Od czasów oświecenia cierpimy na „przerost” lewej półkuli mózgu. Jakie ma to skutki?
Ian McGilchrist, brytyjski psychiatra, doszedł do wniosku, że nasza cywilizacja używa głównie lewej półkuli mózgu, na bok odstawiając prawą, kluczową zdaniem psychiatry półkulę. Co to wszystko znaczy? Jak budowa naszego mózgu ma się do ogólnocywilizacyjnych procesów? Czy z badań na temat funkcjonowania ludzkiego mózgu można dokonać łatwego przeskoku na historię idei, filozofię kultury i dziejów?
Niniejszy tekst został pierwotnie opublikowany na łamach 64. teki czasopisma idei „Pressje” zatytułowanej „Chadecki populizm”. Cały numer pobierzesz za darmo tutaj.
Na Iana McGilchrista trafiłem, przemierzając YouTube’a. Od czasu do czasu, zwykle raz na rok, dopada mnie egzystencjonalna groza dotycząca samych fundamentów rzeczywistości. Aby sobie z nią poradzić (lub też po prostu pod wpływem kompulsji), zanurzam się w pogranicze nauki i filozofii.
Zwykle nie pomaga aż do chwili, w której pomaga. Obawiam się, że często po prostu „faza musi zejść”, a mielone przez umysł argumenty i koncepcje nie mają szczególnego znaczenia. Tym razem jednak było inaczej. Mój niepokój uśmierzył Ian McGilchrist – brytyjski psychiatra i człowiek renesansu.
Nasz bohater urodził się w rodzinie naukowców, ale postanowił pójść na przekór tradycji rodzinnej i zająć się literaturą. Nie udało się, gdyż dopadł go w swoje sidła słynny i odwieczny mind-body problem. Nie dawał mu spokoju do tego stopnia, że McGilchrist uznał, że musi zostać psychiatrą i samemu sprawdzić, jak mają się sprawy z tym całym mózgiem, świadomością, duszą, Bóg wie czym jeszcze.
Jak McGilchrist postanowił, tak zrobił. Wieloletnie badania zaowocowały wydaną w 2009 r. książką The Master and His Emissary, w której przedstawił swoją hipotezę dotyczącą roli i funkcji podziału mózgu na dwie półkule, ale także wywiódł z tego podziału mocne wnioski dotyczące współczesnej kultury. W skrócie – starsze hipotezy dotyczące funkcji półkul mózgu („lewa to logika, prawa to emocje”) były błędne, ale coś z półkulami musiało być na rzeczy.
Zdaniem McGilchrista lewa półkula chwyta, a prawa czuwa. Lewa łapie, prawa pozwala na niebycie złapanym. Lewa rozbiera na czynniki pierwsze i kataloguje, prawa dostrzega relacje między elementami, skupia się zawsze na próbie uchwycenia całości. I oto, zdaniem McGilchrista, mniej więcej od XVII w. szeroko rozumiany świat Zachodu zapadł na chroniczny przerost lewej półkuli.
Przeskok od szczegółowo skatalogowanych danych psychiatrycznych do swoistej metafory współczesnej kultury może dziwić. Stanowił jeden z głównych punktów krytyki książki, ale ja piszę tu krótki felieton, więc pozostaje mi jedynie skwitować te wątpliwości stwierdzeniem, że były symptomatycznie lewopółkulowe.
Może i autor dokonał jakiejś formy nieuprawnionego przeskoku, zamieniając psychiatryczną i kognitywną teorię w studium cywilizacyjne, ale nawet jeśli hipoteza półkul miałaby być jedynie użyteczną metaforą, to wydała mi się metaforą niezwykle trafną.
W czasach mojego dzieciństwa funkcjonował faktoid, jakoby to człowiek wykorzystywał jedynie 10% możliwości swojego mózgu. Tymczasem okazuje się, że jako cywilizacja od przeszło 300 lat dowartościowujemy jedynie takie działania naszego umysłu, które wypływają z 50% jego funkcji możliwości. W naszym codziennym funkcjonowaniu używamy oczywiście obydwu półkul, ale nasz system wartości poznawczych ukształtował się na obraz i podobieństwo obrazu dostarczanego nam przez półkulę lewą. Jaki to obraz?
Precyzyjny, ale statyczny. Policzalny i sprawdzalny, ale fragmentaryczny. Lewa półkula rozumie tylko przez rozbiór na części, ale co jeszcze ciekawsze – odczuwa niezwykle silną potrzebę domknięcia poznawczego, która prowadzi ją zwykle do kolejnych redukcji i uproszczeń.
Znamienny jest również komponent emocjonalny całego tego lewopółkulowego procederu, gdyż, jak pisze McGilchrist, „so the left hemisphere needs certainty and needs to be right. The right hemisphere makes it possible to hold several ambiguous possibilities in suspension together without premature closure on one outcome” (The Master and His Emissary).
