Donald Trump i Janusz Korwin-Mikke – dobrzy politycy dla katolika? Papieże mieliby wątpliwości
Prawicowiec równa się katolik? Choć czujemy, że to stwierdzenie jest daleko idącym uproszczeniem, to intuicyjnie o wiele łatwiej połączyć nam gorliwą wiarę z głosowaniem na partie określające się jako prawicowe bądź konserwatywne. Z kolei lewica katolicka dla większości z nas to oksymoron. Czy więc zasadne jest stwierdzenie, że katolicka nauka społeczna jest prawicowa?
Niniejszy tekst został pierwotnie opublikowany na łamach 64. teki czasopisma idei „Pressje” zatytułowanej „Chadecki populizm”. Cały numer pobierzesz za darmo tutaj.
Pamiętam, gdy po raz pierwszy chciałem zaangażować się w życie Kościoła. Zastanawiałem się, w jaki sposób wcielić wiarę w konkretne działanie społeczne. Pierwsze, co przyszło mi na myśl, to prawicowe młodzieżówki działające na terenie Łomży i okolic. Wyobrażałem sobie wówczas tożsamość katolicką jako tę, która broni tradycyjnych wartości, krzewi patriotyzm i pielęgnuje tożsamość narodową oraz – rzecz oczywista – walczy z „lewactwem”.
Do wyboru miałem korwinistów albo narodowców. Ostatecznie zaangażowałem się w młodzieżówkę Kongresu Nowej Prawicy. W tamtym czasie nie dostrzegałem różnic między poszczególnymi ugrupowaniami. Prawica to prawica, każda broni chrześcijańskiego porządku społecznego – tak wówczas myślałem. Nie za bardzo rozumiałem, o co chodziło moim znajomym duchownym, którzy gdy dowiadywali się, że głosuję na Korwina, zalecali, bym poczytał coś o katolickiej nauce społecznej i zrewidował swoje poglądy. Cóż, ostatecznie z korwinizmu wyrosłem, KNS pozostał.
Sądzę, że mój przykład nie jest odosobniony. Większość otaczających mnie zaangażowanych katolików głosuje na PiS lub Konfederację. Czasami zdarzy się Trzecia Droga. Partia Razem to już daleko posunięta ekstrawagancja.
Jak to w końcu jest? KNS równa się prawica/konserwatyzm? Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta, bo same pojęcia są nieostre, a do tego zmieniają się w czasie. Sądzę jednak, że dla każdego katolika to zagadnienie ma fundamentalne znaczenie. Bez niego trudno być jednocześnie chrześcijaninem i mieć poglądy polityczne.
Konserwatyzm
Istnieje wiele rodzajów konserwatyzmu. Nie chcę tutaj bawić się w typologie, ale zaproponować definicję, która najbardziej do mnie przemawia i która – mam wrażenie – stanowi dominujący sposób rozumienia tego terminu w obecnym dyskursie politycznym w Polsce.
Jest to konserwatyzm pojmowany jako antyutopizm i ewolucjonizm, w historii idei kojarzony z postacią Edmunda Burke’a. Zmiany społeczne i polityczne muszą dokonywać się powoli, aby nie naruszyć spoistości społeczeństwa. Ten konserwatyzm nie opowiada się jednoznacznie po stronie żadnego z ustrojów, nie musi być to koniecznie monarchia. Odrzuca utopijne rojenia o stworzeniu uniwersalnie dobrego ustroju ze względu na ludzką skłonność do zła i niebagatelny wpływ czynników pozaracjonalnych na jednostki i społeczeństwa.
Według Burke’a ważne również jest uzgodnienie prawodawstwa z prawem naturalnym oraz konstytucją naturalną danej społeczności, co oznacza podkreślanie znaczenia historii, międzypokoleniowych doświadczeń, specyfiki kultury i innych uwarunkowań mających wpływ na charakter danej wspólnoty.
Dla przykładu ważnym elementem konstytucji naturalnej polskości jest, idąc za Jarosławem Markiem Rymkiewiczem, wolność, samorządność i sprzeciw wobec wszelkich form tyranii i nadmiernej centralizacji władzy. Tak więc konserwatyści ewolucyjni uznawali wielką wartość lokalności, specyfiki danej wspólnoty i uważali, że stworzenie jednego dobrego urządzenia społeczeństwa ważnego wszędzie i zawsze jest niemożliwe i szkodliwe.
