Przemysł obronny to żelazny fundament państwa. Dlaczego musimy być samowystarczalni?
Powszechny outsourcing przemysłu z krajów rozwiniętych do państw oferujących tanią siłę roboczą nie ominął także przemysłu zbrojeniowego. W dzisiejszych czasach mało które państwo w Europie jest w stanie samodzielnie wyprodukować amunicję na własne potrzeby. To sprawia jednak, że kraje produkujące dla nas podzespoły do pocisków znajdujących się armatach, czołgach lub magazynkach naszego wojska zyskują niemałą siłę nacisku. W obliczu zagrożenia amunicja może stać się bowiem cenniejsza od złota. Godny uwagi może być system amerykański. Czy jednak jesteśmy w stanie zaadaptować go na nasze potrzeby?
W ciągu kilku ostatnich tygodni w przestrzeni medialnej, m.in. w serwisach Onet i Rzeczpospolita, pojawiło się mnóstwo publikacji krytykujących państwowy program budowy prywatnej fabryki amunicji artyleryjskiej 155 mm w standardzie NATO. Media donosiły również o próbie pilnego zakupu 50 tys. sztuk pocisków od południowoafrykańskiej firmy za pośrednictwem niemieckiego Rheinmetall, która nie powiodła się za sprawą postawy tamtejszego rządu.
Dziennikarze uważają, że poprzedni i obecny rząd nie wykazują się wystarczającą przejrzystością, i sugerują, że pomysł ten nie jest uzasadniony biznesowo i istnieją lepsze zagraniczne oferty na stole. Niestety dziennikarze głównego nurtu nie do końca rozumieją specyfikę przemysłu zbrojeniowego. Ten wymaga gwarancji dostaw w stabilnej ilości, jakości i cenie, gdyż ta ostatnia podczas konfliktu potrafi wzrosnąć na wolnym rynku nawet dziesięciokrotnie.
Łańcuchy dostaw mogą zaś być wiązane dodatkowymi warunkami politycznymi lub stanowić cel w wojnie hybrydowej. Jak pokazuje przypadek blokady sprzedaży amunicji dla Polski z Republiki Południowej Afryki, kontrola łańcuchów dostaw jest ważniejsza niż kwestie stricte gospodarcze. Musimy posiadać zdolności do produkcji amunicji w Polsce i przez polskie firmy, w tym także przez producentów materiałów i podzespołów.
Dlaczego tak prosta kwestia, wydawałoby się, jak amunicja powoduje tyle dyskusji? Przecież nie słychać o problemach z dostawami zdecydowanie bardziej zaawansowanych rodzajów amunicji na Ukrainę.
Amunicja 155 mm, o którą wybuchła cała afera, jest niezbyt zaawansowana technologicznie. Wynika to z faktu, że państwa Europejskie po 1991 r. bardzo poważnie zredukowały swoje zdolności produkcyjne amunicji artyleryjskiej. Wizja Europy bez pełnoskalowych wojen i pod parasolem NATO spowodowała, że zdolność do produkcji kluczowych podzespołów amunicji stopniowo wyprowadzano poza świat Zachodni, traktowano ją jak każdy inny biznes.
Amunicja 155 mm okazała się zwyczajnie zbyt prosta, żeby opłacało się produkować jej kluczowe podzespoły w Europie. Największe marże w biznesie obronnym uzyskiwane są na skomplikowanej elektronice, a nie przemyśle chemicznym (materiałów wybuchowych) i hutniczym (produkcja korpusów). Obecnie wiele rządów staje przed ogromnym wyzwaniem odtworzenia zdolności produkcyjnych, a Polski rząd niestety nie jest tu wyjątkiem.
Rzeczywistość wojny okazała się nieco bardziej prozaiczna. Amunicja 155 mm ma największy zasięg z nowoczesnej artylerii NATO, w założeniu jest tania, a przy tym zapewnia dużą siłę ognia. Dodatkowo artyleria została jedynym, oprócz bezpośredniego wsparcia lotniczego, dostępnym środkiem wsparcia ogniem na Ukrainie.