Lewa półkula nie umie nie wiedzieć na pewno, a gdy jednak nie wie, złości się i irytuje, a potem rozlicza i wyklucza. To oczywiście tylko metafora, ale zdaniem McGilchrista faktycznie ugruntowana w naszej możliwości postrzegania rzeczywistości w sposób dwoisty.
Rzecz w tym, że dwoistość nie oznacza pełnej symetrii. Lewa półkula dostarcza dane i logiczne, równo pocięte wnioski, ale to prawa półkula odpowiada za budowanie całościowego, złożonego i dynamicznego obrazu rzeczywistości.
Bystry wysłannik ma jedynie służyć mądremu panu. Od kiedy uwierzył, że poradzi sobie sam, głupiejemy. Nie umiemy zrozumieć świata, bo nie umiemy już przebywać w nim jako jego część.
Kusi oczywiście efektowny retoryczny zabieg, by skojarzyć lewą półkulę z lewicą, a prawą z prawicą, ale nie wolno mu ulec. Nie o manipulowanie przymiotnikami tu chodzi, lewicowy liberał mógłby przecież powiedzieć, że przymioty prawej półkuli to właśnie jego przymioty: otwartość, brak dogmatyzmu, postrzeganie prawdy jako wieloaspektowego zjawiska, gdy tymczasem lewopółkulowe prawusy tylko wyliczają cięcia budżetowe i zamykają ludzkie doświadczenie w ciasne formułki dogmatycznych stwierdzeń. Oczywiście również nie miałby racji.
Nie znaczy to jednak, że diagnozowany przez Brytyjczyka defekt naszej cywilizacji jest ideowo obojętny. Nie, jest on w prostej linii efektem przerostu oświecenia. Owocem zachwytu nad (bezdyskusyjnymi) osiągnięciami rygorystycznej, analitycznej formy racjonalności, który to zachwyt stopniowo prowadził do dezawuowania i wypychania z pola widzenia innych trybów poznania rzeczywistości.
„The model we choose to use to understand something determines what we find” (The Master and His Emissary).
Przyjmując jako coraz bardziej oczywiste przedzałożenie konkretny model racjonalności, zaczęliśmy otrzymywać wyniki potwierdzające ten model, gdyż nie może on z samej swojej natury wygenerować innych. Galileusz genialnym posunięciem usunął z modelu rzeczywistości jej niepoliczalne własności (takie jak smaki, zapachy, kolory czy sensy) po to, by móc w wygodnym uproszczeniu operować na jej własnościach policzalnych.
Problem w tym, że obcując z tym modelem przez 300 lat, uznaliśmy go nie za model, lecz za rzeczywistość. Galileusz byłby prawdopodobnie zaskoczony. Przypomnę, pierwotnie lewa półkula miała pomagać w chwytaniu zdobyczy, a prawa w niebyciu schwytanym i zjedzonym.
Możliwe, że taki właśnie los jest naszym udziałem – chwytając coraz to nowe rzeczy, daliśmy się zjeść poczuciu beznadziejności, bezsensu i jałowości świata i naszej egzystencji w nim. Bez odzyskania równowagi poznawczej nic innego nie zadziała. Lewopółkulowe bombardowanie nas NAUKOWO UDOWODNIONYMI skutkami globalnego ocieplenia jest i będzie całkowicie bezskuteczne bez ponownego nawiązania realnej więzi ze światem natury, który został wyegzorcyzmowany z naszych umysłów razem z poczuciem tajemnicy i potrzebą sacrum.
Apele o zakończenie karmionej algorytmicznie zimnej wojny domowej nie mogą przynieść skutków, jeśli wszyscy jej uczestnicy postrzegają swoją rolę w tej wojnie jako oczywisty i moralny obowiązek, walkę na służbie Oczywistej Racji, której nie widzą tylko ludzie głupi lub źli.
Musimy znów zaczarować świat. Zapleść tęczę. Nie wymaga to od nas sztucznego prymitywizmu, udawania, że nie wiemy tego, co wiemy. Wystarczy prawdziwe uświadomienie sobie, że tylko nam się wydawało, że wiemy, a wiedzieliśmy tylko część. Przecież tak właśnie jest. Mistrz musi powrócić do domu, skarcić krnąbrnego ucznia, a potem wybaczyć mu i znów wziąć go na służbę, bo bardzo potrzebujemy naszych lewych półkul.
Swoją drogą, Ian McGilchrist wydaje się człowiekiem o niemałym ego (i mieszka na szkockiej wyspie!), więc nie poprzestał na diagnozie i postanowił przedstawić swój program dla świata w potężnym, trzytomowym dziele The Matter with Things, w którym ekstrapoluje wcześniejsze wnioski i stara się przedstawić syntetyczną teorię wszystkiego.
Polecam dla samej przyjemności obcowania z umysłem, który chciałby objąć (bo na pewno nie u c h w y c i ć) całość bez nieustannego wycinania z niej skalpelem mniejszych i ciaśniejszych obszarów ekspertyzy. Lepiej się z mistrzem zgubić niż z emisariuszem znaleźć.
„A process cannot be understood by stopping it. Understanding must move with the flow of the process, must join it and flow with it”.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.