Patriarchat, władza mężczyzn, dyskryminacja. Co lewica ma na myśli?
„Żyjemy w patriarchalnym świecie” – krzyczą feministki. Co tak naprawdę oznacza ów dziwny, wszechobecny, niemalże mityczny twór zwany patriarchatem? Czy rzeczywiście żyjemy w cywilizacji stworzonej przez białego cis heteroseksualnego mężczyznę? Czy kobiety są przez mężczyzn uciśnione i wyzyskiwane? Czy dawna władza ojca nad rodziną i dziećmi jest przejawem ludzkiej patologii?
Jednym ze współczesnych słów kluczy, którym szeroko pojęta lewica tłumaczy rzeczywistość polityczno-społeczną na świecie, obok kolonializmu, kapitalizmu czy rasizmu jest patriarchat. Prof. Magdalena Środa na łamach „Gazety Wyborczej” w swoim felietonie z dnia 16 kwietnia bieżącego roku komentującym Kongres Mężczyzn podsumowała patriarchat w następujący sposób:
„W patriarchacie, który promuje tradycyjne role płciowe, mężczyźni separują się od emocji («chłopiec nie może płakać»), od relacji rodzinnych (tradycyjna «głowa rodziny» ma niewielki kontakt z dziećmi, wychowaniem, życiem domowym), a nawet od ciepłych relacji z innymi mężczyznami («pedał»). Mężczyźni krócej żyją i częściej chorują (bo nie wypada – jak baba – zajmować się swoim zdrowiem), skuteczniej popełniają też samobójstwa (bo mężczyzna w ogóle musi być skuteczny)”.
„To wszystko fakty. Taki jest system” – prof. Środa nie pozostawiła wątpliwości. Przyjmując tę wykładnię za dobrą monetę, można stwierdzić, że patriarchat składa się z tzw. tradycyjnych ról płciowych i ograniczonego wachlarza dopuszczalnych męskich zachowań i ekspresji.
Patrycja Wieczorkiewicz i Aleksandra Herzyk w wywiadzie dla Onetu z dnia 10 października tego roku opowiadały o swoich rozmowach z incelami/przegrywami (pojęcia, jak same autorki przyznają, się pokrywają), wspominały, że incele (z drobnymi wyjątkami) nie wierzą w patriarchat, a przecież, „jeżeli rozumieć patriarchat tak, jak my go rozumiemy, to nie da się zaprzeczyć jego istnieniu – większość władzy, zasobów i środków produkcji na świecie spoczywa w rękach mężczyzn”.
Obok aspektów obyczajowych i kulturowych, które znajdujemy w wypowiedzi prof. Środy, w tym punkcie dochodzą aspekty ekonomiczne („środki produkcji”). Te dwa szybkie przykłady, choć z pewnością nie wyczerpują tematu, pokazują, jak to słowo klucz rozumiane jest w kręgach feministycznych i lewicowych, niezależnie od różnic pokoleniowych i światopoglądowych, jakie zachodzą między cytowanymi kobietami.
Gdy feministki mówią o „patriarchacie”, poruszają kwestie hegemonii kulturowej, politycznej, ekonomicznej i seksualnej mężczyzn bądź męskości jako takiej nad kobietami.
Oczywistym wnioskiem, jeśli przyjąć aksjomaty myśli lewicowej, która odrzuca wszelkie nierówności w społeczeństwie jako wytwór systemów władzy i opresji, które należy zburzyć, aby zbudować nowy świat, jest też zburzenie patriarchatu. Problem pojawia się, gdy zadajemy pytanie, jak miałoby to wyglądać i czy na pewno jest to możliwe.
Naturalna władza ojca
W 1680 r. został opublikowany traktat sir Roberta Filmera pt. Patriarcha. O naturalnej władzy królów. Celem angielskiego filozofa było uzasadnienie boskiego prawa królów do rządzenia w kontrze do coraz bardziej popularnych republikańskich poglądów doszukujących się legitymizacji władzy poprzez zgodę wspólnoty.
Wśród myślicieli, z którymi Filmer polemizował, znajdziemy tak znamienite nazwiska, jak doktor Kościoła, św. Robert Bellarmin, i jezuicki teolog – Francisco Suarez. Filozof powoływał się na władzę patriarchów izraelskich i, opierając się na Piśmie Świętym, uznał władzę ojca nad rodziną za najbardziej naturalną formę władzy, a władzę monarszą będącą jej pochodną za najbardziej naturalny system polityczny.
