Ojcostwo, męskie kręgi, rytuały. Mężczyźni szukają nowej drogi po patriarchacie

Patriarchat, jak sama nazwa wskazuje, opiera się na postaci ojca, a nie tylko mężczyzny. Często interpretuje się go jako dominację mężczyzn nad innymi członkami społeczeństwa. Tymczasem chodziło o system, w którym centralną postacią był ojciec. Ojciec jest pierwszym reprezentantem świata jako czegoś zewnętrznego. Interakcja z nim uczy nas tego, że świat jest albo groźny, albo wspierający. Przemysław Batorski rozmawia z Jackiem Masłowskim – psychoterapeutą i prezesem Fundacji Masculinum.
W kontekście kryzysu ojcostwa niejednokrotnie mówi się o nieobecności ojców w życiu dzieci. Jak to wygląda z pana perspektywy? Nieobecność ojców jest realnym problemem?
W odpowiedzi na to pytanie kluczowym jest to, o którym pokoleniu ojców mówimy. Ojcowie, którzy obecnie wychowują małe dzieci, są bardziej zaangażowani aniżeli poprzednie pokolenia. Oczywiście moje obserwacje pochodzą z pewnej bańki informacyjnej, ale od kilku lat zauważam wyraźny trend wzrostu zaangażowania ojców. Dotyczy to zwłaszcza ojców wychowujących małe dzieci, ale nie tylko. Mężczyźni są coraz bardziej świadomi swojej roli.
Pojęcie nieobecnego ojca jest szerokie – obejmuje zarówno fizyczną, jak i emocjonalną nieobecność. W kilku ostatnich pokoleniach w Polsce była to prawdziwa plaga dotykająca większości rodzin. Teraz jednak sytuacja się zmienia. Bycie tatą staje się równie ważne, a czasem nawet ważniejsze niż praca zawodowa czy status społeczny, które w poprzednich pokoleniach walidowały męskość. Ojcowie, którzy wychowują teraz dzieci, niekoniecznie tylko malutkie, czerpią motywację z samego faktu bycia ojcem. Pracują nad sobą, by ich ojcostwo było na wysokim poziomie. Dziś obraz ojcostwa zmienia się całkowicie w porównaniu do tego, jak było w przeszłości.
A co z osobami, które są teraz w wieku produkcyjnym? Nie mówimy o kilkuletnich dzieciach, ale o dorosłych. Jak powszechne jest w Polsce doświadczenie nieobecnego ojca?
Kiedy myślę o tysiącach mężczyzn, z którymi miałem do czynienia przez prawie 15 lat pracy, mogę policzyć na palcach dwóch rąk tych, którzy twierdzą, że byli wychowywani przez wystarczająco dobrych ojców. Na tysiąc mężczyzn znajdzie się 10, może 20, którzy mieli taką relację ze swoimi ojcami. To naprawdę mały odsetek. Podkreślam jednak, że mówię z perspektywy terapeuty, który pracuje z mężczyznami w trudnych sytuacjach, i nie mam pod ręką danych statystycznych.
Czy istnieje coś specyficznego w polskiej kulturze i historii, co wpłynęło na pewien model ojcostwa, który był dziedziczony do tej pory? Czy istnieją przyczyny tej nieobecności ojców?
Patriarchat, jak sama nazwa wskazuje, opiera się na postaci ojca, a nie tylko mężczyzny. Często interpretuje się go jako dominację mężczyzn nad innymi członkami społeczeństwa. Tymczasem chodziło o system, w którym centralną postacią był ojciec, i to nie tylko biologiczny w rodzinie nuklearnej, czyli takiej, w jakiej najczęściej dzisiaj żyjemy (mama, tata, dzieci). Mowa tu raczej o głowie rodu, kimś o dużym znaczeniu i władzy.
Ten wzorzec silnego, kluczowego członka rodziny, jakim był ojciec, zanikał z różnych powodów. Jednym z nich były wydarzenia ostatnich 200 lat, do których doszło w Europie. Rewolucja francuska, a później przemysłowa, która wyprowadziła mężczyzn z domu do fabryk, potem kolejne wojny wyeliminowały z życia społecznego miliony mężczyzn będących w wieku, w którym mogli stać się ojcami.