Brak samowystarczalności to problem
W Polsce od końca lat 90., kiedy wdrożono program artylerii 155 mm (kryptonim Regina), dotychczas opanowano produkcję materiałów wybuchowych, elaboracji i montażu końcowego tego rodzaju amunicji, co paradoksalnie stawia nas w czołówce Europy, jednakże produkcja korpusów i ładunków miotających niestety nie odbywa się w Polsce od początku przejścia na amunicję w standardzie NATO.
Może o tym świadczyć fakt, że tylko w połowie 2020 r. Ministerstwo Obrony Narodowej zleciło Sieci Badawczej Łukasiewicz dwa kluczowe zadania – opracowania stopu stali dla korpusów amunicji i nitrocelulozy dla ładunków miotających. Po upływie czterech lat do opinii publicznej nadal nie dotarły żadne dane o postępach prac.
Jakkolwiek można być krytycznym wobec rażących systemowych zaniedbań, to Polska wcale nie była jedynym krajem w regionie, który zlekceważył ten temat. Przykładowo, Niemcy również bardzo uzależniły się od poddostawców spoza Europy, takich jak wyżej wspomniane zakłady amunicyjne w RPA lub od dostaw nitrocelulozy z Chińskiej Republiki Ludowej.
Jedynie Stany Zjednoczone zachowały w pełni autarkiczne zdolności, choć tu również można zaobserwować ograniczenia. Konieczny jest np. import materiałów wybuchowych z zagranicy, w tym także z Polski, ponieważ zdolności przemysłu chemicznego w Stanach zostały mocno zredukowano.
Polska odgrywa zresztą kluczową rolę w dostawach azotowych materiałów wybuchowych, ponieważ dysponuje jedną z niewielu fabryk na Zachodzie i ostatnią w Europie, poza Rosją. Niemniej jednak w odróżnieniu od USA nie potrafimy dostarczyć kompletnego pocisku do naszych haubic.
Prywatny przemysł pod kuratelą państwa
Zarówno w Polsce, jak i w całej Europie musimy zastanowić się nad samowystarczalnością w produkcji choćby podstawowej amunicji, ponieważ na razie nie jesteśmy w stanie ani samodzielnie wesprzeć Ukrainy, ani uzbroić własnych wojsk. Powodem sukcesu USA była formuła Government-Owned, Contractor Operated (GOCO) – właścicielem arsenału, wszystkich maszyn, dokumentacji i know-how opracowanego na zamówienie sił zbrojnych jest rząd USA.
Zarządcą i wykonawcą zatrudniającym ludzi jest prywatna firma-kontraktor, z którą rząd podpisuje umowy ramowe na zarządzanie zakładem przez określony czas i umowy wykonawcze, np. na produkcję amunicji. Poziom kontroli nad produkcją i łańcuchem dostaw, optymalizacją procesów i wyposażeniem jest uzgadniany z dowódcą arsenału (ang. The Commander) lub Departamentem Obrony.
To wszystko gwarantuje, że całość niezbędnego wyposażenia i obrabiarek nie zostanie wyprzedana lub zezłomowana w przypadku niesprzyjających warunków rynkowych, tylko zakonserwowana. Prywatne firmy dają zaś możliwość sprawnego zarządzania produkcją bez większych politycznych turbulencji. Na dłuższą metę tworzy to przejrzysty system wystawienia rachunków za konkretne usługi, pozwalający negocjować lepsze ceny i optymalizować produkcję w sposób akceptowalny dla wojska.
Pozwala to na ustabilizowanie produkcji. To oczywiste, że w czasie pełnoskalowej wojny, gdy amunicja kosztuje ponad 8000 dolarów za sztukę, chętnych do jej produkcji będzie dużo, zaś w czasach pokoju, gdy cena wynosi 800 dolarów, to prywatne firmy nie będą tym zainteresowane.