Filmer pisał, że „Rzymianie (w tym najbardziej znaczące stany) utrzymywali to prawo w mocy: władza rodziców została ratyfikowana i rozszerzona przez prawo XII tablic tak, że mogli oni sprzedawać swoje dzieci dwa lub trzy razy. Z powodu utrzymywania władzy ojcowskiej Rzym przez długi czas świetnie prosperował, nierzadko unikając poważnych zagrożeń”.
Władzę monarszą, której wzór Filmer znajdował w Starym Testamencie i którą za Bellarminem uznawał za najlepszy możliwy ustrój, filozof utożsamiał z władzą ojcowską i władzą królewską. Jak czytamy, „w rzeczy samej świat przez długi czas nie znał innej formy rządów oprócz monarchii. Najlepszy porządek, największa siła i stabilność, najsprawniejszy rząd można odnaleźć jedynie w monarchii i nigdzie indziej”.
Wraz z początkiem oświecenia i rozwojem nauk świeckich patriarchat w antropologii i historii zaczął odnosić się do struktury społecznej, w której władza należy do ojca – przywódcy klanu, rodu bądź plemienia. Kanonicznych przykładów takiej struktury można doszukiwać się w społeczeństwie rzymskim, w instytucji pater familias czy społeczeństwie starożytnego Izraela w instytucji patriarchy. Oba przykłady były chętnie komentowane przez Filmera.
XIX-wieczni antropolodzy przyjmowali za pewnik wizję rozwoju człowieka, w której stan anarchicznej dziczy, gdzie związki pokrewieństwa i prawo własności nie istnieją. Wizja ta została zastąpiony przez matriarchat, tj. strukturę, w której związki pokrewieństwa postrzegane są matrilinearnie, a własność przynależy do grupy (w tej formie Marks i Engels doszukiwali się komunizmu prymitywnego).
Wreszcie dochodzi do ostatniego stadium rozwoju społeczności – patriarchatu, w którym władza nad wspólnotą sprawowana jest przez ojców bądź starszych rodu, a własność dziedziczona jest po linii męskiej.
Wyzwolić się spod władzy mężczyzn
Znaczenie patriarchatu jako hegemonii męskości nad kobiecością zaczęło w antropologii i socjologii wypierać patriarchat jako strukturę społeczną poddaną dominacji ojca lub starszyzny rodu dopiero w latach 80. XX w. pod wpływem coraz bardziej popularnych w kręgach akademickich marksizmu i feminizmu. Początków tego procesu można doszukiwać się w myśli marksistowskiej.
Już w 1846 r. Marks i Engels pisali w Ideologii niemieckiej, że „pierwszy podział pracy to podział pracy między kobietą i mężczyzną w dziele płodzenia dzieci”. Engels doszukiwał się początków państwa i własności prywatnej w obaleniu matrilinearnego porządku prymitywnych społeczności na bazie popularnych wówczas teorii antropologa Lewisa H. Morgana.
Morgan wyróżnił trzy fazy rozwoju kulturowego człowieka – dzikość, barbarzyństwo i cywilizację. Engels w swoim eseju Pochodzenie rodziny, własności prywatnej i państwa rozwinął opis tych stadiów rozwoju w oparciu o rozwijany razem z Marksem historyczny materializm.
„Obalenie prawa macierzystego było wszechświatową historyczną klęską rodzaju żeńskiego. Mężczyzna ujął w swe ręce również ster domu, kobieta została poniżona, uciemiężona, stała się niewolnicą jego namiętności i zwykłym narzędziem do rodzenia dzieci” – pisał Engels, gdy ukazywał przejście z modelu rodziny rodowej do modelu rodziny patriarchalnej, którego dopatrywał się u zarania historii i początków cywilizacji.
Feministki pierwszej fali, których działalność przypadła na czasy pokłosia rewolucji przemysłowej XIX w. i wczesnego XX w., walczyły przede wszystkim o równość płci w świetle prawa, bez podważania zasadności ról płciowych i obyczajowości z nich wynikającej. Emeline Pankhurst, ówczesna działaczka na rzecz równości kobiet, zerwała stosunki z córką Estelle ze względu na jej odmowę wyjścia za mąż za ojca swojego dziecka.
