Polski Javier Milei? Kampania Mentzena to zwiastun wolnościowego populizmu
Choć szanse Sławomira Mentzena na zostanie prezydentem są, delikatnie mówiąc, iluzoryczne, to jego kandydatura zasługuje na bliższą uwagę. Lider Konfederacji promuje bowiem kapitalistyczny model prawicy, czerpiąc inspiracje zarówno od argentyńskiego prezydenta Javiera Milei, jak i amerykańskich republikanów. Wolnościowy populizm Mentzena zapewne przypadnie do gustu miejskiej klasie średniej, która widzi w probiznesowych reformach, takich jak obniżka podatków, swoją szansę na awans społeczno-ekonomiczny. Pytanie jednak, czy dalsza liberalizacja gospodarki na wzór amerykańsko-argentyński to faktycznie kierunek, którym Polska powinna podążać?
Polacy chcą programu Mentzena
Decyzja Rady Liderów Konfederacji o wskazaniu Sławomira Mentzena na prezydenckiego kandydata spotkała się z mieszanym odbiorem. Zwolennicy takiego obrotu spraw argumentowali, że w wyborach z reguły większe poparcie zdobywa kandydat przychylny centrowemu elektoratowi.
Wedle tego sposobu myślenia „uśmiechnięty biznesmen” Mentzen jest pod tym względem lepszym wyborem od „katolickiego fundamentalisty” Krzysztofa Bosaka. Przeciwnicy kandydatury Mentzena mają jednak wątpliwości, czy prezes Nowej Nadziei słynący bardziej z zabawnych memów internetowych i wysokiej aktywności w mediach społecznościowych powinien startować w wyborach kosztem merytorycznego, wytrawnego polityka, jakim jest wicemarszałek Bosak.
Obie strony mają na swój sposób rację, lecz pomijają jeden kluczowy aspekt przesądzający o wyborze Mentzena: jest on zgodny z oczekiwaniami wyborców.
Jeśli spojrzymy bowiem na sierpniowy raport z badania CBOS dotyczący finansów publicznych, zobaczymy, że aż 88% sympatyków Konfederacji sprzeciwia się podniesieniu podatków, a z kolei 76% opowiada się za ograniczeniem wydatków państwa. Co jednak kluczowe, to że bardzo podobne wyniki uzyskano wśród zwolenników pozostałych ugrupowań (nawet wśród Lewicy). To potwierdza tezę o niezachwianej dominacji neoliberalnego paradygmatu w świadomości polskich wyborców.
W innym badaniu CBOS, w którym zapytano wyborców o najważniejsze zadania rządu Donalda Tuska, sympatycy Konfederacji za jedno z tych zadań uznali poprawę sytuacji przedsiębiorców (6 w 7-punktowej skali istotności). Pod tym względem wyróżniali się na tle zwolenników innych ugrupowań, dla których – z wyjątkiem wyborców Trzeciej Drogi – nie była to sprawa priorytetowa.
Widzimy więc wyraźnie, że wśród elektoratu Konfederacji nie ma dużego popytu na solidarystycznego kandydata pokroju Bosaka. Wyborcy szukają raczej kandydata o poglądach leseferystycznych, czyli wypisz, wymaluj Mentzena.
O ile prezes Nowej Nadziei ma realne szanse osiągnąć dobry wynik w wyborach prezydenckich (głównie za sprawą sympatyków Konfederacji, ale z pewnością też części konserwatywnych liberałów z Trzeciej Drogi), o tyle przełamanie POPiS-owego duopolu i zdobycie kluczy do Pałacu Prezydenckiego na ten moment graniczy z niemożliwością.
Nie oznacza to jednak, że powinniśmy bez żadnej refleksji zaszufladkować Mentzena jako „kolejnego kandydata na prezydenta”, gdyż jego kampania prawdopodobnie wyznaczy nową ścieżkę dla przedstawicieli polskiej populistycznej prawicy.