Do tego doszły pewne narracje feministyczne, które wpłynęły na postrzeganie patriarchatu i które zwykle rozumie się w ten sposób, że dewaluują rolę ojca. Nie chcę jednak obwiniać za to feminizmu. Patriarchat zanikał w wyniku nałożenia się wielu zjawisk. Dziś widzimy na przykładzie Ukrainy i Rosji, jak wojna zabiera mężczyzn. Kobiety muszą przejmować męskie role, w tym również rolę drugiego rodzica.
W związku z brakiem mężczyzn pojawiło się w społeczeństwie przekonanie, że to matka jest bardziej kompetentnym i zaangażowanym rodzicem. Jeśli spośród rodziców dziecka żyła tylko ona, było to poniekąd zrozumiałe. Niestety pokłosie tego stereotypu jest nadal widoczne w Polsce. Mężczyźni dopiero teraz zaczynają budować swoją autonomię rodzicielską. Nowoczesne ojcostwo nie jest już postrzegane jako pomoc dla matki, ale autonomiczna rola związana z określonymi kompetencjami. Ojciec jest równorzędnym rodzicem odpowiedzialnym na równi z matką za wychowanie dzieci.
Ważne jest rozróżnienie opieki nad dziećmi od ich wychowania. Mamy do czynienia ze zderzeniem dawnego, patriarchalnego wizerunku bardzo silnego ojca, który był osiową postacią rodziny, z ojcem, który zniknął, a teraz powoli odbudowuje swoją rolę w społeczeństwie.
Czy młodym mężczyznom jest dziś trudniej odnaleźć się w swojej roli społecznej niż kobietom?
Kobiety wypracowały sobie możliwość włączania w swoje życie tego, co kiedyś było zarezerwowane dla mężczyzn i męskości. Mam wobec nich duży szacunek, to duże osiągnięcie. Natomiast w przypadku mężczyzn i męskości to tak nie wygląda.
Tradycyjna męskość ulega dewaluacji. Częściowo jest to pożyteczne, ale częściowo nie, bo generalizacje są niebezpieczne. Współczesny mężczyzna raczej wie, jaki nie powinien być i czego nie wypada robić, ale ma znacznie większy problem z włączeniem do swojego życia cech i kompetencji, które były tradycyjnie kojarzone z kobiecością.
Wyjątkiem od tej reguły jest ojcostwo nowoczesne, o którym już wspomniałem. Wrażliwość, czułość, opiekuńczość – cechy tradycyjnie kojarzone raczej z kobiecością – stają się immanentną częścią nowoczesnego ojcostwa. Mam poczucie, że rola nowoczesnego ojca przychodzi w sukurs mężczyznom, którzy próbują redefiniować siebie i swoje role społeczne. To wyjście z pułapki. Mam nadzieję, że nie ograniczy się to tylko do roli ojca, ale przeniesie się także na inne męskie role społeczne, kiedy te cechy staną się bardziej akceptowane.
Skąd mężczyźni, którzy przychodzą do pana, czerpią wzorce relacji? Czy pochodzą one z kultury, a może z poradników dla mężczyzn? Widziałem kiedyś książki na temat podrywania, robienia dobrego wrażenia, rozmawiania o samochodach itd., uczące tego, jak być „prawdziwym mężczyzną”.
Współcześni mężczyźni czerpią wzorce relacji głównie z trzech źródeł. Pierwszym z nich jest dom, w którym się wychowywali – stamtąd na ogół pochodzą negatywne wzorce. Mężczyźni wiedzą, że nie chcą żyć tak, jak ich rodzice i że to nie przynosi na dłuższą metę pozytywnych rezultatów. Wówczas pojawia się zjawisko inwersji albo negacji: próbują budować odwrotność tego, czego doświadczyli. Jeśli w domu była przemoc, to w relacjach, które zbudują, nie będzie agresji. Jeśli była totalna separacja, będą dążyć do symbiozy.