W 1949 r. Simone de Beauvoir opublikowała Drugą płeć, w której analizie została poddana kobiecość sama w sobie. De Beauvoir, jako egzystencjalistka, odrzuciła biologiczne bądź „naturalne” uzasadnienia narzucanych kobietom ról. Ostatecznie przecież „nie rodzimy się kobietami, stajemy się nimi”.
De Beauvoir argumentowała, że to nie biologia sama w sobie, ale normy społeczne i kulturowe determinują podrzędną pozycję kobiet w społeczeństwie. By kobiety wyzwolić, należy te normy odrzucić, łącznie z rolami matek i żon.
„Dopóki w społeczeństwie nie zapanuje idealna równość ekonomiczna, dopóki obyczaje upoważniać będą kobietę do korzystania w roli małżonki i kochanki z przywilejów, które dzierży część mężczyzn, dopóty marzenie o biernym sukcesie będzie tkwiło w kobiecie, hamując jej własne osiągnięcia” – pisała francuska filozof.
Do podziału pracy rozrodczej i różnic biologicznych rozpoznanych przez Engelsa doszedł kolejny element – potraktowanie norm społecznych jako mechanizmu reprodukowania zastanych, arbitralnych nierówności.
Feministki drugiej fali w przeciwieństwie do swoich poprzedniczek nie poprzestały na prawach politycznych, ale odrzucały role płciowe jako takie. Właśnie wtedy za sprawą twórczości Kate Millet, jednej z czołowych feministek tego okresu, słowo „patriarchat” w znaczeniu męskiej dominacji jako takiej zaczęło wchodzić do szerszego obiegu. Jednym z kluczowych tekstów tego okresu była Dialektyka płci pióra Shulamithe Firestone, wydana w 1970 r.
Firestone odrzucała materialistyczną analizę rzeczywistości klasycznego marksizmu jako nieodpowiednią dla celów, jakie wyznaczają sobie feministki. W istocie już w pierwszym rozdziale swojej Dialektyki płci Firestone stwierdziła, że Engels i Marks zwracali uwagę na płciowy podział pracy tylko wtedy, gdy łączyły się z ich opisem stosunków ekonomicznych.
Firestone zauważyła, że podział ten wynika z realnych biologicznych różnic. Jak czytamy, „spontanicznie założenie laika, że nierówność między płciami jest naturalna, może być uzasadnione. […] W przeciwieństwie do klas ekonomicznych klasy płciowe wyrosły bezpośrednio z rzeczywistości biologicznej: kobiety i mężczyźni powstali jako jednostki odmienne, nie jednakowe.
Chociaż, jak zauważa de Beauvoir, z tej różnicy nie wynika jeszcze konieczność powstania systemu klasowego – dominacji jednej z grup nad inną – to wynika ona z odmiennych ról w procesie reprodukcji. W biologiczną rodzinę wpisany jest nierówny podział władzy”.
Obalenie tego „nierównego podziału władzy”, który utożsamiany był z patriarchatem, stanowił główny cel feminizmu, począwszy od drugiej fali. Sama Firestone otwarcie pisała, że opresja kobiet przez mężczyzn jest najstarszą hierarchią społeczną, którą rewolucja musi znieść.
Każdy z powyższych przykładów ilustruje podstawowe elementy, na których oparte jest współczesne rozumienie patriarchatu w naukach humanistycznych – konstytutywne znaczenie prawa własności i dziedziczenia dla wyjaśnienia potrzeby dominacji mężczyzn nad kobietami, wynikające z tej dominacji kultura i normy zachowania uznawane za arbitralne i narzucane kobietom, a wreszcie odrzucenie obu powyższych elementów w imię wyzwolenia i równości bądź rewolucji.
Firestone twierdziła, że wraz z rozwojem technologicznym i gospodarczym biologiczne uzasadnienie nierówności przestało być ważne, a nierówność między płciami mogła zostać wreszcie obalona, tak jak każda inna nierówność. Innymi słowy, przekonanie, że patriarchat to naturalna formą władzy, jest równie ideologiczne, co przekonanie, że patriarchat jest systemem narzuconym w procesie historycznym, który należy obalić.
To ojcostwo odróżnia nas od zwierząt
Jednym z problemów, które to przesunięcie semantyczne generuje, jest zatarcie różnic między kulturami, epokami historycznymi i warunkami ekonomicznymi, w których znajdowały się dane społeczeństwa. Rzymski pater familias cieszył się innym zakresem władzy niż ojciec-Anglik w średniowieczu, a obaj żyli w zupełnie innych warunkach gospodarczych i społecznych niż mężczyźni i kobiety doby epoki przemysłowej, kiedy to wykluł się feminizm.
