Co nam po CPK, skoro nie rozwijamy technologii? Polska nie może być dłużej podwykonawcą

W głośnych ostatnio dyskusjach o CPK i innych wielkich inwestycjach często pomija się pewien ważny szczegół. Dla rozwoju polskiej gospodarki istotne jest nie tylko wzniesienie infrastruktury, lecz przede wszystkim wysoki udział polskich firm w wytworzonej wartości dodanej, który jest dziś często zbyt niski. Naprawienie tego stanu rzeczy wymaga poszukania nowych dróg współpracy państwa, ośrodków naukowych i biznesu.
Odbywająca się po zmianie rządu debata o zasadności inwestycji publicznych w takie projekty, jak CPK, elektrownie jądrowe czy fabryka samochodów elektrycznych przyczyniła się do zwiększenia poparcia dla tych przedsięwzięć wśród Polaków. Obrońcy inwestycji podkreślali w mediach społecznościowych ich ważność jako niezaprzeczalnej formuły rozwoju.
Niestety w gorących dyskusjach internautów pomijana jest wielkość wartości dodanej, która powstaje w Polsce. Nasze krajowe firmy są zazwyczaj podwykonawcami w pracach budowlanych – prace projektowe o największej wartości dodanej wykonuje się poza Polską. Tymczasem najpoważniejsze strukturalne problemy polskiej gospodarki wcale nie leżą już w wykonywaniu inwestycji – odlewaniu „betonowego złota”, parafrazując eufemizmu z rynku nieruchomości – tylko w wytworzeniu produktów w pracach badawczo-rozwojowych.
Dobrym przykładem jest zarówno CPK, w którym koreański partner będzie głównym projektantem lotniska, jak i fabryka Izery w Jaworznie, którą zaczynamy budować, chociaż wciąż mamy tylko ruchome modele samochodów, a nie pełnoprawne technologiczne rozwiązanie. Przykład Izery jest o tyle ciekawy, że politycy bardzo chcieli stworzyć na szybko piękną skorupę przyciągającą wzrok, a zdecydowanie mniej interesowała ich niewidoczna dla przeciętnego wyborcy platforma napędowa, która stanowi lwią część wartości samochodu elektrycznego.
Głębsze spojrzenie na wiele projektów rozwojowych w Polsce prowadzi do ponurej konkluzji – politycy śpieszą się z podpisaniem umowy kupna gotowego rozwiązania za granicą i z przejściem do ulubionej fazy „lania betonu”.
Nie interesuje ich natomiast prowadzenie prac badawczo-rozwojowych w kraju, a to właśnie one pozwalają zbudować bazę kompetencyjną, technologiczną i strukturalną do stworzenia wysokomarżowych inwestycji własnymi rękami.
Jak powinna wyglądać współpraca państwa i przemysłu?
Wielu zauważa, że w Polsce brakuje rozwiniętej kultury badawczo-rozwojowej i technologicznej, podobnej do tej z państw Europy Zachodniej lub Azji Wschodniej. Polskie państwo stosuje dwa skrajnie nieskuteczne podejścia w dziedzinie rozwoju. Pierwsze to leseferyzm zakładający, że polskie firmy muszą same na zasadzie stricte wolnorynkowej sfinansować rozwój nowych produktów, a instytuty naukowe, jako zabytek z czasów komunizmu, należy zlikwidować. Alternatywnie tworzy duże celowe spółki Skarbu Państwa, które obsadzane są w mgnieniu oka przez ludzi z otoczenia polityków, za to nie mają nic wspólnego z przemysłem i innowacjami.
Są to rozwiązania niepraktyczne. W wielu krajach, takich jak USA, Francja, Tajwan, Korea Południowa czy Izrael, działają partnerstwa między firmami i państwowymi ośrodkami badawczo-rozwojowymi. To firmy prywatne zajmowały się wdrożeniem do produkcji i sprzedażą ostatecznych produktów. Miały oparcie w stabilnym finansowaniu ze strony państwa. Przedsiębiorstwa znają klientów i rozumieją, jak ci używają ich produktów. Prywatnych spółek często nie stać jednak na skuteczne prowadzenie długotrwałych prac badawczo-rozwojowych.