W praktyce jednak konserwatyści wywodzący się z tego pnia odchodzili od pryncypiów prawa naturalnego, czego znakomitym przykładem są brytyjscy torysi czy też niemieccy chadecy, dla których w pewnym momencie sprzeciw wobec legalizacji małżeństw homoseksualnych czy aborcji przestał stanowić o ich politycznej tożsamości. Spoistość społeczna okazała się ostatecznie ważniejsza od zgodności praw stanowionych z prawami Bożymi, jakby chciał tego Burke.
KNS i konserwatyzm: podobieństwa
Jak więc wygląda relacja katolickiej nauki społecznej do tego typu konserwatyzmu? Nauczanie społeczne Kościoła jeszcze przed formalnymi narodzinami katolickiej nauki społecznej było osadzone w tradycjonalizmie. Kościół krytykował francuski republikanizm i przebudzenie narodowe w Europie. Wyrazem tego było chociażby potępienie przez Stolicę Apostolską powstania listopadowego w Polsce czy też negatywny stosunek do Wiosny Ludów.
Od końca XIX w. to podejście ulegało stopniowej, aczkolwiek wyrazistej zmianie. Obecnie KNS nie tylko uznaje demokrację, ale wręcz uważa uczestnictwo w wyborach za obowiązek katolika. Taki pogląd wyraził chociażby Jan Paweł II w adhortacji Christifideles laici, został on powtórzony również przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi przez Episkopat Polski.
Podobnie jest ze wszelkimi oddolnymi zrzeszeniami obywatelskimi, takimi jak związki zawodowe. Jeszcze w latach 20. XX w. Kościół był im raczej niechętny, popierał wówczas korporacjonizm, czego najlepszy wyraz dał Pius XI w encyklice Quadregissimo Anno. Obecnie zaś – szczególne tego nasilenie obserwowaliśmy za czasów pontyfikatu Jana Pawła II – związki zawodowe (tradycyjnie lewicowa idea!) są postrzegane jako coś wręcz pożądanego.
Oddolnie zrzeszenia realizują jedną z naczelnych zasad katolickiej nauki społecznej, jaką jest zasada subsydiarności. Idea ta głosi, że państwo powinno interweniować tylko tam, gdzie obywatele nie mają możliwości działania bez tej interwencji.
Katolickiej nauce społecznej jest blisko do konserwatyzmu ewolucyjnego. Nie zakłada ona jednego właściwego ustroju, ale stawia dla takowych linie graniczne. Taką linią jest chociażby pojawiająca się w wielu dokumentach kościelnych właściwa wizja osoby, która zakłada prawną ochronę życia od poczęcia, niezgodę na prawne zrównywanie związków homoseksualnych z małżeństwami heteroseksualnymi czy nawet legalizację związków partnerskich (stan na dziś), odrzuca redukowanie człowieka do jego wymiaru materialnego oraz nie zgadza się z liberalną wizją jednostki jako posiadającej uprawnienia i ograniczoną liczbę obowiązków wobec wspólnoty czy państwa.
Zdaniem Bogdana Szlachty konserwatyzm jest pewnym sposobem patrzenia na rzeczywistość społeczną, który odrzuca a priori wszelkiego rodzaju utopijne wizje stworzenia idealnego systemu politycznego, a także możliwość całkowicie planowego i racjonalnego poukładania społeczeństwa.
Identyczne przekonania można znaleźć w KNS. „Nie będąc ideologią, wiara chrześcijańska nie sądzi, by mogła ująć w sztywny schemat tak bardzo różnorodną rzeczywistość społeczno-polityczną i uznaje, że życie ludzkie w historii realizuje się na rożne sposoby, które bynajmniej nie są doskonałe. Tak więc metodą Kościoła jest poszanowanie wolności przy niezmiennym uznawaniu transcendentnej godności osoby ludzkiej” – pisał Jan Paweł II w Centesimus annus.
Kolejną wspólną cechą jest szacunek dla lokalnych tożsamości, w tym dla tożsamości narodowej. Jak mówił Jan Paweł II w przemówieniu do Zgromadzenia Ogólnego ONZ: „Naród posiada fundamentalne prawo do istnienia; do własnego języka i kultury, […] ma także prawo kształtować swoje życie zgodnie z własnymi tradycjami, choć oczywiście nie może to polegać na naruszaniu fundamentalnych praw człowieka, a zwłaszcza na ucisku mniejszości”.
Z kolei Papież Franciszek w Laudato si pisał tak: „Konsumpcyjna wizja człowieka, wspierana przez machinę dzisiejszej zglobalizowanej ekonomii, dąży do homogenizacji kultury i osłabienia ogromnej różnorodności kulturowej, będącej skarbem ludzkości. Z tego powodu usiłuje rozwiązać wszystkie problemy za pomocą jednolitych działań prawnych lub technicznych, co prowadzi do pomijania złożoności problematyki lokalnej, wymagającej aktywnego udziału mieszkańców”.