Historyczka Eleanor Janega argumentowała w The Once and Future Sex: Going Medieval on Women’s Roles in Society, że średniowiecze (wbrew stereotypowi) oferowało kobietom szeroki wachlarz swobód i możliwych dróg życiowych, a ograniczenie tej wolności nastąpiło dopiero wraz z nadejściem renesansu i rosnącą klasą średnią, która brała przykład z patriarchalnej szlachty.
Średniowieczne żony w Europie Zachodniej i tak mogły zazdrościć Bizantyjkom, które niezależnie od statusu matrymonialnego miały prawo swobodnie rozporządzać majątkiem, podpisywać umowy lub dziedziczyć posiadłości. W katolickiej Europie te prawa przysługiwały tylko pannom i wdowom. Innymi słowy, patriarchat jest pojęciem mało precyzyjnym, opisującym wiele różnych zjawisk i form społecznego współżycia.
Zarazem nie da się zaprzeczyć, że patriarchat, by przyjąć najprostszą definicję społecznej dominacji mężczyzn nad kobietami, z pewnością istnieje. Co więcej, stanowi jedną z najbardziej uniwersalnych cech ludzkich społeczeństw.
Kultury matriarchalne, w których matki cieszą się dominującą pozycją, są rzadkie i znaleźć je można głównie w odizolowanych plemionach afrykańskich i azjatyckich. Co więcej, sami antropolodzy raczej piszą o kulturach matrilokalnych lub matrilinearnych niż o kulturach matriarchalnych, by nie tworzyć fałszywej analogii.
Od czasów Morgana i Engelsa antropolodzy i historycy cieszą się znacznie większym zasobem danych, na których mogą opierać swoje teorie. Uniwersalność patriarchatu rozumianego w „miękki” sposób, tj. przewagi społecznej mężczyzn, każe doszukiwać się struktur głębszych, niemalże tak głębokich, jak rozważania Suareza i Filmera o naturze władzy, jaką cieszył się praojciec Adam.
Należy zapytać, czy XIX-wieczne przekonanie o pierwotnej anarchii, matriarchacie i patriarchacie jako stadiach rozwoju społeczności ludzkich wytrzymuje zderzenie z późniejszymi ustaleniami.
Jeszcze w latach 80. antropolożka Gerda Lerner argumentowała, że powstanie patriarchatu było procesem historycznym, który zaczął się jeszcze w czwartym tysiącleciu przed Chrystusem na Bliskim Wschodzie. Skoro patriarchat powstał pod wpływem procesu historycznego, tak samo procesem historycznym będzie jego demontaż.
W ciepło przez feministki przyjętym The Creation of Patriarchy Lerner argumentowała wręcz, że mężczyźni nauczyli się dominacji nad innymi mężczyznami poprzez uprzednie zdominowanie kobiet.
Z drugiej strony jeszcze w latach 70. Steven Goldberg opublikował The Inevitability of Patriarchy, w której argumentował, że z tych samych powodów, z których Engels, de Beauvoir i Firestone doszukiwali się źródła nierówności płciowych, tak więc z powodu podstawowych realiów biologicznych, w tym różnic w poziomie testosteronu, męska dominacja społeczna jest nieuniknioną i uniwersalną cechą gatunku ludzkiego.
Richard Wrangham i Dale Peterson w książce Demoniczne samce z 1996 r. starali się ustalić czynniki, które wpłynęły na ewolucję męskiej agresji poprzez porównania z zachowaniem innych naczelnych, ze szczególnym naciskiem na szympansy.
Demoniczne samce prezentują szympansie społeczeństwa jako (według ludzkich standardów) skrajnie patriarchalne, w których przemoc ze strony samców o wysokiej pozycji i rywalizacja o dostęp o samice jest na porządku dziennym, zaś wszystkie samice są niżej w hierarchii niż najniższy samiec.
Wspólnoty szympansów bonobo, w których najwyżej notowane samce i samice są sobie równe, również pełne są konfliktów oraz sporów o władzę. Po prostu ich sposób rozwiązywania jest inny.
Autorzy, powołując się również na powszechność gwałtu wśród orangutanów oraz strukturę społeczną goryli, w której wyłącznie dominujący samiec kopuluje z samicami ze stada, stwierdzili, że gatunek ludzki nie jest w żaden sposób wyjątkowy wśród swoich krewnych pod względem tendencji do przemocy i dominacji. Implikacje wobec naturalności patriarchatu są dość oczywiste.
