W Polsce brakuje pracowników. Jak rozwiązać ten problem? Podwyższyć wiek emerytalny?
Przy utrzymaniu się obecnych trendów demograficznych liczba osób na rynku pracy może skurczyć się do 2035 r. aż o ponad 12%, z obecnych 16,6 mln pracujących do 14,5 mln. Przed Polską rysują się wielkie wyzwania. Są jednak rozwiązania, które mogą pomóc choćby częściowo zaradzić problemowi. Które branże odnotują największe straty? Czy rząd Donalda Tuska odważy się na wprowadzanie koniecznych rozwiązań?
Opublikowany w październiku raport Polskiego Instytutu Ekonomicznego (PIE) pt. Konsekwencje zmian demograficznych dla podaży pracy w Polsce rysuje czarny scenariusz dla polskiej gospodarki w 2035 r. Zgodnie z prognozami w przeciągu najbliższych 10 lat liczba osób aktywnych zawodowo spadnie o 2,1 mln, czyli o 12,6% w stosunku do dzisiejszej liczby osób pracujących. Zaskoczeniem nie będzie fakt, że w kolejnych dekadach ten problem będzie się tylko pogłębiał.
Demografia i rynek pracy to wyższa matematyka
Przewidywanie zachowań osób na rynku pracy jest obarczone pewnym ryzykiem. Określenie branż, które w perspektywie dekady będą potrzebować najwięcej pracowników, wymaga wykonania szeregu kroków. Należy nie tylko przyjrzeć się statystykom tych grup zawodów, w których pracuje najwięcej osób, a które odejdą na emeryturę w najbliższej dekadzie, lecz również uwzględnić nowe potrzeby, generowane przez starzejące się społeczeństwo i zmieniające się środowisko gospodarcze Polski.
Jeśli chodzi o pierwszy aspekt, można podsumować go następująco: w przypadku niektórych branż spadek podaży pracowników będzie korelować z malejącym popytem na pracę. Mowa tu na przykład o rolnictwie, w którego przypadku ubytek osób zatrudnionych będzie pozytywny z uwagi na fakt, że Polska cechuje się przerostem zatrudnienia w tym sektorze gospodarki. Podobnie rzecz będzie się miała z górnictwem, jako że przechodzenie osób z tej branży na emeryturę będzie korelować z dekarbonizacją polskiej gospodarki.
Drugi zaś aspekt wiąże się ze zmieniającym się modelem gospodarczym Polski, o którym pisałem szerzej w innym artykule na łamach Klubu Jagiellońskiego. Wzrost płac oraz kosztów pracy w Polsce w przeciągu ostatniej dekady doprowadził do likwidacji miejsc pracy w przemyśle w zawodach niewymagających wysokich kwalifikacji oraz zastępowania ich zawodami lepiej płatnymi, wymagającymi wyższych kwalifikacji oraz cechującymi się wyższym wskaźnikiem inwestycji. Oznacza to, że w perspektywie 10 lat polska gospodarka może potrzebować mniej osób w branżach, w których prognozowane są braki w liczbie dostępnych pracowników.
Eksperci PIE zaznaczają jednak, że ubytki wśród osób aktywnych zawodowo będą tak znaczące, iż przekształcenia struktury zatrudnienia wywołane czynnikami społeczno-gospodarczymi nie zmienią trudnej sytuacji Polski. Co więcej, starzenie się społeczeństwa jest mieczem obosiecznym, gdyż z jednej strony przykładowo powoduje mniejsze zapotrzebowanie na nauczycieli szkolnych, ale z drugiej zwiększa presję na zawody medyczne. Warto dodać, że obie grupy zawodów przodują jeśli chodzi o prognozowany procentowy ubytek liczby osób zatrudnionych do 2035 r., z wynikiem odpowiednio 29 i 23%.
Widać zatem, że rynek pracy nie uniknie wstrząsów związanych z malejącą podażą pracy, a konsekwencje tych procesów można podzielić na dwie główne kategorie: gospodarcze i społeczne.
Z jednej strony bowiem przemysł, który obecnie odpowiada za około jedną trzecią polskiego PKB, w ciągu nadchodzących 10 lat nie straci swojego znaczenia na rzecz usług. Oznacza to zatem, że prognozowany przez ekspertów z PIE spadek zatrudnienia w tej gałęzi gospodarki o 400 tys. osób może doprowadzić do ograniczenia wzrostu gospodarczego naszego kraju do 2035 r. aż o 6 do 8% PKB. Jeśli chodzi z kolei o aspekt społeczny, braki wśród zawodów opartych o kontakt z drugim człowiekiem mogą doprowadzić do spadku jakości życia wielu osób w Polsce, zwłaszcza najmłodszych oraz seniorów.
Migracje to nie remedium
Twierdzenie, że niski wskaźnik urodzeń w Polsce da się zrekompensować migracjami, wzorem krajów Europy Zachodniej, jest błędne z kilku powodów. Po pierwsze, jak wskazuje omawiany raport PIE, aby zbilansować braki na rynku pracy Polska musiałaby w najbliższej dekadzie przyjąć więcej pracowników z zagranicy, niż uczyniła to w minionych 10 latach, kiedy to migracjom sprzyjała sytuacja na Ukrainie. Biorąc pod uwagę fakt, że już w 2023 r. dane ZUS-u wskazywały na spadające tempo migracji zewnętrznych, spełnienie tej przesłanki wydaje się niemal niemożliwe.
