Polska potęgą w produkcji baterii. Unia może to zniszczyć
Unijne „rozporządzenie bateryjne”, które może zniszczyć w Polsce branżę produkcji nowoczesnych akumulatorów, to tylko pierwszy sygnał ostrzegawczy. Grozi nam bolesne zderzenie ze ścianą, którą będzie rozpoczęta przez kraje Zachodu walka o odbudowę przemysłu.
Nowe przepisy UE
Niewiele gałęzi nowoczesnego przemysłu na świecie rozwija się szybciej niż produkcja baterii. Całkiem niedawno, w 2021 r., The Business Research Company wyceniała globalny rynek akumulatorów na obiecującą kwotę 84 mld dolarów. Tegoroczne prognozy mówią, że w 2030 r. będzie on wart ponad 420 mld dolarów.
Gdy w 2023 r. nad tą kwestią pochyliła się Komisja Europejska, oszacowała, że do końca dekady światowy popyt na baterie wzrośnie aż czternastokrotnie! Szacunku tego dokonywano przy okazji wprowadzania w życie rozporządzenia w sprawie baterii i zużytych baterii, będącego elementem Europejskiego Zielonego Ładu, a zaakceptowanego przez Parlament Europejski 12 lipca 2023 r.
Mówi ono, iż każdy akumulator dla pojazdu elektrycznego oraz służący do magazynowania energii o pojemności powyżej 2 kWh, będzie musiał posiadać deklarację dotyczącą śladu węglowego. Nowe prawo zawiera też „mapę drogową”, wyznaczającą etapy ograniczania śladu węglowego baterii, który ostatecznie ma spaść do zera. Nakazuje ona m.in. wyposażyć w 2025 r. akumulatory w certyfikat z oznaczonym śladem węglowym, a od połowy 2028 r. wprowadzić jego maksymalne progi.
Żeby tak się stało, Komisja Europejska musi przygotować i ogłosić akty wykonawcze, które określiłbym metodologią naliczania śladu. Jak doniósł „Puls Biznesu”, w KE zwyciężyło stanowisko francuskie. Zgodnie z nim ślad wyliczy się nie na podstawie źródeł energii, z jakich korzysta dana fabryka; punktem odniesienia będzie miks energetyczny państwa, na którego terytorium zlokalizowano zakłady.
Kiedy decyzja oficjalnie zapadnie, kolejnym krokiem KE stanie się określenie wysokości dopuszczalnych śladów węglowych dla danego typu baterii. Przekroczenie norm otworzy możliwość zablokowania sprzedaży takiego produktu na terenie Unii (zał. II, pkt. 9 rozporządzenia). Przypomnijmy, że żaden duży kraj UE nie ma równie wielkich szans jak Polska, by znaleźć się pod tym progiem.
III RP może się pochwalić niezmiennie najgorszym miksem energetycznym w Unii. Zobaczmy, jak wyglądał w 2023 r. Spalając węgiel, wyprodukowaliśmy 63% energii elektrycznej, spalanie gazu ziemnego to 10%, zaś źródła odnawialne zaledwie 27%. Właściwie każdy inny kraj UE wypada w tej statystyce lepiej, zwłaszcza Francja, gdzie średnio 75% prądu w sieci zapewniają elektrownie jądrowe, a kolejne 10% wodne. Do tego dochodzi OZE i w szczątkowej formie elektrownie gazowe.
Tymczasem procedury decyzyjne związane z „rozporządzeniem bateryjnym” zaszły tak daleko, iż na drodze oficjalnych działań obecny rząd może mniej więcej tyle, ile mógł rząd Morawieckiego próbujący zmusić Komisję Europejską do zablokowania bezcłowego importu żywności z Ukrainy.
Polski przemysł bateryjny drugi na świecie
W roku 2023 r. wartość światowego rynku baterii oceniono na 125,35 mld dolarów. Przypomnijmy, że za sześć lat ma być wart już przeszło 420 mld dolarów. Wzrost produkcji samochodów elektrycznych, innych urządzeń zasilanych bateriami i budowa magazynów energii zdają się to gwarantować. Z kolei Komisja Europejska szacuje, iż burzliwie rozwijająca się gałąź przemysłu wygeneruje wkrótce 4 mln nowych miejsc pracy.
Z tej puli setek miliardów dolarów i milionów miejsc pracy Polska ma nadal szansę całkiem sporo wyszarpać dla siebie. W wyścigu wystartowała wręcz fenomenalnie. Dekadę temu zaczęła niemal od zera. Teraz na terenie naszego kraju systemy bateryjne produkuje 8 wielkich wytwórni, a podzespoły i potrzebne związki chemiczne dostarcza ok. 30 innych. Powstała cała gałąź przemysłu warta ok. 40 mld złotych i dająca pracę ok. 30 tys. ludzi.
Jak wielki to skok, najlepiej uświadamia fakt, że w tym roku na świecie jedynie na terenie Chin wyprodukuje się więcej akumulatorów litowo-jonowych niż w Polsce. Przy czym, żeby znać proporcje, produkcja z Chin (które zdominowały cały rynek) to baterie o łącznej pojemności ok. 900 GWh, z Polski 73 GWh, a USA 70 GWh. Reszta Europy prezentuje się żałośnie, ale to stan przejściowy.
Lepiej inwestować w Polsce czy we Francji?