Drugi wzorzec wynika z obserwacji, jak wyglądają relacje u innych – przyjaciół, sąsiadów, kolegów i koleżanek. Obserwacje te mówią im, co mogą uznać za normę. Kłopot w tym, że pośrednio w dalszym ciągu wychodzimy z takiego wzorca budowania relacji, który był charakterystyczny dla danej rodziny, i powtarzamy go albo konstruujemy jego zaprzeczenie.
Trzecim wzorcem jest oczywiście kultura, ale nie mam poczucia, że filmy czy seriale wpływają pozytywnie na wzór dla mężczyzn. Mężczyźni mają świadomość np. wzorów relacji romantycznych, które pojawiają się w mediach, ale nie sądzę, żeby to stanowiło dla nich wzorzec do naśladowania.
Dziś coraz częściej sięgają po formy żywego doświadczenia i żywego słowa, takie jak warsztaty, męskie kręgi czy grupy, gdzie mogą świadomie porozmawiać o tym, jak budować relacje i w jakim celu w nie wchodzić. Jeszcze parę lat temu w ogóle nie było takiego zjawiska.
Szczerze mówiąc, rzadko słyszę, żeby mężczyźni powoływali się na wiedzę z poradników. Czasami zdarza się, że ktoś mówi, że przeczytał kurs podrywu, ale zazwyczaj jest to traktowane jako przyznanie się do porażki – coś, co wydaje się bzdurą i nie przynosi sensownych rezultatów.
W książce No, bez jaj mówi pan Martynie Harland, że ojciec w rodzinie odgrywa rolę kogoś trzeciego, osoby, która pozwala dziecku uniezależnić się od matki. Na czym to konkretnie polega? Co się dzieje, gdy ta trzecia osoba w relacji dziecka i matki jest nieobecna?
Ojciec odgrywa rolę separacyjną w stosunku do matki. Na początku naszego życia jesteśmy z nią złączeni pępowiną, mniej więcej przez pierwsze trzy miesiące po urodzeniu nasze procesy fizjologiczne są zsynchronizowane z jej procesami. Potem ta synchronizacja zanika. W tej sytuacji ojciec staje się osobą trzecią, kimś obcym z zewnątrz.
Bardzo ważne jest to, co widać w procesie terapeutycznym – mężczyźni, którzy nie przeszli zdrowej separacji od matki, często w relacjach z kobietami zachowują się tak, jakby to była relacja z matką, co oznacza, że ciągle są od niej zależni. Ta zależność często ma podłoże wręcz organiczne – gdy kobieta znika, mężczyzna czuje się tak, jak gdyby jego życie było zagrożone, bo matka była odpowiedzialna za jego bezpieczeństwo.
Ojciec działa trochę jak klin. To nie znaczy, że musi toczyć jakąś wojnę z matką, choć czasami się tak zdarza. Jego obecność powoduje, że młody człowiek zaczyna uczyć się, że z kimś innym niż matka może czuć się bezpiecznie, nie tylko przetrwać, lecz również przeżyć wiele ważnych doświadczeń. Gdy ojca brakuje, to człowiekowi, zwłaszcza mężczyźnie, trudno jest oddalić się od matki.
Matka z synem tworzą niekiedy symbiozę, co prowadzi do sytuacji zwanej parentyfikacją. Nie twierdzę, że parentyfikacja dotyczy wyłącznie matki i syna, bo może występować również w relacji ojca z córką. Ze względu na to, że ojcowie są rzadziej obecni w rodzinach, częściej mamy do czynienia z parentyfikacją, w której główną rolę odgrywa matka. W takiej sytuacji syn przyjmuje na siebie zastępczą rolę partnera matki, której oczywiście nie może zrealizować, ale uczy się, że pewne emocje matki są zależne od jego postępowania.
Proszę sobie wyobrazić, że ojciec opuścił matkę. Okazuje się, że chłopiec dorasta i musi się od niej oddalić. To bardzo trudne dla niego, ponieważ towarzyszą temu poczucie winy, strach przed skrzywdzeniem matki i poczucie zobowiązania. Mogą one wręcz uniemożliwić mu oddalenie się.
Nie chodzi tylko o to, by ojciec pomógł dziecku uniezależnić się od matki. Przede wszystkim ojciec ma być osobą w dojrzałej relacji z matką. To on ma kanalizować jej potrzeby i emocje. Wówczas dzieci nie muszą wchodzić w tę rolę. Łatwiej jest im zająć się swoim życiem i zbudować własną autonomię.
