Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Serial „Ranczo”, czyli najdoskonalszy wykład katolickiej nauki społecznej

Serial „Ranczo”, czyli najdoskonalszy wykład katolickiej nauki społecznej autor ilustracji: Rafał Jękot

Oglądaliśmy nad Wisłą pewien serial, który w szczycie popularności przyciągał przed ekrany miliony widzów z całego przekroju społecznego. Każdy mógł w nim znaleźć odniesienie zarówno do siebie, jak i wielu ról społecznych, z jakimi styka się na co dzień. Serial był lustrem, w którym możemy przejrzeć się jako Polacy. Co więcej, to najlepszy polski „podręcznik” katolickiej nauki społecznej. Mowa oczywiście o serialu Ranczo.

Na wstępie muszę zaznaczyć, że nie piszę w tekście o rzeczywistych intencjach scenarzystów Rancza, ale o własnym odbiorze najwspanialszego serialu, jaki kiedykolwiek powstał w Polsce.

Już samo moje podejście do niego być może sprawia, że wszystko poniższe jest pobożnym życzeniem. Ocenę pozostawiam jednak czytelnikom.

Ranczo to coś znacznie więcej niż tania rozrywka. To w ogóle nie jest rozrywka, coś z natury konsumpcyjnego, ale wspaniała zabawa.

Ranczo jest bowiem od początku do końca świetnym serialem edukacyjnym, trafiającym formą, estetyką i przesłaniem do precyzyjnie określonej grupy odbiorców – przede wszystkim klasy pracującej, mieszkańców wsi i mniejszych miast. Co jednak najciekawsze, Ranczo kształci nie tylko ich.

Przesłanie edukacyjne skierowane jest również do klasy „wyższej”, żyjącej we własnych bańkach, odrealnionej i zamkniętej na problemy większości społeczeństwa. Serial pokazuje osobom należącym do tej bańki specyfikę ich własnego kraju, której nie rozumieją – ukrytego dobra, które czeka na wsparcie i rozwinięcie.

Dlaczego Ranczo spotkało się z tak pozytywnym odbiorem widzów i przez lata cieszyło (a właściwie wciąż cieszy) się tak dużą popularnością? Moim zdaniem nie roztacza cukierkowej wizji modnego, pomalowanego świata, do którego rzekomo powinniśmy aspirować.

Wilkowyje na pierwszy rzut oka są Sodomą i Gomorą. Liczne zdrady małżeńskie, powszechne pijaństwo, przedmiotowe traktowanie kobiet i dzieci, relatywizm moralny – powszechna akceptacja stanu zastanego czy utylitaryzm i egoizm (ot, choćby wójtowe: „Gdzie człowiek doskoczy, tam jest jego wartość”) – to tylko niektóre z przymiotów charakterystycznych dla serialowej lubelskiej wsi.

Tak jest jednak tylko na pierwszy rzut oka. Po bliższym przyjrzeniu się problemom, ich przyczynom i skutkom jako widzowie jesteśmy prowadzeni ku wyrwaniu się z zaklętego kręgu powtarzalności historii w niemalże linearny rozwój. Właśnie – rozwój, a nie wzrost.

Całościowy obraz rzeczywistości napawa zatem optymizmem. Jak powiedział w jednym z wywiadów reżyser serialu, Wojciech Adamczyk, w Ranczu „jest krytyczny obraz świata, ale złagodzony życzliwością wobec drugiego człowieka i ja bym stawiał na tę życzliwość, bo ludziom tego dzisiaj brakuje, to się spodobało”.

Zawsze uważałem jednak, że to nie wszystko. W Ranczu możemy odnaleźć coś więcej, głębokie przesłanie podane jednak w takiej formie, która zamiast odstraszać, trafia pod strzechy polskich domów.

Pozwólcie zatem, że przeprowadzę poniżej mały eksperyment i postaram się wyjaśnić przesłanie katolickiej nauki społecznej na przykładzie tego wspaniałego serialu. Uważam bowiem, że jest to najlepsza w historii reklama KNS-u. Spróbuję zatem  przedstawić cztery filary katolickiej nauki społecznej – godność osoby, subsydiarność, solidarność i dobro wspólne.

Godność osoby

Godność polega na docenieniu i w pierwszej kolejności dostrzeżeniu wartości jednostki jako osoby, czyli bytu osadzonego nierozerwalnie w relacjach społecznych, ale jednocześnie każdorazowo indywidualnego.

