiej, patrzącym na współczesność w szerokiej perspektywie długiego trwania obyczajów i instytucji społecznych.

Trzecią rzeczą, o której trzeba tu powiedzieć, a która tłumaczy moje nim zainteresowanie, jest okoliczność, że Legendre’a można czytać razem z teozofią niemiecką, z Jakobem Böhmem i Schellingiem. On sam z tych związków nie do końca zdawał sobie sprawę, nie był historykiem filozofii, ale dla mnie są one oczywiste…

Co Legendre przejął z niemieckiej filozofii?

Przede wszystkim definicję człowieka jako zwierzęcia refleksyjnego. Co to znaczy? Człowiek jest zwierzęciem rozumnym, animal rationale, jego rozumność ma natomiast formę refleksyjną.

Polskie słowo „refleksja” wiąże się z włoskim czasownikiem riflettere i francuskim réfléchir, co znaczy pierwotnie „odbijać”. Jeśli chcę się dowiedzieć, kim jestem i jak wyglądam – jaka jest moja postać – muszę się przejrzeć w lustrze.

Istnieją jednak nie tylko lustra fizyczne, lecz także zwierciadła duchowe. Stale przeglądamy się w twarzach i reakcjach innych ludzi, którzy pokazują nam, kim jesteśmy.

To jest dawna myśl, która swe źródło ma w teozofii żyjącego na przełomie XVI i XVII w. protestanckiego gnostyka Jakoba Böhmego. W jego poglądzie człowiek jest lustrem Boga, a Bóg lustrem człowieka.

Ta myśl powraca następnie u Hegla i Schellinga, a w XX w. zostaje przyjęta przez Jacquesa Lacana i wyłożona w porządku psychologicznym. Psychoanaliza ma teozoficzne źródła.

Pierre Legendre jest twórcą koncepcji antropologii dogmatycznej. Twierdził on, że człowiek rodzi się niedokończony i musi zostać skonstruowany. Ta konstrukcja nie jest jednak arbitralna. Istnieją pewne transcendentalne zasady tej konstrukcji, które muszą zostać odtworzone, jeżeli jednostka ma uzyskać dojrzałość i podmiotowość. Na czym to polega? 

Dla Böhmego, a potem Schellinga, figura lustra była punktem wyjścia chrystologii spekulatywnej. Bóg potrzebuje człowieka, żeby dowiedzieć się, kim jest. To jest myśl niewątpliwie heretycka.

Lacan sprowadził figury teozofii niemieckiej na ziemię i zastosował do opisu wychowania człowieka. Teza pierwsza jest taka, że człowiek rodzi się za wcześnie. W odróżnieniu od zwierząt nie jest w stanie po urodzeniu samodzielnie funkcjonować.

Niemowlę jest całkowicie zależne od matki: nie mówi, robi pod siebie, musi być karmione – jest pogrążone w chaosie popędów i bezpośrednich reakcji na zewnętrzne i wewnętrzne bodźce. Człowiek musi zostać wychowany. Taki jest najprostszy sens zdania, że człowieczeństwo jest konstrukcją.

Czy tę myśl można w jakiś sposób zrozumieć religijnie? 

Chrześcijaństwo mówi o zniszczonej albo zepsutej naturze. To się nazywa grzechem pierworodnym. Człowiek rodzi się z jakimś defektem, jest zwierzęciem uszkodzonym, dlatego musi tworzyć – konstruować – moralność i kulturę. One nie są czymś naturalnym.

Dla niemieckiej teozofii pojęcie grzechu pierworodnego jest pojęciem centralnym. To pojęcie jest rozszerzane i obejmuje  całą przyrodę – dla Böhmego i Schellinga jest ona Śmiercią i Chaosem w Bogu.

Lacan znał książkę Koyrégo Filozofia Jakoba Böhmego (jej przekład wydaliśmy w Fundacji Cieszkowskiego) i z niej czerpał swoją wiedzę o tej ezoterycznej, barokowej tradycji.

