Unia wyrzuci ludzi na bruk czy uratuje polski sektor budowlany? O dyrektywie EPBD
Dyrektywa europejska EPBD, zwana potocznie dyrektywą budynkową, a przez niektórych dyrektywą wywłaszczeniową, rozpaliła debatę publiczną. Niektórzy przekonywali, że jej wdrożenie będzie prowadzić do odbierania ludziom domów i mieszkań, a w konsekwencji skazywać ich na bezdomność. Czy jest to realne zagrożenie? A może ta dyrektywa to szansa na rozwój gospodarczy? Chcemy czy nie, w najbliższych latach będziemy musieli zmierzyć się z niesionymi przez nią wyzwaniami. Warto więc podejść do nich tak, aby wzmocniły nasze państwo i społeczeństwo.
Nowe oblicze Zielonego Ładu
Wprowadzanie w życie ambitnej polityki klimatycznej Unii Europejskiej, wyrażonej w postanowieniach Europejskiego Zielonego Ładu, stawia przed nami kolejne wyzwania. Jednym z nich jest trwające obecnie wdrażanie dyrektywy Energy Performance of Buildings Directive (EPBD) do porządków prawnych poszczególnych państw członkowskich. Cel dyrektywy jest ściśle związany z przyjętym przez UE zobowiązaniem do zmniejszenia emisji gazów cieplarnianych netto o 55% do 2030 r. (względem 1990 r.). Budynki w Unii Europejskiej odpowiadają z kolei za 40% zużycia energii, emitują 36% gazów cieplarnianych.
Dyrektywa budynkowa wiąże się również z tzw. ETS2, czyli rozszerzeniem systemu handlu emisjami na budownictwo i transport. Z analizy think thanku Forum Energii pt. Czysta i tania energia w polskich domach wynika, że na skutek objęcia budownictwa systemem ETS w 2027 r. koszt ogrzewania gazem może wzrosnąć o 17%, a węglem o 53%, z kolei po 2035 r. ogrzewanie gazem będzie aż o 80% droższe, a węglem o ponad 250% względem obecnej sytuacji.
Raport autorstwa Wandy Buk i Marcina Izdebskiego szacuje, że dla przeciętnej polskiej rodziny skumulowane koszty ETS2 wyniosą 24 018 zł w latach 2027-2035 w przypadku gazu i 39 074 zł w przypadku węgla przy założeniu braku zmniejszenia energochłonności budynku poprzez termomodernizację. Jeszcze gorzej jest w przypadku domów energochłonnych (czyli tzw. wampirów energetycznych o najwyższym zapotrzebowaniu na energię). Wtedy koszty te wzrastają odpowiednio do 45 831 zł i 77 318 zł.
Warto jednak podkreślić, że choć dyrektywa budynkowa jest w pewnym sensie odpowiedzią na ETS2, nie odpowiada za wyżej wymienione koszty. Co prawda, w dyrektywie wyznaczone są poziomy redukcji emisji, jednak znajdują się w niej zapisy mające zapewnić, że środki finansowe trafią do najbardziej wrażliwych grup gospodarstw domowych. Dokument zobowiązuje też państwa członkowskie do tworzenia programów wsparcia. Koszty dyrektywy budynkowej nie są związane bezpośrednio z ETS2, a z koniecznością redukcji zużycia energii. Ponadto znaczną część faktycznego wdrażania dyrektywy oddano w ręce krajowych parlamentów, które będą ją implementować, a także rządów tworzących dokumenty strategiczne.
Nie taka dyrektywa straszna, jak ją malują
Wokół dyrektywy budynkowej narosło wiele mitów. Pierwszy z nich mówi, że to koniec gazu w ogrzewnictwie indywidualnym, a instalacje gazowe mają być do końca 2040 r. wyłączone z eksploatacji, wręcz będą zdejmowane ze ścian. To nieprawda – w dyrektywie znalazł się dość miękki zapis dotyczący paliwa, a nie samych kotłów. W grę wchodzi więc np. domieszka biometanu do gazu ziemnego, aby ten gaz „zazielenić”.
Benchmarkiem mogą być Niemcy. Według wprowadzonej przez ten kraj ustawy ciepłowniczej (GEG) domieszka biokomponentów w paliwie grzewczym powinna osiągnąć 30% w 2035 r., 60% w 2040 r. i 100% w 2045 r. Warto podkreślić, że polski operator przesyłowy Gaz-System już od zeszłego roku przygotowywał się na pojawienie się gazu z domieszką biometanu, który mógłby pochodzić chociażby z Danii, gdzie domieszka biometanu wynosi około jednej trzeciej.