Mentzen 2025: opowieść o dzikim kapitalizmie
Sławomir Mentzen jest populistą w pełnym tego słowa znaczeniu. Powszechnie mianem populisty określa się kogoś, kto w celu zdobycia większego poparcia posługuje się chwytliwymi hasłami i proponuje najprostsze rozwiązania skomplikowanych problemów; Mentzen ze swoimi opowieściami o domu, grillu, wakacjach, trawie i dwóch samochodach w życiu każdego Polaka z pewnością spełnia powyższe kryteria.
Druga, bardziej precyzyjna definicja populisty, którą przyjęliśmy m.in. w najnowszym numerze „Pressji”, charakteryzuje człowieka mobilizującego lud do walki z opresyjną elitą. Mentzen za wrogów narodu uważa unijnych urzędników i obecny układ polityczny (popularny „stolik”) w Polsce.
Podczas konferencji inaugurującej kampanię prezydencką Sławomira Mentzena sam zainteresowany reprezentował doktrynę, którą nazwać można wolnościowym populizmem. Na samym początku spotkania zapewnił zgromadzonych, że podobnie jak oni pragnie „silnej, bogatej, dumnej i bezpiecznej Polski”.
Warto zauważyć, że to swoista trawestacja hasła wyborczego „Dumna bogata Polska” z kampanii prezydenckiej Janusza Korwin-Mikkego z 2015 roku. Mimo że Mentzen stara się budować swoją własną legendę na prawicy, nie odciął się całkowicie od politycznego dziedzictwa swojego mentora.
Pożądany stan, tj. bogactwo, siła i duma narodu, może być zdaniem Mentzena osiągnięty jedynie za sprawą przedsiębiorczości, pracowitości i oszczędności. Słowa te przypominają opowieść rodem ze Stanów Zjednoczonych, legendarny amerykański sen, w którym każdy aspirujący przedsiębiorca może osiągnąć dobrobyt, jeśli tylko będzie gotowy ciężko pracować i roztropnie gospodarować zdobytymi pieniędzmi.
Mogłoby się wydawać, że tego rodzaju narracje trafiały do Polaków jedynie 30 lat temu, kiedy po upadku Żelaznej Kurtyny wielu naszych rodaków szukało swojego szczęścia u Wujka Sama. Wówczas, w zrujnowanym przez socjalizm PRL-u, Stany Zjednoczone jawiły się niemal jako Ziemia Obiecana.
Zadziwiać może fakt, iż w – nie bójmy się tego słowa – wysoko rozwiniętej Polsce kapitalistyczny etos i obietnice bogactwa wciąż potrafią oddziaływać na wyobraźnię wyborców. Mentzen zdaje się jednak rozumieć to doskonale i umiejętnie buduje swoją narrację wokół wizji sukcesu. Ta wizja wydaje się trafiać najmocniej do klasy średniej, która widzi w probiznesowych reformach, takich jak obniżka podatków, swoją szansę na awans społeczno-ekonomiczny.
Ciekawym wątkiem wystąpienia kandydata na prezydenta jest triumf kapitalizmu nad socjalizmem. Każda doktryna wymaga moralnego uzasadnienia, a w przypadku wolnościowego populizmu Mentzena jest nim konieczność obrony wolności osobistych. To właśnie wolny rynek w jego wizji gwarantuje te swobody, podczas gdy gospodarka centralnie planowana skutecznie ich pozbawia.
„Polacy przez dekady PRL-u żyli w biedzie nie dlatego, że (…) nie chciało im się pracować czy rozwijać. Żyli w państwie bez wolności politycznej, osobistej, bez wolności słowa, bez wolności gospodarczej. Kiedy wszyscy Polacy tracili nadzieję, że coś się może zmienić, kiedy pogodzili się z tym, że będą biedni i zniewoleni, niemożliwe stało się możliwe i cały blok sowiecki szlag trafił. Niewola przegrała z wolnością, a socjalistyczna, etatystyczna gospodarka z wolnym rynkiem oraz kapitalizmem” – mówił Mentzen.