Człowiek jednak jest równie mocno spokrewniony z ultrapatriarchalnym szympansem, jak i egalitarnym bonobo. Nie można też sprowadzać męskości wyłącznie do walki i rywalizacji.
Jedną z kluczowych różnic między samcami ludzi i innych gatunków jest np. aktywny udział w wychowaniu potomstwa, co stanowi wyróżniającą cechę człowieka nie tylko wśród królestw naczelnych, ale i w królestwie zwierząt w ogóle. Jeżeli stosunkowo łatwo jest wyjaśnić powody stojące za dominacją nad kobietami, ojcostwo jako instytucja społeczna (te niejako jest przecież fundamentem klasycznie pojmowanego patriarchatu) stanowi dla antropologów zagadkę.
Antropolog Hillard Kaplan twierdził, że wyjaśnienie zagadki może tkwić w zmianach w środowisku naturalnym, wywołanych przez epokę lodowcową. Mężczyźni, którzy zaopatrywali swoje potomstwo w trudniejszą do zdobycia, ale bardziej pożywną żywność, przekazywali swoje geny znacznie częściej niż mężczyźni ignorujący swoje potomstwo.
Jeżeli przyjąć definicję patriarchatu jako władzy ojca, mógłby z tego wynikać wniosek, że patriarchat może być konsekwencją większego zainteresowania samców homo sapiens losem swojego potomstwa, czyli jedną z adaptacji, dzięki którym nasz gatunek odniósł tak wielki sukces.
Ostatecznie antropologia i archeologia nie są w stanie odpowiedzieć na pytanie, na ile patriarchat jest „naturalny”, a na ile zjawiskiem historycznym ściśle związanym z pojawieniem się cywilizacji. Wielu antropologów zakłada, że człowiek pierwotny żył w raczej egalitarnych społecznościach z jasnym podziałem ról.
Społeczności te przypominały bardziej stada bonobo niż stada szympansów, co sugerowałoby, że patriarchalna struktura społeczna w ludzkich społecznościach jest związana z wyższym rozwojem cywilizacyjnym.
Co ciekawe, Biblia zdaje się sugerować, że patriarchat związany jest z grzechem pierworodnym. W hebrajskim oryginale Ewę określa się słowem ishah, pochodzącym bezpośrednio ze słowa ish, co oznacza mężczyznę. Dopiero po grzechu pierworodnym Adam został ustanowiony „panem” (baal) nad Ewą.
Czy to kobiety najskuteczniej podtrzymują patriarchat?
Jeżeli przyjąć rozszerzoną definicję patriarchatu jako systemu kontroli mężczyzn nad kobietami, natrafiamy na niezręczne dla myśli lewicowej napięcie między ogromnymi przemianami społecznymi a „trwałością” patriarchatu.
Tak samo jak nie da się zaprzeczyć, że w wielu dziedzinach życia mężczyźni nadal dominują i nie doszło do tak upragnionej przez Firestone rewolucji, tak samo nie da się zaprzeczyć, że od czasu publikacji jej książki kobiety z pewnością cieszą się znacznie większą wolnością i wpływem na rzeczywistość.
Wiele feministycznych postulatów stało się de facto normą. Presja społeczna na zamążpójście i założenie rodziny już praktycznie nie istnieje, tak samo jak bariery na drodze edukacji czy zatrudnienia.
Ba, obecnie to młode kobiety stanowią większość na studiach i zaczynają przeganiać młodych mężczyzn w wykształceniu, a niekiedy nawet w zarobkach. Skoro jednak jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle?
Trudno podtrzymywać, że Zachód XXI w. jest miejscem, którym rządzi patriarchat, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę to, jak powszechne są programy pomocy kobietom w różnych dziedzinach w ramach niwelowania nierówności. Mimo wszystko zdaniem lewicy patriarchat nadal rządzi.
Na łamach „Krytyki Politycznej” możemy przeczytać fragment książki Sztuka bycia razem Agaty Stoli i Roberta Kowalczyka, w którym autorzy ubolewają, że patriarchat jest podtrzymywany również przez kobiety zwłaszcza… w sypialni. „
Na naszej kanapie siada wiele kobiet, które pełnymi garściami korzystają z dostępu do edukacji, możliwości rozwoju zawodowego. […] Pytanie, czy nasze wyobrażenia o relacji nadążają za tą zmianą? Z tego, co obserwujemy w naszym gabinecie, wynika, że nie – patriarchalny model, w którym to mężczyzna rządzi i podejmuje wszystkie decyzje, przestał obowiązywać w życiu, ale wciąż podnieca w seksie”.