Czy możemy powiedzieć, że matka nie może sama nauczyć dziecka niezależności tak, jak nauczy je tego ojciec?
Matka musi się odsunąć. Nie może być jednocześnie osobą uczącą i odsuwającą się. Użyję prostego przykładu. W Fundacji Masculinum, którą prowadzę, organizujemy obozy przeznaczone wyłącznie dla ojców i synów. Nie chodzi o to, żeby kogoś wykluczyć, tylko o to, że gdy w pobliżu nie ma matek ani w ogóle kobiet, powstaje przestrzeń do samodzielnej, autonomicznej relacji między synem a ojcem.
Syn może w bezpieczny sposób doświadczyć braku matki. Jak moglibyśmy zorganizować warsztat, w którym chodziłoby o nauczenie chłopców zdrowego funkcjonowania w separacji od matek, gdyby one były cały czas obecne?
Już sama obecność matki powoduje, że dziecko jest z nią w relacji. Oczywiście istnieją matki bardzo świadome, które zapraszają mężczyzn do życia swojego i syna, aby wypełnili tę lukę, zajęli miejsce kogoś trzeciego. Niektóre matki przyprowadzają swoje dzieci na treningi sportowe i zostawiają je z trenerami. Pokazuje to, jak bardzo potrzebny jest mężczyzna i że we właściwym momencie matka musi się odsunąć.
Francuski psychoanalityk i historyk prawa, przyjaciel Jacquesa Lacana, Pierre Legendre, w swojej książce Zbrodnia kaprala Lortiego również mówi o kluczowej roli ojca jako kogoś trzeciego. Jego zdaniem ojciec to kluczowa postać nie tylko w rodzinie, ale również w kulturze, społeczeństwie, w każdej instytucji czy firmie. Ten ktoś trzeci przekazuje przywództwo, prawo, obyczaje, wszelką umiejętność życia. Czy widzi pan jakąś alternatywę dla takiego myślenia o ojcostwie metaforycznym? Czy to coś koniecznego, by przekazywać wzorce kulturowe i umiejętności?
Postrzegam ojca jako metaforę świata. Ojciec jest pierwszym reprezentantem świata jako czegoś zewnętrznego, co przychodzi do mnie jako nowo narodzonego człowieka. Interakcja z ojcem uczy mnie o świecie. Uczę się, czy świat jest groźny, czy wspierający. Czy akceptuje mnie, czy odrzuca, czy sprawia mi ból.
Świat stawia przede mną różne wyzwania. Ojciec to ktoś, do kogo dziecko musi przyjść, wykonać jakiś ruch, nazwać swoje potrzeby, spowodować, by zwrócił na nie uwagę. Wiem, że wydaje się to sprzeczne z nowoczesnym podejściem, w którym to rodzice muszą biegać za dziećmi.
Zastanówmy się, co oznacza uznanie ojcostwa. Nie dokonuje go matka, lecz ojciec: „To jest moje dziecko”. W tym akcie ojciec przyznaje się do dziecka. To bardzo ważny stary akt, który sprawia, że dziecko staje się podmiotem, nadawane jest mu imię. Ojciec mówi: „Tak, daję ci moje nazwisko”.
Poczucie wartości dziecka płynie w dużej mierze najpierw z relacji z ojcem, a potem z relacji ze światem. Ojciec metaforyczny – najpierw jako pojedyncza osoba, a potem jako inni mężczyźni, społeczność, a w końcu świat – to dawca prawa i reguł, obszaru, w którym realizujemy dorosłe życie.
W jaki sposób mężczyzna, który ma problem z podmiotowością i nie może już naprawić relacji z ojcem biologicznym, może określić samego siebie wobec grupy innych mężczyzn w kontakcie z męskimi wzorcami?
Dla mężczyzny inni mężczyźni są lustrem. Dzięki kontaktowi z nimi buduje on swoją tożsamość. Zapominamy o tym, że w kontekście męskości nie tylko ojciec wychowuje dzieci, ma na to wpływ cały męski świat.