Po drugie, jak zaznacza Mateusz Łakomy, porównywanie w tym aspekcie Polski oraz krajów Europy Zachodniej jest błędne. Przyrost naturalny w Polsce jest na znacznie niższym poziomie niż w krajach Zachodu, gdzie migracje mogą w pewnym stopniu stanowić suplement dla niewystarczającego własnego przyrostu naturalnego tych społeczeństw. W naszym kraju skala braków jest jednak tak duża, że migracje nie są jej w stanie rozwiązać.
Wreszcie należy wspomnieć ogłoszoną w ostatnich tygodniach strategię migracyjną Polski na lata 2025–2030, którą bardziej szczegółowo analizował na naszych łamach Paweł Łapiński. Choć dokument ma charakter raczej kierunkowy niż skupiony na konkretnych rozwiązaniach, a zatem nie jest pewne, w jakim stopniu zostanie zrealizowany, to jednak na poziomie deklaratywnym sygnalizuje on chęć ograniczenia napływu obcokrajowców do pracy w Polsce.
Zatrudnianie ich ma być odtąd możliwe, m.in. jeśli będą się wyróżniać cennymi umiejętnościami, będą pochodzić z krajów OECD lub będą zatrudnieni przy projektach strategicznych.
Powyższe argumenty oznaczają zatem, że migracje nie tylko nie mają szans załatać dziury na rynku pracy ze względów strukturalnych, ale ponadto postrzeganie ich jako rozwiązania przestaje być argumentem na poziomie politycznym.
Wsparcie zatrudnienia na niepełny etat
Jednym z podstawowych remediów proponowanych przez PIE jest aktywizacja osób biernych zawodowo, zwłaszcza tych w wieku 20–24 lata, osób z niepełnosprawnościami oraz osób zajmujących się opieką nad rodziną. Zgodnie z ostrożnymi wyliczeniami ekspertów skuteczna polityka regulacyjna, jak również wsparcie ze strony pracodawców mogłyby poskutkować nawet milionem dodatkowych rąk do pracy.
O jakich regulacjach mowa? Przede wszystkim musiałyby one opierać się na zwiększeniu dostępności elastycznych form zatrudnienia, takich jak praca na niepełny etat, praca hybrydowa lub z możliwością dostosowania godzin pracy. W drugim kwartale 2022 r. jedynie około miliona osób było w Polsce zatrudnionych w takim wymiarze, co stanowiło 5,8% pracowników, podczas gdy średnia unijna w analogicznym okresie wyniosła 17,7%.
Przyczyn takiego stanu rzeczy jest kilka. Z jednej strony stoją interesy pracodawców, którzy niechętnie oferują inny wymiar czasu pracy niż 40 godzin tygodniowo ze względu na komplikacje wynikające z zatrudniania większej liczby osób. Z drugiej strony wydaje się, że Polacy nie traktują pracy w mniejszym wymiarze godzin jako pełnoprawnego zatrudnienia, lecz jako tymczasowe rozwiązanie wynikające często z braku pracy na pełen etat.
Z pewnością ustawodawca mógłby podjąć próbę zachęcania do tworzenia miejsc pracy na niepełny etat, aczkolwiek niemałą rolę odgrywa na tym polu również siła nabywcza minimalnego wynagrodzenia. Jeśli spojrzeć na dane dotyczące popularności zatrudnienia na niepełny etat, widać wyraźnie, że jest ona znacznie większa na zachodzie Europy i maleje wraz z przesuwaniem się na wschód. Popularyzacja tej formy zatrudnienia będzie mieć więc ograniczone powodzenie, jeśli wynagrodzenie za niepełny etat nie będzie pokrywać podstawowych potrzeb finansowych obywateli.
Pomimo tych trudności rząd powinien rozważyć wprowadzenie regulacji promujących zatrudnienie na niepełny etat z jeszcze innego, równie istotnego powodu. Oprócz zwiększania liczby zatrudnionych praca na niepełny etat umożliwia bowiem młodym matkom utrzymanie kompetencji w okresie opieki nad małym dzieckiem.
To z kolei pozwala im bardziej płynnie wrócić na rynek pracy, co dla części młodych kobiet może stanowić zachętę do posiadania dzieci. Oprócz krótkoterminowych efektów w postaci zwiększenia podaży pracowniczek popularyzacja pracy na niepełny etat może również pozytywnie wpłynąć na zahamowanie lub nawet odwrócenie niekorzystnych trendów demograficznych.
Pożądane, choć trudne podwyższenie wieku emerytalnego
Wśród rekomendacji Komisji Europejskiej dla Polski opublikowanych w 2023 r. ważne miejsce zajmuje sugestia podwyższenia rzeczywistego wieku przechodzenia na emeryturę. Rzeczywiście, o ile wiek emerytalny mężczyzn w Polsce nie odbiega od unijnej średniej, tak wiek emerytalny kobiet jest najniższy w całej Wspólnocie.