Godność człowieka w Ranczu przewija się w wielu przykładach, wśród których najlepszym jest chyba ławeczka. To miejsce spędzania czasu i konsumpcji trunków przez czterech stereotypowych „meneli”. Ponownie stereotypowych jedynie na pierwszy rzut oka.

Panowie bowiem nie mają zlasowanych od alkoholu mózgów (a przynajmniej nie w pełni), lecz są w stanie rozmawiać na poważne tematy, wyrażają zarówno banalne, sztampowe i wynikające z poddania się propagandzie punkty widzenia, jak i „chłopskorozumowe” racje wynikające z tradycji i mądrości ludu. Stanowią przeciwwagę wielkiego świata hiperkonsumpcjonizmu.

Co więcej, tak panowie z ławeczki, jak i wielu innych bohaterów, dostają od losu szansę na zmianę życia na lepsze. Trzeba tylko podjąć wyzwanie.

Tłumaczył to sam reżyser, gdy mówił, że „zależało mu na tym, żeby natchnąć widza przekonaniem, że jego los zależy od niego samego. Kariera Solejukowej miała pokazać, że wyjście kobiet z zaklętego kręgu «kuchnia-kościół-dzieci» jest możliwe bez utraty kobiecości i w każdych warunkach”.

Historia rozwoju przysklepowych alkoholików w artystę i przedsiębiorców, ich żon z ról poddańczych i biernych w role absolutnie liderskie (ponownie – przedsiębiorcze) czy nawet nieco hiperbolizowany rozwój kariery politycznej Kozioła z wójta na prezydenta (tu aż ciśnie się na usta pewien współczesny przykład) mają przekonywać odbiorców serialu, że przynajmniej częściowo każdy jest kowalem własnego losu, jeśli tylko otaczające instytucje zapewnią odpowiednie środowisko do rozwoju.

Każdy człowiek posiada niezbywalną godność i zasługuje na dostrzeżenie. W toku serialu okazuje się, że nawet najbardziej wyrachowany i cyniczny Czerepach ma uczucia i emocje.

Nie dowierza, że zawiodły go racjonalne techniki manipulacji drugim człowiekiem (kobietą). W rzeczywistości on również okazuje się człowiekiem, którym ostatecznie targają silne emocje. Zakochuje się bowiem w tej, którą próbował zmanipulować.

Godność pokazana jest również na przykładzie tematów nader rzadko poruszanych w popkulturze – starości i śmierci. Wątki te zostały dołączone do serialu mimochodem, niemalże z przymusu.

Między nagraniami pierwszego i drugiego sezonu Rancza Leon Niemczyk, odgrywający rolę jednego z członków ławeczkowej wspólnoty, ciężko zachorował. Producenci nie uśmiercili jego postaci tak po prostu.

Pozwolili Niemczykowi grać do samego końca, co zaowocowało zobrazowaniem w kilkunastu scenach człowieka chorego, zmęczonego i nieco niedołężnego, który jednak mimo wszystko wciąż był tak samo wartościowym, a ze względu na wiek nawet bardziej docenianym członkiem wspólnoty.

Godność okazano nie tylko w fabule, ale również na planie. Scenarzyści Rancza na tyle szanowali Leona Niemczyka, że przygotowali dwie alternatywne wersje scenariusza – taką, w której Niemczyk ma siłę grać sam, oraz taką, w której jego kwestie przejmuje Franciszek Pieczka.

Ponownie na pierwszy plan wysuwa się godność. Pieczka nie uniósł się (mimo całej swojej aktorskiej wielkości) dumą, tylko zgodził na takie rozwiązanie.

Wspaniała historia, której owocem był kilkukrotny powrót wspomnieniowy do postaci odgrywanego przez Niemczyka Jana Japycza. Postać ukazuje godnościową wartość nabywanego z wiekiem życiowego doświadczenia.

Godność jest wreszcie doskonale, niezwykle wzruszająco wyrażona w jednym krótkim zdaniu. Najwspanialsze w całym serialu słowa w odcinku 26. wygłosił Kusy (miejscowy, początkowo upadły inteligent, w jego rolę wcielił się wspaniały Paweł Królikowski) do wątpiącego w swoją wartość Stacha Japycza (Franciszka Pieczki): „Na miłość nigdy nie jest za późno, za to na samotność jest zawsze za wcześnie”.

Subsydiarność

Kolejnym filarem KNS-u jest subsydiarność, inaczej zwana pomocniczością. To moim zdaniem filar najważniejszy dla budowy spójnego i prawidłowo rozwijającego się społeczeństwa, uwzględnia bowiem dwa wymiary.