Gdy przyglądamy się dynamice wpływu rodziców na wychowanie dzieci, koncentrujemy się głównie na ojcu. Rzeczywiście ojciec odgrywa w tym procesie bardzo dużą rolę, chociaż zazwyczaj to matka zajmuje się dzieckiem na najwcześniejszym etapie jego życia – karmi dziecko piersią i przebywa z nim przez większość czasu. Wtedy ojciec wspiera przede wszystkim matkę, a nie dziecko. Jego rola polega głównie na tym, by matka mogła odpocząć.
Z czasem rola ojca staje się bardziej znacząca, wręcz kluczowa, szczególnie w momencie, gdy chłopcy oddalają się od świata kobiet. Wtedy ojciec staje się reprezentantem innego, ciekawego funkcjonowania, które chłopcy pragną eksplorować. To zazwyczaj dzieje się, gdy chłopiec ma około 7-10 lat, chociaż granice są płynne. Wraz z pojawieniem się grupy rówieśniczej rola ojca zaczyna się zmniejszać. To nie jest oczywiście proces nagły, ale w pewnym momencie grupa rówieśnicza staje się ważniejsza od ojca.
Tradycyjne kultury poprzez swoją mądrość i doświadczenie zdają sobie sprawę, że młody mężczyzna, właściwie już nastolatek, znajduje się w krytycznym momencie. Musi zdewaluować ojca, ale jednocześnie grupa rówieśnicza nie może mu dostarczyć niczego mądrego, ponieważ sama jest w procesie tworzenia. Tu pojawia się rola starszyzny, czyli innych mężczyzn.
Robert Bly w książce Żelazny Jan nazywa ich męskimi matkami. Może to nie jest najlepsze określenie, ale ci inni mężczyźni przejmują rolę, z której ojciec już nie może się wywiązać, ponieważ syn musi go zdewaluować, aby mógł zbudować swoją własną, autonomiczną męskość. Bez tego procesu oddzielenia się od ojca jest niemożliwe.
Mężczyźni ci – członkowie starszyzny – zaczynają pełnić rolę kolektywnego ojca, który bierze odpowiedzialność za wspieranie rozwoju chłopca na nowych zasadach, często bardziej wymagających i warunkowych. W dawnych kulturach procesy inicjacyjne i rytuały przejścia nie były przypadkowe, lecz dokładnie zaplanowane.
Starszyzna prowadziła młodego mężczyznę od momentu opuszczenia świata kobiet do tego, gdy otrzymywał insygnia męskości w ramach swojej społeczności. W starożytnym Rzymie chłopiec, który stawał się mężczyzną, otrzymywał togę, co oznaczało zyskanie praw politycznych. Czasami nadawano mu także nowe imię.
Współcześni mężczyźni stają przed podwójnym problemem – brakuje im nie tylko ojców biologicznych, lecz również innych mężczyzn, którzy mogliby ich wspierać w procesie osiągania dojrzałości. Brakuje starszyzny męskiej, chociaż nie musi to oznaczać osób w wieku np. 90 lat. Mówię o mężczyznach doświadczonych, którzy współpracują ze sobą, uczą chłopca, jak na podstawie wielu przykładów zdefiniować swoją męską rolę i męskie zachowania. W Fundacji Masculinum staramy się budować męskie kręgi, grupy wsparcia tworzone przez mężczyzn.
Jak działają takie męskie kręgi?
Na ogół do kręgu należą mężczyźni pełnoletni, w większości dojrzali, którzy mieli różne problemy i znaleźli ich rozwiązania. W grupie każdy mężczyzna może spojrzeć na siebie w wielu wymiarach, zyskuje informację zwrotną na temat swojego zachowania oraz tego, jak jest postrzegany.
To działa również w drugą stronę – mężczyzna może czerpać z doświadczeń innych mężczyzn i tworzyć własne rozwiązania, niekoniecznie testując rzeczywistość samodzielnie. Na koniec to on sam decyduje, które doświadczenia będą mu potrzebne.
Mówił pan o kontakcie ze światem, wychodzeniu do świata. Legendre nazywa to odniesieniem („instancją przekraczającą każdą rodzinę i każdy podmiot”).