Nie da się ukryć, że znajdziemy wiele argumentów przemawiających za zrównaniem wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn. Pomijając kwestie równości płci, to kobiety cieszą się większą długością życia w zdrowiu od mężczyzn (średnio 63,7 lat wobec 60,1), a więc zasadne byłoby uznanie, że są również w stanie pracować tyle samo co mężczyźni.
Eksperci PIE wskazują ponadto, że podniesienie wieku emerytalnego do 65 lat wyraźnie załagodziłoby niekorzystne trendy na rynku pracy, gdyż zapewniłoby dodatkowe 950 tys. osób aktywnych zawodowo rocznie przez kolejne 20 lat. Byłoby tym bardziej istotne, że zgodnie z omawianym raportem PIE kobiety w wieku 45+ w największym stopniu zatrudnione są w edukacji, ochronie zdrowia oraz przemyśle, a więc w tych sektorach, w których w ciągu najbliższej dekady w największym stopniu zaznaczy się ubytek liczby pracujących.
Takie rozwiązanie z pewnością ma swoje wady. Po pierwsze, osoby z tej grupy są mniej zdolne do ewentualnego przekwalifikowania się w celu dostosowania się do wymagań rynku, jak również są bardziej zagrożone poprzez zjawisko preferowania przez pracodawców osób młodszych, tzw. ageizm. Po drugie, brak jest społecznego poparcia dla takich zmian, co przekłada się na brak politycznych działań w tym kierunku.
Sprzeciw społeczny nie powinien być jednak czynnikiem blokującym wszelkie próby reform w tym zakresie. Przemiany cywilizacyjne już skutkują rosnącą długością życia, a zwiększona popularność dbałości o zdrowie wśród pokolenia dzisiejszych trzydziesto- i czterdziestolatków może również przyczynić się do wydłużenia okresu życia w zdrowiu. Zauważają to kraje na całym świecie, które stopniowo decydują się na podnoszenie wieku emerytalnego. Przykładowo, w 2023 r. uczyniła to Francja, a od przyszłego roku wzrośnie wiek przejścia na emeryturę w Chinach.
Zadaniem rządu powinno być więc znalezienie odpowiedniego sposobu na zyskanie zrozumienia i poparcia dla tego pomysłu wśród obywateli. Podwyższenie wieku emerytalnego mogłoby być na przykład ogłoszone w pakiecie z wprowadzeniem 35-godzinnego tygodnia pracy, który to pomysł jest coraz poważniej rozważany przez polskie władze.
Inną opcją, jak wskazuje Łukasz Lamża, mogłoby być z kolei stworzenie katalogu prac „przedemerytalnych”, w których promowane byłoby zatrudnienie osób starszych, a w których praca przedstawiana byłaby jako sposób na prowadzenie aktywnego życia społecznego.
Automatyzacja i odpowiednie kształcenie
Jak wskazują autorzy raportu PIE, bolączki rynku pracy mogłaby do pewnego stopnia załagodzić automatyzacja i robotyzacja. Polska znajduje się w ogonie państw Unii Europejskiej zarówno jeśli chodzi o liczbę robotów w przeliczeniu na 10 tys. pracowników zatrudnionych w sektorze przetwórstwa przemysłowego, jak również cechuje się jednym z najwyższych w tej grupie państw wskaźników zatrudnienia w zawodach narażonych na automatyzację.
Żeby jednak doprowadzić do poprawy sytuacji w tym zakresie, niezbędne byłoby usunięcie przyczyn obecnego stanu rzeczy, te zaś leżą w niechęci polskich przedsiębiorców wobec kosztownych inwestycji w rozwój firmy, jak również w niskich umiejętnościach cyfrowych. Ponadto użycie nowych technologii nie wszędzie znajdzie swoje zastosowanie.
O ile przemysł, a nawet medycyna mogą skorzystać z rozszerzenia zakresu korzystania z maszyn oraz zdolności AI do prowadzenia diagnostyki medycznej, tak edukacja nieuchronnie opiera się na osobistym kontakcie międzyludzkim.
W parze z automatyzacją musi więc iść odpowiednie kształcenie, ale również promocja nauki przez całe życie. W dobie dynamicznych zmian na rynku pracy kwalifikacje zdobyte na studiach lub podczas stażów niekoniecznie będą przydatne w perspektywie kilku dekad, co widać na przykładzie niektórych dzisiejszych pięćdziesięciolatków, a można spodziewać się, że skala przekształceń będzie tylko przyspieszać.
Kluczowe będzie więc zarówno identyfikowanie tych pól, na których konieczne będzie zwiększenie kwalifikacji na poziomie społecznym, jak również instytucjonalne przygotowanie oferty kształcenia dla osób chcących dostosować się do zmieniających się realiów. Promocja zawodów związanych z edukacją i medycyną oraz podnoszenie kompetencji cyfrowych osób w różnych dziedzinach to tylko niektóre najbardziej palące kwestie, które politycy muszą podjąć.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.