Seksualność jest jedną z domen, w których ideologia bądź pożądane i słuszne z naszego punktu widzenia oczekiwania to jedno, a rzeczywistość to drugie, o czym Kościół katolicki boleśnie przekonuje się do dzisiaj. Żeńskie oczekiwania wobec mężczyzn pozostają niezmienne mimo dekad zmian społecznych.
To zupełnie tak, jakby były one zakodowane głębiej, niż Simone de Beauvoir zakładała. Innym przykładem patriarchalnych norm, które jak na złość nie chcą ustąpić, są oczekiwania kobiet wobec męskich zarobków. Mimo coraz większych pensji i wyższego poziomu edukacji kobiety nadal wolą się wiązać z mężczyznami, którzy zarabiają od nich więcej. Co więcej, ryzyko rozpadu małżeństwa, w którym to żona zarabia więcej od męża, wzrasta o ponad 50%!
Innym przykładem trwałości patriarchatu w rozumieniu lewicy jest tzw. paradoks równości płciowej. Paradoks ten, pierwszy raz opisany przez Gijberta Stoeta i Davida Gearego, polega na zjawisku większych różnic w doborze zawodów i kierunków studiów między kobietami a mężczyznami w społeczeństwach płciowo równiejszych.
W skrócie – kobiety częściej studiują przedmioty ścisłe w Iranie niż w Norwegii. Choć oryginalne badanie znalazło się pod ostrzem krytyki, a jego autorzy zmuszeni zostali do naniesienia poprawek, inne badania zdają się potwierdzać, że coś jest na rzeczy.
Jednym z możliwych wyjaśnień tego zjawiska może być większa presja na znalezienie dobrze płatnej pracy w społeczeństwach biedniejszych, co przekłada się na większą swobodę wyjawienia swoich preferencji przez obie płcie w zamożniejszych krajach.
Lewicowy patriarchat to intelektualna wydmuszka
Problem w używaniu przez lewicę pojęcia patriarchatu, jako jednego ze słów kluczy opisujących naszą rzeczywistość, ostatecznie polega na ideologicznym założeniu, że różnorakie formy nierówności między mężczyznami i kobietami muszą być z założenia sztuczne i wytworzone przez przemoc.
Wieczorkiewicz i Herzyk w cytacie przywołanym przeze mnie na początku ubolewają nad „przegrywami” odrzucającymi istnienie patriarchatu, „jeżeli rozumieć patriarchat tak, jak my go rozumiemy”. Czyli jak?
Jeśli nierówności zarobkowe są problemem tak samo jak koncentracja zasobów w rękach mężczyzn i tylko absolutna równość w tej kwestii jest zadowalającym rozwiązaniem, to pojawia się pytanie, czy taka równość jest możliwa i czy na pewno pożądana.
Za różnice w zarobkach na niekorzyść kobiet zdaje się odpowiadać posiadanie dzieci – nie ma praktycznie różnicy między bezdzietnymi kobietami a mężczyznami. Czy możliwe jest rozwiązanie nierówności tak fundamentalnej, że rozpoznawanej przez taką rewolucjonistkę, jak Firestone?
Jeżeli pomimo kilkudziesięciu lat przemian społecznych, coraz większego udziału kobiet w życiu publicznym, edukacji i polityce wraz z bezprecedensowym rozwojem technologicznym nie zatarły pewnych schematów myślowych i oczekiwań płci wobec siebie, to należałoby postawić pytanie, czy jest to aby na pewno możliwe.
Jeżeli tendencje do pewnych zachowań i preferencji wśród płci mają swoje korzenia w początkach naszego gatunku, a kultura może je tylko wzmacniać lub tłumić, to marzenie o obaleniu tych struktur i zastąpienie ich idealną równością jest w najlepszym razie utopijną mrzonką, a w najgorszym wyparciem się naszego człowieczeństwa.
Retoryczne używanie patriarchatu jako metafizycznej siły przenikającej kulturę, którą może wytłumaczyć i uzasadnić każdy postulat inżynierii społecznej, nie wyprowadzi nas z tej pułapki.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.
Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o zachowanie informacji o finansowaniu artykułu oraz podanie linku do naszej strony.