Je***ie PiS-u to nie wypadek przy pracy, a skutek. Tylko Campusu szkoda
„Je***pisizm” na campusowym silent disco nie było przypadkiem, lecz konsekwencją procesu, który trwa nie od wczoraj. W 2020 roku uznano, że PiS-owi nie przysługują żadne prawa, a w krytyce czy słownej agresji wobec tej partii nie potrzeba hamulców. Tak jest do dzisiaj. To wówczas najbardziej agresywne hasła były nie tylko akceptowane przez liberalne autorytety i dystrybutorów społecznego szacunku, ale wręcz jawnie usprawiedliwiane i wspierane.
Kilka dni temu internet obiegło nagranie z silent disco organizowanego na Campus Polska, w którym widać jak sala młodzieży dobrze bawi się w rytm przyśpiewki „je*** PiS”. Film szybko zniknął z konta Mikołaja Wasiewicza, młodego radnego PO, ale jak wiadomo – w internecie nic nie ginie.
Zacznijmy od tego, że sam fakt publicznego skandowania „je*** PiS” jest przejawem smutnego procesu totalnego upadku kultury politycznej. Wydawać by się mogło, że taka obserwacja jest tak banalna, że aż wstyd o tym pisać. A jednak przyszło nam żyć w czasach, gdzie to, co oczywiste przestaje takim się wydawać.
A przecież na PiS nie trzeba głosować. Nie trzeba tej partii popierać. Ba, można ją krytykować i namawiać innych do tego samego. Ale nie powinno się przy tym okazywać manifestacyjnie pogardy i chamstwa.
Gdyby jakiś czas temu ktoś, nie znając kontekstu, usłyszałby tę historię i kluczowe dla niej hasło, to pomyślałby, że ma ona miejsce na jakimś polskim prowincjonalnym stadionie piłkarskim w głębokich latach 90. Tymczasem wydarzyła się w „fajnym, uśmiechniętym” miejscu, gdzie zebrała się liberalna elita młodzieży interesująca się sprawami publicznymi.
Udawane przeprosiny
Ale incydent nie ogranicza się przecież do wybryku grupki młodzieży, choć tak sprawę stawiają politycy PO. Wyraźnie na filmie widać, jak za DJ-ką stoją politycy PO – Sławomir Nitras oraz Adam Szłapka. Nie tylko nie hamują młodzieży, ale dobrze się bawią, nakręcając imprezę.
O ile w przypadku młodzieży trudno stawiać wysokie oczekiwania i należy mówić o niestosownym zachowaniu, o tyle zachowanie znanych i doświadczonych polityków należy uznać za bulwersujące.
Mając zaś na uwadze, że są to konstytucyjni ministrowie, to trzeba powiedzieć jasno, że dotknęli oni dna. Dno jest tym bardziej głębokie, że nie można całego wydarzenia zrzucać na „gorączkę sobotniej nocy”. Wszak na następny dzień nie padło nawet proste słowo „przepraszam”.
Sławomir Nitras powiedział jedynie, że żałuje, że to się wydarzyło. Reakcja była w konwencji „non-apology apology”. Można było odnieść wrażenie, że nie było tam ani grama poczucia niestosowności. Żal wynikał raczej z tego, że sprawa się rozniosła w mediach. Nie zaś dlatego, że w ogóle do niej doszło.
Wrażenie wzmocnił przekaz z samej góry. Donald Tusk w swoim stylu na platformie „X” skomentował iż „śpiewać każdy może, trochę lepiej lub trochę gorzej”. To nie tylko jasny przekaz, że nie będzie reprymendy wobec ministrów, ale też jasne przyzwolenie na dehumanizację i obrażanie jego politycznych wrogów.
Chamstwo w wysublimowanej otulinie
Reakcja premiera była rozczarowująca, ale przecież nie zaskakująca. „Je***pisizm” na campusowym silent disco nie był przypadkiem, a jedynie konsekwencją procesu, który trwa nie od wczoraj. Hasło to nie powstało na Campusie, ale znacznie wcześniej. Spopularyzowało się wpierw przed wyborami prezydenckimi 2020 roku, a w sposób szczególny – podczas marszów protestacyjnych po wyroku TK.
