Panslawizm na służbie rosyjskiego imperializmu
Wprawne oko dostrzeże dziś w kulturze renesans fenomenu Słowian: bułgarski czy ukraiński folk-trap z hukiem wraca na scenę muzyczną, w Polsce niespodziewaną karierę zrobiły ludowe piosenki – Dwa serduszka, spopularyzowane przez film Zimna wojna, czy Jesień z filmu Chłopi. Nieco wcześniej zjawił się rapowo-słowiański album Donatana. Czy jednak istnieje coś takiego, jak „tożsamość słowiańska”? Głębszy wgląd w ten świat może rozczarować – większość narracji wszechsłowiańskich trwa na służbie rosyjskiego imperializmu.
Historia nie dostarcza nam żadnych podstaw, by sądzić, że Słowianie mieli kiedykolwiek świadomość jedności. Co więcej, w ich przypadku źródła sugerują raczej tożsamość lokalną, na poziomie plemienia. A jednak naszej kulturze od wieków towarzyszy tajemniczy wymiar tożsamości słowiańskiej.
Samo jego zagadnienie jest kwestią zbyt szeroką, by wszystkie jego interpretacje ująć w jednym tekście. Słowiańska tożsamość po raz pierwszy wybrzmiała wyraźnie w epoce romantyzmu, nazywanej przez niektórych badaczy „epoką Słowian”.
Czy to przypadek, że doba, w której sprawa Polski i innych zniewolonych narodów słowiańskich cieszyła się na Zachodzie największą popularnością, była równocześnie dobą dominacji „serca” nad „rozumem”? Dlaczego Johann Herder, niemiecki romantyk, stawiał ludy słowiańskie ponad germańskimi, twierdząc, że pewnego dnia to one, dzięki wierności swym ideałom, będą pełniły rolę przewodnią? Innymi słowy – co czyniło słowiańskość tak atrakcyjnym i zarazem tak jaskrawym żywiołem w „jej” epoce?
Werter i Gustaw, czyli Niemcy i Polska
By to zrozumieć, spójrzmy na pewien antagonizm. Era romantyzmu najjaskrawiej odsłoniła kontrast dwóch żywiołów: Germańszczyzny i Słowiańszczyzny. Romantycy niemieccy byli wielokrotnie krytykowani za odcinanie się od świata polityki i werteryczny indywidualizm. Dla romantyków polskich, dzieci tradycji szlachecko-republikańskich, wspólnota była esencją istnienia. Wystarczy porównać postacie Wertera i Gustawa. Bohater Goethego popełnia samobójstwo z miłości, to samo czyni bohater Mickiewicza. Ten drugi powraca jednak później jako upiór, by w końcu przemienić się w Konrada, który czerpie siły życiowe z miłości do wspólnoty.
To wyłącznie jeden z aspektów, które ukształtowały słowiańsko-germański antagonizm nie tylko jako spór serca i rozumu, ale także wspólnoty i jednostki. Widać to także w innym dziele naszego wieszcza, w Księgach narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego. Mickiewicz pisze:
„Wyraz cywilizacja znaczył obywatelstwo od słowa łacińskiego civis, obywatel. Obywatelem zaś nazywano człowieka, który poświęcał się za Ojczyznę swą (…), a poświęcenie się takie nazywano Obywatelstwem. Ale potém w bałwochwalczém pomięszaniu języków nazwano cywilizacją modne i wykwintne ubiory, smaczną kuchnię, wygodne karczmy, piękne teatra i szerokie drogi. (…) Zaprawdę powiadam Wam: Nie macie uczyć się cywilizacji od cudzoziemców, ale macie uczyć ich prawdziwéj cywilizacji Chrześcijańskiéj”.
Z jednej strony poświęcenie, z drugiej dobrobyt, skutek postępu rozumianego jako ułatwianie życia. Cywilizacja racjonalistyczna, skoncentrowana na wygodzie jednostki, i cywilizacja chrześcijańska, głosząca ideał dobrowolnego poświęcenia.
Sceptyk zaraz ogłosi, że rzeczywistość jest bardziej zniuansowana. Nawet jeśli, nie znaczy to jeszcze, że rozdźwięk ten nie wziął się z konkretnych cech obu kultur. Cech, które odróżniały i po dziś dzień odróżniają realia niemieckie od polskich.