Najlepszym przykładem takiej organizacji łączącej państwo i prywatny kapitał może być amerykański SEMATECH. To publiczno-prywatne konsorcjum non-profit stworzone w latach 80. przez rząd USA (a dokładniej przez DARPA) w celu pokonania dużych japońskich konglomeratów z branży półprzewodników.
Warto wymienić również system narodowych laboratoriów finansowanych przez Departament Energii USA, odpowiedzialnych nie tylko za opracowanie broni nuklearnej, ale również ważniejszych komercyjnie układów krytycznych reaktorów atomowych. Spółki, takie jak Westinghouse i Bechtel, budujące m.in. polską elektrownię jądrową nie są w stanie samodzielnie opracować układu krytycznego reaktora, bo wymaga to lat doświadczeń, eksperymentów i odpowiedniej infrastruktury. Mogą za to opracować resztę elementów elektrowni.
W ten sposób państwowi naukowcy tworzą technologie, które wymagają długofalowego, stabilnego rozwoju, a firmy prywatne wdrażają je jako oczekiwany przez klienta produkt i skutecznie generują wartość dodaną. Poniesione koszty zwracają państwu przez udział w konsorcjum licencję i płacenie podatków przy jednoczesnym zakazie przenoszenia działalności do innych krajów przez określony czas.
Polska posiada wiele jednostek badawczo-rozwojowych. Według raportu Nauka w Polsce 2023 na terenie kraju działa 69 instytutów badawczych, 77 instytutów PAN, 26 instytutów Sieci Łukasiewicz, a badaczy jest ponad 72 tys. Jednocześnie według danych Banku Światowego z 2021 r. wydajemy na prace badawczo-rozwojowe tylko 1,44% PKB.
Jest to niewiele nie tylko w porównaniu z krajami, których gospodarki dopiero aktywnie się rozpychają na rynkach wysokiej wartości dodanej (Izrael – 5,56%, Korea Południowa – 4,93% PKB), ale i gospodarkami dojrzałymi, takimi jak Japonia (3,3%), Szwecja (3,42%) lub Stany Zjednoczone (3,46%). Gospodarki aspirujące do grupy najbardziej rozwiniętych, np. Izrael, Korea Południowa czy wracająca do gry na rynkach technologicznych Belgia (3,43%), przez krótki okres transformacji wydają na prace badawcze zdecydowanie więcej niż kraje, które już mają dużo doświadczeń, infrastrukturę i lepiej zarządzają ryzykiem.
Potrzebujemy nie tylko pieniędzy, ale też ambicji
Jakkolwiek wydawanie większej ilości pieniędzy nie jest trudne, to trzeba robić to efektywnie, aby dzisiaj zainwestowane fundusze przyniosły przyszły wzrost gospodarczy. Polski system badawczo-rozwojowy wymaga trzech podstawowych zmian: zwiększenia presji społecznej i zaangażowania politycznego, większego udziału badań stosowanych oraz zmiany systemu wsparcia gospodarczego ze skierowanego do małych i średnich firm na taki, który wzmacnia większe przedsiębiorstwa.
Do rozwoju potrzebne są ambicje polityczne. Musi istnieć presja na rozwój zdrowego systemu innowacyjności. Tymczasem politycy w krajach demokratycznych unikają dwóch kluczowych działań dla prac badawczo-rozwojowych – długoterminowego planowania i ryzyka. Plany o perspektywie dłuższej niż kadencja nie przyniosą korzyści przed następnymi wyborami, a potencjalna porażka projektu zostanie zaliczona na konto polityka.
Jako społeczeństwo musimy nauczyć się wywierać presję na decydentów odpowiedzialnych za bierność w inwestowaniu w nowe badania i utrudniać przedwczesne kończenie już rozpoczętych programów, żeby tylko naprawdę skrajnie nieudane projekty udawało się zamknąć. Konsekwencje powinni ponosić w pierwszej kolejności nie badacze, ale urzędnicy i politycy, którzy odpowiadają za złe zarzadzanie lub niskie i niestabilne finansowanie.