Właśnie o to chodzi! Grupa, o której mówię – czy to męski krąg, czy starszyzna – nie ma być grupą kumpli. To słowo należy rozumieć pejoratywnie. Kumple to nadal nastolatkowie, tylko trochę starsi, którzy mają nierozwiązane problemy i nie stanowią wsparcia.
Kiedy mówimy o mężczyznach, którzy w świadomy sposób budują relacje, to oni stanowią zmultiplikowany punkt odniesienia, jakiego nawet najlepszy ojciec sam w sobie nie byłby w stanie dać swojemu synowi. Oczywiście ojciec może zbudować bardzo dobrą bazę pozwalającą dziecku osiągnąć niezależność, ale na tym fundamencie trzeba potem dalej budować.
W statucie Fundacji Masculinum mowa jest o tworzeniu „nowej, współczesnej tradycji rytuałów przejścia”. Jak może to wyglądać?
Fundacja Masculinum nawiązała współpracę z inną prężnie działającą fundacją oraz z międzynarodowymi organizacjami, które od lat zajmują się rytuałami przejścia dla dojrzałych mężczyzn i młodych dorosłych. W przyszłym roku organizujemy pierwszy w Polsce grupowy rytuał przejścia i liczymy na to, że w kolejnych latach będziemy go powtarzać.
W tym roku uczestniczyłem w takim rytuale na Łotwie. Nawiązaliśmy relacje z ludźmi, za którymi stoją bardzo bogate doświadczenie, niezwykła mądrość i wiedza. Zamierzamy zorganizować pierwszy rytuał inicjacji w Polsce według tego rytu. Musimy jednak najpierw przygotować społeczność ludzi, którzy po inicjacji będą chcieli włączyć się w długofalowe tworzenie tej tradycji razem z nami.
Czy chodzi o coś podobnego do warsztatów odbywających się w lesie, które już teraz organizuje pana fundacja?
Prowadzimy obozy dla mężczyzn, które nazywają się Agoge, tak jak inicjacja męska w starożytnej Sparcie. Agoge to obóz dla mężczyzn, który oparty jest na współpracy z wysokiej klasy zawodowymi żołnierzami. To specyficzne połączenie doświadczenia surwiwalowego wysiłku fizycznego z treningiem terapeutycznym.
Nie chodzi o to, żeby pojechać do lasu, spać pod namiotem i wrócić z umiejętnością krzesania ognia, chociaż i tego można się nauczyć. To wszystko ma na celu głębszy kontakt mężczyzny z samym sobą i grupą oraz naukę pełnego wyrażania męskości bez wstydu. Chodzi o wyższą świadomość samego siebie. To w pewnym sensie inicjacja, ale innego typu niż ta, nad którą obecnie pracujemy. Moim zdaniem obie te formy będą się znakomicie uzupełniały.
Nieraz wspominał pan o tym, że mężczyzna potrzebuje swojego ogrodu. Czy mężczyzna, który przeszedł inicjację, będzie umiał go zbudować?
Ogród jest miejscem mocy mężczyzny. To przestrzeń, w której mężczyzna stoi w pełnej prawdzie ze sobą. Często jest to jedyne miejsce, gdzie nie musi udawać ani spełniać czyichś oczekiwań. Dzięki temu, że ta przestrzeń jest tylko dla niego, zyskuje wyższą samoświadomość i autentyczność.
Przykładów takich ogrodów może być wiele. W zasadzie dla każdego mężczyzny może to być coś innego. Od regularnej medytacji poprzez czas poświęcany na swoje pasje aż po specyficzne zajęcia, którym mężczyzna oddaje się na zasadzie flow. We właściwej inicjacji chodzi o to, żeby mężczyzna odkrył, że ten ogród już posiada, choć często nie zdaje sobie sprawy, co chciałby z nim zrobić i jak czerpać z niego siłę.
Tekst jest częścią 65. teki czasopisma idei „Pressje” zatytułowanej „Powrót taty”. Jeżeli chciałbyś otrzymać papierowy egzemplarz czasopisma, kliknij tutaj.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.
Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o zachowanie informacji o finansowaniu artykułu oraz podanie linku do naszej strony.
Jacek Masłowski
Przemysław Batorski