Prawdą jest to, że w 2030 r. nie będzie już wolno montować kotłów gazowych w nowym budownictwie, gdyż od tej daty wszystkie budynki będą musiały być całkowicie bezemisyjne. Od przyszłego roku wycofane zostanie dotowanie samych kotłów gazowych, jednak możliwe będzie finansowanie systemów hybrydowych z wykorzystaniem energii słonecznej czy pomp ciepła.
Dyrektywa nie wprowadza także powszechnych remontów i wywłaszczeń (brak takich zapisów, na gruncie prawa polskiego wszystkie możliwości wywłaszczenia są wyraźnie wymienione w przepisach i zmiany w tym zakresie nie są planowane), a także karania właścicieli domów za nieprzeprowadzenie remontu czy niedostosowanie do określonych norm. Państwa dostały tu sporą swobodę w zakresie regulacji krajowych – mają obowiązek przygotowania krajowego planu renowacji budynków, muszą przy tym jednak uwzględnić pewne szczegółowe warunki.
Do 2030 r. zużycie energii pierwotnej w budynkach mieszkalnych powinno się zmniejszyć o co najmniej 16%, a do 2035 r. o 20-22% w porównaniu z 2020 r. 55% tego ograniczenia musi być ponadto osiągnięte przez modernizację 43% budynków o najgorszej charakterystyce. Dyrektywa ma za to sporo wyłączeń, które obejmują m.in. budynki wykorzystywane na działalność religijną, pustostany czy obiekty używane sezonowo.
Nieprawdą jest również to, że dyrektywa budynkowa nakaże wymianę pieca na ekologiczny. Przepisy dotyczące wymiany pozaklasowych źródeł ogrzewania, tzw. kopciuchów, regulowane są uchwałami antysmogowymi przez poszczególne województwa, mają więc charakter prawa lokalnego. Uchwalane były na długo przed wejściem w życie dyrektywy budynkowej w obecnym kształcie, a część z nich już obowiązuje. To sejmik województwa, a nie dyrektywa budynkowa, nakazuje wymianę źródła ogrzewania, a następnie gminy (z różną skutecznością) egzekwują te zapisy.
Trzeba też pamiętać, że w dyrektywie budynkowej znalazły się zapisy o zużyciu energii pierwotnej, które paradoksalnie mogą stać się korzystne dla Polski. Wystarczy bowiem wymienić kocioł węglowy na nowoczesny kocioł pelletowy. Wówczas bez żadnego docieplenia zużycie energii pierwotnej spada, gdyż pellet jest uznawany za odnawialne źródło energii. Na ile jest to skuteczna i długofalowa strategia (oparta przecież na spalaniu drewna), to rzecz dyskusyjna (a przecież sama Unia Europejska potrafiła już wpaść np. w pułapkę gazową), jednak takie zapisy dyrektywy są po prostu faktem.
Ubóstwo energetyczne realnym problemem Polaków
Przy okazji dyskusji o dyrektywie budynkowej trudno uciec od tematu ubóstwa energetycznego. Choć w oczywisty sposób wiąże się on z kwestią emisji dwutlenku węgla, to jednak nie ona jest kluczowa. Starzejąca się substancja mieszkaniowa, często wznoszona w czasach, w których nie obowiązywały żadne normy, a pojęcie efektywności nie istniało poza tekstami Bogusława Wolniewicza (tak, tak!), powoduje, że część Polaków wciąż jest zmuszona mieszkać w „wampirach energetycznych”.
Polski Instytut Ekonomiczny wyróżnia cztery miary ubóstwa energetycznego: dochodową – wysoki udział kosztów energii w wydatkach gospodarstwa domowego, strukturalną – ubóstwo ekonomiczne pogłębione dodatkowo wysokimi opłatami za energię, komunalną – wynikającą z braku infrastruktury lub nieefektywnego budynku, ukrytą – niskie wydatki na energię wynikają ze skrajnego ograniczania jej konsumpcji. Według danych PIE dotykają one łącznie nawet 40% gospodarstw domowych.
Kilkanaście procent osób deklaruje dochody poniżej minimum socjalnego po opłaceniu rachunków za energię, podobnie jak wydawanie minimum 15% dochodów na energię. Z kolei kilka procent gospodarstw domowych zmaga się z problemem grzyba, pleśni lub zawilgocenia w mieszkaniu.
