Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna. Możesz nas wesprzeć przekazując 1,5% podatku na numer KRS: 0000128315.

Informujemy, że korzystamy z cookies. Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony.

„Po pierwsze, pisz!”. List konserwatywnej komentatorki kultury do młodych „prawaków”

„Po pierwsze, pisz!”. List konserwatywnej komentatorki kultury do młodych „prawaków” Johannes Vermeer "Pisząca list"; wikimedia commons

Prawica ma problem z kulturą. Jest dobra w krytykowaniu i utyskiwaniu nad tym, jak „kiedyś to, kurła, było”. Gdy przychodzi do zrobienia czegoś konkretnego, to okazuje się, że rąk do pracy brakuje. Dość! Jeżeli my, ludzie o konserwatywnym światopoglądzie, chcemy jakkolwiek mieć wpływ na kształt współczesnej debaty o sztuce, musimy zmienić podejście. Po pierwsze, rozumieć. Po drugie, robić!

Niniejszy tekst został pierwotnie opublikowany na łamach 64. teki czasopisma idei „Pressje” zatytułowanej „Chadecki populizm”. Cały numer pobierzesz za darmo tutaj.

Deklaratywnie kultura ma dla naszego społeczeństwa ogromne znaczenie. Jedynie najbardziej zacięci stoją na stanowisku, że powinniśmy cały swój wysiłek intelektualny skierować wyłącznie na sprawy praktyczne. W ich optyce najważniejsza jest dobra praca, wzrost liczby urządzeń ułatwiających nasze życie codzienne, optymalizacja procesów ekonomicznych itd. Inaczej mówiąc, liczą się tylko pożyteczne rzeczy, a nie jakieś tam „Hamlety” czy „Makbety”. Ludzie nie dostrzegają, że rozwój wymaga nie tylko technicznej sprawności, lecz także strawy duchowej, bo inaczej przestanie być on równomierny, a przez to i efektywny.

Reszta mimo wszystko poszukuje jakichś intelektualnych bodźców, nawet jeśli mają one pełnić funkcję prostego i łatwego narzędzia do podbudowania własnego ego. Tak czy siak, kultura wciąż jest nieusuwalnym składnikiem naszej egzystencji, nawet jeśli nowe technologie ponownie przekształcają formę rzeczywistości, w której przyszło nam żyć.

Prawicowa pułapka sfrustrowanego starca

Prawica, rozumiana szeroko jako ludzie o mniej lub bardziej konserwatywnych poglądach, od lat zmaga się z poczuciem przegranej sprawy o kulturę właśnie. Prawdziwej kultury już, proszę państwa, nie ma. Zostały jedynie lewicowo-progresywne wymysły, mieszanie klasycznych dramatów ze współczesnymi problemami, przebieranki, cancel culture, woke, wciskanie dyskursu postkolonialnego i widzenie przemocy dawnych struktur wszędzie, gdzie się da. Klasyka zostaje przetrawiona przez współczesne narracje, a zamiast dobrego aktorstwa mamy jedynie reprezentację mniejszości. Wiadomo, „kiedyś to, kurła, było”.

Tyle tylko, że to wszystko na własne życzenie. „Na prawo” kultura przez bardzo długi czas leżała odłogiem przede wszystkim dlatego, że nie dostrzegano wartości oraz znaczenia kultury popularnej. Uznawano naiwnie, że wszyscy wiedzą, co warto czytać/oglądać, a czego nie, natomiast reszta to tylko popłuczyny dla mas. Z tego też powodu nie powstawały teksty na ten temat, nie organizowano seminariów, nie przebijano się do opinii publicznej.

W tym samym czasie liberalne i lewicowe think thanki kuły żelazo, póki gorące, wprowadzały do przestrzeni myśli własne narracje oraz sposoby interpretacji. Młody człowiek zainteresowany kulturą naturalnie zwracał się w stronę Krytyki Politycznej czy Kultury Liberalnej, bo tam działo się to, co interesujące. Prawica nawet nie raczyła już wspominać o klasyce, bo przecież nie warto tracić czasu na oczywistości.

Nie ma co się zatem dziwić i obruszać, że do odczytania W pustyni i w puszczy stosuje się teraz refleksję postkolonialną. Ten proces zaczął się już dawno temu, dlatego znajdujemy się w zupełnie nowym świecie, gdzie tonu nie nadają już obrońcy arcydzieł dawnej literatury.