Wróćmy do Lacana. W jaki sposób powstaje człowiek? 

W osiemnastym miesiącu życia dziecko zaczyna interesować się własnym odbiciem w lustrze. Takiego zainteresowania nie obserwujemy u zwierząt, które są wobec własnych odbić i refleksów obojętne. Nie posiadają wyraźnie świadomości refleksyjnej.

I teraz – to jest kolejny krok – ta świadomość pozwala nam zapanować nad własnym ciałem, w jakiś sposób z niego się wydobyć i zyskać nad nim kontrolę. To są skądinąd sprawy brutalnie prozaiczne.

Dziecko robi pod siebie. Rodzice tego nie akceptują, dlatego dziecko uczy się robić na nocnik. Ta figura, która tutaj się zarysowuje, okazuje się kształtem trwałym, stałą postacią naszej samowiedzy.

Co do tego opisu dodaje Legendre? 

On przekracza granice psychoanalizy i przekształca ją w filozofię prawa. Tutaj dochodzimy do trzeciego momentu rozwoju człowieka – do ojca. Zgodnie z formułą Legendre’a ojciec jest prawem, a prawo pierwotnie oznacza zakaz.

Co to znaczy? Samowiedza refleksyjna wyłania się pomiędzy dwoma biegunami: chaosem początku i lustrem, dzięki któremu można nad tym chaosem zapanować. W tym momencie pojawia się problem miary albo środka, czyli – najogólniej mówiąc – problem harmonii.

Zespolenie się z jednym z tych biegunów prowadzi bowiem do kryzysu osobowości. Człowiek może się zapaść w pierwotnym chaosie (psychiatria nazywa to schizofreniczną dezintegracją) albo utonąć we własnych obrazach i wyobrażeniach o sobie (to jest z kolei paranoiczna hiperintegracja).

Człowiek musi mieć dystans do własnego obrazu w lustrze. Musi się zatem pojawić element trzeci, który pozwala podmiotowi przeprowadzić i utrzymać granicę pomiędzy sobą a własną zewnętrznością.

Tę sytuację możemy opowiedzieć w kategoriach „romansu rodzinnego”: pierwszym lustrem jest brzuch matki, z którą niemowlę się całkowicie utożsamia, pomiędzy matkę a dziecko wkracza następnie ojciec, pozwalając mu oddzielić się od matki i uzyskać pełną samodzielność albo dojrzałość.

Tę strukturę można jednak opisać także w języku filozofii prawa. Pierwotne prawa to dla Legendre’a: zakaz zabijania, kazirodztwa i kanibalizmu. Te trzy zakazy pokazują nam sens prawa.

Prawo, będąc zakazem, oznacza separację i oddzielenie. Zabijanie, kazirodztwo i kanibalizm to – strukturalnie rzecz biorąc – trzy zbrodnie likwidujące różnicę między podmiotem a obiektem jego pragnienia albo nienawiści.

Zewnętrzność zostaje zabita, zgwałcona albo zjedzona. Znika. A wraz z nią – dialektycznie – znika też podmiot, który wcześniej z niej się wyodrębnił.

I dlatego jednia oznacza psychozę? 

Tak. Pytanie pierwsze brzmi, jaki jest stosunek prawa do wolności. I tutaj Legendre daje nam odpowiedź podobną do odpowiedzi Kanta: prawo nie jest ograniczeniem wolności, lecz jej podstawą. Zacznijmy od definicji wolności.

W języku polskim mamy dwa słowa. Pierwsze to „swoboda”, czyli brak zewnętrznych ograniczeń. Swobodą cieszą się także zwierzęta: psy spuszczone ze smyczy i ptaki na gałęzi. Wolność natomiast jest umiejętnością panowania nad sobą.

Żeby panować nad sobą, muszę znać własne granice. Zakaz jest więc warunkiem wolności. Wolny jest tylko podmiot prawa.