Po pierwsze, w zasadzie tej chodzi o to, by podejmować decyzje na najniższym możliwym szczeblu, aby to rodzina i lokalna wspólnota same podejmowały decyzje jej dotyczące, a państwo wspierało je dopiero w kwestiach, z którymi nie mogą sobie same poradzić.

Po drugie, chodzi o proaktywne zaangażowanie w działanie obywatelskie na rzecz dobra wspólnego, a więc odpowiedzialność związaną z wolnością osobistą.

Tak naprawdę cały rozwój Wilkowyj jest wielką pochwałą subsydiarności. Do wsi nie przyjeżdża zagraniczny inwestor, Polacy sami się rozwijają, czerpiąc z zagranicznego kapitału (finansowego i kulturowego), ale bazują przede wszystkim na własnych talentach i zdolnościach.

Początkowa bierność, niemoc i niechęć – podszyte hektolitrami wódki, która „daje trochę iluzorycznej radości w koślawym życiu” (słowa Kusego w odcinku 9.) – zamieniają się stopniowo w prężnie rozwijającą się społeczność, w której każdy pełni jakąś proaktywną rolę.

Nie dzieje się tak z przymusu, aktywności nie narzuca władza publiczna. Iskrą zapalną staje się przybyła do wsi Amerykanka. Lucy tworzy przestrzeń i okazje do samodzielnego rozwoju oraz pokazuje, że da się stworzyć niezwykłe rzeczy, jeśli tylko włoży się w nie nieco woli i zaangażowania.

Wilska wnosi zagraniczną świeżość, jednak w zetknięciu z rzeczywistością musi zaakceptować konieczność uwzględnienia lokalnej specyfiki, np. po szumnym i energicznym otwarciu Uniwersytetu Ludowego musi zmodyfikować plan, zgodnie z którym chciała zapisywać ludzi na zajęcia. To kojarzy się Polakom z czymś niebezpiecznym.

Również inne postacie rozwijają się same, jedynie z delikatną pomocą instytucji zewnętrznych. Hadziukowa (początkowo hobbystyczna kosmetyczka) wykorzystuje środki unijne do rozkręcenia absurdalnego w danym czasie i miejscu biznesu hodowli kóz i produkcji serów z ich mleka.

W gminie nie ma żadnego zagranicznego sklepu, Więcławska sama rozwija własną sieć handlową. Pietrek uczy się w Anglii prawdziwej fachowej roboty na budowie i po powrocie zakłada firmę budowlaną, która w przeciwieństwie do klasycznych polskich budowlańców tego okresu rzetelnie wykonuje wszystkie zlecenia.

Co więcej, zadłużona w pewnym momencie Hadziukowa nie znajduje ratunku finansowego w instytucjach zewnętrznych, tylko właśnie u Więcławskiej, która postanawia zainwestować z koleżanką w spółkę. Do interesu Więcławska włączą również lokalną producentkę pierogów – Solejukową.

Instytucja wsparcia w trudnym momencie nie znajduje się zatem gdzieś daleko w Warszawie czy Lublinie, ale tuż obok, w lokalnej wspólnocie.

Interesujące jest również przedstawienie innej niż prywatny biznes formy rozwoju działalności gospodarczej, która jest szczególnie ważna tak historycznie, jak i przyszłościowo dla Polski. Mowa o spółdzielczości.

W szóstym sezonie Rancza bezrobotne kobiety zakładają przy wsparciu lokalnego przedsiębiorcy Więcławskiego spółdzielnię pracy „Eliksir”. Spółdzielnia ta nie tylko zapewnia im zatrudnienie, ale przede wszystkim stwarza przestrzeń do rozwoju indywidualnych talentów przy wykorzystaniu posiadanych w społeczności zasobów, w tym przypadku w formie wiedzy babki-zielarki i dostępności okolicznych ziół, z których członkinie spółdzielni wytwarzają kremy i kosmetyki.

Zasada subsydiarności znajduje odzwierciedlenie również w czynie społecznym, na który porywają się wspomniani wcześniej członkowie ławeczkowej wspólnoty po spaleniu ich ukochanej knajpy. Mierzą się początkowo z ostracyzmem społecznym, wyrażonym głosem przypadkowego przechodnia („koniec świata, pijaki knajpę stawiajo”), któremu odpór daje jednak Stach Japczyc.

W ostrych słowach chwali on zaangażowanie społeczne, gani jednocześnie bierność zblazowanej części poddanego konsumpcyjnej propagandzie społeczeństwa: „Całkiem was ta komuna zeszmaciła, a kapitalizm do reszty we łbach pomieszał. Za srebrniki tylko robić umiecie, ale we wspólnej wioskowej sprawie to stojo i się gapio. Ptfu!”.