Prawo naturalne, szacunek dla lokalności, odrzucenie projektów utopijnych, a także świadomość ludzkiej skłonności do zła i znaczącego wpływu pozaracjonalnych elementów w człowieku – to wszystko można zaliczyć do zbioru wspólnego przekonań konserwatywno-ewolucyjnych i zawartych w katolickiej nauki społecznej. Gdzie więc leżą różnice?
KNS i konserwatyzm: różnice
Po pierwsze, co jest widoczne zwłaszcza w krajach anglosaskich, konserwatyzm często bywa łączony z traktowaną wręcz dogmatycznie ideą wolnego rynku i własności prywatnej. Egzemplifikacją tego była zwłaszcza partia republikańska za czasów Ronalda Reagana, chcąca z jednej strony bronić konserwatywnych instytucji, takich jak rodzina, a z drugiej widząca w wolnym rynku i rozwoju technologicznym warunek rozwoju społeczeństwa amerykańskiego. Szerzej w niniejszej tece pisze o tym Seweryn Górczak.
Widać też tę tendencję w retoryce niektórych komentatorów polskiego życia publicznego, takich jak Łukasz Warzecha, który prawicowość tudzież konserwatyzm łączy z odrzuceniem interwencjonizmu państwowego i ingerowania instytucji w prawo własności.
Tymczasem stosunek katolickiej nauki społecznej do wolnego rynku jest bardziej skomplikowany. Własność prywatna jest zasadzona na powszechnym przeznaczeniu dóbr, a więc poglądzie stanowiącym, że świat został dany człowiekowi do zarządzania jako dobro wspólne.
„Bóg przeznaczył ziemię wraz ze wszystkim, co się na niej znajduje, na użytek wszystkich ludzi i narodów, dlatego też dobra stworzone powinny w słusznej mierze docierać do wszystkich; przewodniczy temu sprawiedliwość, a miłość jej towarzyszy” – pisał Jan Paweł II w Centesimus annus.
Owszem, poprzez pracę mamy prawo nabywać sobie ziemię na własność, ale prawo to nie jest bezwzględne. „Tradycja chrześcijańska nigdy nie uznała prawa do własności prywatnej za absolutne i nienaruszalne” – czytamy w Kompendium KNS. Z kolei Paweł VI w Populorum progressio pisał: „Własność prywatna, jakiekolwiek byłyby konkretne formy ustrojów i norm prawnych do niej się odnoszących, jest bowiem jedynie narzędziem respektowania zasady powszechnego przeznaczenia dóbr, a więc ostatecznie jest celem, a nie środkiem”.
Państwo ma prawo interweniować tam, gdzie prawo własności uderza w filary katolickiej nauki społecznej, takie jak solidaryzm czy dobro wspólne. Duże dysproporcje w posiadaniu, które sprawiają, że grupy gorzej sytuowane mają bardzo ograniczoną możliwość integralnego rozwoju, również są przesłanką do takiej interwencji.
Są również argumentem za większym obciążeniem fiskalnym najbogatszych. Jak pisał św. Grzegorz Wielki, „bogaty nie jest zarządcą swoich włości; rozdawanie potrzebującym jest dziełem, które należy wykonywać z pokorą, ponieważ dobra nie należą do tego, kto je rozdaje. Kto chowa swoje bogactwo tylko dla siebie, nie jest bez winy; rozdanie potrzebującym oznacza spłacenie długu”.
W idealnej sytuacji powinno być tak, że klasy posiadające w sposób dobrowolny przekazują część swego majątku uboższym. Gdy jednak różnice w posiadaniu uderzają w dobro wspólne, gdy niższych warstw nie stać na inwestycję w swój integralny rozwój, można by rozważyć wprowadzenie takich mechanizmów, jak podatek katastralny czy podatek progresywny.
Preferencyjna opcja na rzecz ubogich stawia bowiem w centrum troski społecznej tych, którzy źle się mają. Podatek katastralny mógłby ograniczyć mechanizm kumulacji mieszkań w rękach nielicznych, a jak wiemy, dziś w Polsce mamy do czynienia ze znaczącym deficytem dostępności mieszkań. Mieszkania zaś można uznać za dobro podstawowe.