Tutaj znowu wracamy do języka religii. Kościół uczy o „niewoli grzechu”. Zsekularyzowane społeczeństwa Zachodu dokonały psychiatryzacji tego pojęcia: grzech stał się chorobą psychiczną.

Pijaństwo jest alkoholizmem, obżarstwo – bulimią, rozpusta to seksoholizm, a łamanie drugiego przykazania – pamiętaj, żebyś dzień święty świecił – to z kolei pracoholizm.

Uzależnienia i nałogi, z którymi walczy psychiatria, to w oczywisty sposób „niewola grzechu” polegająca na braku panowania nad sobą. We współczesnej psychologii obecna jest zatem myśl głęboko nieoczywista, sprzeczna z całą współczesną kulturą, a nawet jej radykalnie przeciwna: wolność opiera się na samodyscyplinie.

Rozumiem jednak, że Legendre odrzuca deterministyczną psychiatrię. 

W naszym rozumieniu człowieka rywalizują ze sobą dwie wielkie instytucje: sąd i klinika psychiatryczna. Mają one zupełnie inne założenia.

Sąd zakłada, że człowiek jest wolny i odpowiada za swoje czyny. Klinika przyjmuje deterministyczny model działania ludzkiego mózgu. Od czasów Kanta wiemy, że musimy te sprzeczne perspektywy zachować i ze sobą jakoś pogodzić.

I taka jest też praktyka społeczna. W niektórych przypadkach musimy uznać, że przestępca nie może być sądzony, ponieważ działał w sposób niepoczytalny: jest chory i dlatego powinien być leczony.

Siłą Legendre’a jest stworzenie języka, który godzi ze sobą te dwie instytucje. Pojęcie chaosu – kiedy mówimy o chaosie początków – nie oznacza braku związków przyczyny i skutku, lecz najściślejszy determinizm.

Niemowlę po urodzeniu jest poddane przymusom własnych popędów, nie ma żadnej granicy pomiędzy nim a otoczeniem i jego bodźcami.

Człowieczeństwo jest zatem czymś nienaturalnym? 

Człowieczeństwo jest dla Legendre’a wolnością wydobywającą się z przyrody dzięki rusztowaniu prawa. Proszę zwrócić uwagę, że przyjmujemy dolne granice człowieczeństwa. Zabijanie jest dla nas czymś nieludzkim, podobnie jak wstrętne wydają nam się kanibalizm i kazirodztwo.

Okoliczność, że czyny ludzi są dla nas nieludzkie, jest dowodem na to, że człowieczeństwo nie jest kategorią obiektywną, lecz pojęciem moralnym (Kant) albo prawnym (Legendre). W zbrodni jest coś wstrętnego. To zjawisko – wstrętu moralnego – dobrze skądinąd unaocznia temat Legendre’a: możliwość psychoanalizy prawa.

Wrócę do strukturalizmu Legendre’a. To przejście od psychoanalizy do filozofii prawa możliwe jest, ponieważ ojciec i matka są przede wszystkim miejscami w strukturze. Czy to oznacza, że ważniejszymi od naszego indywidualnego ojca i matki są autorytety społeczne? Społeczny mit jest czymś bardziej kluczowym? 

Psychoanaliza prawa pozwala nam przekroczyć różnicę między sferą indywidualną a polem społecznym. Doświadczenie domowe jest doświadczeniem źródłowym. Pierwszy lustrem dla każdego z nas jest matka i każdy ma własnego ojca.

Jednak rodzina zawsze istnieje w społeczeństwie i zaraz okazuje się, że ojciec jest ojcem dzięki innemu Ojcu, w imię którego sprawuje swoją rodzicielską władzę. Wspólnoty ludzkie mają swoich ojców założycieli, których przedstawicielami są wszyscy ojcowie.

Z tego wynika, że władza polityczna ma w jakiś sposób sens rodzicielski.