Ponadto należy wprowadzić nowoczesne zarządzanie programami i projektami na poziomie ministerstw oraz instytucji publicznych. Pozwoli to z jednej strony na ich ukierunkowanie na wspólny cel, a z drugiej umożliwi naukowcom zastosowanie tzw. zwinnego podejścia w zarządzaniu. Użytecznym modelem może być chociażby Skalowalne Zwinne Środowisko (ang. SAFe) łączące elastyczność w zarządzaniu zespołami z bardziej sztywnymi ramami formalnymi projektu na poziomie współpracy międzyinstytucjonalnej.
Podobne podejście przyniosło sukces w szwedzkim przemyśle zbrojeniowym, co widać chociażby na przykładzie modernizacji myśliwca Gripen. Same aspiracje bez takich usprawnień na poziomie politycznym i urzędniczym nie mają sensu.
Finansujmy badania, które rzeczywiście rozwiną polską gospodarkę
Zmiany nie mogą dotyczyć tylko polityki, dotkną również naukowców. Musimy stawiać przede wszystkim na badania stosowane, które pozwolą dogonić kraje zawansowane technologicznie. Polskie instytuty naukowe, jak chociażby Instytut Mikroelektroniki i Fotoniki, Centrum Zaawansowanych Materiałów i Technologii czy Instytut Lotnictwa, mają duże osiągnięcia praktyczne, ale jeszcze więcej ich prac nigdy nie zostało wprowadzonych w życie. Niestety ogromna część polskiej nauki dotyczy albo samej teorii, albo spraw, których implementacja może się odbywać tylko za granicą, co mija się z celem finansowanych przez państwo badań.
Nie możemy dotować z publicznych pieniędzy badań o odległym terminie zastosowania przemysłowego. Dobrym przykładem, jak nie uprawiać naukowego rozwoju, są projekty grafenowe sprzed kilku lat. Aby miały praktyczny sens, najpierw musielibyśmy rozwinąć przemysł półprzewodnikowy, a mieliśmy go i wciąż mamy na poziomie nader ograniczonym.
Zresztą w obecnej sytuacji to właśnie przemysł półprzewodnikowy stanowi pole do potencjalnego rozwoju ze względu na coraz przychylniejszą politykę Unii Europejskiej. Chipy do niedawna były traktowane w kategoriach czysto wolnorynkowych, lecz obecnie Bruksela dostrzega już ich polityczno-gospodarcze znaczenie.
W tej sytuacji zadaniem polskich naukowców może być opanowanie we współpracy z przemysłem i komercjalizowanie technologii wytwarzania półprzewodników, która będzie opłacalna w skali rynku UE oraz warunków gospodarczych Polski. Podobne rozwiązania powinny dotyczyć energetyki, w tym energetyki jądrowej, napędu, transportu i stosowanej sztucznej inteligencji.
Żeby jednak zapewnić rozwój nauk stosowanych, musimy na wzór USA, Izraela i Tajwanu budować duże laboratoria z ciężkim i drogim wyposażeniem. Nikomu wcześniej nie udało się rozwinąć badań inaczej. Nie byłoby TSMC bez Narodowej Rady Technologii i Nauki, Republiki Chińskiej (czyli Tajwanu) bez Akademii Nauk ChRL, bez kredytu od rządu nie powstałoby Lenovo, a bez Federalnych Ośrodków Badawczych nie rozwinęłyby się w USA energetyka jądrowa, lotnictwo odrzutowe ani półprzewodniki.
Polska nie jest jednak krajem na tyle dużym i bogatym, żeby budować wiele laboratoriów. Wobec tego będziemy musieli infrastrukturę naukową konsolidować, a naukowcy będą ją współdzielić z kolegami (i konkurentami) z innych instytutów. Integracja już de facto się rozpoczęła wraz z powstaniem Sieci Badawczej Łukasiewicz – te procesy należy przyspieszyć. Natomiast czasy, kiedy instytuty badawcze mieściły się w niepozornych budyneczkach w centrach dużych miast, już minęły. Nie da się tworzyć innowacji wyłącznie w postaci artykułów naukowych, niezależnie od zmiany systemu punktacji.