Subsydiarność w rozumieniu proaktywności zaszyta jest wreszcie w inteligenckie postaci Fabiana, Kusego i Witebskiego. Fabian pojawia się w serialu jako praktykant w urzędzie gminy. Z własnej woli wybrał zapadłą wieś, ponieważ w takim miejscu można zrobić więcej dobrego niż w większych ośrodkach miejskich.

Kusy jest także w pewnym sensie misjonarzem. Po otrząśnięciu się z alkoholowej zapaści i powrocie do malarstwa nie zgadza się na tworzenie sztuki w złym guście, chce rozwijać i edukować ludzi, zamiast zaspokajać ich konsumpcyjne pragnienia (malowanie diabłów). Podobnie do swojej misyjnej roli podchodzi redaktor Witebski.

W odcinku 32. wygłasza pamiętny monolog: „Parobek zabił sztukę. Gombrowicz trafnie przewidział w Ferdydurke, zwłaszcza w Operetce, całkowite odwrócenie dominanty estetycznej w kulturze światowej.

Gwałtowny wzrost znaczenia politycznego i ekonomicznego niższych warstw spowodował rozwój form przekazu z definicji plebejskich, takich jak radio, zwłaszcza telewizja, co zaowocowało całkowitą dominacją gustu parobka w kulturze i zepchało sztukę na margines.

Ostatecznym przypieczętowaniem tego stanu rzeczy było wynalezienie internetu, który zatarł granice miedzy twórcą a odbiorcą, wytwarzając fałszywe z gruntu przekonanie, że twórcą może być każdy. Ergo nikt”.

Ostatecznie jednak wszyscy trzej swoim zaangażowaniem budują całą lokalną społeczność. Fabian jest filarem urzędu, ściąga do gminy miliony złotych z UE.

Kusy jest suflerem swojej żony Lucy, która zostaje wójtem. Witebski najpierw tworzy lokalne media, następnie staje się sławnym pisarzem. Wszyscy wykorzystują swoje talenty do rozwoju lokalnej społeczności, wytrwale się w nią angażują mimo licznych upadków i przeciwności.

Solidarność

Trzeci filar KNS-u jest najbardziej intuicyjny i najbardziej oczywisty również w kontekście Rancza, dlatego poświęcę mu najmniej uwagi. Solidarność wiąże się z życzliwością i empatią, a więc współodczuwaniem, zdolnością zrozumienia sytuacji drugiego człowieka i aktywnego wsparcia go w potrzebie.

Solidarności nie trzeba Polaków uczyć – natychmiastowa odpowiedź całego społeczeństwa w sytuacjach kryzysowych, takich jak pandemia, wojna na Ukrainie czy powódź w Dolinie Kłodzkiej, pokazują to doskonale.

Solidarność nie zawsze musi być jednak wyłącznie dobra. Kapitał społeczny składa się z więzi i więzów. Te drugie umożliwiają istnienie takich patologii, jak układy mafijne.

Ranczu więzy pokazane są na przykładzie solidarności skierowanej przeciw władzy, czego praktyczny wymiar znajdujemy w czynnym odwracaniu oczu od problemu bicia dzieci czy alkoholizmu. Panuje nie tylko społeczne przyzwolenie na alkoholizację, ale również czynne wsparcie nałogu, nawet ze strony inteligencji, np. polonista Witebski chroni tożsamość lokalnych bimbrowników (odcinek 4.).

Ranczo przedstawia jednak linearną wizję rozwoju, której fundamentem jest poprawnie rozumiana solidarność. Obrazowo przedstawiona jest ona ponownie w zestawieniu z motywem alkoholu spożywanego na ławeczce.

Panuje tam istna solidarność butelki – ławeczka zawsze przyjmie i ugości, mimo że sama ma niewiele (tu piękny biblijny wdowi grosz). Znajduje się na niej miejsce dla będących w potrzebie Czerepacha, Kusego, Staszka czy Witebskiego.

Ponadto panowie z ławeczki nie rozliczają się „sprawiedliwie, czyli po równo” – mają wspólny cel i każdy daje tyle, ile akurat może. Podobne działania podejmuje prowadząca sklep Więcławska.

W pierwszym sezonie, gdy Wilkowyje są jeszcze zapadłą dziurą, większość klientów sklepowa zapisuje na zeszyt, a najbiedniejszym sama posyła chleba.