Obecny stan jednych „prawaków” popycha do zamknięcia się w swojej oblężonej twierdzy, aby tam raczyć się nieprzetworzonymi i „czystymi” perełkami dawnych mistrzów, drugich natomiast skłania do pisania płomiennych rozpraw o konieczności podjęcia nowej wojny.

Przecież z tego bagna można się jeszcze wydostać, wystarczy „odrobina wysiłku”! Oczywiście ten wysiłek nigdy nie jest podejmowany, bo pozostaje na tyle totalny, że przewyższa możliwości jednego człowieka, a owe zachęty jakoś nigdy nie trafiają do szerokiego grona. Takie postawy można znaleźć w praktycznie każdym prawicowym think thanku, prawicowej debacie, zajadłych felietonach.

Każdy intelektualista z tego grona, choćby później zmienił swoje poglądy, musi mieć coś takiego na swoim koncie. Od Magazynu Kontra przez Frondę Lux po Arcana, Nową Konfederację, Nowego Obywatela, czasami nieśmiało i z pewnym zażenowaniem także w Klubie Jagiellońskim, choć tu na szczęście jest to pieśń minionych czasów.

Ta wspominana wyżej „odrobina wysiłku” sprowadza się zazwyczaj do napisania płomiennej rozprawy na temat tego, że krytyka literacka/filmowa/teatralna potrzebuje gruntownej reformy, czas na nowy impuls. Autor nierzadko wskazuje w niej na najbardziej palące kwestie, czasami nawet – alleluja! – jakieś żądania bądź propozycje. Plan gotowy, wystarczy tylko zacząć działać.

Te konkretne propozycje bywają lepsze lub gorsze, mniej lub bardziej osadzone w bieżącym stanie kultury. Paradoksalnie są one nieważne, bo i tak nie ma szans na ich realizację. Mimo to wciąż powtarza się ich forma, wciska nam się ciągle taką samą postać „nowych”, „innowacyjnych” projektów. Zamiast wziąć się w końcu do roboty, pojawia się kolejny prorok z gotowymi receptami na odrodzenie „prawicowej” kultury.

Tak jakoś przypadkiem zawsze się okazuje, że chętnych do wytężonej pracy brakuje. Ja również byłam jednym z takich autorów. Taka postawa mimo wszystko mnie nie dziwi, bo – nie ma co się oszukiwać – większość osób zajmujących się kulturą nie prezentuje raczej prawicowych poglądów. Konserwatysta spoglądający na współczesną kulturę może mieć rzeczywiście poczucie, że obcuje z rzeczywistością mu nieprzyjazną, stojącą w opozycji do wielu spraw, w które wierzy.

Prowadzenie tej konserwatywnej krucjaty wydaje się zupełnie pozbawione sensu. Nic dziwnego, że nie ma się ochoty na działanie, skoro szanse na sukces wydają się zerowe, a i żadnych profitów raczej nie widać.

Polityka i subiektywizm

Nie jest tak, że tylko prawicowi komentatorzy mają problem z podejściem do współczesnej kultury. W debacie utrwaliły się ramy, narracje, zestawy tematów i wątków zgodnych z progresywnym światopoglądem, które należy koniecznie podjąć w recenzji lub tekście publicystycznym. Niestety nasza polityczna polaryzacja nie ominęła również kultury.

W zależności od tego, co się widzi w danej książce, filmie czy innym dziele, jest się albo przedstawicielem nowej fali krytyki z całym tym sztafażem szanowanych w mainstremie tematów, albo reprezentantem tradycyjnej szkoły analizy, posługującym się klasycznymi środkami wyrazu „z dawnych czasów”. W zależności od tego, kto ocenia takiego recenzenta, jest on albo zaczadzonym nowomodną ideologią odstępcą, albo fanatykiem tęskniącym za starymi, dobrymi czasami, gdzie wszystko było proste i jasne. Ten ostatni wszędzie by widział nawiązania do Pana Boga.

Nie jest dobrze, gdy przy zajmowaniu się kulturą na pierwszy plan wysuwa się nasz polityczno-społeczny światopogląd. Prawicowcy również mają z tym problem.

Owszem, neutralny obserwator nie istnieje i zawsze spoglądamy przez soczewki tego, w co wierzymy, ale mimo wszystko można poczuć niesmak, kiedy czyta się o tym, że coś jest złe lub dobre wyłącznie ze względu na to, jakie wartości zostały przedstawione w danym dziele.