Stany Zjednoczone, Francja i Niemcy rzuciły wszystkie ręce na pokład, aby zacząć doganiać Państwo Środka. Inwestycje w produkcję baterii mogą liczyć na ułatwienia, subwencje i wszystko, czego wytwórcy zapragną, byle zechcieli wybrać oferujący profity kraj.
Francuska wrzutka w Komisji Europejskiej, żeby naliczać „ślad węglowy” od miksu energetycznego całego państwa, to mistrzowskie zagranie, ponieważ pozwala upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Zauważmy, że w Chinach każda wytwórnia akumulatorów bez problemu mogłaby czerpać energię z OZE, elektrowni wodnych lub jądrowych z racji ich dostępności w tym kraju. Jednak w skali całego państwa aż 60% produkcji prądu to elektrownie opalane węglem.
Zatem jeśli francuski trik wejdzie w życie, to chiński producent chcący sprzedawać swe baterie nad Sekwaną będzie musiał uruchomić ich wytwórnię tam, gdzie elektrownie nie emitują CO2. A to we Francji jest najbardziej zielono, za sprawą reaktorów jądrowych.
Niestety przed dokładnie tym samym dylematem mogą stanąć wszystkie firmy, które zainwestowały w zlokalizowane w Polsce wytwórnie baterii i podzespołów do nich. Na czele z południowokoreańskim LG Energy Solution, które z tytułu samego podatku CIT uiściło w 2022 r. fiskusowi 505 mln zł i zapewnia pracę 7 tys. mieszkańców Dolnego Śląska.
Zróbmy sobie jeszcze ogólny szacunek możliwych strat, zakładając, że absolutnie wszystko pójdzie dla Polski źle. Podliczmy zatem bardzo ogólnikowo pieniądze, jakie branża akumulatorowa w Polsce przekazuje w formie różnych podatków i opłat państwu oraz samorządom.
Dorzućmy to, co pracujący w niej ludzie, całkiem dobrze wynagradzani, oddają w podatkach, akcyzach, składkach dla ZUS etc. Wychodzi nam, że za kilka lat III RP może się pożegnać z rocznym wpływem jakiś 3–5 mld zł (szacunek własny). No i jeszcze ta premia eksportowa. W pierwszym kwartale 2024 r. wyeksportowano z Polski baterie warte 12 mld złotych.
W najgorszym scenariuszu Polacy będą jak dzieci stojące przed szybą cukierni, za którą umieszczono wart pół biliona dolarów wielki tort – światowy rynek baterii. A jedyne, co im pozostanie, to polizać szybę. Bo energię elektryczną wytwarzaną bez emisji CO2 ma Francja.
Nowa epoka światowego przemysłu
Przy czym może być dużo gorzej. Chcąc to sobie uświadomić, trzeba na moment zajrzeć za Atlantyk. Czasy, gdy Chiny przyciągały produkcję przemysłową z całego świata, dobiegły końca, bo Stany Zjednoczone pragną zrobić dokładnie to samo.
Trump zaczął od windowania stawek celnych, uderzając gównie w Państwo Środka. Biden dorzucił pakiet trzech przełomowych ustaw: The Infrastructure Investment and Jobs Act (IIJA), The Inflation Reduction Act (IRA) i The CHIPS and Science Act.
Wraz z rosnącymi stawkami celnymi tworzą one całościowy system mówiący jedno: chcesz sprzedać w USA coś wytwarzanego przez najbardziej perspektywiczne gałęzie przemysłu, od półprzewodników poczynając, na pojazdach elektrycznych kończąc? Musisz to produkować na amerykańskiej ziemi. A my ci w tym bardzo pomożemy. Jeśli odmówisz, jeszcze bardziej ci zaszkodzimy.
Co ciekawe, w ślad za Stanami Zjednoczonymi usiłuje podążać Emmanuel Macron. Odkąd został prezydentem, co roku, na początku maja, zaprasza do Pałacu Elizejskiego szefów największych firm przemysłowych Francji i świata, żeby omawiać z nimi projekty reindustrializacji V Republiki.
W zeszłym roku podczas powitalnego wystąpienia chwalił się, że po latach znikania już 300 nowych fabryk „powstało na całym terytorium Francji”. Następnie oznajmił: „Ta ekspansja przemysłu musi być kontynuowana i przyspieszana, aby przygotować Francję jutra”.
Trik ze sposobem naliczania śladu węglowego nieco w tym pomoże. Zresztą można go przecież rozszerzać na koleje produkty i branże. Jedyne ograniczenie to bariery ludzkiej wyobraźni.
Zaś wkrótce zapewne obudzą się Niemcy, widząc, jak coraz szybciej uciekają z RFN firmy przemysłowe. Jedną sztuczkę da się uzupełnić innymi, jeszcze sprytniejszymi. Znów, ogranicza ich tylko siła ludzkiej wyobraźni oraz zdolność do przeforsowania swojego stanowiska na szczycie Rady Europejskiej i w Parlamencie Europejskim.
Lecz jeśli tak by się stało, wówczas zostałby naruszony fundament, na którym zbudowano Unię: fundament uczciwej konkurencji. Na jej straży ma obowiązek stać Komisja Europejska. Ale ta zawsze będzie mogła odpowiedzieć, że gdy przeprowadzano transformację energetyczną, Polska zaspała. Reszta to didaskalia.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.