W serialu znajduje się również miejsce na solidarność i dialog międzypokoleniowy. Lucy sugeruje w rozmowie z babką (odcinek 44.), że wiedza zielarki nie powinna odejść w zapomnienie, babka powinna przekazać ten lokalny skarb młodszym.

Lucy wpada na pomysł zajęć międzypokoleniowych – starsi powinni uczyć młodszych, a młodsi starszych.

Z podobnego założenia wychodzimy w działalności Caritas Polska, szczególnie w projekcie Caritas Laudato si, gdzie prowadzane są warsztaty międzypokoleniowe, w których seniorzy uczą dzieci i młodzież gotować, wykonywać małe naprawy krawieckie czy stolarskie, a przy okazji przekazują młodym ludziom wartości pracy ręcznej, dbałości o posiadane przedmioty. Jednocześnie starsi sami mogą poczuć się docenieni i potrzebni.

Dobro wspólne – wspólnota

Czwartym filarem katolickiej nauki społecznej jest dobro wspólne, które znajduje odzwierciedlenie w ochronie i rozwoju wspólnotowości. Jak przyznaje sam reżyser Rancza, serial ten „jest jedną wielką pochwałą solidarności, mocy, kreatywności, które tkwią we wspólnocie”.

W serialu świetnie pokazane jest niezrozumienie dobra wspólnego. W nieco prześmiewczy sposób przedstawione są utylitaryzm i egoizm, np. w scenach, w których Solejuk pyta swojego syna Szymka, co będzie miał z uniwersytetu, na który młody chce się dostać.

W pierwszym sezonie wójt nie chce dać pieniędzy na stołówkę dla dzieci w szkole i miejsca na lekcje angielskiego, bo nie widzi bezpośrednich korzyści wyborczych ze wspierania ubogich mieszkańców gminy.

Niezrozumienie dobra wspólnego kulminację znajduje jednak w odcinkach 45. i 46., których jednym z motywów jest powszechny w momencie ich emisji problem wyrzucania śmieci do lasów. Doskonale problem ten tłumaczy Kusy, gdy mówi, że „chłop pańszczyźniany znał tylko dwa pojęcia – moje albo niczyje”.

Zabawne jest również partyzanckie rozwiązanie tego problemu – zidentyfikowanie, czyje śmieci są wyrzucane do lasu, i nocna akcja, w której dzieci w ramach edukacji obywatelskiej odnoszą śmieci na podwórka ich właścicieli.

Dobro wspólne może być nawet przyczynkiem do małych konfliktów rodzinnych, tak jak w scenie, w której wójtowa broni księdza (brata bliźniaka wójta) przed donosem wójta do kurii. Rzecz dotyczy antykoncepcji. Wójtowa uważa, że ksiądz postępuje słusznie, pozwalając na prelekcję na ten temat.

Rodzina jest jednak w Ranczu przedstawiona bardzo pozytywnie, jako najważniejsza i podstawowa jednostka społeczna. Wartość wspólnoty rodzinnej widzimy np. w scenie, w której Szymek Solejuk przywozi ze studiów swojemu starszemu bratu Mariankowi (który pozostał na wsi z rodzicami) GPS do jego sterowca (odcinek 15.).

Szymek nie zachłysnął się sukcesem, wciąż zna najwyższą wartość rodziny jako najważniejszego punktu odniesienia. Instytucję rodziny docenia także alkoholik Pietrek, który po ogarnięciu własnego życia od razu myśli przede wszystkim o założeniu rodziny, sprawdzeniu się w naturalnej dla mężczyzny roli – męża i ojca. Ponownie dla dobra rodziny wspomniana wcześniej wójtowa Halina na co dzień nie wtrąca się do polityki, którą uprawia jej mąż.

Rodziny bronią również Kościół i lokalna wspólnota. Ksiądz przeklina Witebskiego, który pod płaszczem rozmów i zrozumienia wilkowyjskich kobiet wdaje się z nimi w romanse. Przedstawiciele lokalnej społeczności monitorują natomiast wiele kwestii z prywatnego życia innych członków wspólnoty.

Przykładem pozytywnego wtrącania się w kwestie prywatne jest scena, w której sklepowa Więcławska czyni wyraźne aluzje nakierowujące Lucy na najlepszego dla niej kandydata na męża – Kusego.

Takie wtrącanie się jest o tyle warte uwagi, że we współczesnym świecie trudno już go w ogóle doświadczyć. Daliśmy się zwieść przerażającemu indywidualizmowi, w wyniku którego ludzie boją się zwracać sobie wzajemnie uwagę, a często już w ogóle odzywać się do siebie na ulicy.