Z oczywistych względów ubóstwo energetyczne w Polsce spada. Rosnąca zamożność społeczeństwa przekładała się w ostatnich latach na zmniejszenie udziału rachunków za energię w całości kosztów gospodarstw domowych. Wybuch pandemii i idąca za nim inflacja, a następnie wojna na Ukrainie odwróciły ten trend. Nadchodzący ETS2 z pewnością (co obrazują dane z raportów) jeszcze mocniej uderzy w kieszenie właścicieli gospodarstw domowych, o ile nie przeprowadzimy masowej modernizacja polskiej substancji mieszkaniowej.
Ubóstwo energetyczne to jednak nie tylko kwestie finansowe. To również problemy zdrowotne, o czym świadczy wiele publikacji naukowych. Niedogrzewanie pomieszczeń skutkuje rozwojem chorób układu oddechowego, alergii, zaburzeń hormonalnych, zaburzeń funkcjonowania układu krążenia czy pogorszeniem dobrostanu psychicznego. Poprawa stanu mieszkań jest więc istotna dla poprawy jakości i komfortu życia.
Szansa dla sektora budowlanego
Stwierdzenie, że wdrożenie dyrektywy budynkowej to szansa dla polskiego sektora materiałów budowlanych, nie jest chyba kontrowersyjne. Modernizacja substancji mieszkaniowej będzie dotyczyć całej Unii Europejskiej, a polskie produkty mogą stanowić kluczowe ogniwo tej transformacji. Już dziś jesteśmy jednym z liderów eksportu i produkcji materiałów budowlanych. Przykładowo w zakresie stolarki otworowej nie mamy sobie równych, a polskie okna i drzwi trafiają do ponad 100 państw świata.
Szeroko rozumiana branża budowlana generuje około 10% PKB Polski i odpowiada za 1 mln miejsc pracy. W 2023 r. eksport materiałów budowlanych znad Wisły był wart 13,7 mld euro – to piętnasta sekcja towarowa w polskim eksporcie. W ciągu ostatnich 14 lat to wzrost o blisko 250%.
Jednocześnie od „górki” w 2017 r. widoczny jest trend spadkowy w dziedzinie budowy domów jednorodzinnych. Względem 2021 r. budowa domów prywatnych zlecanych przez inwestorów indywidualnych spadła o blisko 70%. Również dane GUS-u dotyczące rozpoczętych budów mieszkań indywidualnych wskazują w jasny sposób na spadek zamówień względem 2021 r., który był rekordowym zwieńczeniem poprzednich lat na wznoszącej.
Jeśli ten trend spadkowy utrzymałby się w kolejnych latach (a droższy obecnie pieniądz będzie temu sprzyjać), remonty i modernizacja domów jednorodzinnych mogłyby ograniczyć negatywny wpływ tego spadku na gospodarkę krajową. Wolne zasoby związane ze spadkiem zamówień na rynku pierwotnym możemy wykorzystać na modernizacje istniejącej tkanki, zwłaszcza że branże ociepleniowa i stolarki budowlanej znajdują się wśród tych o największym ryzyku wykonawczym. Sporo zależy od tego, jak szybko Rada Polityki Pieniężnej obniży stopy procentowe i kiedy (lub czy w ogóle) rynek budowlany z powrotem znajdzie się w trendzie wznoszącym.
EPBD a sprawa polska
Dyrektywa EPBD w pewien sposób wpisuje się w prowadzoną w Polsce politykę związaną z budynkami, zwłaszcza mieszkalnymi. Od 2018 r. funkcjonuje w naszym kraju program wymiany pieców i podnoszenia efektywności energetycznej budynków „Czyste Powietrze” (CP). Udało się go dostroić tak, że tygodniowo trafia do niego ponad 5 tys. wniosków.
Do dziś w ramach CP wymieniono już ponad 400 tys. „kopciuchów”. Przeprowadzono też 120 tys. kompleksowych termomodernizacji (pojęcie to pojawiło się w 2023 r. wraz z kolejną wersją programu) wiążących się z wyższym poziomem dopłaty, a jednocześnie osiągnięciem konkretnego wskaźnika zapotrzebowania na energię. Łączna liczba wniosków od początku funkcjonowania programu sięgnęła już ponad 880 tys. (liczba ta zawiera zarówno wymianę źródła ogrzewania, jak i samą termomodernizację, jeśli ktoś posiada już czyste źródło ogrzewania), a kwota wnioskowanych dotacji to blisko 29 mld zł. Do tego należy dodać modernizacje związane z programem „Ciepłe Mieszkanie”.