Tak jakby wszystko inne, co w nim zawarte, było nieważne. Co gorsza, jakby się człowiek temu na spokojnie przyjrzał, mogłoby się jeszcze okazać, że jakiś liberalny czy lewicowy autor miałby w jakiejś kwestii rację. Wtedy jeszcze należałoby wejść z nim w jakąś rzetelną polemikę…

Inną skrajnością jest ocena sprowadzona do „podobało mi się” lub „nie podobało mi się”. Formy wyrazu stosowane przez dane medium okazują się całkowicie nieważne, fabuła jest czymś drugorzędnym, nawet zwroty akcji nie muszą być oryginalne. Ważne, aby odbiorca doznał przyjemności, za bardzo się nie męczył, a dzieło było lekkostrawne, bez zbędnych opisów, nawiązań oraz innych wymysłów. Zaliczone, odstawione, można brać się za następne.

Mamy do wyboru dyktaturę polityki lub opinie mas sugerujące się jedynie subiektywnymi ocenami. Wybór między dżumą a cholerą. Czy jest możliwe wyjście z tej pułapki?

Gadać każdy umie, a robić nie ma komu

Wróćmy do prawicy. Niewątpliwe przydałyby się nowe siły w świecie krytyków kultury. Napisano na ten temat tysiące stron. Jak już wspominałam, sama też dołożyłam swoją cegiełkę do tego stosu. Pisałam, mówiłam, napominałam. Teraz z goryczą muszę stwierdzić, że to nic nie daje.

Autoironicznie muszę przyznać, że przecież taka taktyka jest najłatwiejsza i zarazem najbardziej poczytna. Krytyka jest emocjonalna, może porywać, najlepiej się sprzedaje. Nie ma nic prostszego od zauważania, że źle się dzieje.

Najgorsze przychodzi później – pora na program pozytywny. Trzeba nawoływać do wspólnej pracy, a i samemu wziąć się do roboty. „Co teraz? Co mamy robić?” – to zawsze najtrudniejsze, bo trzeba podać jakieś konkrety, wskazać bezpośrednio na to i tamto.

My, którzy chcemy w sposób pogłębiony zająć się interpretacją kultury, dochodzimy zwykle do gorzkiej konkluzji, że nie ma komu robić. Potencjalni następcy się nie zjawiają, zaś ci, którzy są, wolą pójść utarta drogą krytyki, zamiast proponować program pozytywny.

Niestety pogłębione zrozumienie kultury wymaga czasu. Książkę trzeba przeczytać, film należy obejrzeć, w grę trzeba zagrać. Wbrew pozorom jest to niełatwe zadanie. Możemy się umówić w ramach koła naukowego czy innego stowarzyszenia, że za dwa tygodnie zajmiemy się tym i tym, a tu człowieka zaczyna ciągnąć do czegoś zupełnie innego. Pojawia się inna książka, lepszy film. Ponadto ten poświęcony żmudnemu zgłębianiu różnej maści dzieł czas bardzo trudno zmonetyzować. Płacy za trud zazwyczaj nie ma albo jest ona bardzo niska.

Pozostałe obowiązki okazują się ważniejsze, bo chce się przecież odnieść sukces w innych dziedzinach (mimo wszystko dla większości z nas kultura jest czymś, czym zajmujemy się po pracy, w tzw. wolnym czasie).  

Przekleństwo polaryzacji

W idealnej sytuacji istniałyby odpowiednie instytucje, które koncentrowałyby się na dbaniu o krytyczne moce ludzi zainteresowanych kulturą, aby mieli oni przestrzeń do działania i jakiś grosz, który zapewniłby im spokojne warunki do zgłębiania kultury. Kultura wbrew temu, co chcieliby sądzić niektórzy, to też ciężka praca. Wymaga wysiłku, a więc czasu i energii. A tych „po pracy” nigdy nie ma wystarczająco. Ze spraw, które się nigdy wydarzą, ta nie wydarzy się najbardziej. Instytucje kultury w dużej mierze są zależne od państwa, a w naszym króluje rewanżyzm. Dyrektorzy instytucji kulturalnych zmieniają się tak szybko, jak zmienia się władza.