Jakże ważna kiedyś (również w moim wychowaniu) instytucja sąsiadki pilnującej przez okno porządku na osiedlu przestała już właściwie istnieć. Z ogromną szkodą dla nas wszystkich.

Fani serialu wyśmialiby mnie, gdybym, pisząc o sile wspólnoty i wartości dobra wspólnego, nie wspomniał o odcinku 47. pt. W samo południe. Już sam tytuł świetnie naprowadza na fabułę odcinka.

Do Wilkowyj przyjeżdża mafia, która terroryzuje lokalną społeczność – biznesy, kościół, dworek Amerykanki. Kto ratuje Wilkowyje? Oczywiście, że nie zewnętrzne instytucje, antyterroryści, policja z Lublina czy Warszawy. Wilkowyje ratują się same.

Mieszkańcy gminy odkopują przechowaną jeszcze z czasów wojny i powojennej partyzantki starą broń i wyposażeni w nią stają do bitwy z gangiem. Scena została nakręcona w konwencji westernu. Liderem zjednoczenia jest ksiądz (Kościół jako instytucja bliska ludziom) oraz Kusy (lokalna inteligencja), natomiast podczas samej bitwy do rangi bohatera urasta policjant Stasiek, który dotąd był raczej fajtłapą.

Podobnie dzieje się w odcinku 51., w którym wieś jednoczy się (niczym w amerykańskim filmie) podczas poszukiwań zaginionej Joli. Mieszkańcy przeczesują okoliczne pola i lasy, idą w jednej linii. Ponownie zatem dobro wspólne zostaje obronione w sposób subsydiarny poprzez zjednoczenie lokalnej społeczności.

Kobiety w Ranczu

Dodatkowym przesłaniem Rancza, zbieżnym z KNS-em, jest dobrze rozumiany feminizm. Postacie kobiece są absolutnie kluczowe dla rozwoju gminy.

Wprawdzie najbardziej rzucającymi się w oczy aktorami są Cezary Żak (podwójna rola księdza i wójta) i Artur Barciś (Czerepach), jednak wespół z wieloma innymi centralnymi postaciami męskimi, np. redaktorem, policjantem, obywatelami ławeczki we wczesnej fazie, doktorem Wezółem, przedsiębiorcą Więcławski, są oni w dużym stopniu hamulcowymi wszelkiego postępu i konserwatorami status quo.

To kobiety wprowadzają do wilkowyjskiej rzeczywistości dysruptywne innowacje.

Lucy wnosi całą gamę świeżych rozwiązań, animuje niekiedy całą wieś. Hadziukowa tworzy największy biznes w regionie i odważnie wchodzi w kilka innych projektów inwestycyjnych.

Solejukowa, wcześniej poddana żona, tworzy pierogowe imperium. Wezółowa zakłada chór, Monika z Klaudią poszerzają perspektywy malarskiego talentu Kusego.

Nawet gospodyni księdza, Michałowa, wyraźna konserwatystka, cechuje się na tyle rozwiniętym wyczuciem społecznym, że wielokrotnie przyczynia się do rozwoju licznych inicjatyw wspólnotowych.

Co ciekawe, tak silne postacie kobiece, jak Halina (żona wójta) i Wezółowa (żona doktora), mimo wyraźnej asertywności wciąż spełniają się w przypisanej im roli społecznej polegającej na gotowaniu obiadów. Jest to wprawdzie zabieg dość przaśny, stereotypowy i hiperbolizowany, jednak dostrzegam w nim coś więcej.

Moim zdaniem ukryte jest tu docenienie koncepcji ról społecznych, a może nawet niekwestionowanej na szczęście w najmniejszy sposób binarności płci.

Gotowanie nie ma na celu poniżenia kobiet, jest wprost przeciwnie – zostaje doceniona ich zdolność do funkcjonowania w bezpiecznym, zdefiniowanym porządku społecznym gwarantującym stabilność społeczną, nawet jeśli (jak w tym przypadku) porządek ten jest daleki od ideału.

W serialu wielokrotnie podkreślona jest również ludowa mądrość kobiet. Niech za jej przykład posłużą cytaty: „Żeby dyskrecja była, to kto trzeba, musi wiedzieć” (Michałowa, odcinek 16.); „jeśli się tradycji nie rozwija, to ona się tylko do muzeum nadaje” (Wezółowa, odcinek 33.).

