Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Polska po cichu znika. Za trzy pokolenia będzie nas niecałe 15 mln

Polska po cichu znika. Za trzy pokolenia będzie nas niecałe 15 mln fot. Tudor Washington Collins; wikimedia commons; Creative Commons Attribution 4.0 International license.

Polska ma już za sobą historyczny szczyt odsetka osób w wieku produkcyjnym. Niska dzietność może być wykorzystana na zwiększenie aktywności zawodowej, ale dywidenda demograficzna nie trwa wiecznie. Bez zmian w dochodach budżetowych zmiany demograficzne doprowadzą do wzrostu zadłużenia Polski nawet do 110% PKB w 2050 r. Polskę od Zachodu odróżnia skala problemu niskiej dzietności. Uspokajające idee, które mogą być kojące w tych krajach, dla Polski mogą okazać się zabójcze. Tak niskiej dzietności nie da się skompensować migracjami.

W sierpniu na portalu 300gospodarka.pl pojawił się artykuł Katarzyny Mokrzyckiej nawołujący do demograficznego optymizmu i przekonujący, że niska dzietność to szansa na lepszą Polskę. Autorka szuka pozytywów w niskiej dzietności. Artykuł zawiera wiele interesujących wątków, do których należy zwrócenie uwagi np. na jakość kapitału ludzkiego i edukacji jako czynnika innowacji, dotychczas rozczarowujące wyniki oddziaływania na dzietność polityk rodzinnych czy podkreślenie, że potrzeba jest matką wynalazków, a wyzwania demograficzne mogą nas zmobilizować do wdrażania efektywnych rozwiązań, polityk i technologii. Wątpliwości budzą jednak dwa elementy przytoczonych jakościowych argumentów, a mianowicie czas i skala. Ich uwzględnienie może prowadzić nas do zupełnie innych wniosków niż autorkę wspomnianego artykułu.

Dywidenda demograficzna. Właśnie z niej korzystamy

Bliższe spojrzenie na światową literaturę demograficzną pokazuje, że w przeciwieństwie do tezy z artykułu brak przejmowania się niską dzietnością nie jest stanowiskiem mniejszościowym. Wprost przeciwnie, to zwracanie uwagi na negatywne konsekwencje niskiej dzietności jest nierzadko głosem wołającego na pustyni. Owszem, w Polsce w publicznej debacie częściej słyszane są głosy ostrzegawcze i wzywające do odwrócenia aktualnych trendów demograficznych, które są postrzegane jako negatywne. Istnieje szereg przesłanek, że jest to jednak rozsądna refleksja oparta o poważne argumenty.

W pełni należy przyznać rację Mokrzyckiej, że nie sama liczba ludności decyduje o sukcesie gospodarczym i społecznym. Rola kapitału ludzkiego, czyli m.in. wykształcenia, zdrowia, przedsiębiorczości, a także kapitału społecznego (relacji międzyludzkich), ma duże znaczenie.

Niższa dzietność pozwala więcej wysiłku – mówiąc tradycyjnymi pojęciami Gary Beckera – skoncentrować na jakości życia mniej licznego potomstwa, zapewnić mu wykształcenie, zajęcia rozwijające talenty czy zadbać o jego zdrowie. Pozwala na jeszcze coś innego – zmniejszenie inwestycji w utrzymanie dzieci. To zarówno sprawa państwa, na którego barkach w większości spoczywa zapewnienie edukacji i opieki zdrowotnej w całym okresie dorastania, jak również rodziców, których potencjalny czas na opiekę jest niejako uwalniany i może być wykorzystany w innych celach, np. na zwiększenie aktywności zawodowej.

Dzięki temu gospodarka kraju otrzymuje dodatkowy impuls. Jest on wzmocniony czynnikiem czysto demograficznym. W okresie, kiedy pierwsze pokolenie ma niewiele dzieci, w strukturze wieku populacji pojawia się charakterystyczne zjawisko – istnieje zarówno (już) niewielki odsetek dzieci, jak i stosunkowo (jeszcze) niewielki odsetek osób starszych, których utrzymanie na emeryturach i dbanie o zdrowie również opiera się głównie na środkach z systemu finansów publicznych.