Z kolei za pomocą podatku progresywnego można by pieniądze uzyskane od warstw, które i tak mają nadmiar tego, co im potrzebne do rozwoju, przekazać czy to na inwestycje służące dobru wspólnemu (jak chociażby sieć połączeń kolejowych rozwiązujących problem wykluczenia transportowego), czy na wzmocnienie usług publicznych, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach, czy też na transfery bezpośrednio umożliwiające grupom gorzej usytuowanym zaspokojenie swoich materialnych i duchowych potrzeb.
Krótko mówiąc, prawo własności kończy się tam, gdzie staje się ono wymówką dla zachowania niesprawiedliwych stosunków społecznych i gdy uderza w dobro wspólne.
Podobnie sprawa ma się z wolnym rynkiem. Zasada subsydiarności i katolicka wizja pracy, w której człowiek przez własny wysiłek (ale we wspólnocie z innymi!) zdobywa środki do życia oraz doskonali się w swym człowieczeństwie, docenia struktury sprzyjające wolnej inicjatywie i przedsiębiorczości. Nie oznacza to jednak likwidacji jakiegokolwiek rodzaju interwencjonizmu państwa.
Tam, gdzie tworzą się monopole, gdy określone grupy społeczne „grają na nierównym boisku” i ze względu na mniejszy kapitał kulturowy i finansowy mają mniejsze szanse na statusowy awans, tam, gdzie słabo regulowany wolny rynek sprzyja pogłębianiu nierówności i realizacji partykularnych i często egoistycznych interesów, potrzeba korekty i interwencji ze strony „kapitana państwo”.
Z drugiej strony takie działania powinny być podejmowane tylko w razie konieczności – to odróżnia katolicyzm od socjalizmu, który uznaje regulowanie gospodarki przez państwo jako opcję domyślną. Co do zasady państwo reaguje tylko wtedy, kiedy pomniejsze wspólnoty i jednostki nie mają realnej możliwości poprawy swojej sytuacji. Docelowo powinno się dążyć jednak do tego, by poszczególne grupy nabierały podmiotowości i samodzielności. Katolicką naukę społeczną lokuje się więc gdzieś pomiędzy ordoliberalizmem a socjaldemokracją.
Populistyczna prawica jest chadecka?
Od wielu lat mówi się o populistycznym przebudzeniu Europy, które to najczęściej określa się mianem „skrajnej prawicy”. Przyczyny tego zostały opisane już szeroko chociażby w tym numerze, ale z perspektywy porównania go z KNS-em ważny jest powód – przekonanie o istnieniu złych elit i poczucie braku wpływu, czyli deficyt demokracji.
Tak na temat populizmu pisze w Obronie lewicowego populizmu Chantal Mouffe: „Strategia populistyczna ma na celu skupienie demokratycznych żądań w postaci zbiorowej woli, by konstruować «my»: «lud» stawiający czoła wspólnemu przeciwnikowi – oligarchii”.
Choć Mouffe jest myślicielką lewicową, to jej definicja w mojej ocenie dobrze oddaje sedno fenomenu również prawicowego populizmu. Jeżeli odnieść tę strategię polityczną do idei republikańskiego ustroju mieszanego, który zarówno według Arystotelesa jak i podążającego za nim św. Tomasza z Akwinu jest jednym z możliwych dobrych ustrojów, to można by go określić jako reakcję społecznego organizmu na zachwianie równowagi pomiędzy pierwiastkiem elitarnym a ludowym.
Dziś ciągle szala jest za bardzo przechylona w stronę elit. Widać to zwłaszcza na szczeblu unijnym, gdzie wybór najwyższych władz wspólnoty odbywa się poza właściwym procesem demokratycznym. W połączeniu z unijnymi politykami uderzającymi w konkretne grupy społeczne, np. Zielony Ład uderzający w rolników, reakcja populistyczna wydaję się naturalną reakcją na niesprawiedliwość.
Z perspektywy katolickiej nauki społecznej należy zatem docenić tę próbą zrównoważenia elit. Jak bowiem pisał Jan Paweł II, „nie może zaś demokracja sprzyjać powstawaniu wąskich grup kierowniczych, które dla własnych partykularnych korzyści albo dla celów ideologicznych przywłaszczają sobie władzę w państwie”. A właśnie o takie cele ideologiczne oskarżana jest Unia. Tak więc populizm zbiega się z aktualnym KNS-em pod kątem żądania przywrócenia demokracji i zrównoważenia pierwiastka elitarnego z pierwiastkiem ludowym.
Część ruchów populistycznych należy także docenić pod kątem promowania ustawionego przez Kościół warunku brzegowego dla demokracji, jaką jest – przytaczana już przeze mnie w tym tekście – właściwa wizja osoby. Taką wizję głosi chociażby postfaszystowska partia Braci Włochów, która w ostatnich latach przekierowała swój przekaz na tory zdecydowanie bardziej umiarkowane – konserwatywne i chadeckie.