Nowy rozdział w historii polskiej przedsiębiorczości
Zmiany nie powinny ominąć i tych, którzy owoce pracy naukowców przekształcają w materialne produkty i zyski. Spora część firm na innowację nie jest przygotowana. Wyjątek stanowi branża IT, bo informatyka to jedyna innowacyjna branżą, która nie potrzebuje budowy drogiej infrastruktury z niską stopą zwrotu. Nie możemy jednak opierać swojego rozwoju tylko na tym sektorze. Naszym śladem już idzie wiele innych biedniejszych krajów, takich jak Rumunia i przede wszystkim Indie.
Żeby nie dać się prześcignąć tym krajom i zachować konkurencyjność polskiej gospodarki, nasze firmy muszą zacząć współzawodniczyć tam, gdzie potrzebne są większe inwestycje kapitałowe i lepsze umiejętności organizacyjne. Wiele tych umiejętności Polacy zdobyli, współpracując z Zachodem, jak chociażby w branży lotniczej, a biedniejsza konkurencja wciąż ich nie ma.
Polskie firmy będą musiały nauczyć się zarządzania na wyższym poziomie, tworzenia długoterminowych planów, pisania skutecznych wniosków o dofinansowanie i granty na innowacje, a wreszcie wprowadzania nowych systemów zarządzania projektami, procesami i jakością w firmie. Bardziej skomplikowane technologie będą nieuchronnie redefiniować pojęcie przedsiębiorczości w kierunku bardziej sformalizowanym i systematycznym. To najpewniej zmieni krajobraz polskich firm, naturalnie stworzy na wzór krajów zachodnich i dalekowschodnich większe konglomeraty.
Bardzo ważnym zadaniem dla państwa będą transparentność, budowa zaufania i otwartości na nowych graczy, żeby rynek nie uległ szybkiej monopolizacji na wzór koreański. Dobrym sposobem na taką współpracę mogą być regularne spotkania z wymianą pomysłów i doświadczeń między przedsiębiorcami, wynalazcami i urzędnikami.
Innym sposobem na zapewnienie tworzenia kultury technicznej, zwłaszcza spośród ludzi młodych i początkujących przedsiębiorców, mogą być fablaby – niewielkie publiczne warsztaty zapewniające możliwość tworzenia prototypów dla początkujących wynalazców chcących sprawdzić swój pomysł, ale nieposiadających potrzebnych narzędzi produkcji.
Badania naukowców z Uniwersytetu Helmuta Schmidta pokazują, że fablaby mają duży wpływ na tworzenie kultury technicznej i innowacji, ale też lokalne kontakty biznesowe i wzrost zatrudnienia w miejscowościach, w których są zlokalizowane. W USA ten pomysł działa w postaci sieci Ośrodków Bitów i Atomów organizowanych przez MIT i sponsorowanych przez wiodące korporacje przemysłowe. Celem jest rozwój lokalnej kultury technicznej i pracowniczej. W Polsce podobną rolę mogłoby odgrywać państwo we współpracy z samorządami.
Firmy prywatne mogą współpracować z państwem na wielu poziomach – od praktycznego wprowadzenia technologii do produkcji przez współpracę w konsorcjach badawczo-produkcyjnych inicjowanych przez państwo czy wreszcie na poziomie ważnych poddostawców na wzór francuskiego Airbusa. Forma współpracy będzie w dużym stopniu zależała od branży i konkretnej sytuacji rynkowej. Dobrymi narzędziami zachęcającymi firmy do innowacji są przede wszystkim dotacje dla prac B+R, niskie ceny nabycia licencji od państwowych ośrodków naukowych oraz kredyty 0% na zaawansowane technologicznie fabryki w Polsce.
***
Może się wydawać, że wyżej wskazane rozwiązania są drogim i ryzykownym bawieniem się w ambicje. Jednak gdybyśmy, zamiast dofinansowywać miliardami złotych fabryki montażu końcowego Intela lub fabryki silników Mercedesa, zainwestowali w transformację współpracy nauki i technologii w Polsce, to za kilka lat moglibyśmy obserwować zdecydowanie więcej innowacyjnych polskich fabryk, lepsze miejsca pracy i możliwości do inwestycji swoich oszczędności w kraju.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.