Weźmy na tapet choćby decyzję o zastąpieniu w Instytucie Myśli Narodowej im. Romana Dmowskiego prof. Jana Żaryna Adamem Leszczyńskim, który – pół żartem, pół serio – zapowiedział, że zamieni patrona na zamordowanego przez endeckiego fanatyka prezydenta Gabriela Narutowicza. Kuriozum. Tak nie da się robić kultury. Inna kwestia, że zawłaszczenie przez PiS kolejnych państwowych instytucji kulturalnych z pewnością konserwatywnej sprawie, mówiąc bardzo delikatnie, nie pomogło.

Nie ma szans, żeby stworzyć coś, co przetrwałoby kolejne polityczne zawieruchy, a przecież kształcenie nowych krytyków wymaga nie tylko czasu, lecz także długofalowych decyzji pochłaniających jeszcze więcej tego cennego zasobu. Nawet fundamentów nie da się stworzyć w czasie jednej kadencji.

Owszem, są think tanki, stowarzyszenia polityczne i społeczne, a także kuźnie idei. Niemniej tam też kultura jest nierzadko czymś drugorzędnym, czymś, czym wypada się zająć, ale najważniejsza nie jest. Ot, taki kwiatek do kożucha, ładny, ale niepraktyczny. Ostatecznie liczy się przecież walka polityczna. Kultura jest tu tylko narzędziem.

Po pierwsze, pisz!

Czy zatem pozostaje krytykom kultury, szczególnie tym o prawicowej proweniencji, zamknięcie się hen daleko w twierdzy i opłakiwanie wspaniałych, minionych czasów? Daleka jestem od takiej postawy. Spuszczenie nosa na kwintę oraz załamanie rąk nie prowadzi do żadnych pozytywnych rezultatów. Trzeba po prostu robić to, co najtrudniejsze. Aktywnie działać na rzecz kultury.

Co to w praktyce oznacza? Po pierwsze, pisać, pisać i jeszcze raz pisać. Nie podoba ci się obecny ton debaty na temat kultury? Chciałbyś zobaczyć inne recenzje podejmujące nowe wątki? Nie licz na to, że załatwią to inni, nie mówiąc nawet o następnych pokoleniach. Nie musisz od razu pisać wielkiej publicystyki czy wiekopomnego dzieła. Im więcej będziesz pisać, tym lepiej będzie ci to wychodzić. W końcu jest to rzemiosło, a nie wielka sztuka.

Nie popadnij tylko w przesadny samozachwyt. Wielką bolączką tych, którzy chcą zajmować się kulturą, jest przekonanie o tkwiących w nich niesamowitych zdolnościach pisarskich i intelektualnych. Niestety szansę na to, że jesteś geniuszem i potrzebnym naszej rzeczywistości objawieniem, są raczej nikłe. Być może się mylę i naprawdę jesteś kimś niesamowitym, ale chyba bezpieczniej założyć, że jesteś tak samo przeciętny jak ja. Podskakiwanie wyżej niż własny tyłek i pretensjonalność są jednymi z częstszych błędów popełnianych przez młodych adeptów interpretacji kultury. To częściej wychodzi komicznie niż poważnie.

Najzwyczajniej w świecie (podobnie zresztą jak i u mnie) twoje opinie są ok. Bywają lepsze bądź gorsze. Czasami raz na jakiś czas przytrafi ci się przebłysk błyskotliwej myśli, dlatego pracuj nad stylem, nie wysyłaj niechlujnych tekstów, nie myśl, że twój tekst do ładu doprowadzi redaktor. On ma do wyboru wiele wnikliwych myśli i zawsze wybierze tę, z którą będzie miał mniej roboty, czyli lepiej napisaną. Zacznij tworzyć taką krytykę, jaką chciałbyś częściej widzieć.

Niewidoczna praca

Oczywiście może się zdarzyć, że najzwyczajniej w świecie nie posiadasz zdolności do pisania dłuższych tekstów. Na szczęście (niektórzy powiedzą, że nieszczęście, ale zostawmy ich!) żyjemy w epoce nowych mediów społecznościowych, gdzie krótkie formy wiodą prym. Co ważniejsze, ich zakres oddziaływania jest nieporównywalnie większy niż jakiegoś ogromnego tekstu, którego najczęściej nikomu nie będzie się chciało czytać. Dyskutuj zatem na grupach na FB, wysyłaj dużo krótkich twittów na X, wstawiaj zdjęcia i memy. Bądź tzw. czarną materią – bez niej kultura nie przetrwa.