Giorgia Meloni w swoich wypowiedziach wielokrotnie podkreślała istotną wartość instytucji rodziny, krytykowała redukcyjną liberalną wizję wolności, gdy mówiła, że „wolność to nie tyle możliwość robienia tego, co się chce, ale to, co się robić powinno”. Jasno wyrażała również swój sprzeciw wobec aborcji. Podobnie, przynajmniej na poziomie retorycznym, a w wielu punktach także praktycznym, w Polsce działał PiS.
Problem z tymi ruchami jest taki, że stawiając wielokrotnie dobre diagnozy do ich implementacji, wykorzystują wątpliwie moralnie cele. Pierwszy przykład z brzegu to retoryka w kwestii migrantów. W Polsce PiS przy okazji kampanii do europarlamentu wypuszczał spoty, które można by określić jako co najmniej na granicy rasizmu (jeżeli nie tę granicę przekraczające).
Zapewnienie godnych warunków imigrantom do przeżycia to nie kwestia miłosierdzia, tylko sprawiedliwości. Jak bowiem czytamy w Kompendium katolickiej nauki społecznej, „obdarowując potrzebującego, nie dokonujemy aktu miłości, lecz sprawiedliwości – oddajemy mu to, co mu się słusznie należy”.
Imigrantom należy zapewnić godne minimum do przeżycia, jednocześnie zachować prawo do obrony koniecznej. Gdy migranci są agresywni i nie szanują praw gospodarza, mamy prawo powiedzieć im „stop”. Jednakże ostatecznie, jak zauważa celnie Marcin Kędzierski w tekście opublikowanym na łamach portalu Więź, problemu migracji nie rozwiążemy poprzez zamykanie granic.
Dobro wspólne i solidaryzm wobec zglobalizowanego i połączonego na wielu poziomach świata oznacza zapewnienie ludziom prawa do nieemigrowania. Trzeba podjąć działania na rzecz stworzenie w ich miejscach zamieszkania warunków służących integralnemu rozwojowi jednostek i społeczności. To oczywiście będzie generowało koszty. KNS nawołuje do podejmowania wysiłku wykraczającego poza dbałość o dobrostan społeczeństwa zorganizowanego w państwo narodowe.
Wiele prawicowych ruchów populistycznych nie ma nic wspólnego z chrześcijaństwem. Zjednoczenie Narodowego Marine Le Pen odwołuje się do idei solidaryzmu, ale jednocześnie całkowicie popiera aborcję na życzenie jako konstytucyjnie gwarantowane prawo czy też małżeństwa homoseksualne.
Ideologia Le Pen to nacjonalizm laickiego francuskiego stylu życia, nacjonalizm „potomków” Robespierre’a, obrona stylu życia zagrożonego przez muzułmańską imigrację. Umówmy się, że oprócz postulatów wspierania najuboższych nie ma to zbyt wiele wspólnego z katolicyzmem.
Warto również nadmienić o tendencji populistów do centralizacji władzy. Jak wyraził się Paweł Musiałek, gdy oceniał ideologię Prawa i Sprawiedliwości, „dla ludu wszystko, z ludem nic”. Zjawisko to bardzo wyraźnie ujawnia się na Węgrzech. To uderzenie w zasadę subsydiarności. Wynika z lęku władzy przez wolną inicjatywą obywatelską, która mogłaby naruszyć pozycję hegemona. Skupianie władzy w centrum zamiast wzmacniania samorządności i inicjatywy oddolnej stoi w jasnej kontrze z katolicką nauką społeczną.
***
Nie da się w pełni utożsamić katolickiej nauki społecznej z żadną konkretną doktryną polityczną. Jednocześnie trudno nie zauważyć, że współcześnie katolickiej nauce społecznej najbliżej do ewolucyjnego konserwatyzmu uzupełnionego o populistyczną korektę, która krytykuje alienację elit oraz domaga się większej wrażliwości na rosnące nierówności społeczne. KNS nie jest doktryną polityczną, lecz filozofią polityki opartą na fundamencie religijnym. Dla operacjonalizacji ogólnych wskazań katolickiej nauki społecznej potrzebujemy dziś stworzenia konserwatywnego, prawdziwie chadeckiego populizmu. I to właśnie na łamach niniejszej teki staramy się czynić.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.
Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o zachowanie informacji o finansowaniu artykułu oraz podanie linku do naszej strony.