„Jak ciebie było tyle, co stanowiska, to może prawda, [że ciebie już nie ma]. Każdy człowiek stworzenie Boże, nawet największa wesz. […]Ważne jest, żeby każdy chciał w życiu co dobrego zrobić, to jest kariera właściwa dla człowieka, a nie, żeby o nim w jakiej głupiej gazecie napisali” (babka-zielarka, odcinki 33. i 34.).

Wartość binarności ludzi, zwłaszcza rodziców, przedstawiona jest ciekawie w relacji Wilskiej i Kusego. Lucy jest pragmatyczna, chce prostego rozwiązywania problemów (archetyp męski, protestancki), podczas gdy Kusy to inteligent, pesymista, romantyk (archetyp żeński).

Tak jak Lucy jest prostolinijną Amerykanką przechodzącą od razu do działania, tak Kusy jest pesymistą, polskim myślicielem, archetypem mesjanistycznego Polaka-romantyka, który działanie podejmie tylko w chwili kryzysu, po którego opanowaniu wszystkie problemy powracają, ponieważ nie posiada on zdolności myślenia systemowego. Ten fenomen doskonale opisuje prof. Andrzej Zybała w książce Polski umysł na rozdrożu.

Sytuacja odwraca się jednak w momencie przyjścia na świat córki Lucy i Kusego – Dorotki. Kusy spanikowany czyta książki o wychowywaniu dzieci, podczas gdy Lucy zdaje się na naturalny instynkt macierzyński. Na przykładzie Kusego w serialu ukazane jest także postrzeganie społeczne roli ojca w życiu dziecka.

Wszyscy mówią Kusemu, że rolą ojca jest po prostu przynoszenie do domu pieniędzy (odcinki 43. i 44.). Kusy, jako niezwykle inteligentny i wrażliwy człowiek, nie może zaakceptować tego faktu, chce aktywnie uczestniczyć w rozwoju dziecka.

W pewnym momencie zaczyna jednak rozumieć, że to nie musi się wykluczać. Dla dobra dziecka swój idealizm i mesjanizm musi odłożyć na bok i wziąć się do pracy, by przynajmniej w podstawowym wymiarze sprostać roli ojca.

Odrzuca więc swoje ambicje i zajmuje się malowaniem znienawidzonych przez siebie portretów na życzenie. Kusy w tym momencie dorasta, akceptuje fakt, że oprócz ideałów istnieją jeszcze pewne podstawowe prawa natury, z którymi nie należy walczyć, ale trzeba je zaakceptować, realizować się jako odpowiedzialny i godny zaufania mężczyzna.

Spokój, umiar, dom

Oprócz teoretycznych filarów KNS-u nauczanie społeczne Kościoła ma jeszcze jedną, franciszkańską zasadę – umiar. Tak, Kościół jest i powinien być symetrystyczny.

Ksiądz Kozioł wielokrotnie na przestrzeni dziesięciu sezonów Rancza doradza umiar, przestrzega przed niebezpieczeństwem rewolucji, której raz rozpoczętej nie da się już zatrzymać.

Doradza to również w przypadku walki z alkoholizmem. Jest świadomy problemu, jednak zdaje sobie sprawę z tego, że nie da się z nim wygrać odgórnym i całkowitym zakazem, dlatego w swoim niezwykle płomiennym kazaniu nie zabrania całkowicie spożywania alkoholu, tylko jego produkcji na sprzedaż.

Proponuje rozwój metodą małych kroków, tłumaczy Lucy w ten sposób mądrość Kościoła: „Wie pani, dlaczego Kościół przetrwał 2000 lat? Dlatego że stawiał przed ludźmi zadania trudne, ale osiągalne”.

Ranczu wielokrotnie negatywnie przedstawiony jest współczesny turbokonsumpcjonizm. Ganią go tak panowie z ławeczki, jak i Michałowa mówiąca, że „w prasie kolorowej i w reklamie tylko głupi prawdy szuka” (odcinek 30.).

Celnym spostrzeżeniem dzieli się ponownie ksiądz proboszcz w kazaniu (odcinek 14.): „Gonicie za tym doczesnym szczęściem, gonicie i złapać go nie możecie, a potem tylko frustracje z tego i depresje”.

Kolejną wielką wartością, jaką Ranczo wnosi do popkultury, jest pochwała prostoty, prostolinijności, „chłopskorozumizmu” i odartej z kapitalistycznych złudzeń uczciwości budowanej na honorze.

Przykładem fabularnym jest dotrzymanie słowa przez kombinatora Więcławskiego i remontowanie (wbrew interesowi ekonomicznemu) dziesiątek przydrożnych kapliczek, nieprzyjęcie przez policjanta Staśka pieniędzy za szpiegowanie żony Więcławskiego czy zakazanie przez Solejukową (niezwykle ubogą) swoim dzieciom zarabiania pieniędzy na podglądaniu innych ludzi w kompromitujących sytuacjach.