Wystarczy przywołać wspomnianą różnicę między Gustawem-Konradem a Werterem. Przeżycia tego ostatniego są na wskroś jednostkowe, krążące wokół jego wewnętrznej burzy emocji. Pierwszy, nie gubiąc prywatnego wymiaru życia (samobójstwo z miłości), w kluczowym momencie spaja się z życiem wspólnoty. Mdleje, wyrzucając Bogu niewolę swoich ludzi, na moment przed bluźnierczym zestawieniem go z carem. Są w tym nie tylko przeżycia jednostki. Nie tylko umiłowanie wolności swojego ludu, ale jeszcze szerzej – umiłowanie wolności jako idei uniwersalnej.
Podobny wymiar ma poezja ukraińskiego wieszcza, Tarasa Szewczenki. Jest to poezja wolnościowa, wspólnotowa i antydespotyczna. Pełno w niej szyderstw z „cara batiuszki”, jak chociażby w genialnym poemacie Sen. Mimo swej groteski jest to jedna z najostrzejszych krytyk samodzierżawia w słowiańskiej literaturze. Poemat kończy się, gdy od krzyku cara-despoty wszyscy jego poddani zapadają się pod ziemię, aż w końcu zostaje już tylko on sam, śmieszny i żałosny, bez swojej „niedźwiedziej natury”, wyglądający jak „mały kotek”.
Nietrudno zauważyć, że jest to też krytyka bezideowych mas, ślepo posłusznych imperatorowi. Tu także widzimy wymiar wspólnotowy. Tu także kryje się wezwanie do działania w imię wspólnoty. Takich wezwań nigdzie u Goethego nie znajdziemy.
Tak objawiła się Słowiańszczyzna. Wyszła na arenę dziejów jako żywioł wolnościowy, pochwała uczuć i głos zwątpienia w racjonalne wykładnie świata. Z tego korowodu wyłamał się jeden kraj. Kraj powszechnie uznawany za reprezentanta Słowiańszczyzny, który w istocie po dziś dzień dziedziczy najgorsze tradycje swego dawnego, mongolskiego pana. Rosyjska recepcja słowiańskości znacznie różniła się od powyższej.
Pod berłem rosyjskim
O ile polska czy ukraińska Słowiańszczyzna jest gotowa do twórczego dialogu z Zachodem (co udowadnia choćby powyższy przykład Mickiewicza i Goethego), o tyle Słowiańszczyzna w wersji rosyjskiej jest już czystą opozycją wobec zachodniego świata.
Głównym symbolem rosyjskiego panslawizmu, a zarazem jednym z głównych ideologów samej rosyjskości, jest nie kto inny jak Fiodor Dostojewski. Oto, jak sportretował relacje Rosji z Zachodem: „Od dwustu lat Europa żyje z Rosją, która wepchnęła się (!) w europejską unię narodów, w cywilizację; ale Europa zawsze spoglądała na nią, wróżąc stamtąd wszelkie zło, jak na śmiertelną zagadkę, Bóg wie skąd pochodzącą, którą jednak należy rozwiązać za wszelką cenę”.
Pomysł Dostojewskiego zakładał zjednoczenie wszystkich narodów słowiańskich pod berłem władzy rosyjskiej. Tej samej władzy, która jego zdaniem powinna być silna i scentralizowana. Pomysł jakiejkolwiek obywatelskiej formy ustroju w Rosji wydaje się klasykowi, delikatnie mówiąc, nietrafiony. Znane są jego słowa, iż „na świecie nie może być nic bardziej idiotycznego od pomysłu wprowadzenia do Rosji systemu republikańskiego”.
Trudno nie przyznać mu racji. Jak bowiem skomentować to, że Zdanie obywatela rosyjskiego, jedno z klasycznych „dzieł” rosyjskiej kultury, dotyczy nie reform, nie spraw wewnętrznych, a Polski – zewnętrznego wroga – której nie należy ani na krok ustępować w jej wolnościowych dążeniach? Oto esencja „obywatela rosyjskiego”. Takim „obywatelem” chciałby Dostojewski – a za nim panslawiści – uczynić każdego Słowianina. Rosyjska projekcja słowiańskiej jedności to tak naprawdę projekcja Rosji, z tą różnicą, że na rozleglejszym terytorium.
Gdzie tu prawdziwa jedność? Gdzie dialog? Gdzie propozycje kompromisów? Rosyjska kultura polityczna nie zna tych pojęć. Nie ma ona innego, realnego pomysłu na swoje istnienie. Późniejszy prąd wszechsłowiański, tzw. neoslawizm, odnosił się do Rosji nieco sceptyczniej, próbując poskromić jej tendencje do dominacji. Reakcją na to było tylko wzmożenie rosyjskich nastrojów nacjonalistycznych. Wobec braku poparcia m.in. w Polsce idee neoslawistów wkrótce upadły.