Zdecydowanie największy udział w strukturze wieku populacji mają zatem osoby w wieku produkcyjnym. Impuls rozwojowy wynikający ze współwystąpienia wysokiego odsetka osób w wieku produkcyjnym z powodu niewielkiej liczby ich dzieci i wysokiej aktywności zawodowej nazywa się dywidendą demograficzną.

W ostatnich latach Polska znajduje się dokładnie w tej sytuacji. W 2010 r. osiągnęliśmy historyczny szczyt odsetka osób w wieku produkcyjnym w populacji, który sięgał 65%. Najliczniejsze roczniki ostatniego wyżu urodzeniowego mają obecnie między 40 a 50 lat, co, jak pokazują międzynarodowe badania Agenta w Polsce zrealizowane pod kierunkiem dr hab. Agnieszki Chłoń-Domińczak, jest okresem, w którym generuje się nadwyżki finansowe ponad własną konsumpcję.

Nadwyżki te służą następnie m.in. jako kapitał zasilający inwestycje w innowacyjne działania oraz baza podatkowa do finansowania edukacji, nauki oraz badań i rozwoju. Ludność w wieku produkcyjnym w Polsce bije kolejne rekordy w swojej aktywności zawodowej, a zatem my w tym pociągu już jedziemy.

Co po dywidendzie demograficznej?

Dywidenda demograficzna nie trwa wiecznie. W końcu ci, którzy licznie pracowali, przejdą na emerytury, a na znacznie mniej licznym pokoleniu ich dzieci spocznie konieczność ich utrzymywania. Doprowadzi to do innej demograficznej anomalii – wysokiego odsetka osób w wieku poprodukcyjnym i stosunkowo niewysokiego w wieku produkcyjnym.

Jeszcze w 1993 r. odsetek osób w wieku poprodukcyjnym wynosił 13%, obecnie jest to już 23%, a za kolejne 20 lat zgodnie z projekcją ONZ (w wariancie medianowym) spodziewać się należy już blisko 33%. Odsetek ten dalej będzie rósł, by pod koniec wieku zbliżyć się do 43%. W tym samym czasie odsetek osób w wieku produkcyjnym będzie niemal identyczny i wyniesie ok. 45%. Wypłata emerytur i utrzymanie opieki zdrowotnej spowoduje zwiększenie zapotrzebowania na ich finansowanie przez finanse publiczne.

Skala wzrostu tych wydatków może być oczywiście łagodzona wydłużaniem okresu aktywności zawodowej czy względnym zmniejszaniem się świadczeń w stosunku do ostatniego wynagrodzenia, aczkolwiek górna realna granica tych działań nie jest znana i pokładanie w tych działaniach nadmiernego zaufania może prowadzić do rozczarowań.

Sfinansowanie zwiększonych potrzeb wydatkowych długiem publicznym ma swoje ograniczenia. Model OECD z 2020 r. wskazuje, że w przypadku braku zmian w dochodach budżetowych zmiany demograficzne prowadziłyby do wzrostu zadłużenia Polski z 56% PKB w 2020 r. do między 90% a 110% już w 2050 r.

Rządy mogą być zatem zmuszone do zwiększenia opodatkowania na rzecz zachowania stabilności budżetowej, co dodatkowo może zmniejszyć przestrzeń finansową młodych dorosłych na utrzymanie własnych dzieci i prowadzić do dalszego zmniejszania dzietności.

To potencjalne zjawisko opisuje znana hipoteza pułapki niskiej dzietności. W Polsce ona również występuje. Z raportu Instytutu Pokolenia Jak rodziny gospodarują budżetem domowym wiemy, że im niższy dochód rozporządzalny przeciętnie posiada rodzina, tym mniej ma dzieci. Ewentualne ograniczenia innych wydatków budżetowych na rzecz finansowania emerytur i opieki zdrowotnej nie dotkną tylko jednej dziedziny. Można się spodziewać ograniczeń w wielu obszarach, w tym edukacji, nauce, badaniach i rozwoju, tworzenia infrastruktury, które są fundamentem kapitału ludzkiego następnych pokoleń i innowacyjności gospodarki, a zatem też wzrostu produktywności.