Ranczu znajdziemy również pochwałę instytucji domu. Najwspanialszą, głęboką egzemplifikacją tej pochwały jest postać córki wójta, Klaudii.

Młoda dziewczyna z prowincji ma ewidentny problem z własnym pochodzeniem. Objawia się to ciągłą (drastyczną i wielokrotną) zmianą tożsamości – od punka przez zakonnicę, hinduistkę, anarchistkę i grungera aż po normalną dziewczynę, która znajduje swoją tożsamość i rolę zawodową bardzo blisko domu jako agentka Kusego, psycholożka i doradczyni.

Jak wiele etapów musiała przejść i jak daleko chcieć uciec, by odnaleźć siebie w końcu we własnym domu. Niech o autentyczności szczęśliwego finału poszukiwań świadczy choćby fakt, że aż 53% głosujących członków społeczności ranczersów – fanów Rancza skupionych na grupie facebookowej Ranczawka – uznała normalną wersję Klaudii za najciekawszą i najlepszą.

Piękno prostoty ukazane jest również w wartości rytuałów. Mimo że momentami są one nieco karykaturalne (np. błogosławienie przez biskupa serów Hadziukowej), to jednak ich wartość ukazuje się w kluczowych momentach. Przykładem może być nacisk księdza proboszcza na antyklerykalną Weronkę (córkę Więcławskich), żeby ta po zajściu w ciążę wzięła ślub.

Może to być przyjęte negatywnie – jako społeczny przymus uciskający jednostkę – jednak sama Weronka jest z tego faktu bardzo zadowolona. Ów społeczny przymus zdejmuje jej ciężar z ramion, pomaga podjąć decyzję.

To doskonała aluzja do współczesności, w której młodzież zagubiona jest wśród iluzorycznej, instagramowej mnogości opcji wyboru, co sprawia, że młodzi ludzie nie mogą podjąć żadnej ważnej decyzji.

***

Zmierzając ku końcowi wspaniałej pochwały, reklamy czy też praktycznego podręcznika katolickiej nauki społecznej, jakimi jest serial Ranczo, pozostaje mi wyrazić głęboką nadzieję, że doskonale domknięty serial nie zostanie zbezczeszczony w jakiejś współczesnej kontynuacji czy readaptacji, jak stało się to z Koglem-moglem czy Znachorem.

Czy współcześnie tak wspaniały serial w ogóle mógłby powstać? Obawiam się, że nie.

Zostałby już w zarodku zduszony przez polityczną poprawność i płytką liberalną propagandę. A może i to nie byłoby potrzebne?

Już w sezonach od piątego do dziesiątego Rancza widzimy ewidentne przesunięcie akcentów z wymiaru policy (rozwojowych polityk publicznych) ku trywialnemu, brukowemu politics (zainteresowaniu mediów i gawiedzi pseudopolitycznymi pseudoskandalami).

Pozostaje mi z całego serca podziękować w imieniu wspólnoty Kościoła, którego jestem częścią, reżyserowi Wojciechowi Adamczykowi, scenarzystom Jerzemu Niemczukowi i Robertowi Brutterowi, autorom muzyki Krzesimirowi i Radzimirowi Dębskim (!), producentowi Maciejowi Strzemboszowi, wszystkim aktorom i całemu wielkiemu zespołowi, który stworzył Ranczo, za dostarczenie nam na przestrzeni 10 lat najwspanialszego edukacyjnego serialu, jaki powstał w Polsce.

To najlepszy zeszyt ćwiczeń do katolickiej nauki społecznej, której sam Kościół instytucjonalny wciąż nie potrafi przekazać w przystępny sposób (piszę to jako osoba zawodowo odpowiedzialna w tymże Kościele za promocję KNS-u).

Na koniec, pożegnam się z wami moim drugim ulubionym cytatem, który wieńczył ostatni pierwotnie planowany (czwarty) sezon Rancza, a który włożony został w usta wspaniałego aktora i człowieka, Franciszka Pieczki:

„Najważniejsza rzecz to w życiu miarę wszystkiego mieć. Za mało niedobrze, ale i za dużo niezdrowo. Tak to już jest. […] O to chodzi, że jak się zaczęło, to i wiedzieć trzeba, kiedy skończyć wypada”.

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.

Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o zachowanie informacji o finansowaniu artykułu oraz podanie linku do naszej strony.