To jednak nie koniec. Z ostatnich dostępnych danych z 2022 r. wynika, że z działającej od 2019 r. ulgi termomodernizacyjnej, która pozwala odliczyć od podstawy opodatkowania nawet 53 tys. zł wydane na poprawę efektywności energetycznej budynku, skorzystało 1,2 mln podatników, a kwota odliczenia wyniosła w tym czasie prawie 21,4 mld zł.
Łącznie dotacji na samą poprawę efektywności energetycznej domów jednorodzinnych jest więcej niż tych, które obejmują wymianę źródła ogrzewania. To pokazuje, że Polacy rozumieją znaczenie oszczędzania energii w swoich domach, a jednocześnie nie są im obce problemy ograniczania niskiej emisji czy emisji gazów cieplarnianych.
W swoim exposé w 2019 r. Mateusz Morawiecki zapowiadał modernizację lub wybudowanie minimum 1 tys. zeroemisyjnych szkół, co niestety nie zostało zrealizowane, a przecież to zapowiedź, która była realizacją zapisów dyrektywy EPBD w zakresie budynków niemieszkalnych. To nie tylko oszczędności na energii, ale również podniesienie standardu użytkowania budynków, który przekłada się wprost na jakość nauki, a w przypadku szpitali na samopoczucie pacjentów. Jestem zdziwiony, że ministry Leszczyna i Nowacka nie wzięły tego problemu – namacalnego, wpisującego się w polityki UE i szczodrze finansowanego – na swoje sztandary, choć w ostatnim czasie Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska uruchomił program dotacji dla placówek edukacyjnych.
Chciałbym, aby zrozumienie dla tego wyzwania połączyło polską klasę polityczną. PRL na tysiąclecie państwa polskiego zafundował nam 1 tys. szkół, które znacząco poprawiły jakość życia uczniów, zwłaszcza na terenach wiejskich. Czy zbliżająca się tysięczna rocznica koronacji Bolesława Chrobrego nie jest więc idealną okazją do daleko idącej i zasobnej w liczby modernizacji energetycznej polskich budynków użyteczności publicznej?
Wyzwania, ale też szanse
Choć głównym katalizatorem zmian w tkance mieszkaniowej będzie bez wątpienia ETS2, który, o ile nie uda się podnieść standardu energetycznego budynków, będzie dla gospodarstw domowych dramatycznym obciążeniem, to nie jest tak, że również dyrektywa EPBD nie niesie za sobą żadnych wyzwań czy kosztów. Wiele polskich domów znajduje się w fatalnym stanie technicznym, który w zasadzie wyklucza jakąkolwiek opłacalność ich modernizacji. To domy, którym należy – mówiąc kolokwialnie – „dać spokój”. To powinno znaleźć się w polskiej agendzie.
Znaczna część kosztów spadnie na gospodarstwa domowe, jednak państwo jest zobligowane na mocy dyrektywy do wprowadzenia narzędzi wsparcia (takie już w Polsce mamy w postaci „Czystego Powietrza” i „Ciepłego Mieszkania”). Niestety, co należy jasno podkreślić, zostaliśmy wepchnięci w pułapkę gazową przez instytucje europejskie, które wydają się nie wykazywać zrozumienia dla wysiłku transformacyjnego podjętego przez polskie państwo i gospodarstwa domowe w celu poprawy jakości powietrza.
Nie ma jednak mowy o jakichkolwiek wywłaszczeniach czy obowiązkowych remontach wszystkich budynków, jeśli tego typu zapisy nie znajdą się w krajowych dokumentach (a na to się nie zanosi). Ponadto należy pamiętać, że tego typu modernizacje obejmą całą Europę i ograniczenia zużycia energii będą znacznie łatwiejsze do wykonania w warunkach polskich niż w Europie Zachodniej, gdzie jakość substancji budynkowej jest lepsza. Polski biznes może być ogromnym beneficjentem tego procesu.
Nie można zapomnieć o roli państwa, które musi przygotować się nie tylko do wsparcia obywateli w remontach czy modernizacji budynków użyteczności publicznej, ale poprzez państwowe spółki również do rozwoju paliw alternatywnych, takich jak biometan. Bez silnego udziału państwa w tym procesie skończy się on po prostu fiaskiem.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.