System GOCO pozwala na utrzymanie produkcji nawet tak słabo skalowalnej, jak produkcja pocisków artyleryjskich, gdy linia produkcyjna jest ograniczana wąskimi gardłami (np. prasami hydraulicznymi), a produkcja nowych narzędzi przemysłowych i szkolenie pracowników w razie wzrostu zapotrzebowania zajmuje długie miesiące.
Odtworzenie zdolności hutniczych w Polsce i przywrócenie produkcji nitrocelulozy do ładunków miotających zajmie długie lata. Te branże zostały przeniesione z Europy do krajów trzecich z uwagi na niższe koszty i niski poziom skomplikowania samego produktu. Owe państwa uzyskały dzięki temu silne narzędzie oddziaływania w polityce zagranicznej i coraz chętniej z niego korzystają, jak chociażby RPA blokujące dostawy dla Ukrainy, ale i kraje ją wspierające, np. Polskę.
Najważniejsze jest, abyśmy ponownie nie popełnili błędu niekontrolowanej prywatyzacji. Udział prywatnych firm można pochwalić, ale tylko na wzór amerykański, w którym rząd musi zagwarantować, że firma będzie działać niezależnie od rentowności.
To nie jest zwyczajny biznes, to żywotny interes państwa, od którego jest zależne dalsze istnienie całego niepodległego społeczeństwa i gospodarki. Zresztą dopłacanie do takiego zakładu w czasie pokoju i tak zwróci się gospodarczo, kiedy ceny amunicji ponownie wzrosną w czasie następnej wojny.
Przemysł zbrojeniowy fundamentem państwa
Na wojnie walczy całe państwo, nie tylko wojsko, ale też przemysł, nauka i polityka. Zbudowanie konsorcjum Polska Amunicja było bardzo ważnym kamieniem milowym.
Jego udziałowcami, oprócz polskiego państwa, były poważne firmy o niezbędnych kompetencjach, takich jak produkcja broni i automatyka przemysłowa (WB Electronics), hydrauliczna obróbka metali (Pronar) i przetwarzanie materiałów pochodzących z przemysłu zbrojeniowego (TDM Electronics).
Wszystkie te firmy razem mają kompletny zestaw kompetencji, niezbędny do realizacji projektu. Oczywiście krytyka braku przejrzystości jest jak najbardziej słuszna, niestety jest to przykry standard każdego postępowania zbrojeniowego w rządzie.
Tego rodzaju program musi mieć jednak stały nadzór państwa, żeby nie powtórzyć błędów niekontrolowanej „produkcji” w państwowych zakładach, która okazała się tylko montażem zagranicznych podzespołów i tworzyła fikcyjny obraz polskiego przemysłu obronnego przez ponad 20 lat.
Niestety wedle najnowszych informacji politycy zamiast rozwiązywać problemy drogą negocjacji z konsorcjum zdecydowali się wycofać udziały Agencji Rozwoju Przemysłu z programu. Zostawili go w rękach inwestorów prywatnych.
Amunicja 155 mm jest papierkiem lakmusowym naszego przygotowania na poważne zmiany w systemie bezpieczeństwa III RP i stanowi jeden z ogromu problemów trapiących aparat bezpieczeństwa państwa, który wbrew pozorom składa się ze skomplikowanych zależności miedzy naukowcami, przemysłowcami i politykami.
Nie ma, rzecz jasna, jednej prostej formuły do zapewnienia skutecznej współpracy. Będzie ona wymagała wielu porozumień, negocjacji i kompromisów.Dysponujemy jednak licznymi zagranicznymi modelami zarządczymi mogącymi posłużyć do wytworzenia systemu współpracy państwowo-prywatnej.
Państwo musi mieć 100% wglądu w każdy etap produkcji, chociażby do poddostawców materiałów i narzędzi oraz kontrolować wydawanie dużych kwot, które stanowić będą inwestycję w bezpieczeństwo państwa na dekady.
Niemniej jednak to nie tylko wyzwanie, ale i szansa na zbudowanie rodzimego wojskowo-przemysłowego zaplecza stanowiącego żelazny fundamentu państwa.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.