Kategoria władzy jest zasadnicza dla konstrukcji wolności. Ta ostatnia, powtórzę, polega na panowaniu nad sobą. Pojęcie władzy – proszę zwrócić uwagę – obejmuje sferę domową i przestrzeń publiczną.

Po francusku i po angielsku są tu dwa słowa: pouvoir autorité, power authority. To pierwsze oznacza zwykle władzę opartą na sile i przemocy, to drugie może zostać użyte do opisu władzy duchowej, która dźwiga się ponad porządek fizyczny i nie jest sprzeczna z wolnością.

Zagadką wychowania człowieka jest przejście – transmutacja – od władzy karania i nagradzania dziecka do uznawania przez dziecko autorytetu rodziców.

Widzimy tu wyraźną analogię z porządkiem społecznym, w którym władza oparta na sile przemienia się we władzę opartą na szacunku i autorytecie. Podstawową kwestią filozofii polityki jest pytanie, w jaki sposób stworzyć wspólnotę wolnych ludzi?

Wolni ludzie uczestniczący we wspólnocie muszą czemuś albo komuś się podporządkować, nie tracąc przy tym wolności.

Kapral Lortie, bohater jednej z książek Legendre’a wydanych po polsku, chciał zabić własnego ojca. Poszedł do gmachu parlamentu w Quebecu, żeby zabić premiera.

Nieszczęsny kapral Lortie jest bohaterem filozofii Legendre’a. Psychoanaliza – podobnie jak powieść – może mieć swoich głównych bohaterów, przypadki pozwalające zobrazować jej najważniejsze tezy.

Nie trzeba znać tej historii, żeby dostrzec analogię między ładem domowym a porządkiem społecznym. Wędrówka człowieka przez życie jest podróżą przez kolejne instytucje, które są gabinetami luster, gdzie spotykamy kolejnych ojców.

Tak wygląda struktura uniwersytetu, państwa i Kościoła. W państwie ojcem jest prezydent albo król, który występuje w imieniu ojca założyciela narodu.

Na uniwersytecie ojcami są profesorowie, w Kościele jest to papież. Wszystko to są, zauważmy, instytucje wychowawcze. Państwo wychowuje swoich obywateli i urzędników, podobnie jak Kościół wychowuje kapłanów i wiernych.

W książkach Legendre’a pojawia się, jak sądzę, kluczowe dla jego myśli pojęcie mechanizmu filiacji. Na czym ów mechanizm polega?

Żeby odpowiedzieć na to pytanie, wróćmy jeszcze do strukturalizmu Legendre’a. Ojciec jest dla niego pojęciem formalnym, oznacza pewne miejsce w strukturze refleksyjnej samowiedzy.

To jest miejsce emblematu albo ideału, miary albo wzorca. Dlatego miejsce ojca może zajmować także kobieta: królowa w Anglii albo Maria Skłodowska, która jest ojcem polskich nauk przyrodniczych.

Ojciec jest odniesieniem, które pozwala mi uzyskać dystans wobec moich wyobrażeń o sobie i obrazów mnie samego w twarzach innych ludzi. Podporządkowując się ojcu, oddzielam się od siebie i staję się podmiotem.

Usynowienie jest zatem warunkiem wolności. To znowu jest pojęcie formalne. Legendre mówi o synach obojga płci.

Otóż, żeby ta struktura funkcjonowała, syn nie może się z ojcem całkowicie utożsamiać, podmiot musi stać wobec odniesienia, które go przekracza. I tak faktycznie jest: ojciec jest ojcem, ponieważ uczestniczy w następstwie pokoleń, w którym miejsce ojca jest przechodnie.

A zatem ojciec jest synem, który stał się ojcem. Porządek rodzinny wpisuje się zarazem w porządek społeczny: ojciec – powiedziałem – sprawuje władzę w imieniu innego ojca, który jest podstawą jego autorytetu.