Między Zachodem a anty-Zachodem
Wezwanie do jedności wymaga opowieści. Takiej, w której odnajdą się wszystkie składowe przyszłej, zjednoczonej wizji. Czy istnieje jakakolwiek wspólna opowieść Słowian? Każda próba podobnej, masowej opowieści kończy na pozycjach radykalnie wrogich wobec Europy Zachodniej, często też idzie szlakiem „rodzimowierczym”, nienawidząc „zachodniego” chrześcijaństwa.
Wielu poszukujących podobnej narracji Słowian może w pewnym momencie ze zdziwieniem zorientować się, że powtarza stare, rosyjskie hasła wrogości wobec Zachodu. Hasła fundamentalnie obce kulturze polskiej, białoruskiej czy ukraińskiej.
Co jeszcze może spoić Serba, Bułgara, Rosjanina i Polaka? Jak snuć wspólną opowieść Słowian, jeśli nie jako historię ludów podbitych niegdyś przez chrześcijaństwo, a dziś zniewolonych przez laicki Zachód?
Wszystko to pokrywa się z narracją rosyjskiego „imperium”. Opowieść o Zachodzie jako o wrogim żywiole nie przyjmie się jednak nigdy w Polsce czy Ukrainie. Są to kraje kultury europejskiej, a więc, choć mają nieco odmienną naturę, wyrastają z tego samego korzenia, co kraje i narody Zachodu. My, Ukraińcy i wolni Białorusini potrzebujemy ostrego, twórczego dialogu z Zachodem, takiego, jakim był dialog Mickiewicza z Goethem. To wielki, ważny spór o wspólnotę i jednostkę. Spór, którego nie możemy stracić.
Przeciwnie Kreml. Dla Kremla – pisał już o tym Mikołaj Kwiatkowski, publicysta „Rzeczypospolitej nie tylko polskiej” – cytując Majakowskiego, jednostka zerem, lub w każdym razie przedmiotem niewartym praw. Nie chcę przez to powiedzieć, że w tym państwie, zwłaszcza w XIX wieku, brakło indywidualnych myślicieli. Pragnę tylko zauważyć, gdzie najczęściej odjeżdżały transporty z takimi myślicielami. Ta wspólnota, ta obszczina nie dyskutuje.
Dlaczego taka Rosja nie nadaje się do projektów ponadnarodowych? Odpowiedź jest prosta: brak jej zdolności podjęcia równorzędnego dialogu. Brak kultury dialogu, kultury umowy między stronami. Kultura Polski, Ukrainy i Białorusi ma z kolei silną tradycję dialogu z Zachodem. Mickiewicz mówi – „uczcie ich cywilizacji chrześcijańskiej”. Nie pisze i nigdy nie napisałby „zniszczcie ten niechrześcijański Zachód”. A takie groźby zdarzają się wśród tzw. klasyków rosyjskich, od Puszkina po Bloka, patologicznie często. Jedna lektura Scytów czy wiersza Oszczercom Rosji wystarczy, by poczuć tę nienawiść, obcą Mickiewiczowi czy Szewczence.
Należy raz na zawsze porzucić mrzonki o panslawizmie. Nie musi, a wręcz nie może się to wiązać z odrzuceniem słowiańskości. Nasz region potrzebuje sporu (może nawet bardziej niż dialogu) z Zachodem.
Odcinając się od Zachodu zupełnie, czyniąc z niego bezwarunkowego wroga wszystkich Słowian, „wszechsłowiańska” opowieść wciągnęłaby nas w rosyjski wir. Ten zaś bardziej niż słowiański wiec przypomina dwór mongolskiego chana, któremu niewolnicy – jak pisał Mochnacki – „mleko bawole w rogach podawają”. Nasza wolność jest dla nas, jak sądzę, cenniejsza niż tak często podnoszona niechęć do Zachodu.
***
Słowiańszczyzna jest wielkim, tajemniczym światem. Nie dziwi więc, że stała się fenomenem popkulturowym, pojawia się w piosenkach, filmach i teatrze. Jak przystało na wielki świat, pełna jest także różnych, wzajemnie sprzecznych narracji. Ktokolwiek spojrzałby jednak uważnie na próby ich zjednoczenia, dojrzy zasadniczą przeszkodę, o którą rozbijają się one za każdym razem. Tą przeszkodą jest człowiek i jego wolności. To właśnie o człowieka i jego wolnosć, pomiędzy dwoma słowiańskimi krajami, toczy się dziś wojna.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.