Część populistów afirmuje wolny rynek i indywidualizm jako podstawy zdrowego społeczeństwa, a część z kolei krytykuje kapitalizm jako system rozbijający trwałe wspólnoty. Sławomir Mentzen zdecydowanie zalicza się do pierwszej grupy, dbając o podtrzymywanie pamięci o wyrwaniu się Polaków z okowów socjalizmu, co w dłuższej perspektywie przyniosło nie tylko dobrobyt, ale i szeroki zakres wolności osobistych.
Wolnościowy populizm przychodzi zza oceanu
Podczas inauguracji swojej kampanii Mentzen wielokrotnie podkreśla, że „nie jest prezydencki”, tj. nie wpisuje się w archetyp głowy państwa obecny w wyobraźni politycznej Polaków. Ma rację, ale tylko połowicznie. O ile jego wizja prezydentury rzeczywiście nie była dotychczas realizowana nad Wisłą, o tyle za Oceanem Atlantyckim istnieje przywódca, który z Mentzenem ma naprawdę wiele wspólnego. Tym kimś jest prezydent Argentyny Javier Milei.
Prezes Nowej Nadziei na antenie Radia ZET sam zresztą przyznał, że od dłuższego czasu obserwuje działalność Argentyńczyka. Jeśli dokonamy analizy obu polityków, istotnie dostrzeżemy cały szereg podobieństw.
Obaj są ekonomistami i przedstawicielami tzw. szkoły austriackiej. Obaj zyskali popularność, występując w telewizji w roli ekspertów (nota bene w roku 2018 Milei był najczęściej zapraszanym przez media ekonomistą w kraju). Obaj prezentują konserwatywne podejście do spraw obyczajowych pokroju aborcji. Obaj wreszcie w sposób nietypowy kreują swój wizerunek.
Sławomira Mentzena oskarża się o to, że zamiast uprawiać poważną politykę, zajmuje się udostępnianiem memów internetowych i opowiadaniem zabawnych tekstów nawiązujących chociażby do Chłopaków z baraków.
Dobra orientacja w kulturze masowej czyni prezesa Nowej Nadziei jednym z najbardziej aktywnych i cieszących się największą liczbą obserwujących w mediach społecznościowych polityków w Polsce. Sam Mentzen we wspomnianej audycji Radia ZET przyznał, że to po części zasługa Javiera Milei, który zainspirował Polaka za sprawą swoich filmików na TikToku.
O ile jednak Mentzen zazwyczaj przestrzega przyjętych norm zachowania w przestrzeni publicznej, o tyle Milei zdaje się nie mieć żadnych zahamowań. By uczcić swoje zwycięstwo w wyborach i symbolicznie zapowiedzieć cięcia budżetowe, wyciągnął piłę łańcuchową, natomiast swój sprzeciw wobec gospodarczych kolektywistów wyraził słowami: „Nie możesz odstąpić tych «zasranych lewaków» nawet na milimetr, bo wykorzystają ten milimetr, by cię zniszczyć”.
Oprócz względów czysto humorystycznych przytaczam te przykłady, aby ukazać kluczowe determinanty sukcesu populistycznej prawicy, jakimi są obeznanie w mediach społecznościowych i szczypta „swojskości”.
Prawicowi populiści często bowiem jawią się jako charyzmatyczni liderzy, z którymi zwykli obywatele łatwo się utożsamiają, a tacy jak Milei czy Mentzen potrafią nawet dostarczać rozrywki swoją działalnością. Z pewnością stawia ich to na wyższej pozycji od chłodnych, często wycofanych przedstawicieli liberalnej elity, do której można zaliczyć chociażby kanclerza Scholza czy prezydenta Macrona.