Centralną figurą tradycji jest zatem ojciec – czy to społeczny, czy indywidualny – jako ktoś, kto nadaje prawo i stanowi pierwotne odniesienie, ale wycofuje się i daje przestrzeń swoim dzieciom do działania.

Najtrudniejszym momentem wychowania dziecka jest ten, w którym trzeba się wycofać. Nie tylko syn nie może się całkowicie utożsamiać z ojcem, ale także rodzice muszą pozwolić dzieciom osiągnąć samodzielność. Na tym polega posstrukturalizm Legendre’a: różnice są ważniejsze od tożsamości.

To jest zresztą myśl obecna w judaizmie i chrześcijaństwie. Grecy uczyli o miłości, która jest erosem, dążeniem do czegoś i przekraczaniem jakichś granic.

Miłość chrześcijańska to agape, która oznacza ograniczenie i rezygnację. To miłość Chrystusa na Krzyżu, który umiera dla ludzi. Kabała luriańska mówi o zim-zum, akcie stworzenia, który polega na wycofaniu się Boga.

Powiedział pan, że punktem wyjścia była dla Legendre’a psychoanaliza prawa rzymskiego i prawa kanonicznego. 

Legendre odwołuje się do figur władzy obecnych w starożytnym Rzymie, gdzie zmiana władzy dokonywała się przez adopcję. Ustępujący cesarz usynawiał swojego następcę.

Tę strukturę widzimy też w Kościele rzymskim: ksiądz jest ojcem duchowym, papież jest ojcem Kościoła i reprezentuje na ziemi Ojca niebieskiego. I wreszcie ten porządek obecny jest także w republice francuskiej, w której prezydent zajmuje miejsce króla, a obywatele – zgodnie ze słowami Marsylianki – są „dziećmi ojczyzny”.

Legendre jest filozofem rzymskim. Więcej: jest psychoanalitykiem rzymskim.

Prawo rzymskie to podstawa prawa w Europie. W Zbrodni kaprala Lortiego miejscem mechanizmu filiacji dla tytułowego bohatera książki jest sąd. Czy sąd również pełni funkcję ojca?

Najważniejszą tezą Legendre’a jest twierdzenie, że także sąd ma trójdzielną strukturę. Oskarżony, czyli podmiot, staje przed oskarżycielem, czyli lustrem, który ukazuje mu czyny, o które jest oskarżany. Miejsce sędziego jest pozycją sprawiedliwego arbitra oddzielającego prawdę od fałszu, zło od dobra, winę od zasługi.

Jaki jest cel sądu? Otóż nie jest nim zemsta i poniżenie oskarżonego, ale wymierzenie mu sprawiedliwości. Oskarżony powinien usłyszeć wyrok i go przyjąć, a to znaczy – jeśli jest winny – uznać swoją winę.

W obu wypadkach, kiedy oskarżony uznaje własną winę albo gdy okazuje się niewinny, oddziela się od czynu, o który został oskarżony. Sąd jest zatem miejscem upodmiotowienia człowieka, jego podniesienia, ma mu pomóc zdobyć władzę nad sobą.

To jest znowu bardzo chrześcijańskie: wyznanie win jest aktem wolności – ma prowadzić do uwolnienia się od nich, oczyszczenia, przekroczenia samego siebie.

To wszystko pięknie brzmi, ale mam wrażenie, że nijak ma się do doświadczenia przeciętnego człowieka, zwłaszcza w Polsce. Ostatnio czytałem wywiad, w którym specjalista od sądownictwa w Polsce podkreślał, że człowiek idący do sądu chciałby przedstawić wszelkie okoliczności sędziemu po to, by uzyskać przekonanie, że wyrok, który zapadnie, będzie sprawiedliwy. Tymczasem sędziów nie interesują te okoliczności. Ich interesuje to, by w sposób formalnie poprawny zastosować przepisy. 