Wówczas uznano, że PiS-owi nie przysługują żadne prawa, a w krytyce czy słownej agresji nie ma hamulców. Tak jest do dzisiaj. Nie powinno to dziwić. To wówczas najbardziej agresywne hasła były nie tylko akceptowane przez liberalne autorytety i dystrybutorów społecznego szacunku, ale jawnie usprawiedliwiane, a nawet wspierane.
W raporcie opublikowanym przez Fundację Batorego pt. Język rewolucji na wielu stronach na czynniki pierwsze rozbierano hasła „wy***rdalać” czy „j***ć PiS” z nieukrywanym, pozytywnym podnieceniem.
Inga Iwasiów tłumaczyła, że „ten język scala nas jako trafny i bezalternatywny”. Zachwycona Agnieszka Graaf zwracała uwagę, że „nastąpił wybuch niezwykłej energii politycznej i twórczości językowej”. Waldemar Kuligowski spieszył wyjaśnić, że „wy***rdalać wobec PiS” to nie jest to samo wy***rdalać, którym posługują się kibole. Co to to to nie!
Wyjaśniał, że jest różnica między surowym „wy***rdalać”, a „wy***rdalać” wobec PiS. Polega na tym, że wykrzykiwane w 2020 roku słowo jest „głęboko zanurzone w otulinie wysublimowanych, pomysłowych, innowacyjnych i subtelnych haseł, które odwołują się do porządków literatury, kultury, języka, muzyki itd.”.
Te kilka cytatów – a jest w ich raporcie najsilniejszego polskiego NGO’sa i najważniejszego think tanku obozu liberalno-lewicowego wielokrotnie więcej – uświadamia, że nie powinniśmy zadowalać się jedynie pytaniem, jak młodzież ma być lepsza od swoich politycznych liderów. Powinno iść w parze z drugim: jak politycy mają być lepsi od autorytetów opinii publicznej, ludzi nauki, idei i sztuki?
Tylko Campusu szkoda
Incydent na Campusie jest smutny także z tego powodu, że wydarzył się właśnie tam. Campus Polska to oczywiście polityczna inicjatywa z wyraźnym ideowym i politycznym przekazem, ale oryginalna i dużo ciekawsza od siermiężnych partyjnych kongresów.
Uczestniczyli w nim młodzi ludzie głównie o bliskich organizatorom poglądach, ale niekoniecznie z partyjnych młodzieżówek. Umiejętne połączenie agendy merytorycznej z ofertą kulturową dawało poczucie świeżości i dobrej inwestycji w młode pokolenie. Na Campus przyjeżdżały też osoby o innych niż „platformerskie” poglądach, choć głównie te o wyraźnie progresywnym profilu.
Także Klub Jagielloński był obecny przez dwie edycje – i to w roli partnera współtworzącego własne punkty agendy. Pojedynczych konserwatystów albo krytyków liberalnego mainstreamu było znacznie więcej. Dawało to poczucie ograniczonego, ale jednak pluralizmu całego wydarzenia. Dla nas – było rzadkim symbolem gotowości do przeskakiwania plemiennych rowów i otwartości na prawdziwą, nie zawsze dla wszystkich przyjemną, wymianę myśli.
Odstępstwa od głównego nurtu myśli liberalnej po przejęciu przez PO władzy na Campusie już niestety możemy szukać ze świecą. Wulgarne „silent disco” było więc też kropką nad i procesu „platformizacji” eventu.
Piszę o tym bez cienia satysfakcji. Dotychczas Campus po prostu pozytywnie wyróżniał się na tle konkurencji. Idzie natomiast w kierunku mało perspektywicznym. „Je*** PiS” powinno być kolejnym – po odwołanej w zeszłym roku debacie symetrystów i tegorocznym skasowaniu panelu z Pauliną Matysiak – sygnałem ostrzegawczym dla organizatorów, że coś poszło nie tak. Reakcje jednak sygnalizują, że do takiej refleksji daleko. A szkoda.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.