Oczywiście między Polakiem i Argentyńczykiem można zauważyć też różnice. Co prawda obaj politycy posiadają leseferystyczne poglądy w kwestiach gospodarczych, jednak Milei, jak podkreśla sam Mentzen, prezentuje od niego bardziej libertariańskie podejście.
Prezes Nowej Nadziei popiera jednak politykę terapii szokowej stosowaną przez argentyńskiego prezydenta, łącznie z likwidacją większości ministerstw i wprowadzeniem dolara w powszechne użycie, gdyż wymaga tego „tragiczna” sytuacja gospodarcza Argentyny.
Największe różnice między oboma politykami zdają się tkwić w narracji. Mentzen snuje opowieści o obiecującej przyszłości i bogactwach w zasięgu ręki, podczas gdy Milei, pełen nostalgii, przywołuje czasy prosperity XIX-wiecznej Argentyny.
Jest to w pełni zrozumiałe: Polska, stosunkowo młody członek liberalnej wspólnoty, wciąż może aspirować do wyższych szczebli społeczno-ekonomicznej hierarchii. Tymczasem wielu Argentyńczyków, po dekadach nieudanych rządów Perona i jego następców, straciło nadzieję na lepszą przyszłość.
Tym, którzy chcą zgłębić temat sytuacji gospodarczej Argentyny, gorąco polecam pisany z pozycji libertariańskich artykuł na „Bezprawniku”, którego autor m.in. kwestionuje podobieństwa między Javierem Milei a politykami Konfederacji.
Wszyscy żyjemy w Ameryce
Ja pozostaję jednak przy swojej tezie, że Milei i Mentzen mają ze sobą wiele wspólnego. Obaj głęboko wierzą nie tylko w gospodarczą efektywność kapitalizmu, ale jego moralną wyższość nad etatyzmem i socjalizmem, gdyż ich zdaniem tylko on zapewnia dostateczne prawa i wolności człowieka. Jako wolnościowi populiści chcą walczyć z lewicowymi elitami, które mają narzucać obywatelom ingerencję w ich karierę zawodową i życie prywatne.
Nieprawdą byłoby jednak stwierdzenie, że wolnościowy populizm został opatentowany przez argentyńskiego prezydenta, a następnie afirmowany przez Sławomira Mentzena. Wszak matką wszelkich liberalno-prawicowych nurtów politycznych są Stany Zjednoczone, które obecnie hurtowo importują tę ideologię za sprawą Donalda Trumpa i przychylnych mu republikanów. Konfederaci co prawda podkreślają „stuprocentową polskość”, lecz oglądając ich konwencje do złudzenia przypominające kongresy narodowe republikanów, nietrudno dostrzec, że symboliczna ręka Wujka Sama również obejmuje to środowisko.
To właśnie trumpiści wytyczają ścieżkę, która omija elity – obecnie kojarzone z liberalną lewicą, a wcześniej z prawicą – kierując konserwatystów ku ludowi. Jeszcze niedawno trudno byłoby wyobrazić sobie przemianę miliardera Elona Muska, który przeszedł z liberalnych pozycji, typowych dla jego branży, na trumpistowską prawicę.
Dziś jest gorliwym zwolennikiem tego ruchu, rzucając wyzwanie amerykańskiemu establishmentowi za pomocą memów i bliskiego kontaktu z internautami. Jego zdaniem elity utrudniają zwykłym ludziom prowadzenie działalności zgodnie z ich przekonaniami. Brzmi znajomo, prawda?
Niewidzialna, ale silna ręka neoliberalizmu
Uważam, że wraz z kampanią prezydencką Mentzena dojdzie do częściowej redefinicji polskiej prawicy na wzór zachodni. Obecnie bowiem możemy w Polsce zaobserwować dwa rodzaje konserwatyzmu.