Oczywiście jesteśmy w kryzysie, być może nawet oglądamy upadek Europy. Druga książka Legendre’a, którą wydaliśmy w Fundacji Cieszkowskiego, Fabrykacja człowieka Zachodu, jest właściwie małym traktatem politycznym, opisującym formy i postacie tego upadku.

Za takim funkcjonowaniem sądów, o którym pan mówi, leży proceduralizm, upiorny bękart pozytywizmu prawniczego i nowożytnego mechanicyzmu. Przekonanie, że sąd jest czymś na kształt automatu z przepisami.

W tak rozumianym sądzie sędziego nie interesuje oskarżony. Nie interesuje go także sprawiedliwość. Chodzi tylko o to, by poprawnie zastosować procedury.

Taki kształt sądów wiąże się jednak z szerszym procesem kryzysu władzy na Zachodzie, która według Legendre’a ulega fałszywemu unaukowieniu. Władza stała się postępowaniem zgodnym z jakąś procedurą.

Nie polega na podejmowaniu decyzji, ale na stosowaniu przepisów. Procedura ma być czymś na kształt prawa fizycznego, ale zastosowanego do mechanizmów instytucjonalnych i społecznych.

Pamiętajmy jednak, że natura jest zepsuta. Ten porządek obraca się dlatego w chaos przypisów, w psychozę procedur, która stopniowo ogarnia instytucje publiczne. To jest skądinąd jeden z wymiarów „zimnej wojny domowej”, jaka toczy się dzisiaj w Polsce, a która ma kształt walki wszystkich ze wszystkim o „praworządność”.

Mamy do czynienia z kryzysem autorytetu w cywilizacji zachodniej, czymś, co ja nazywam „kulturą zabijania ojców”. Współczesna Lewica walczy z patriarchatem i tradycyjnymi normami płciowymi. Próby postawienia tamy tego typu działaniom są określane jako faszyzm. Jak rozumieć te wszystkie zjawiska?

Wróćmy do kaprala Lortiego. Książka o nim jest studium przypadku ojcobójstwa. To jest zasadnicze pytanie każdej psychoanalizy: dlaczego ktoś pragnie zabić własnego ojca?

Lortie miał ojca potwora, domową bestię, która gwałciła własne dzieci. Kapral chciał go zabić, ponieważ chciał, a nawet musiał, od niego się uwolnić.

Powodowało nim dążenie do separacji, które w tym jednak przypadku obróciło się przeciwko sobie: chcąc zabić ojca, Lortie staje się własnym ojcem, bestią mordującą ludzi w parlamencie Quebecu.

Otóż na Lortiego można patrzeć jako na postać emblematyczną, obraz w pomniejszeniu, pokazujący nam sens tego, co się stało w cywilizacji Zachodu. Żyjemy, to jest formuła Legendre’a, w społeczeństwach posthitlerowskich.

Hitler i Stalin byli – w kategoriach Freuda z Totem i tabu – ojcami hordy pierwotnej, despotami wypełniającymi całą przestrzeń społeczną, pozbawioną zewnętrznego Odniesienia. Zmumifikowany trup Lenina w mauzoleum na placu Czerwonym, ta obrzydliwa sakralizacja jego ciała, jest naocznym znakiem braku jakiejkolwiek Zewnętrzności.

W jakiś sposób zatem to powszechne pragnienie zabicia ojca i zastąpienia autorytetu przez przepisy i procedury jest zrozumiałe. To jest reakcja. Dlatego właśnie lewica wszędzie widzi faszyzm. Nie zmienia to jednak faktu, że mamy do czynienia z obłędem. Obcujemy z psychozą, która występuje w maskach racjonalności i postępu.

Objawem tej psychozy jest powszechne zacieranie i zanikanie wszelkich różnic – seksualnych, pokoleniowych, społecznych i narodowych – i ta potworna Jednia, która z tego zaniku się wyłania.

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.

Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o zachowanie informacji o finansowaniu artykułu oraz podanie linku do naszej strony.