Czarna materia to ci, którzy aktywnie działają na rzecz jakiejś dziedziny, choć nie odnoszą w niej wielkich sukcesów. Kupują sztalugi i pędzle, ale nie zostają wielkimi malarzami. Zaopatrują się w aparat fotograficzny, chociaż nikt o ich zdjęciach za kilka lat nie będzie pamiętał, jednak to właśnie oni napędzają cały biznes, dzięki nim wciąż produkuje się sztalugi, pędzie, kamery, przyrządy do pisania. Być może to właśnie tacy ludzie są „katechonami” ratującymi niektóre dziedziny kultury przed zanikiem.

Analogicznie w omawianej kwestii możesz nie mieć zadatków na wielkiego krytyka, ale być może swoimi wpisami w mediach społecznościowych zainspirujesz kogoś do podjęcia podobnej pracy albo napisania dłuższego tekstu. Twoja aktywna przeciętność może stać się trampoliną dla innych, wśród których znajdzie się geniusz.

Ich praca sprowokuje kolejne, fala będzie się rozprzestrzeniać. Powiesz, że to praca bez splendoru, chwały, uznania i nagrody. Niezauważana i nagradzana małą liczbą klików i lajków. Czy nie wspominałam, że w kulturze robi się głównie dla idei? Na poklepanie po pleckach nie można za bardzo liczyć. Tak już po prostu jest. Każdy samodzielnie musi zdecydować, czy warto tak działać bez uznania. Może jednak chodziło tylko o osobiste zyski? O odrobinę atencji i dowartościowania ze strony środowiska i ludzi czytających twoje treści?

Wspomniałam o stowarzyszeniach. Oczywiście oprócz solowego działania możesz próbować się stowarzyszać, zakładać koła naukowe, grupy dyskusyjne – to przecież teoretycznie najlepsze miejsca dla powstawania nowych idei. Na podstawie własnego doświadczenia muszę cię jednak ostrzec, że to naprawdę arcytrudna misja. Zapał zainteresowanych szybko wyparowuje, a efekty są wyjątkowo niepewne. Mogą pojawić się za kilka lat albo wcale. Im jesteś starszy, tym gorzej.

Ludzie mają pracę, obowiązki. Sama z chęcią dołączę, bo na próbowanie znów od zera nie mam za bardzo ochoty. Prawdopodobnie brakuje mi jakichś przymiotów charakteru, pewnie zmysłu organizacyjnego lub charyzmy, żeby pociągnąć za sobą tłumy. Ba, tłumy! Choćby to było kilku, kilkunastu wariatów chcących zgłębiać tajniki współczesnej kultury. Tak czy inaczej, to, że mi się nie udało, wcale nie oznacza, że i twój projekt zakończy się porażką. Mimo negatywnych doświadczeń cały czas uważam, że nieustannie warto próbować. Już pojawiają się pewne promyki nadziei. Trzeba docenić i pochwalić działalność Łukasza Adamskiego i spółki, a także chłopaków z Kultury poświęconej, ale to wciąż niestety za mało.

Nie wszystko, co nowe, jest zepsute

Zanim przejdziesz do realizacji konkretów, musisz uważać na pułapki, które będą na ciebie czekać na polu krytyki kultury. Skoro zerkasz na tekst opublikowany w „Pressjach” powiązanych z Klubem Jagielloński, zakładam, że bliższa jest ci bardziej prawicowa interpretacja kultury. Dla prawicy poważne zajmowanie się kulturą to od przynajmniej kilkunastu lat rzecz nowa i niecodzienna, dlatego tym bardziej trzeba uważać, aby nie powielać błędów starszych kolegów i koleżanek. Tym, co powinno ci przyświecać, musi być (tak wiem, pompatycznie to zabrzmi) prawda.

Nie chodzi o to, żeby zamienić jedną kiepską krytykę kultury na drugą. Niestety często jeszcze gorszą. Jeśli coś krytykujesz, rób to rzetelnie, a nie pod dyktando wyznawanego przez ciebie światopoglądu. Oglądaj lewicowe dzieła, chwal i gań zgodnie z zasadą słuszności. Spróbuj najpierw zrozumieć ich język i źródła – intelektualne, społeczne itd., z których te twory wypływają. Zanim osądzisz, spróbuj zrozumieć. Nie zakładaj, że wszystko, co wartościowe, musiało powstać przynajmniej 50 lat temu.

Nie obrażaj się na to, że teatr wygląda dziś już inaczej niż 100 lat temu. Zrozum, na czym polega „teraz”, jaki jest człowiek dziś, co ma dziś do powiedzenia artysta, i wychwyć te tendencje, których powinien się trzymać, a które odrzucić.