Co więcej, brak wyraźnego zwiększenia dzietności spowoduje, że będzie to sytuacja permanentna, kiedy osoby starsze już zawsze będą stanowiły bardzo wysoki odsetek populacji. Można zakładać, że owoce chwilowej dywidendy demograficznej początku XXI w. zostaną prędzej czy później przejedzone, a sama dywidenda zamiast stać się obietnicą lepszej przyszłości okaże się tylko łabędzim śpiewem rozwoju kraju, za którą w przyszłości przyjdzie z naddatkiem zapłacić.

Dostępność kapitału się zmniejszy, a infrastruktura stanowiąca fundament rozwoju kapitału ludzkiego, w tym edukacyjna i zdrowotna, zamiast się rozwijać będzie podlegać erozji oraz doprowadzi do pogorszenia przeciętnego stanu zdrowia i ograniczy możliwości edukacji, zwłaszcza w najkosztowniejszych obszarach inżynieryjnych i medycznych, w których szukać należy przełomowych innowacji.

Środki finansowe z tego dodatkowego bonusu, jakim jest dywidenda demograficzna, powinniśmy zatem wykorzystywać nie tylko na rozwój infrastruktury, dróg, kolei, lotnisk, elektrowni czy zapewnienie bezpieczeństwa, o czym często obecnie mówimy w przestrzeni publicznej i co niewątpliwie jest ważne, ale też w zapewnienie długofalowej stabilności populacji. Innymi słowy, w znoszenie barier do posiadania dzieci.

Skala ma znaczenie

Drugim znaczącym elementem różniącym Polskę od krajów Zachodu, w których troska o demograficzną przyszłość pozostaje mniejsza, jest skala problemu niskiej dzietności. Dla Francji, Wielkiej Brytanii, USA czy Holandii, w których współczynnik dzietności oscyluje w ostatnich latach na poziomie między 1,6 a 1,9, rzeczywiście odporność na zmiany wynikające ze starzenia się ludności jest wyraźnie większa niż w Polsce, w której dzietność w 2023 r. wyniosła 1,16 dziecka na kobietę. Uspokajające idee, które mogą być kojące w tych krajach, dla Polski mogą okazać się zabójcze. Tak niskiej dzietności nie da się skompensować migracjami.

Powyżej opisana sytuacja ma też jeszcze inne konsekwencje. Jeśli niska dzietność w Polsce miałaby się utrzymać, to zgodnie z projekcjami ONZ w 2100 r. liczba ludności Polski spadłaby z obecnych blisko 38 mln do 14,5 mln. A przecież na 2100 r. historia się nie skończy. Kontynuacja tych trendów prowadziłaby do spadku liczby ludności Polski w 2200 r. już tylko do ok. 4 mln.

Pamiętajmy, że skutki te dotyczą nie tylko sytuacji wewnętrznej, ale też pozycji międzynarodowej. Spadająca liczba ludności i jednocześnie jej starzenie się zmniejszają pozycję kraju, zdolność do oddziaływania na forum UE czy w bilateralnych relacjach dyplomatycznych i handlowych, ale też możliwości odstraszania czy oddziaływania zbrojnego, jeśli byłoby to konieczne.

A może jednak optymizm jest uzasadniony?

Wciąż możemy być optymistami, choć z innych powodów niż wspomniane w artykule na portalu 300gospodarka.pl. Otóż główne przyczyny niskiej dzietności są znane i niemal w komplecie można na nie oddziaływać, prowadząc (choć nie od razu) do ich znacznego ograniczenia. Należą do nich nierównowaga w wykształceniu kobiet i mężczyzn, wysoki odsetek młodych dorosłych pracujących na czas określony, niedostępność pracy na część etatu, spodziewane trudności finansowe w okresie pierwszych trzech lat po urodzeniu dziecka, niedostępność mieszkań dla młodych dorosłych i jeszcze kilka innych, o których piszę w mojej wydanej w tym roku książce.

Ich ograniczenie bądź likwidacja przyczynią się do wzrostu dzietności, a to rozwiązania znajduje się w naszym zasięgu pod warunkiem realizacji właściwych działań. Negatywne zjawiska nie muszą się pojawić. Jednocześnie zwiększa się szansa na zaistnienie pozytywnych skutków wynikających z wysokiego kapitału ludzkiego kolejnych pokoleń, o których była mowa w artykule Mokrzyckiej na portalu 300gospodarka.pl. Przyszłość zależy od nas. Zarówno aktywne działania, jak również ewentualne zaniedbania będą miały swoje konsekwencje.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.