Pierwszy to konserwatyzm bezobjawowy, który stopniowo, ale zauważalnie afirmuje kolejne progresywne prądy ideowe (najlepszym przykładem jest cała Platforma Obywatelska, niegdyś chadecka czy konserwatywno-liberalna, obecnie liberalno-lewicowa. Drugi to konserwatyzm reakcyjny, którego przedstawiciele liczą na zwycięstwo tradycyjnych wartości w tzw. wojnie kulturowej (to np. PiS w wydaniu Przemysława Czarnka czy narodowe skrzydło Konfederacji).
Mentzen ze swoim wolnościowym populizmem przypomina raczej wyrazistych, prawicowych polityków z Zachodu jak wspomniany Milei czy trumpiści, którzy rzadziej eksponują tradycyjnie konserwatywne wartości jak nauka społeczna Kościoła bądź prymat państwa narodowego (co rzecz jasna nie oznacza, że nie robią tego wcale), a więcej uwagi poświęcają konieczności ochrony praw jednostki, w tym niezbywalnego prawa do własności prywatnej i wolności od nadmiernej ingerencji państwa.
Ta wolnościowa narracja jest główną przyczyną gwałtownie rosnącej popularności prawicy wśród młodych obywateli. Patrząc na postępującą laicyzację tej grupy raczej nie przekonają opowieści o przywróceniu chrześcijańskiego ładu w Europie. Co innego perspektywa buntu przeciwko „opresyjnym, socjalistycznym elitom”.
Również centrowi wyborcy prędzej przekonają się do programu partii, która stawia na zapewnienie mieszkańcom dobrobytu i spokojnego życia, a nie takiej, która całą swoją tożsamość opiera na zaostrzeniu przepisów aborcyjnych czy sprzeciwie wobec związków homoseksualnych.
O ile wolnościowy populizm pod patronatem Mentzena będzie jeszcze musiał się w Polsce „zaaklimatyzować”, o tyle neoliberalny paradygmat eksportowany przez Stany Zjednoczone już dawno temu zdominował debatę publiczną nad Wisłą. Wskazują na to choćby wyniki badań CBOS, które przytoczyłem na początku.
Większość Polaków wciąż wierzy, że remedium na wszelkie problemy gospodarcze, niezależnie od aktualnej sytuacji społeczno-ekonomicznej, należy dostrzegać w zmniejszeniu wydatków państwa i obniżeniu podatków.
Tymczasem w momencie, gdy nasz kraj zmaga się z ogromnym deficytem budżetowym, kryzysem demograficznym i pilną potrzebą inwestycji m.in. w wojsko, faktycznie powinniśmy ograniczyć działalność państwa do minimum? Polemizowałbym. Prawica winna raczej walczyć o sprawniejsze funkcjonowanie instytucji publicznych, zdolnych do udzielania obywatelom niezbędnego wsparcia w kryzysach. Stabilne państwo jest bowiem sojusznikiem człowieka, a nie hobbesowskim Lewiatanem.
Nie znaczy to, że kwestionuję pogląd wolnościowców o kapitalizmie jako najlepszym ustroju gospodarczym. Twierdzę jedynie, że wymaga on państwowej korekty. Zwłaszcza że żyjemy w mimo wszystko dobrze prosperującej Polsce, a nie niestabilnej Argentynie, gdzie „terapia szokowa” na modłę Leszka Balcerowicza rzeczywiście może być potrzebna.
***
Mentzen powiedział na swojej konferencji, że „jako Polacy ciągle się do kogoś dostosowujemy”. Zgodzę się z nim: dostosowujemy się do prądów polityczno-gospodarczych, które wywodzą się z idealizowanego Zachodu, a które same nie dostosowują się do naszych uwarunkowań społecznych.
Jednym z takich prądów jest neoliberalizm w wydaniu amerykańskim, choć w tym konkretnym przypadku Mentzen zapewne ma inne zdanie. Nadszedł jednak czas, by zdobyć intelektualną niezależność i zamiast bezrefleksyjnie kopiować zachodnie rozwiązania – nieważne, czy z prawa, czy z lewa – stworzyć własne, skrojone pod nasze potrzeby.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.