Jeżeli, jak twierdzą katolicy, herezja to branie części prawdy za całość, to tym bardziej okruchy prawdy odnajdziesz nawet w najbardziej zaangażowanych lewicowo dziełach kultury. To, co dobre, propaguj w swoich tekstach i wypowiedziach. To, co błędne, krytykuj, ale ze zrozumieniem, rzeczowo, merytorycznie, a nie w słowach: „Olaboga! Zepsuty świat”.

Otwórz się na nowe sposoby przekazywania treści

Kolejna ważna rada: nie bądź przywiązany do określonych mediów. Mówienie, że książki są lepsze od filmów, a teatr od gier, jest tylko mało lotnym oraz pośpiesznie przyjętym założeniem. Jeśli jesteś przywiązany do tego, że cała krynica mądrości tkwi wyłącznie w książkach, to przeczytaj jakąś powieść z gatunku young adult, a od razu będziesz miał ochotę włączyć jakiś dobry serial. Wiem, że znajdziesz tysiące badań o wartości czytania czegokolwiek, nawet etykiety od Domestosa, co ma rzekomo rozmnożyć komórki w twoim mózgu, czy cokolwiek, co tam się znajduje, ale podchodź do takich twierdzeń z dużą dozą ostrożności.

Zazwyczaj w badaniach nie zdradza się, co ankietowani czytali, w jakich proporcjach itd. Chyba nie chcesz wpaść w typowy dla niektórych środowisk paternalizm, czyli w rzekomo dobroduszne przekonanie, że masy i tak nigdy nie będą zajmować się wielką kulturą, więc niech chociaż przeczytają sobie byle jaką książkę!

Nie podchodź do kultury tak stereotypowo, jak ci, którzy próbują nieść kaganek oświaty. Wartościowe dzieła możesz znaleźć wśród komiksów, gier komputerowych i planszowych czy w sztukach wizualnych.

Trzeba po prostu pamiętać, że dobre jest nie tylko to, co stare, pokryte wielowiekowym kurzem tradycji. Jeżeli chcesz działać na polu kultury, musisz po prostu wejść z dialog z tym, co się teraz dzieje. Otworzyć się na nowe.

Zrozum podstawy, rozpoznaj obiegowe tendencje, ale nie wyłącznie w celu „słusznej” krytyki, lecz także, aby docenić to, co rzeczywiście dobre i warte uwagi. Nie można więc wchodzić na pole kultury z gotowymi tezami, twardymi prawackimi prezałożeniami. To głupota.

Nie odpuszczaj, młody!

Polemizuj, żeby rozwijać swoje kompetencje kulturowe. Walcz o to, by kultura była wartością samą w sobie, a nie funkcją obsługiwanej przez partyjną politykę wojny kulturowej. Niemniej wszystko to jest niezwykle trudne i pracochłonne, szczególni, że nie mogę podać ci konkretnych porad, a nawet dać stosownych narzędzi poza tymi, które wykorzystuje już krytyka literacka/filmowa/teatralna itd.

Narządzie i sposoby działania wypracowuje się w trakcie pracy. Paradoks całej tej sytuacji polega na tym, że w opisywanej kwestii powinno się działać wspólnie, ale musi być ten ktoś, kto to wszystko zacznie.

Najprawdopodobniej na razie czeka nas mozolna i samotnicza działalność wypełniona nadzieją, że trafi się ktoś nawet nie kontynuujący, lecz przynajmniej odbijający się od podejmowanych przez nas wątków. Cóż nam pozostaje? Pomimo mało zachęcających perspektyw i niesprzyjających mojej konserwatywnej wrażliwości wiatrów zupełnie nie mam ochoty na zamykanie się w oblężonej twierdzy lub uciekania przed tym, co się teraz dzieje. Jeśli mam przegrać, to chociaż realnie, po podjęciu nieudanej próby, a nie już na starcie, bez żadnych starań.

Stawka rzeczywiście jest ogromna, nawet jeśli patetycznie to brzmi. Za 10, 20 lat może już nie być żadnych widoków na nowy sposób analizy i zajmowania się kulturą. Dziś jest dramatycznie źle, ale przynajmniej nie wszystko zostało jeszcze stracone. Więc do dzieła!

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.

Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o zachowanie informacji o finansowaniu artykułu oraz podanie linku do naszej strony.